Tropiła cholerne bractwo, odkąd dowiedziała się o ich działalności na Ziemii. Robiła to przez ostatnie stulecia i w końcu miała okazję zniszczyć ich najcenniejsze miejsce. Sprawić, że zapłacą za to, co zgotowali jej przed wiekami. Została skazana na wieczne życie na tym łez padole bez możliwości ujrzenia kojących ramion Śmierci. Ziemia była więc dla niej niczym czyściec, z którego nie sposób znaleźć ucieczki bez tajemnej wiedzy. Dla bractwa była zagrożeniem, a teraz nadszedł czas, by to zagrożenie zmaterializować.

Zacisnęła dłonie na bombie, gotowa do ostatecznego aktu buntu. W końcu, po wielu latach przygotowań była pewna, że wie, co należy zrobić. Skoro oni nie widzą mnie, to może chociaż dostrzegą to, co zostanie z ich cennego Archiwum, pomyślała. Wszystko, na co pracowali, miało pójść z dymem. W kolejnej sekundzie była gotowa odrzucić latarkę i rozpocząć najważniejszą akcję w swoim nieśmiertelnym życiu. Brakowało tylko kilku kroków, by uruchomić ładunki.

I wtedy zobaczyła jego.

Stał w noirowym półmroku – ledwie widoczny dla jej oczu. Wpatrywał się magnetyzującym spojrzeniem spod eleganckiego kapelusza fedory. Wyglądał zupełnie, jakby także ją obserwował... ale przecież to było niemożliwe. Była niewidzialna niczym wciąż żyjący duch wśród śmiertelników. On nie mógł jej widzieć. To zakłóciło trzeźwość myślenia. Omiotła szeroko otwartymi oczami znajomą twarz. Doskonale pamiętała moment, w którym widzieli się po raz ostatni – było to setki ziemskich lat temu. W jej sercu zapłonęła żywa nienawiść do tego człowieka. Najpierw ją pokochał, lecz potem zdradził w najgorszy możliwy sposób... Kiedyś wiele dla siebie znaczyli, teraz nie miało to już żadnego znaczenia.

— Nie rób tego — powiedział spokojnie, a jego głos odbił się echem od ścian tunelu. Był znajomy, niczym łyk gorącego mleka z miodem, którego posmakowała jako dziecko, będąc w jego domu.

— Widzisz mnie? — Serce jej załomotało.

Ścisnęła mocniej detonator, a światło latarki skierowała na twarz młodzieńca. W jego tęczówkach widać było iskrę, którą pamiętała. Nie zmienił się ani nie postarzał przez te wszystkie stulecia. Skąd się tu wziął? Dlaczego nadal żył? Przecież klątwa nieśmiertelnego więzienia spadła wyłącznie na nią. Zacisnęła szczęki i odsunęła od siebie pytania. Nie powinno jej to obchodzić, w końcu nienawidziła tego człowieka całym swoim istnieniem.

— Przestań. Doskonale wiesz, że to, co chcesz zrobić, nie ma znaczenia, ani sensu.

Coś w jego głosie sprawiło, że poczuła znajomy ucisk w sobie. Ponownie ujrzała obrazy, które nawiedzały ją w koszmarach. Wspomnienie jego zdrady napełniło ją rozgoryczeniem.

— Nikt nie wyzwoli cię od kary, którą odbywasz na Ziemi. Wysadzenie Archiwum Bractwa Wizytów w niczym ci nie pomoże — kontynuował, stojąc wciąż w półmroku stacji.

Prychnęła, otrząsając się już z nagłego ucisku nostalgii.

— Pojawiasz się w ostatniej chwili, po setkach lat i myślisz, że możesz mnie pouczać?! — wrzasnęła, czując narastającą wściekłość i zagarniające ją ramiona obłędu. — Zdradziłeś mnie! Przez ciebie jestem uwięziona w tym popierdolonym wymiarze!

Zmierzył ją zaniepokojonym spojrzeniem. Była rozdygotana, a jej twarz musiała przypominać oblicze obłąkanej. Po tylu latach przestała kontrolować swoje emocje i wygląd. W końcu pozostawała niewidzialna. Wiedziała, że wyglądała jak wrak; włosy miała skołtunione, twarz osmoloną, a ubrania stare i postrzępione. Nie miała już nic do stracenia, a obłęd od dawna stał się jej codziennym towarzyszem. Nieraz zastanawiała się, jak bardzo przypominała już swoją niezrównoważoną matkę.

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora