Kontrola |ISAAC|SCOTT

416 39 1
                                    

| ISAAC |

Cisza. Nie zdawałem sobie sprawy, jak błoga jest cisza. Jak dobrze jest móc zagłębić się w niej by usłyszeć własne myśli. To uczucie mi się bardzo podobało, a zwłaszcza, że przez chwilę nie rejestrowałem żadnych dźwięków . Dla wilkołaka słuch to bardzo ważna i przydatna umiejętność. Słyszymy niemal  dziewięćdziesiąt procent więcej dźwięków niż ludzie, mógłbym nawet usłyszeć srającego niedźwiedzia oddalonego ode mnie o parę kilometrów. To naprawdę przydatne i szpanerskie, jakby rzekł Stiles, jednak krzyk Lydii był niemal zbawieniem jak i koszmarem dla moich uszu. Gdy zaczęła krzyczeć i wydawało się, że nie przestanie , moje uszy krwawiły i cholernie bolały. Jednak gdy ucichła, mój zmysł wyłączył się zupełnie, przynosząc mi chwilę spokoju od wszystkiego. 

Otworzyłem oczy i zabrałem ręce ze swoich uszu, a gdy na nie zerknąłem, zauważyłem ciemną krew. Lydia ma niezły głos...

- Isaac, nic ci nie jest?- Nie byłem pewien czy dobrze słyszę, ale ktoś próbował ze mną porozmawiać.  Podniosłem wzrok i spojrzałem na Derek'a.  Sam też nie wyglądał najlepiej. Krew sączyła się z jego uszu co świadczy o tym, że przeżył to samo co ja. - Isaac!

Ten krzyk usłyszałem wyraźniej więc pokiwałem tylko głową, nie chcąc nic mówić. Derek podał mi rękę, którą przyjąłem. Wstając otrzepałem się z piachu i brudu, wszyscy zebrali się już dookoła Lydii i Stiles'a, więc również podszedłem. 

- Musicie się śpieszyć...- Lydia szeptała, skupiając wzrok tylko i wyłącznie na mnie. Dziwnie się poczułem. - Isaac... znajdź ją. - Mój wzrok, na wspomnienie o Lucy, stał się ostry i groźny. Czułem, że oczy zaświeciły mi się na żółto, a pazury same się wysunęły. Nie pozwolę jej umrzeć.-  Jest w lesie pod czarną ziemią, jej sny... naprawdę przewidywały przyszłość, ale...

Dziewczyna zamilkła, a ja zmartwiałem. 

- Co takiego Lydia?- Zapytał Derek. Zdaje mi się, że darzy te dziewczynę sympatią, mimo iż jej nie zna. 

Lydia przeniosła wzrok ze mnie na mojego Alfę. Przez dłużą chwilę się nie odzywała, a ja już czułem przerażenie w kościach.

 - Nie uda wam się zejść do podziemia jeśli... nie znajdziecie Scotta. 

Zamarłem. Scott aktualnie jest mało osiągalny, biega w furii po lesie, a jego zmysły mogą być wyostrzone przed pełnią. Za dwa dni również i ja oszaleje... Na to wspomnienie aż zerknąłem na księżyc, świecący nad nami. Bałem się, że stracę kontrole i kogoś zabije.

Allison spojrzała na mnie jakby wiedziała o czym myślę. Oddałem spojrzenie.

- Czy wilki nie potrafią się jakoś wyczuwać? - Zapytała mnie niepewnie. 

Wzruszyłem ramionami.

- Nie wiem, nie ja tu jestem alfą. Wiem tylko, że reaguje na ryk Derek'a.- Odparłem, wciąż patrząc jej w oczy. 

Nie wytrzymała spuściła wzrok ponownie na przyjaciółkę, a Stiles w tym momencie dostał olśnienia. Uniósł tak szybko głowę, że o mało mu nie odleciała. Widziałem, że zrobił tą swoją typową minę gdy na coś wpadł.

- Derek, nie możesz go po prostu przywołać?- Zapytał poprawiając głowę Lydii na swoich kolanach. 

Derek spojrzał na niego ostro, ale domyśliłem się, że lubi to robić. Zwłaszcza gdy chodziło o zastraszanie Stiles'a. Jednak chłopak nie zraził się.

- Spróbuje.- Zerkną na mnie po czym skiną głową, dając mi znak, żebym został tu.  Potem przeszedł przez ulicę i znikł w ciemnym lesie. 

|SCOTT|

Czułem zapach lasu. Słyszałem odgłos moich nóg na ściółce leśnej.Mój wzrok, wyostrzony, widział lepiej, dostrzegał więcej. Po prostu biegłem, nie zwracając uwagi na nic.  Moje palce u rąk były poranione od biegania na czworaka, jak zwierze. Nie, jak wilk. Byłem nim i czułem go we mnie. Czułem jak rozchodzi się w moich żyłach i daje mi moc. Prędkość, siłę, słuch i wzrok. Wszystko było lepsze, a ja tylko biegłem do celu.

Do celu? Jakiego znowu celu? 

Moim zadaniem było znalezienie Lucy, pomóc przyjaciołom, chronić ich. Za wszelką cenę!

Co ja robiłem? Czemu biegłem w środku lasu? Dokąd ja chciałem biec?

Ktoś mnie wzywał, ktoś chciał bym się zjawił u jego boku i mu pomógł. 

Mój wzrok się wyostrzył, czułem się pusty martwy w środku. 

Pragnienie dobiegnięcia do spalonego domu w lesie było ogromne. Nie mogłem się zatrzymać, nie chciałem się zatrzymać. 

Póki nie usłyszałem ryku. Tak głośnego i niosącego w sobie rozkaz, że upadłem, wpadając w krzewy, które mnie poraniły. Sam zacząłem krzyczeć, ale usłyszałem swój ludzki krzyk, nie wilkołaka.  Spojrzałem na swoje dłonie, pazury znikły. Ponownie byłem człowiekiem.

Czułem jak pragnienie dotarcia do domu w lesie, znika. Tak jakby toksyna opuszczała moje ciało. Nie wiedziałem co się stało, ani dlaczego uciekłem od Alison. Czułem tylko, że muszę. 

Alfa mnie szuka, muszę odpowiedzieć- to jest silniejsze ode mnie.  

Ponownie zmieniając się w swoją druga postać, tym razem posiadając kontrole, odpowiedziałem Derek'owi. 



Writewithme.com ✅Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon