Prolog

1K 109 339
                                    


„(...) Linia podziału między dobrem, a złem przecina serce każdego człowieka. (...) W trakcie życia linia ta ulega przesunięciom, to ustępując wstecz przed rozpierającym się radośnie złem, to zostawiając więcej pola świtającemu dobru".

Aleksandr Sołżenicyn, Archipelag GUŁag 1918–1956

⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅

„Nauczyłem się wiele na temat dobra i zła. Nie zawsze są takie, jak wydają się być".

Charles Van Doren


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅


Londyn,

grudzień, 1952 r.

Nadejście wielkiej mgły idealnie zagrało na jej korzyść. Ulice oślepły, a wraz z nimi mieszkający w Londynie ludzie. Chodzili po omacku, z wyciągniętymi przed siebie rękoma, z wytrzeszczonymi w przerażeniu oczyma. Mężowie ukrywali przed żonami lęki, a matki zerkały z niepokojem na swoje dzieci. Politycy zaś milczeli, zaciskając dumne usta. Domy i mieszkania wypełniały się powoli upiornymi charkotami, dusznościami i kaszlem. Ona zaś szła ulicą i nie mogła rozpoznać nikogo. Nawet siebie. Było już za późno, by się rozmyślić, i nie miała zupełnie nic do stracenia. Sunęła więc dalej w doskonale znanym sobie kierunku.

Zatłoczony zwykle Londyn zmienił się ostatnio w miasto umarłych. Choć żaden śmiertelnik nie mógł jej ujrzeć, to wyraźnie słyszała odległe, nęcące szepty. Wołały ją. Ruch na ulicach zmalał prawie do zera, lecz niektórzy kierowcy musieli wsiąść za kierownicę. Podążali więc za latarnikiem niczym wybrani za Mojżeszem. Chociaż, niosące nadzieję źródło światła nie potrafiło rozproszyć gęstych mroków. W swoim przerażeniu nie dostrzegła nawet czubków własnych butów.

Nikt z przechodniów nie okazywał jednak paniki. Chowali ją głęboko do kieszeni wełnianych płaszczy. Dusili wszystkie obawy i zmartwienia, jak na Brytyjczyków przystało. Na ulicy zakrywali usta chustkami i kołnierzami. Ona nie musiałam tego robić. Dobrze wiedziała, że przeklęty londyński smog jej nie zabije. Nic ani nikt nie mógł tego dokonać.

Stacja metra przy Down Street była zimna, pusta i zasłana ciemnością od dwudziestu długich lat. Jednak nawet tu, w powietrzu unosiła się mętna łuna smogu, przeszkadzająca w ocenie otoczenia. Schodząc na dół, kobieta zwróciła uwagę na zapleśniałe skrawki plakatów z czasów, gdy miejsce to służyło za bunkier – wciąż wisiały na ścianach. Prychnęła na myśl, że równie dobrze sama mogła je tu umieścić wiele lat temu.

Już dawno przestała liczyć, ile stuleci minęło, odkąd błąkała się po tym zapchlonym świecie. Nie pamiętała też ilości prób, by zwrócić na siebie uwagę członków Bractwa Wizytów. By złamać swoją klątwę. Teraz w rękach trzymała własnoręcznie wykonaną bombę. Była bardziej, niż gotowa, aby zakończyć to wszystko raz na zawsze. Miała nadzieję, że teraz w końcu uda jej się zmusić ich do reakcji.

Ciszę dookoła przerywały tylko jej zdecydowane kroki i nieregularne gwizdy wiatru, który wdzierał się w opustoszałe korytarze. Brzmiał jak lament uwięzionych dusz. Poruszała się czujnie, nie chcąc ingerować w naturalną aurę opuszczonej stacji. W ręku pewnie ściskała latarkę, starając się znaleźć ścianę, za którą ukryte było przejście do Archiwum Bractwa Wizytów. Była pewna, że tu jest, bo studiowała plany Down Street z maniakalną dokładnością. W końcu udało jej się zlokalizować właściwe miejsce i poczuła napięcie, ale też ekscytację – taką, która wzrasta przed osiągnięciem ważnego celu, czy przed spełnieniem marzenia.

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz