2.25.

419 30 2
                                    

Katherine odwróciła się gwałtownie słysząc znajomy głos za sobą. Wiedziała, że jest w domu, ale nie sądziła, że usłyszy to co mówi. Wolała żeby nikt o tym nie wiedział. Szczególnie Elijah...

-A ty co tutaj robisz? -zapytała zdziwiona Katherine.

-Obecnie stoję. -Powiedziała spokojnie Clair.

-Myślałam, że poszłaś z Tatią na zakupy.

-Miałam iść, ale jest teraz z Daviną. -Mruknęła, siadając na kanapie. -Gdzie Elijah i reszta moich braci? -zapytała po chwili.

-Poszli coś załatwić. -Powiedziała po czym nalała sobie whisky do szklanki i wypiła całą zawartość jednym łykiem.

-Pójdę już. Jestem zmęczona.

Clair wstała z kanapy i wyszła z salonu. Katherine została sama. Hope jeszcze śpi więc ma jak na razie spokój. Choć nie wiedziała ile to potrwa to jednak wolała cieszyć się tą chwilą już teraz. Nie wiadomo kiedy wróci Elijah lub ktokolwiek inny kto mógłby zająć się dziewczynką. Ona nie miała zbytnio ochoty na to. Wolała spędzać czas samemu lub z kimś interesującym. W tym przypadku z Elijah'ą, ale go obecnie nie ma więc jest zdana sama na siebie dopóki Hope się nie obudzi.

~*~

Elijah, Klaus i Kol weszli do domu Daviny. Już wcześniej się z nią umówili, że pomoże im spróbować dowiedzieć się kto stoi za morderstwami czarownic w Nowym Orleanie. Mogła to zrobić Clair, ale nie chcieli żeby się męczyła a takie zaklęcie kosztowało by ją wiele sił. Freya jest niewiadomo gdzie. Nawet nie mają z nią żadnego kontaktu. Znikła z dnia na dzień bez słowa. Szukali jej, ale i tak niczego się nie dowiedzieli. Podejrzewali, że znikła przez te zabójstwa. W sumie to lepiej dla niej i też dla nich. Przynajmniej ona jest bezpieczna. Gdziekolwiek jest.

-Witaj, Davino. -jako pierwszy odezwał się Elijah.

-Może oszczędźmy sobie tych uprzejmości i przejdźmy od razu do rzeczy. -Skomentował Klaus. Nie chciał tracić czas na jakieś bezsensowne rozmowy. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się kto stoi za morderstwami i pozbyć się tego osobnika. Pragnął zapewnić bezpieczeństwo swojej siostrze i jej nienarodzonemu dziecku.

-To trochę zajmie. -Powiedziała Davina.

-Więc bierz się już do roboty.

Davina odwróciła się i podeszła do stolika gdzie były świece, mapa i księga zaklęć. Rodzeństwo odeszło kawałek od niej by porozmawiać.

-To zaklęcie pozbawi ją sił na jakiś czas dlatego będzie trzeba ją chronić. -Powiedział cicho Elijah.

-Marcel może się tym zająć. -Mruknął Klaus. Nie był zbytnio przekonany do opieki nad dziewczyną. Już i tak jego rodzina musi chronić Katherine. Ale gdy coś się jej stało to Clair nigdy by mu tego nie wybaczyła. Im wszystkim. -My się nią zajmiemy. -Dodał po chwili.

-Żartujesz? -zapytał zaskoczony Kol.

-Nie. -Odpowiedział krótko. -Gdy skończy to się spakuje. Kol poczekasz z nią i zaprowadzisz do nas. -Powiedział stanowczo.

Kol westchnął ciężko. Nie wyobrażał sobie tego. Kilka miesięcy temu zerwali ze sobą. Od tamtego czasu nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Tęsknił za nią, ale nie potrafił przyznać się do błędu. Chciał wrócić do niej i to wszystko naprawić lecz nie wiedział jak i czy dziewczyna mu to wybaczy. Przez cały pobyt tutaj ciągle się jej przyglądał. Nic się nie zmieniła od ich ostatniego spotkania. Wciąż była taka sama. Bał się, że coś może się jej stać. Że zginie. Dlatego cieszył się w głębi duszy, że ona teraz będzie mieszkać u nich. Będzie mógł częściej ją widywać, ale także będzie miał pewność, że jest bezpieczna.

Nagle Davina zachwiała się. Gdyby nie szybka reakcja Kola to leżała by na ziemi z rozbitą głową.

-Nic ci nie jest? -zapytał z troską.

-Nie. -Mruknęła słabo.

-Zabierz ją do domu, Kol. -Powiedział Elijah.

-Kto zabija? -zapytał Klaus.

-Nie wiem. Ktoś potężny. -odpowiedziała brunetka.

Klaus wściekł się. Stracił tylko niepotrzebnie czas będąc tutaj. Sam mógł w tym czasie szukać tej osoby i być może już by ją znalazł.

Kol wziął na ręce Davinę i znikł.

-Będzie trzeba się w inny sposób dowiedzieć. -mruknął Elijah.

-I już chyba nawet wiem jak. -Powiedział Klaus. Bez słowa znikł nim jego brat mógł go o cokolwiek zapytać.

~*~

Katherine opiekowała się Hope od dwóch godzinach i miała już dość. Dziewczynka była pełna energii. Nie dało się jej w ogóle uspokoić. Sytuację pogorszyły słodycze, które zjadła godzinę temu. Wampirzyca zaczynała żałować, że zgodziła się na to. Mogła zwyczajnie w świecie odmówić Elijah'y i spędzić ten dzień gdzie indziej i w znacznie lepszy sposób niż opieka nad dzieckiem.

-Ktoś tu nie daje sobie rady.

-Zamknij się, Damon. -Warknęła Katherine, odwracając się do wampira. -Sam pewnie nie dałbyś rady się zająć dzieckiem.

-Już nie raz się nią zajmowałem i szło mi to o wiele lepiej niż tobie. -odgryzł się jej.

-Już niedługo będziesz musiał to robić codziennie.

-Nie lękam się ojcostwa.

-Czyżby?

-Owszem. -Powiedział pewnie.

-Hope, kto się tobą lepiej opiekuje? Ja czy Katherine? -zapytał Damon, patrząc na dziewczynkę.

-Ty! -krzyknęła radośnie, skacząc w miejscu i śmiejąc się.

-Sama widzisz. -Powiedział do Katherine, na co ona prychnęła pod nosem. Lecz po chwili oboje zesztywnieli, słysząc znany im bardzo dobrze głos za sobą.

-Damon?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kim może być osoba, która wymawia imię Damonka? Jak myślicie? ;)

Do następnego rozdziału 😉

Gwiazdka + kom = nowy rozdział

Rodzeństwo Mikaelson & Ostatnie słowo, Mikaelson?Where stories live. Discover now