Rozdział 23: Siła Rażenia

73 20 49
                                    


Gdy zdjęto jej z głowy worek, ujrzała wąsatego mężczyznę, który stał na samym końcu długiej, dekorowanej na złoto sali. Zamrugała powoli, bo wzrok wciąż wracał do normalności.

Przed Cass stał profesor Oakley. Obok ustawione były inne krzesła, a studenci na nich siedzący, wciąż mieli na głowach worki. Rozejrzała się po sali w amoku, ale nikogo oprócz nauczyciela przed sobą nie rozpoznała. Po kątach czaili się ci sami żołnierze, których widziała podczas Ceremonii Prób. Wyglądali jak ninja, ubrani od stóp do głów w czarne kostiumy zasłaniające pół twarzy. Podeszli bliżej i zaczęli zdejmować worki z głów uczniów. Wszyscy byli równie zdezorientowani. Oakley nawet na nich nie spojrzał. Trzymał w pomarszczonych dłoniach kilka arkuszy papieru i wpatrywał się w nie uporczywie, ruszając nerwowo gęstymi wąsami.

Nagle boczne drzwi do sali otworzyły się z łoskotem i do pomieszczenia wkroczył wysoki mężczyzna o stoickim wyrazie twarzy. Omiótł wnętrze wyniosłym spojrzeniem. Tym razem Cass nie mogła oderwać od Trevora wzroku. Przełknęła ślinę nerwowo. Nie wiedziała, na co miała się przygotować.

Czyżby postanowili przeprowadzić chrzest pod osłoną nocy, nie powiadamiając o tym studentów? Ale, czemu musieli nas najpierw znokautować? Gdzie znajdowała się złota sala i dlaczego tata nic o tym nie wspominał? Czy wiedział w ogóle, co tu się zaraz odbędzie?

Poczuła dreszcz.

Ręce jej się spociły, bo od kilku minut bezwiednie miętosiła dół swetra. Przy najdrobniejszym szmerze, rozglądała się panicznie. Przełknęła gulę w gardle i kątem oka zobaczyła ruch na sali. Trevor bez słowa zwłoki, zajął miejsce za plecami profesora. Stanął w miejscu, gdzie nie sięgało światło lamp, przez co Cass nie mogła się mu lepiej przyjrzeć.

— Skoro jesteśmy już w komplecie... — Oakley zabrał głos. — Jak wiadomo, tylko nieliczni zostają przyjęci do Kolegium Nigelthen. Znaleźliście się tutaj nie bez powodu i dlatego poznacie prawdę — zaczął tajemniczo, podchodząc bliżej. — Szczęśliwców wyłaniamy poprzez specjalne... testy genetyczne.

Cass otworzyła szerzej oczy, nie wierząc w to, co słyszała.

— Tylko one są w stanie dowieść, czy uczniowie wywodzą się z jednego ze znamienitych rodów. Tym samym, czy nadają się do naszego kolegium — zawiesił głos. — Możecie myśleć, że to normalna placówka i nic w tym dziwnego, jednakże... Tylko wybrani będą mogli odkryć prawdziwe sekrety Nigelthen — zaznaczył tajemniczo. — Prościej mówiąc, wszyscy jesteście potomkami Klariuszy, dlatego należycie do domu Sepicieli. Drzemią w was umiejętności, o których większość z was doskonale zdaje sobie sprawę. Inni właśnie zaraz będa mieli okazję się o nich przekonać — powiedział to z taką lekkością, że Cass automatycznie wybałuszyła oczy.

— Teraz czeka was chrzest, który ostatecznie wyłoni wyjątkowych studentów. Ci zostaną nagrodzeni szczególnymi przywilejami i będą mogli dołączyć do Stowarzyszenia Paproci, by dalej szlifować swoje talenty.

Cass wodziła wzrokiem za niskim profesorem o wyglądzie Einsteina z napiętym wyrazem twarzy.

— Na stole pod ścianą stoją szklanki. Weźcie po jednej i wypijcie jej zawartość. Śmiało, nic wam nie będzie — uśmiechnął się i pokazał dłonią, że studenci mają zrobić to teraz. Cass ruszyła się z miejsca, nie spuszczając wzroku ze stojącego w cieniu Trevora. Czuła, że on też ją obserwował.

Studenci przy stole pozostawali spokojni – nawet nie rozmawiali. Nie byli wystraszeni, a raczej zdeterminowani. Cass natomiast zachowała czujność. Zmierzyła podejrzliwym wzrokiem zawiesisty płyn. Wyglądem przypominał gęsty sok jabłkowy. Nie chciała go pić, ale Oakley nie spuszczał z niej wzroku. Pozostali opróżnili szklanki, więc Cass też przechyliła swoją jednym ruchem. Substancja była nieznośnie słodka i zarazem metaliczna w smaku. Dziewczyna skrzywiła się w obrzydzeniu.

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓حيث تعيش القصص. اكتشف الآن