Przeczucia |Isaac|

619 57 9
                                    

Od wypadku Lucy minęły trzy dni i od mniej więcej trzech dni mam złe przeczucie. Coś się szykuje, a że znajdowaliśmy się w Beacon Hills, to będzie coś okropnego i pozostawi po sobie widoczne ślady. Musze ostrzec Scott'a, zanim on znajdzie kłopoty pierwszy wraz z tym swoim przyjacielem. Zawsze wpadają w tarapaty, a ponieważ Scott, trzyma się z daleka od Derek'a, muszę go pilnować. Jeśli tylko starczy mi sił. Z resztą on jest nadal na dobrej drodze by stać się Prawdziwym Alfą.

Od paru tygodni nie sypiam dobrze. Co noc przyśni mi się jakiś koszmar, a dodatkowo budzę się z krzykiem, co mi się nigdy nie zdarzało. Pytałem też moich "innych" przyjaciół, a dokładniej te ferajnę Scott'a. Lydia mówiła, że również nie sypia zbyt dobrze, ale nie pamięta swoich snów. Czasem przypomni sobie urywek, ale zupełnie nie ma on zbyt wielkiego znaczenia. Jej przyjaciółka, której nie lubiłem za to, że jest łowczynią i prawie mnie zabiła, stwierdziła, że sypia aż za dobrze. Nic nie jest jej w stanie obudzić, nawet przystawiona lufa do głowy. Stiles jednak miewa problemy w nocy. Nie śni mu się zbyt wiele, ale gdy się budzi, jest przerażony i odczuwa bóle prawej ręki. Jakby ktoś wbił mu nóż w ramię.

Lucy też miała takie objawy podczas snów. Budziła się krzycząc, z uczuciem wbijanego noża w brzuch. Dlaczego nam wszystkim śnią się podobne rzeczy?

Ta myśl nie dawała mi spokoju.

FINDLUCY jest aktywna.

ISAACWOLF: Cześć Lucy, jak się spało?

FINDLUCY: Szybki jesteś, dopiero co weszłam na stronę

ISAACWOLF: Czy Ty kiedykolwiek odpowiadasz na pytania, które zadaje?

FINDLUCY: Zdarzyło się parę razy, a czemu pytasz?

FINDLUCY: Nie spałam za dobrze, kolejny koszmar.

ISAACWOLF: Opowiedz mi o nim...

Gdy moja internetowa znajoma opisała sen, myślałem, że padnę na ziemie i już nie wstanę. Dokładnie to samo śniło się mnie, ale ja nie pamiętam środkowej, zapewne, najważniejszej części snu. Lydia, pamięta urywki pod koniec, czyli wtedy gdy Lucy miała przeczucie, że "spadała". Cholera, to nie może być przypadek!

Musze jak najszybciej dowiedzieć się kim jest Lucy, bo jeżeli miała jakie kolwiek nadprzyrodzone zdolności... Nie była bezpieczna sama.

Na pewno nie powie mi kim jest, ale mogę chwilowo grac nie fair.

ISAACWOLF: Znasz Lydię?

FINDLUCY: Kojarzę coś, a co ?

ISAACWOLF: A Allison?

FINDLUCY: Kojarzę coś, a co ?

ISAACWOLF: Scott?

FINDLUCY: Gra w drużynie w lacrosse.

ISAACWOLF: Znasz go?

FINDLUCY: Kojarzę coś, a co?

ISAACWOLF: ...

ISAACWOLF: A Stiles?

FINDLUCY: Znam.

ISAACWOLF: świetnie, masz z nim zajęcia?

FINDLUCY: Chyba tak.

FINDLUCY: Isaac i tak Ci się nie uda zrobić mnie w konia.

FINDLUCY: Nie jestem głupia.

ISAACWOLF: Znasz ich prawda?

FINDLUCY: A dlaczego o to pytasz?

ISAACWOLF: Znasz o nich całą prawdę?

FINDLUCY: Jaką prawdę?

Czyli nie wiedziała. Mogłem to wykorzystać, musiałem to wykorzystać. Musze znaleźć Scott'a, ale od wczoraj nie odbiera telefonu, a Stiles'a nie było w szkole. Obawiam się, że coś mogło się im stać, przez te cholerną ciekawość.

Wybrałem numer Stiles'a

-Alo?- Usłyszałem słaby i cichy głos. Jakby zaspany albo Stiles krzyczał całą noc.

Oparłem się o szafki szkolne.

- Gdzie jesteś? - Walnąłem prosto bez niepotrzebnych wstępów.

Chłopak chyba musiał zerknąć na wyświetlacz bo przez chwilę milczał, a gdy się odezwał jego głos brzmiał na zdziwiony.

-Isaac?

- Nie, Stiles. Twoja babcia. -Pohamowałem się przed powiedzeniem "twoja matka". To by go za bardzo zabolało, a teraz nie miałem czasu na fochy.- Gdzie jesteś?

Stiles przez chwile mruczał coś pod nosem. Szedłem o zakład, że pytał Scott'a co jest grane. Nigdy nie dzwoniłem do ludzi z tej paczki, nie miałem takiej potrzeby.

- Czemu pytasz?- Odparł po chwili.

- Bo ani ciebie, ani Scott'a nie ma w szkole. Wy zawsze pierwsi wpadacie w kłopoty. No więc? - Odpowiedziałem za zażenowany i spojrzałem na swoje buty, wstrzymując się od krzyku.

-Jesteśmy w klinice dla zwierząt. Zatruli nas tojadem, Isaac.- Umilkł na chwilę, nie pewny co ma dalej powiedzieć, a mnie zamurowało.- Ze Scott'em nie jest dobrze.

Scott zatruty tojadem?

- Ile to już trwa? - Zapytałem i potarłem dłonią czoło.

- Od około północy.- Cholera minęło już jedenaście godzin od tego czasu.- Ktoś nam dolał wywar z wilczego ziela do butelek wody. Odtrutka bardzo wolno działa na niego, jest trochę lepiej, ale to wciąż nie wygląda dobrze.

To brzmi fatalnie, nie możemy stracić Scott'a. Nie ważne czy się lubimy czy nie, jest jednym z nas.

- Zaraz tam będę. - Rzuciłem rozłączając się.

Masz trzy nieodebrane wiadomości.

FINDLUCY: ISAAC?

FINDLUCY: O co Ci chodzi?

FINDLUCY: Powiesz mi wreszcie? Widzę, że jesteś aktywny!

ISAACWOLF: Zobaczysz, że uda mi się Cię znaleźć.

FINDLUCY: Myślisz, że oni Ci powiedzą? Nie znają mnie przecież.

ISAACWOLF: Nie zaprzeczaj, wiem że na pewno Cię muszą znać!

FINDLUCY: Strata czasu!

Uśmiechnąłem się do siebie. Ależ ona była uparta, lubiłem to.




Writewithme.com ✅Where stories live. Discover now