ZBLIŻENIA |Lucy

387 37 3
                                    

Kiedy wszyscy zakończyliśmy rozmowy z nadal nieprzytomnym Stiles'em, zebraliśmy się wokoło Derek'a, by omówić plan na dzisiejszy wieczór. Pierwsze co na pewno ustaliliśmy to fakt, że Isaac zamknięty w pomieszczeniu lub przypięty łańcuchami nie zmieni przyszłości, którą widziałam. I tak znajdzie się w głównym wydarzeniu. Postanowiliśmy pilnować go do czasu pełni. Nie możemy pozwolić by zabił niewinne osoby. Na jego prywatną straż wyznaczyliśmy Derek'a i Scott'a, którzy w porównaniu do Isaac'a panowali nad sobą. Drugą ustaloną sprawą był układ między Lydią, mną i Allison. Wszystkie trzy miałyśmy zebrać się nad urwiskiem by ustawić pułapkę, na tajemniczą postać. Byliśmy święcie przekonani, że jest nią zakapturzona postać z jaskiń. Jeśli plan złapania jej się uda, być może zakończymy rozprzestrzeniające się zło. Czarnym postaciom chodzi tylko o jedno, spowodowanie by cały świat pogrążył się w wiecznym mroku bez słońca i bez nadziei. Wszędzie będzie czuć śmierć i rozpacz.

Do pełni zostało nam pięć godzin. Telefon Scott'a urywał się od telefonów od jego mamy. Z małych kamer, które użyczyła Allison od ojca, widzieliśmy, że nadal tkwili zamknięci w pomieszczeniu, gdzie ich zostawiłam. Siedzieli pod jedną ścianą i chyba rozmawiali. Nie mieliśmy dźwięku więc nie wiem o czym.

Zastanowiłam się nad pułapką, po którą pojechali Scott wraz z Allison do domu Argent'ów. Nie wiem skąd ta dziewczyna ma tyle broni i sprzętu, ale nie chciałam w to wnikać. Trochę już miałam informacji o rodzinie łowców. Odgoniłam od siebie te myśli.

Lydia wraz z Derek'iem poszli sprawdzić informację o ostatnich dziwnych atakach w miasteczku do biura szeryfa. Miałam nadzieje, że coś znajdą. To mogło by nam pomóc, gdybyśmy dowiedzieli się czegokolwiek o naszych wrogach. Styl atakowania, w jaki sposób zabijały swoje ofiary...

- Lu ? - usłyszałam wołanie Isaac'a dochodzące z drzwi wejściowych od sali.

Spojrzałam w tamtym kierunku nadal zamyślona nad sprawami dzisiejszego dnia. Nie byłam pewna, czy wszystko zamknęliśmy na ostatni guzik. Zmarszczyłam czoło, wciąż się głowiąc.

- Wszystko okej? - Isaac ruszył w moją stronę - Wyglądasz na zmartwioną.

Jego wzrok był zatroskany. Odkąd mnie odnalazł, cały czas wyglądał jakby się bał, że mnie skrzywdzi lub ponownie utraci. Praktycznie staliśmy się nierozłączni. To on wraz z pomocą Allison wprowadzili mnie dokładniej w świat nadprzyrodzonego Beacon Hils. Dzięki jego wytrwałości i cierpliwości pogodziłam się z aktualnym losem.

Uśmiechnęłam się. Ja i Isaac dostaliśmy najłatwiejsze zadanie z dwóch powodów. Moja noga w gipsie nie nadawała się na dalekie wypady, a Isaac odczuwał pierwsze skutki działania księżyca. Postanowiliśmy, że zostaniemy by pilnować Stiles'a.

- Zastanawiam się czy czegoś nie przeoczyliśmy - Odparłam, zerkając za siebie. Stiles nadal spał i nie dawał najmniejszych oznak, że w najbliższym czasie się obudzi. - I chyba ominęliśmy jeden szczegół.

Isaac podążył wzrokiem za mną i natychmiast zrozumiał. Nasz ranny przyjaciel zostanie sam, bez żadnej opieki kogokolwiek z naszej paczki.

- Stiles...

Pokiwałam głową, potwierdzając.

- Lucy, wydaje mi się, że on jest najbezpieczniejszy z nas wszystkich w tym momencie - Isaac podszedł do mnie o dwa kroki. Odwróciłam się ponownie do niego. Patrzył mi prosto w oczy. - Zobacz tylko. Jest pod opieką wszystkich lekarzy i pielęgniarek w Beacon Hils. Jest zamknięty w pokoju przeznaczonym dla intensywnej terapii. Lu, nic mu nie będzie.- Kucną przy mnie, a ja złapałam się za krzesło, czując nagłą bliskość.- Lepiej martw się o siebie. Idziesz na pole bitwy, gdzie będę i ja. Jestem niebezpieczny, Lucy.

- Nie zmienię zdania. Pójdę tam z dziewczynami i pomogę wam wszystkim - odparłam pochylając się na krześle, lekko poddenerwowana jego propozycją wycofania się z walki - Nie zmienię zdania, nie mogę zostawić cie samego.

Isaac zerknął mi w oczy, a mnie pochłoną błękit i nie chciał puścić. Czułam się jak zahipnotyzowana.

- Nie jestem w stanie zagwarantować ci tam bezpieczeństwa. - Odezwał się niższym głosem.

Złapałam się mocniej uchwytów krzesła, odsuwając się w tył. Isaac wykorzystał to i przybliżył się, górując nade mną swoim wzrostem. Mimo tego iż pół klęczał a wpół stał, wydawał się jeszcze wyższy. Prawie zlewałam się z oparciem mebla, patrząc w piękne oczy chłopaka. On nadal nie dawał za wygraną i przybliżał się nie tyle co twarzą, a całym ciałem. Czułam się jakbym była uwieziona.

Nie bałam się go. I zdaje mi się, że on to wiedział, zdawał sobie z tego sprawę. Chciałam mu to udowodnić, ruszyć się i dać znak, że ta bliskość wcale mi nie przeszkadza. Pragnęłam dotknąć jego mięśni pod koszulką by sprawdzić czy rzeczywiście są tak mocno zbudowane jak mi się wydawało. Pragnęłam pogłaskać go po policzku i szepnąć, że będę tam i nie pozwolę mu nikogo zabić.

Lecz nie zrobiłam tego. Nie byłam w stanie, czułam jak drżą mi wszystkie mięśnie. Reagowałam tak na niego? Nie możliwe... Ja i Isaac to bardzo nietypowy temat. Poznaliśmy się na stronie internetowej tylko po to by być przyjaciółmi prawda? Zasada była prosta, on miał mnie znaleźć, ale nie było mowy o pocałunkach czy o takiej bliskości. Miała być to tylko dystansowa znajomość internetowa.

Ale nią nie była, czyż nie? To jest świat realny. Miało nigdy nie dość do tego spotkania. Miałam nie dopuścić by moje życie było zmienione pod wpływem szczeniackich miłości.

Jednak moje życie zostało zmienione przez nadprzyrodzone moce.

Za dużo myślałam.

Poczułam lekki, miętowy oddech Isaac'a na swoje twarzy. Mogłam śmiało stwierdzić, że dzieliły nas centymetry. Jego głowa lekko przechylona, zatrzymała się nagle. Z początku nie wiedziałam czemu, ale szybko pojęłam. On czeka na mój ruch, na moją zgodę. Zaparło mi dech w piersi.

_____________________________

HALO AKTYWNOŚĆ ?!


Writewithme.com ✅Where stories live. Discover now