Tylko tydzień?!

11.3K 845 219
                                    

 Zdzierałam gardło, dopóki nie poczułam bólu w krtani.
Pomimo że stały za mną tabuny ludzi, wrzeszczących głośniej ode mnie to miałam wrażenie, że gdy zabraknie mojego głosu, zniknie magiczna aura wypełniająca halę.

-Powoli zbliżamy się do końca- powiedział Rap Mon, ocierając mokre czoło- nadszedł ten moment, w którym musimy się ostatecznie pożegnać. Gdyby ktoś powiedział mi 10 lat temu, gdzie będę stał teraz, wyśmiałbym go. Nawet w najszczerszych marzeniach nie podejrzewałem, że dojdziemy aż tutaj. Dziękuję wam, że jesteśmy dla was tak ważni, że trwaliście przy nas pomimo trudności. Nie ukrywajmy, nie zawsze było kolorowo. Jednak nigdy nie cofnąłbym czasu, nigdy.  Dziękuję wam ARMY, dziękuję też wytwórni, rodzicom, całej rodzinie, jak i tym osobom o których nikt nie słyszał, a nam cały czas zaprzątały głowę- powiedział, patrząc wprost na Mazurek.

-Gośka, poczułam ogień- szepnęła, ściskając moje ramię, oddychając ciężej.

-Co? - przestraszyłam się - Pali się?

-Ogień w sercu idiotko.

-Chyba macicy- poprawiłam ją, a ona nie zaprzeczyła.

-AARRMMYYYYYY!- krzyknął Jin- To było najwspanialsze 10 lat, jakie ktokolwiek mógł mi dać. Pracowaliśmy najciężej jak mogliśmy, oddaliśmy wam całe nasz serce - zaczął mu się łamać głos.

Spojrzałam w bok, Vanessa i Ola trzymały się za ręce, patrząc na scenę oczami pełnymi łez. Rudowłosa dziewczyna wydoroślała, mogłoby wydawać się to niemożliwe, a jednak, miałam wrażenie, że gdybym zwróciła się do niej ''Ola'' byłoby to niestosowne, teraz bardziej pasowało do niej "Aleksandra".

-Dziękuję - powiedział, a po chwili z kieszeni wyciągnął cos czerwonego, co skrupulatnie rozwijał.

Gdy rozłożył ramiona, widowni ukazało się, wielkie serce rozmiarów człowieka, a po sali rozległ się śmiech, przerwany drżącym głosem Jimina.

-Namjoon hyung, Jin hyung, Suga hyung, Hoseok hyung, Taehyung, Jungkookie- mówił przez nos, a łzy spływały mu po policzkach- To był najpiękniejszy moment w moim w życiu, kiedy was poznałem- przerwał, odsuwając mikrofon od ust- jestem wam po prostu bardzo wdzięczny.

Chciał dodać coś jeszcze, ale jego zaciśnięte gardło odbierało mu zdolność mówienia. Zakrył twarz drobnymi dłońmi, a duże ramiona Rap Mona przyciągnęły go do siebie. Schował twarz w torsie lidera, a Jin stojący obok głaskał go po plecach.
Urządzenie trafiło w ręce Kooka, jednak niedane mu było dojść do głosu, ponieważ całą halę ogarnęła ciemność. Przez chwilę myślałam, że nastąpiło zwarcie. Moje przypuszczenia zostały rozwiane, gdy na ogromnym ekranie za ich plecami pojawiła się twarz Banga. Chłopcy ze zdziwieniem rozglądali się, nie rozumiejąc, o co chodzi, po sali rozniósł się dziki pisk.
Nie potrafiłam skupić się na wypowiedzi menadżera, jego słowa gdzieś mi umykały, wszystko czułam i słyszałam jakby zza grubego koca. Jedyne co rejestrowałam to słowa wdzięczności za przeżyte lata. Twarz menadżera zniknęła z ekranu, a na jej miejsce pojawił się inny obraz. Wszyscy wokół mnie krzyczeli, a ja stałam, jak zaczarowana patrząc na wielki wyświetlacz. Wydawało mi się, że świat zwolnił, miałam wrażenie, że stoję na widowni zupełnie sama.
Na ogromnym wyświetlaczu zaczęły pojawiać się chronologicznie urywki teledysków, przeplatane nagraniami zza kulis. Moje serce kruszyło się na coraz drobniejsze kawałki, przecież odchodząc, odbierali sobie możliwość dawania koncertów na tak wielką skalę.
Tak naprawdę, nie potrafiłam do końca zrozumieć i zaakceptować ich decyzji.
Światła ponownie się zapaliły. W tle dalej pojawiały się zdjęcia- sięgające okresu szkolnego, czy nawet przedszkolnego. Już po pierwszych sekundach, po pierwszym dźwięku, który rozbrzmiał na sali, wiedziałam, jaki tytuł nosiła ta nieszczęsna piosenka, która wypalała dziury w moich bębenkach. Twarze Bangtanów były wykrzywione w smutku. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co musieli teraz czuć.
Pokazali nam swoją historię, dowiedli, że tylko ciężką pracą można wzbić się na szczyt.
Dali nam ten zaszczyt, pozwolili być częścią tej historii.
Nie chodziło mi tu tylko o moje przyjaciółki, natomiast o tych, którzy szczerze ich kochali, Ci, którzy tak wiernie śledzili ich kroki ku górze.
Teraz możemy patrzeć, jak ich blask przygasa, dokładnie tam, gdzie jeszcze kilka lat temu dopiero zaczynał niemrawo świecić. Wtedy poczułam, jak moje serce wypełniła fala miłości.

Na drżących nogach na środek wysunął się Kook.

-Jestem piosenkarzem, tylko trochę późno się do tego przyznałem. Miraż, który zawsze wydawał się taki daleki, teraz jest przed moimi oczami- próbował opanować swoje nerwy, mocniej zaciskając palce na mikrofonie.
Mokra grzywka zakrywała mu czoło. Miałam ochotę wejść na scenę i wyściskać go, wylać cały żal tonąc w jego ramionach.

-Zawsze, gdy widzę go w takim stanie, mam ochotę płakać- powiedziała jego dziewczyna- Hyo - wyciągnęła do mnie rękę.

-Gosia- zaśmiałam się- Zwłaszcza, że jest taki nieczuły, kiedy płacze boli mnie serce.

-On nieczuły? Przecież to prawdziwy misio.- powiedziała, marszcząc brwi.

Myślałam, że wybuchnę śmiechem.
On? Misio?
Chyba nie znałyśmy tego samego Kooka. Dziewczyna chwile jeszcze patrzyła na mnie, by po chwili powrócić wzrokiem do sceny.

-Ludzie, których obserwowałem, teraz obserwują mnie. Fantazyjne gwiazdki telewizyjne są obecnie poniżej mnie. Jak kalejdoskop, to stało się w krótkim czasie, ta jedyna gra się rozpoczęła.

Gdy lider ignorując łzy, rapował, zaciskając mocniej powieki, coś w środku mnie drgnęło.

-Rozwalił system- krzyczała Mazurek, szarpiąc mnie za rękę- Rozjebał po całości. Nie mogę doczekać się wieczoru!

Ja natomiast bałam się go coraz bardziej, patrząc na wyposzczoną z uczuć Mazurek. W tym momencie byłam wniebowzięta, przypominając sobie, że nie muszę dzielić z nią pokoju.

-Tae! Tae! - słyszałam Julię.

Nie byłoby to dziwne, bo przecież normalną rzeczą było to, że dziewczyna dopingowała swojego chłopaka. Jednak problem polegał na tym, że Julia krzyczała to cały występ, nawet gdy nie było zwrotki V, a nawet gdy nie było go na scenie.
Nagle zamiast kolejnego głosu rozbrzmiała cisza.
Czysta melodia wypełniła pomieszczenie.
Spojrzałam na scenę. Hobi stał, przyciskając mikrofon do ust, nie śpiewał, rozglądał się po sali, szukając ukojenia.

-Idziemy w górę, w górę, w górę- dopiero na te słowa wszedł, próbując złapać rytm.

Dosłownie na ułamek sekundy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
A jedyne, o czym marzyłam to wejść na scenę i zamknąć go w szczelnym uścisku, nie widzieć tych okropnych łez.
Miałam wrażenie, że moja dusza opuściła ciało, stałam tam niczym zagubione dziecko, ignorując to, że hala powoli pustoszała.
Pojawił się strach.
Co teraz?
Wszystko, na co pracowałam, zostawiłam w Polsce.
Rodzinę, dom, szkołę, chłopaka.
Ale prawdą było to, że wracając do ojczyzny, to tutaj zostawiłam cały sens życia.
Musiałam teraz zadać sobie pytanie, czy chcę zostać i zacząć od zera?
Czy wrócić tam, gdzie jestem bezpieczna, nie muszę się o nic martwić, ale żyć jako puste opakowanie?
Postanowiłam, że ten tydzień zaważy na mojej decyzji.
Tylko ten jeden tydzień.
Będzie on najistotniejszy w moim życiu.

XXXXXXXX

  Jestem ciekawa ile bananków, spodziewało się rozdziału dosłownie 24.
No więc tak, pierwszy rozdział mamy za sobą, zaczynamy powolutku, ale będziemy się za niedługo rozkręcać, mam nadzieję, że będzie tu, choć w połowie taka aktywność jak na pierwszej części oraz że będzie się wam podobać, bo będę walczyć o to, żeby poprawić swój styl pisania, widziałam ogrom błędów, gdy wracałam sobie do starych rozdziałów, wszystkie początki są straszne, ale bez nich nie byłoby też końca.

I dziękuję też becie!!!
Mam nadzieję, że w tej części znikną te okropne błędy....  
A więc dobrej nocki bananki  

WE ARE BOYSWhere stories live. Discover now