Rozdział 6: Spotkania z Duchami

166 33 166
                                    


Cass szła przez dziwny las i miała wrażenie, że kiedyś była już w podobnym miejscu. Różnił się jednak od scenerii, do których przywykła. Tutaj drzewa nie wyglądały normalnie. Były raczej spalonymi pniami, powyginanymi w różnych kierunkach; z gałęziami, które wyciągały się w przestrzeń, niczym ręce zawieszonych w czasie kościotrupów. Niebo zaś pokryte było krwista łuną, a w powietrzu unosił się pył i odurzający smród siarki.

Dziewczyna śledziła postać. Tajemnicza kobieta szła kilka kroków przed Cass. Wyglądały bardzo podobnie. Jedyna różnica polegała na tym, że tamta miała na sobie czerwoną suknię z kompletnie innej epoki. Nagle zatrzymała się, oczekując na kogoś, więc Cass schowała się za spalonym drzewem, by obserwować sytuację.

Usłyszała mamrotanie nieznajomej:

— Muszę go przekonać. To jedyne wyjście...

Powietrze zawirowało i naprzeciwko kobiety w sukni pojawiła się cienista masa bez wyraźnego kształtu. Ciemność wkrótce uformowała się w sylwetkę i na polanie stanął młody mężczyzna. 

We śnie Cass nie mogła dostrzec jego twarzy, włosów, ani żadnej cechy charakterystycznej, lecz czuła wewnątrz, że go znała. Był smutny, rozżalony wręcz. Kobieta w sukni otworzyła usta, by się odezwać, ale nie zdążyła, bo mężczyzna w mgnieniu oka podszedł tak blisko, że dzieliło ich kilka cali. Złożył na jej ustach pocałunek  muśnięcie warg na przywitanie. Było w tym geście coś zdradzieckiego i zdawało się, że wolałby tego uniknąć.

Cass zamrugała jak zahipnotyzowana i uświadomiła sobie, że stała w zupełnie innym miejscu. Miała na sobie czerwoną suknię. Zamieniła się miejscami z tamtą kobietą. Mężczyzna zaś tkwił tuż przed nią i patrzył w oczy z prawdziwym żalem. Zupełnie, jakby chciał przeprosić za to, co zaraz miało się wydarzyć. Wtedy poczuła coś ciężkiego na dłoni. Mężczyzna w mgnieniu oka wcisnął jej rozżarzony do czerwoności wisior na łańcuszku. W tej samej chwili, za jej plecami pojawił się gwałtowny wiatr  czarna chmura uformowała się obok. Potem mężczyzna popchnął Cass i została pochłonięta przez wir.

Obraz polany oddalał się, jakby wpadła do króliczej nory. Czuła obrzydliwy swąd, przypominający spaloną gumę, a świst i huk setek wystrzałów wypełnił jej głowę. W dłoni ściskała wisior i czuła, że żar rozchodził się po całym jej ciele. Przyczyną tego nie był jednak przedmiot, a uczucie głębokiej zdrady, jakie przeszyło jej wnętrzności. Mogła przysiąc, że czuła namacalnie stalowy nóż wbity w plecy. Zaczęła wrzeszczeć, czując, że nieznajoma siła próbowała rozedrzeć ją na strzępy. Krzyczała z powodu zdrady, którą zgotował jej ktoś bliski. Ktoś, kogo nie pamiętała...

Hałas się oddalił i wylądowała w zaspie, oślepiona przez jaskrawe światło. Wszystkimi zmysłami poczuła gorący powiew; w tym miejscu panował ukrop. Dookoła z ziemi wystawały setki kryształowych, sieągających kilka metrów stalagmitów. Całość wyglądała jak szklany las. Pod nogami kłębił się biały puch, ale nie był to śnieg, a coś zupełnie innego. Tutaj nawet powietrze miało inną ciężkość. To był odmienny świat...

Cass podniosła się z kolan i otrzepała czerwoną suknię z odłamków kryształów. Gdy usłyszała tupot biegnących osób, zerwała się z miejsca. Nie wiedziała nawet, dlaczego to zrobiła. Jedyne, czego była świadoma, to zbliżające się zagrożenie. Biegnąc, czuła, jakby w głowie bitwę prowadziły dwie postaci. Jedna, która doskonale wiedziała, co się działo oraz druga, która wydawała się tam być z czystego przypadku. Do umysłu pchały się obce myśli i zamiary. Zupełnie, jakby ktoś nią sterował. Nogi kazały uciekać, więc biegła jak maszyna. Zdawała sobie sprawę, że była w niebezpieczeństwie i ktoś zaraz miał ją złapać. Ale kto i po co?

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Where stories live. Discover now