Cass szła przez dziwny las i miała wrażenie, że kiedyś była już w podobnym miejscu. Różnił się jednak od scenerii, do których przywykła. Tutaj drzewa nie wyglądały normalnie. Były raczej spalonymi pniami, powyginanymi w różnych kierunkach; z gałęziami, które wyciągały się w przestrzeń, niczym ręce zawieszonych w czasie kościotrupów. Niebo zaś pokryte było krwista łuną, a w powietrzu unosił się pył i odurzający smród siarki.
Dziewczyna śledziła postać. Tajemnicza kobieta szła kilka kroków przed Cass. Wyglądały bardzo podobnie. Jedyna różnica polegała na tym, że tamta miała na sobie czerwoną suknię z kompletnie innej epoki. Nagle zatrzymała się, oczekując na kogoś, więc Cass schowała się za spalonym drzewem, by obserwować sytuację.
Usłyszała mamrotanie nieznajomej:
— Muszę go przekonać. To jedyne wyjście...
Powietrze zawirowało i naprzeciwko kobiety w sukni pojawiła się cienista masa bez wyraźnego kształtu. Ciemność wkrótce uformowała się w sylwetkę i na polanie stanął młody mężczyzna.
We śnie Cass nie mogła dostrzec jego twarzy, włosów, ani żadnej cechy charakterystycznej, lecz czuła wewnątrz, że go znała. Był smutny, rozżalony wręcz. Kobieta w sukni otworzyła usta, by się odezwać, ale nie zdążyła, bo mężczyzna w mgnieniu oka podszedł tak blisko, że dzieliło ich kilka cali. Złożył na jej ustach pocałunek – muśnięcie warg na przywitanie. Było w tym geście coś zdradzieckiego i zdawało się, że wolałby tego uniknąć.
Cass zamrugała jak zahipnotyzowana i uświadomiła sobie, że stała w zupełnie innym miejscu. Miała na sobie czerwoną suknię. Zamieniła się miejscami z tamtą kobietą. Mężczyzna zaś tkwił tuż przed nią i patrzył w oczy z prawdziwym żalem. Zupełnie, jakby chciał przeprosić za to, co zaraz miało się wydarzyć. Wtedy poczuła coś ciężkiego na dłoni. Mężczyzna w mgnieniu oka wcisnął jej rozżarzony do czerwoności wisior na łańcuszku. W tej samej chwili, za jej plecami pojawił się gwałtowny wiatr – czarna chmura uformowała się obok. Potem mężczyzna popchnął Cass i została pochłonięta przez wir.
Obraz polany oddalał się, jakby wpadła do króliczej nory. Czuła obrzydliwy swąd, przypominający spaloną gumę, a świst i huk setek wystrzałów wypełnił jej głowę. W dłoni ściskała wisior i czuła, że żar rozchodził się po całym jej ciele. Przyczyną tego nie był jednak przedmiot, a uczucie głębokiej zdrady, jakie przeszyło jej wnętrzności. Mogła przysiąc, że czuła namacalnie stalowy nóż wbity w plecy. Zaczęła wrzeszczeć, czując, że nieznajoma siła próbowała rozedrzeć ją na strzępy. Krzyczała z powodu zdrady, którą zgotował jej ktoś bliski. Ktoś, kogo nie pamiętała...
Hałas się oddalił i wylądowała w zaspie, oślepiona przez jaskrawe światło. Wszystkimi zmysłami poczuła gorący powiew; w tym miejscu panował ukrop. Dookoła z ziemi wystawały setki kryształowych, sieągających kilka metrów stalagmitów. Całość wyglądała jak szklany las. Pod nogami kłębił się biały puch, ale nie był to śnieg, a coś zupełnie innego. Tutaj nawet powietrze miało inną ciężkość. To był odmienny świat...
Cass podniosła się z kolan i otrzepała czerwoną suknię z odłamków kryształów. Gdy usłyszała tupot biegnących osób, zerwała się z miejsca. Nie wiedziała nawet, dlaczego to zrobiła. Jedyne, czego była świadoma, to zbliżające się zagrożenie. Biegnąc, czuła, jakby w głowie bitwę prowadziły dwie postaci. Jedna, która doskonale wiedziała, co się działo oraz druga, która wydawała się tam być z czystego przypadku. Do umysłu pchały się obce myśli i zamiary. Zupełnie, jakby ktoś nią sterował. Nogi kazały uciekać, więc biegła jak maszyna. Zdawała sobie sprawę, że była w niebezpieczeństwie i ktoś zaraz miał ją złapać. Ale kto i po co?
YOU ARE READING
Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓
FantasyNieświadoma istnienia czegoś znacznie większego niż nasz świat, odkryłam, że moje życie było jednym wielkim kłamstwem... Kiedy nadprzyrodzony prześladowca Cassily zaczął pojawiać się także na jawie, otworzyły się przed nią drzwi Oksfordu i jego taje...