Rozdział 37: Tajemnica Nieśmiertelności

61 19 68
                                    


Cass została wypisana z Infirmerii tego samego wieczoru. Po szybkim prysznicu przebrała się i ruszyła do posiadłości dziekana, by zameldować się u taty. Gdy doszła na miejsce, zobaczyła, że jego samochód stał zaparkowany przed wejściem, ale auto wciąż było odpalone i warczało niemiłosiernie.

Czyżby jest tak zajęty, że zapomniał zgasić silnik?

Gdy weszła do środka, zastała prawdziwy chaos. Wszędzie walały się różne rzeczy, jakby rzucono je niedbale przy drzwiach. Na podłodze leżały papiery i śmieci. Jej ojciec nigdy czegoś takiego nie robił, był przecież niemalże pedantem.

— Tato?

Nie odpowiedział. Po kilku chwilach zbiegł jednak po schodach w popłochu.

— Cieszę się, że już jesteś w lepszej formie, ale nie mam teraz czasu, Cassily — rzucił. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.

— Tato, co się stało?! — zawołała ze strachem, ale on już trzasnął drzwiami za sobą. Obserwowała przez szybkę, jak wsiadł do auta i odjechał, nie czekając nawet na szofera.

Czując wewnętrzny niepokój i wzrastający stres, Cass skierowała się z powrotem do Balcane. Przechodziła właśnie niedaleko kilku opuszczonych szop, gdy usłyszała grzmot, jakby ktoś przewalał blaszane wiadra. Zmarszczyła czoło, bo była pewna, że hałas pochodził z wnętrza jedne z szop. Wiedziona jakimś nagłym impulsem poszła sprawdzić, kto i co tam robił.

Ostrożnie weszła do środka, uchylając wcześniej ledwie wiszące na zawiasach drzwi. Skradała się po cichu, szukając dookoła oznak czyjejś ingerencji w tym zaniedbanym pomieszczeniu. Gdy przekroczyła próg kolejnej sieni wyłożonej słomą, zobaczyła w końcu sprawcę wcześniejszego hałasu. Przy jednej ze ścian stał Ash, obok niego zaś ustawiona była spora sztaluga oraz płótno oparte o pilśnie. Mężczyzna był całkiem oderwany od rzeczywistości, malował swój obraz, jak zahipnotyzowany. Jego dłoń z pędzlem wysuniętym między palce sunęła po płótnie, znając dokładnie każdy kierunek, każde maźnięcie farby, każdy milimetr obrazu, który był przekładany z głowy Asha na podobrazie.

Cass zrobiła kilka kolejnych kroków zafascynowana tym, co obserwowała. Dopiero po chwili dostrzegła, co malował. Zaniemówiła.

Na obrazie były duże, dwukolorowe oczy uśmiechające się do oglądającego. Poniżej delikatnie odwzorowany został drobny nos i pełne, lekko uchylone w radości usta. Twarz w kształcie pięciokąta otulały długie, czarne włosy, opadające zwiewnymi falami. Cass nie mogła oderwać wzroku od tego wizerunku, bo przedstawiał ją. Choć nigdy nie postrzegała siebie w taki sposób. Na tym obrazie wyglądała jak królowa piękności.

Coś chrupnęło pod nogami dziewczyny i Ash odwrócił się wyrwany z artystycznego transu.

— Wybacz. Nie chciałam ci przeszkadzać — powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.

Rowley spojrzał na nią, później na obraz i zaśmiał się pod nosem, pokazując przy tym dołeczki.

— Nie miałaś go zobaczyć. Przynajmniej na razie — wyjawił z zakłopotaniem.

— Jest piękny — westchnęła, podchodząc bliżej.

Mężczyzna odsunął się, torując drogę do sztalugi. Cass wyciągnęła palec, by przejechać po rysach kopii swojej twarzy.

— Nie dotykaj. Jeszcze nie wysechł.

Posłała mu uśmiech i pokiwała głową. Wciąż nie mogła przestać przyglądać się temu arcydziełu. Z drugiej zaś strony, Ash nie mógł oderwać oczu od niej.

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Where stories live. Discover now