Rozdział 1.

26.9K 672 75
                                    

~Nadia~

Obudziłam się wypoczęta. Słońce wpadało do mojego pokoju przez szparę we framudze okna. Usiadłambna łóżku, przeciągnęłam się. Na dźwięk strzelającego kręgosłupa przeszły mnie ciarki. Co prawda moje łóżko do najnowszych i najwygodniejszych nie należy, ale spać na nim się da.  Po chwili można było usłyszeć wołanie mojej mamy.

- Nadia, śniadanie już czeka. Chodź bo się znowu spóźnisz do pracy.

- Dobrze mamo, zarz zejdę.

Szybko wygrzebałam się z pościeli i uprzednio zabierając ubrania wbiegłam do łazienki. Szybki prysznic, lekki makijaż i jestem gotowa na starcie z rzeczywistością.

Schodzę po schodach do kuchni lecz nie byłabym sobą, gdybym się nie potknęła na ostatnim schodku i nie poleciała do przodu.

- Złapałem cię moja ty niezdaro.- powiedział Matteo.

- Nie jestem twoja braciszku.

- A kogo? Czyżbym o czymś nie wiedział?- zapytał sugestywnie poruszając brwiami.

- Zboczeniec z ciebie.

Wyplątałam się z jego ramion i ruszyłam w kierunku wcześniej sobie obranym, lecz znowu nie dane było mi tam dojść gdyż Matteo ewidentnie chciał się bawić w Tarzana. Wziął mnie na ręce i przerzucił sobie przez ramię.

- Ty barani łbie. Puszczaj mnie!

- Ani mi się śni.

- Mamo! Mat znowu dziczeje.- krzyknęłam na całe gardło.

- Matteo Massei, co ja ci mówiłam na temat takiego traktowania siostry?- obroniła mnie mama.

-Przepraszam mamo już ją odstawiam.

-No ja mam taką nadzieję.

Mat zaniósł mnie w końcu do kuchni. Zjadłam szybko śniadanie i żegnając się krótko z domownikami wyszłam z domu. Droga do kawiarni, w której zarabiam minęła mi bardzo szybko. Na miejscu przywitała mnie przyjaciółka.

- Cześć Adelo.- przywitałam się z blondynką.

- Witaj Nadio. Szef chce cię widzieć.

- O nie.-  jęknęłam niezadowolona-  Pewnie znowu będzie miał pretensje o to, że się spóźniłam.

- Ja tam nie wiem, ale ostatnio chodzi coś zły i na wszystkich krzyczy, więc lepiej uważaj.

- Dobra no to idę do tego tyrana.

- Powodzenia!

- Dzięki.- odpowiedziałam i ruszam   w stronę gabinetu szefa.

-  Chciał  mnie pan widzieć?- zapytałam wchodzę do małego, przytulnego pokoiku, w którym urzędował ten stary tyran.

- Tak. Usiądź Nadio.- wskazał krzesło które szybko zajęłam.- Nie podoba mi się to, że tak często się spóźniasz. Musisz się poprawić. Dlatego zdecydowałem, że będziesz zostawała po godzinach aby nadrobić stracony czas. Zostaniesz aż do zamknięcia kawiarni. Posprzątasz, umyjesz podłogi oraz stoliki i wtedy będziesz mogła wrócić do domu.

-  Dobrze skoro pan tak chce.- powiedziałam zrezygnowana.- Mogę już iść?

- Tak, tak. Idź już.

Wyszłam z gabinetu i ruszyłam na swoje stałe miejsce za ladą. Ten dzień mogłabym zaliczyć jako udany gdyby nie pewien facet, który przyszedł gdy już miałam zamykać kawiarnię.

- Dobry wieczór.-przywitał się ze mną- Czy mógłbym prosić o kawę?

-  Przepraszam ale właśnie zamykam. Niedaleko jest jeszcze czynny bufet, niech tam pan pójdzie.

-  Ale tutaj macie lepszą kawę, poza tym bardzo się spieszę więc zależy mi na czasie.

- Proszę pana ja też się spieszę.- powiedziałam już trochę zdenerwowana jego zachowaniem.

- Jedna kawa na wynos nic cię nie zbawi  Nadio.- powiedział uśmiechając się przy tym.

-  Skąd pan wie jak się nazywam?!- zapytałam wściekła.

- Ma pani to wyszyte na uniformie.- powiedział, a ja spaliłam buraka.

- To jaka ma być ta kawa?- zapytałam szybko na co mężczyzna posłał mi zwycięski uśmiech.

-  Zwykła czarna wystarczy.

- Zaraz zrobię. Proszę poczekać.

Szybko poszłabym zaplecze przygotować tą kawę. Ciągle rozmyślam o tym mężczyźnie. Wygląda na bogatego, nie to co ja. Drogi garnitur, biała koszula idealnie opinająca ciało do tego czerwony krawat.

Czemu ja tak ciągle o nim myślę? 

Zadałam sobie to pytanie, ale nie zdążyłam odpowiedzieć gdyż kawa była już gotowa. Wyszłam do tego mężczyzny i podałam mu parujący napój.

-Dziękuję, ile płacę?

- 1,5 €.- powiedziałam cicho

-Proszę bardzo.- podał mi należną kwotę.

Schowałam pieniądze do kasy i wzięłam swoją torebkę. Pogrążona w myślach wychodzę z kawiarni i zamykam drzwi na klucz, po czym chowam je do torebki i odchodzę w kierunku domu.

- Tak w ogóle nazywam się Sebastiano.- usłyszałam głos mężczyzny obok siebie i dopiero się zorientowałam, że on ciągle za mną idzie.

-Aha dobrze wiedzieć.- odpowiedziałam zdawkowo.

- Coś ty jakaś małomówna Nadio.

- Nie wydaje mi się żebyśmy przeszli na ty.

- Ale zawsze możemy to zrobić.- zasugerował.

- Czego pan ode mnie chce!- powiedziałam zła, dając silny akcent na drugie słowo.

- Ja? Nic od pani nie chcę.- zaprzeczył.

- To czemu się mnie  pan uczepił jak rzep psiego ogona?

-  Jest pani ładna, wygadana aż żal, że nie zagadać.

- Aha, a  teraz przepraszam, ale zaraz przyjeżdża mój autobus.

- Ja mogę panią zawieźć gdzie trzeba.

- Nie dziękuję.-odrzekłm wchodząc do autobusu.

I jest pierwszy rozdział. Następny pewnie będzie na początku marca. Zapraszam do zostawienia gwiazdki i komentarza po sobie.

P.S. Przyjmę wszelką krytykę, także zachęcam.

Data publikacji: 19.02.2017r

DestinedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz