Rozdział 5.

13.5K 499 33
                                    

~Sebastiano~

Szedłem właśnie ulicą obok  kawiarni, w której pracuje ta dziewczyna, chyba Nadia. Ciągnięty dziwną siłą postanowiłem wejść tam. Pod pretekstem kolejnej kawy usiadłem przy stoliku. Podeszła do mnie dziewczyna. Blond włosy miała wysoko upięte w koka, lecz kilka pasemek okalało jej twarz.

- W czym mogę pomóc?- zapytała.

- Poproszę jedną kawę.

- Zwykłą czarną, czy...- zaczęła.

- Czarna wystarczy.

- Dobrze zaraz moja koleżanka przyniesie.- powiedziała i odeszła od mojego stolika.

Po niecałych dwóch minutach podeszła do mnie Nadia. Uśmiechnęła się i postawiła na stoliku moje zamówienie.

- Widzę, że posmakowała panu nasza kawa.- powiedziała ciągle się uśmiechając.

- Tak. Jest nawet dobra.

- Cieszę się.- odpowiedziała, a jej uśmiech przygasł nieco.

- Ale niech się pani nie smuci z powodu jeden kawy.- powiedziałem i dotknąłem jej ramienia w geście pocieszenia.

- Nie, to nie z powodu kawy.

- Nie chcę wyjść na nachalnego.- zacząłem.- Ale może mi pani powiedzieć o co chodzi. Jestem znakomitym słuchaczem.

- W to nie wątpię, ale nie chcę się zwierzać panu ze spraw prywatnych.

- Rozumiem.

Między nami panowała cisza. Po chwili Nadia podniosła głowę i powiedziała.

- Za dziesięć minut kończę swoją zmianę. Poczekaj na mnie, pójdziemy do parku i ci wszystko wytłumaczę.-  wyjaśniła i zniknęła z mojego pola widzenia.

Dopiłem kawę, która swoją drogą była już zimna i wyszedłem. Stałem oparty o mur z założonymi rękoma i czekałem na dziewczynę. Po wyznaczonym czasie pojawiła się ubrana w zwykłą niebieską sukienkę. Ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku. Szliśmy ramię w ramię, więc dało się zauważyć, że była ode mnie sporo niższa.
Doszliśmy do wolnej ławki i zajęliśmy miejsce. Dookoła nas chodzili ludzie, jedni powoli ciesząc się wspaniałą pogodą, inni szybko śpiesząc się. Naprzeciwko znajdowała się ogromna fontanna wokół, której siedziały zakochane  pary i dzieci biegające po murku. Szum wody uspokajał, dzięki niej można było odpocząć od wszystkich zmartwień i kłopotów. Zastanawiałem się nad propozycją mojego ojca. Postanowił przekazać mi część udziałów w swojej firmie w Sydney. Ciekawiła mnie tylko jedna rzecz, a mianowicie haczyk, który na pewni był tam ukryty.
Zastanawiałem się jeszcze chwilę, do póki nie przypomniałam sobie prawdziwego powodu dla jakiego tu jestem. Odwróciłem się w stronę dziewczyny, lecz jakie wielkie było moje zdziwienie, gdy jej tam nie zastałem. Wstałem szybko z ławki i rozejrzałem się po parku. Szukałem wzrokiem niskiej blondynki w błękitnej sukience. Coraz bardziej się obawiałem, że sobie gdzieś poszła i się rozmyśliła.

Chodziłem już drugą godzinę po parku szukając Nadi. Zastanawiałem się, dlaczego sobie poszła. Nagle moją uwagę przykuł cichy szloch.
Ruszyłem za dźwiękiem prowadzącym za wielkie krzaki. Odgarnąłem gałęzie aby przejść między nimi. Gdy przedarłem się przez te krzaczory ujrzałem mały staw wokół, którego rosła trzcina. Na kamieniu siedziała skulona dziewczyna. To ona płakała.
Ruszyłem w jej stronę.

DestinedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz