Rozdział 44: Na Właściwym Miejscu

63 15 42
                                    


Zorientowanie się w terenie zajęło Cass dłuższą chwilę. Okazało się, że wciąż była niedaleko Nigelthen. Z uwagi na to, że panował już wieczór, próbowała z całych sił przemienić się w cień. Robiła to przecież milion razy w Termorze i lubiła uczucie ulatywania nad ziemią. Nie była jednak w stanie wykrzesać z siebie tyle energii. Pozostawały więc tylko przyziemne metody transportu. Po przejściu kilku mil udało jej się wsiąść do autobusu. Dziękowała w duchu za kilka drobniaków, które znalazła w kieszeni.

Szybki krokiem przemierzała korytarze. Doskonale już wiedziała, dlaczego została okrzyknięta bezdomną i nie pasowała do żadnego z domów w Nigelthen. Wszystko dlatego, że była po części Klariuszką i Termorianką – jako pierwsza wywodziła się z dwóch ras naraz. Dlatego jedno jej oko było błękitne, a drugie prawie czarne. Jej geny były rozdwojone pomiędzy obiema magicznymi rasami.

— Cass, tak bardzo się martwiłam! — Usłyszała wołanie Tary. — Kiedy dowiedziałam się, że zostałeś porwana, myślałam, że cię straciłam na zawsze! — Dziesiątki jej bransoletek zadzwoniły i bez ostrzeżenia rzuciła się, ściskając przyjaciółkę z całej siły.

— Wszystko już porządku — zapewniła ją z uśmiechem. — Nic mi nie jest, naprawdę.

Tara spojrzała jej prosto w oczy i uśmiechnęła się lekko, choć wciąż miała łzy w oczach.

— Tak się cieszę, że jesteś z powrotem — wyszeptała przyjaciółce do ucha. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła!

Cass poczuła ogromną wdzięczność za jej troskę i wsparcie. Wiedziała, że razem przetrwają wszystkie burze, jakie ich jeszcze czekały.

— Wszystko u ciebie w porządku? Gdzie jest reszta? — Cass obejrzała Tarę od stóp do głów.

— Dziekan Edevane wszystko wyjaśnił. Zawrócili wszystkie auta, ale nigdzie nie mogliśmy ciebie znaleźć. Twój ojciec oszalał! Wyjechał z Nigelthen i cały czas cię szuka.

— Ale minął tylko jeden dzień — zdziwiła się.

— Nie, Cass... Nie było cię ponad tydzień.

Poczuła dreszcze.

— Już jestem. Wszystko jest w porządku. Powiedz reszcie, że wróciłam. Lane na pewno ma sposób, by zawiadomić mojego ojca. Zaraz do ciebie dołączę. Muszę najpierw gdzieś iść.

Tara pokiwała głową i obie zwróciły się w przeciwnych kierunkach.

Cass wdrapała się na piętro profesorskie i odszukała odpowiednie drzwi. Nie czekając na zaproszenie, pchnęła je i gorący powiew buchnął jej w twarz. Ash stał w półmroku swojego saloniku, przepasany jedynie ręcznikiem. Ogień z kominka idealnie oświetlał jego dobrze wyrzeźbione ciało. Przed chwilą musiał brać prysznic, bo woda kapała mu z ciemnych kosmyków na barki.

Widząc go w takim wydaniu, Cass od razu poczuła zalewającą ją falami tęsknotę, bo już pamiętała kim dla siebie kiedyś byli. Kim są. Nie była pewna, czy minęły lata, czy setki lat, ale pamiętała, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj.

Patrzyła na jego zszokowaną minę, gdy łzy zaczęły cisnąć jej się do oczu.

— Cassily? Co ty tu robisz?

Zawahała się, nie wiedząc, jak powiedzieć mu o tym, co się wydarzyło. Nie wiedząc, jak się zachować po prostu podbiegła do niego i przytuliła się do wilgotnej klatki piersiowej. Nie czekał długo i też objął ją ostrożnie ramionami.

— Wszystko w porządku?

Odsunął się ostrożnie i spojrzał Cass w zalane łzami oczy.

— Usiądź. Chcesz się czegoś napić? — zaoferował, szukając na zagraconym fotelu jakiejś koszulki. — Zaraz wracam. Poczekaj tutaj.

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt