2.24.

414 37 8
                                    

Clair weszła do baru, pełnego ludzi, ale głównie były tu wampiry. Wcale nie była tym zdziwiona. Odkąd pamięta to to miejsce było oazą spokoju dla istot nadprzyrodzonych. W tym miejscu można było także spotkać Marcela. A właśnie do niego tutaj przyszła.

-Witaj, Marcel. -Powiedziała głośno Mikaelson, stojąc za nim.

Czarnoskóry od razu odwrócił się gdy usłyszał swoje imię. Był zaskoczony widząc przed sobą najmłodszą z Pierwotnych. Odkąd pamiętał ta dziewczyna nie przepadała za nim. Szczególnie od kiedy został wampirem. Tolerowała go tylko ze względu na brata. Gdyby nie on to Marcel na pewno już dawno nie żył.

-Witaj, Clair. -Przywitał się z nią gdy pierwszy szok minął. -Co cię do mnie sprowadza? -zapytał z figlarnym uśmieszkiem.

-Twoje przygłupie wampiry. -powiedziała zdenerwowana mimo, że powinna być spokojna ze względu na dziecko, ale wierzyła, że nic mu się nie stanie jak trochę podwyższy się jej ciśnienie.

-A co one takiego zrobiły, że aż Clair Mikaelson pofatygowała się żeby do mnie przyjść? -zapytał z małą kpiną w głosie, którą dziewczyna usłyszała.

-Zapewne wiesz, że w ostatnim czasie giną czarownice. -zaczęła, siadając na krześle obok niego. Była dopiero w piątym miesiącu ciąży a mimo to już odczuwała lekkie zmęczenie. -A właściwie to są zabijane. I ja chcę się tego dowiedzieć.

-I myślisz, że ja wiem kto je zabija? Myślisz, że to jeden z moich wampirów? -pytał, patrząc jej prosto w oczy ze spokojem. -To możesz stąd już wyjść bo ode mnie niczego się nie dowiesz.

-Dowiem się kto je zabija a wtedy ten ktoś gorzko tego pożałuje. -Ostrzegła ją.

-Moje wampiry za tym nie stoją. -Warknął.

Wstał od stolika z zamiarem odejścia ale nagle poczuł dość mocny uścisk na nadgarstku. Zdenerwowało go to dość mocno. Niewiele myśląc złapał Clair za gardło i przycisnął do ściany z całej siły. Trzymał ją za gardło i patrzył jak próbuje złapać powietrze.

-Jeśli jeszcze raz oskarżysz o coś moje wampiry lub zrobisz coś nieodpowiedniego przez co będą cierpieć to obiecuję, że twoje dziecko nigdy nie ujrzy tatusia. -Wysyczał jej do ucha.

Puścił ją i patrzył jak osuwa się na podłogę z trudem łapiąc powietrze po czym znikł.

Clair jeszcze przez chwilę siedziała na podłodze, uspokajając oddech. W chwili, gdy Marcel przyciskał ją tak do ściany i dusił, doszło do niej, że może coś stać się złego jej dziecku. A na to przecież pozwolić nie mogła. Musiała dbać o siebie żeby ono było zdrowe i bezpieczne. Tylko od tysiąca lat żyła swoimi zasadami. Zawsze pomaga swoim bliskim w obliczu niebezpieczeństwa. Nie mogła teraz siedzieć bezczynnie i czekać na moment aż zabiją Davinę. To nie leży w jej naturze, ale jednak wszyscy wokół niej mają rację. Powinna teraz myśleć o dziecku. Musiała odpuścić by ono mogło bezpiecznie przyjść na świat. To dziecko nikomu nic nie zrobiło. Ma większe prawo do życia niż ona...

~*~

-Gdzie byłaś? -zapytał Elijah, gdy tylko Katherine weszła do salonu. Nie widział jej od jakiegoś czasu. Zaczynał się martwić o nią. Bał się, że coś złego się mogło jej stać.

-Tu i tam. -Odpowiedziała, wzruszając ramionami. -Zwiedzałam miasto.

-Mogłaś powiedzieć to bym cię po nim oprowadził. -Powiedział spokojnie Elijah, patrząc na nią przez cały czas. Nie spuszczał z niej wzroku. Miał dziwne wrażenie, że ona coś przed nim ukrywa.

-Wolałam zrobić to sama. Pobyć chwilę w samotności i pomyśleć.

-No dobrze. -mruknął po czym cicho westchnął. Nie chciał się z nią kłócić choć czuł, że nie powiedziała mu prawdy. Ewidentnie coś przed nim ukrywała. Musiał się jedynie dowiedzieć co to takiego i dlaczego. -Zaopiekujesz się dzisiaj Hope. -Dodał po chwili.

-Że co?! -zapytała zaskoczona. W pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała. Przecież ona nigdy się nie opiekowała dziećmi. Nie potrafiła. A przynajmniej miała takie wrażenie. -A Clair nie może? Lub ktoś inny? -zapytała z nadzieją, że jednak nie będzie musiała tego robić.

-Clair jest w ciąży i musi odpoczywać. Ja, Klaus i Kol idziemy do Daviny żeby spróbowała magią dowiedzieć się kto stoi za zabójstwami czarownic.

-A Damon? Przecież on może zająć się nimi obiema.

-Damon z Rebeką szukają osoby, która chce cię zabić.

Na tą wzmiankę Katherine lekko się spięła, co nie uszło uwadze Mikaelsona, ale postanowił zostawić to na razie w spokoju. Później się dowie o co chodziło. Teraz musiał udać się jak najszybciej do Daviny z braćmi zanim dojdzie do kolejnego morderstwa.

-Do zobaczenia. -Powiedział, gdy do niej podszedł.

Pocałował ją na pożegnanie długo i namiętnie co Katherine się bardzo spodobało, ale po chwili musieli się od siebie oderwać.

Elijah ostatni raz na nią spojrzał po czym wyszedł z salonu, zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Zastanawiała się co będzie dalej. Przecież ona musi wykonać zadanie. Zostało jej mało czasu choć i tak to wszystko się przedłużyło przez ciążę dziewczyny. Będzie musiała znowu się z nim spotkać i jeszcze raz wyjaśnić jaki jest plan działania.

-Będziesz musiał mi to wybaczyć, Elijah. -Szepnęła sama do siebie.

-Co wybaczyć?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I co o tym sądzicie? Jakie jest wasze zdanie o zachowaniu Marcela?

Gwiazdka + kom = nowy rozdział

Rodzeństwo Mikaelson & Ostatnie słowo, Mikaelson?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz