Nie biegnij tam.

723 56 6
                                    

ISAACWOLF: Lucy, to zły pomysł, żebyś biegła do lasu dziś z przyjaciółkami.

ISAACWOLF: To najniebezpieczniejsze miejsce w Beacon Hills.

ISAACWOLF: Wybierz każe miejsce, ale nie ten cholerny las.

***

- Matko, Lydia...-Zatrzymałam się by złapać oddech, a ręką złapałam się pobliskiego drzewa.- Mówiłaś, że nie umiesz biegać.

Dziewczyna zatrzymała się parę metrów przede mną i uśmiechnęła się. Wyglądała na bardzo pewną siebie, z resztą jak zawsze. Zazdrościła jej tego każda dziewczyna w szkole.

- Ależ nie Lucy, ja powiedziałam, że nie będę dziś z wami biegać.- Odparła obracając się w miejscu.- Stwierdziłam jednak, że wole się odstresować po twoich nocnych przygodach. To było dość dziwne, nie uważasz? 

Zerknęłam na nią i przykucnęłam. Lydia miała rację. Gdy dzisiejszej nocy śnił mi się koszmar, dziewczynie również.  Rano opisała mi co dokładnie jej się śniło i niestety, każdy szczegół idealnie pasował 

- Masz rację.- Milczałam przez chwilę.- Czy Allison wie?

Lydia spojrzała na mnie ostro i odgarnęła włosy z twarzy. Jej wcześniejszy idealny warkocz, był teraz w totalnej rozsypce. 

-Myślisz, że powiedziałabym Allison, narażając się na wsypanie ciebie z bezsennością, a siebie z dziwnymi zdolnościami? Po pierwsze ona zamartwia się o ciebie, a mnie powoli uważa za wariatkę.- Podeszła do mnie i podała mi rękę.- Nie, nie powiedziałam jej.

Uśmiechnęłam się do niej dziękując i przyjęłam dłoń. Lydia pociągnęła mnie lekko do góry, pomagając mi wstać.

Allison dołączyła do nas po chwili uśmiechnięta.

- Co jest Lucy? Wymiękasz?- Zaśmiała się i oparła o drzewo. 

Na jej twarzy nie mogłam dostrzec ani jednej kropelki potu czy jakiej kolwiek oznaki zmęczenia. Była pełna energii, co mnie czasem zadziwiało. 

- Ależ skąd, ja nigdy nie wymiękam.- Uniosłam dumnie brodę i wyprostowałam się. Moje włosy przykleiły mi się do mokrego czoła, więc odgarnęłam je ręką. 

Dziewczyna uważnie mi się przyjrzała, a jej uśmiech znikł z twarzy. Już wiedziałam, że analizuje stan mojego zdrowia pod wpływem tego jak wyglądam. Ona była chodzącym wykrywaczem kłamstw. Zawsze wiedziała, gdy było coś ze mną nie tak lub gdy starałam się jej wmówić, że wszystko jest pod kontrolą. 

- Od ostatniej lekcji biologi nie wyglądasz za dobrze.- Allison pierwszy raz wytknęła mi, że wyglądam marnie, po lekcji biologi, a przed lekcją historii. Od tamtej pory nie spuszcza mnie z oka, gdy ma okazje znaleźć się w pobliżu mnie. 

Westchnęłam głośno i oparłam się o najbliższy pień drzewa. Żałowałam, że Lydia nie miała zamiaru się wtrącić, wmawiając zatroskanej przyjaciółce, że to pogoda i ciśnienie mają wpływ na moją dzisiejszą formę. Lubiłam w niej to, że zazwyczaj nie chodziła w czyjeś sprawy, ale czasem mogła by zrobić wyjątek.

-Alli, przesadzasz. Wszystko jest okej.- Zamilkłam na chwilę, by wymyślić dobrą wymówkę.- Bieg mnie zmęczył. 

Na twarzy przyjaciółki odmalowało się zaskoczenie przemieszane z wątpliwością. Podeszła w moją stronę, przewiercając mnie wzrokiem z góry na dół. 

- Lucy...- Urwała, szukając odpowiednich słów. Lewą ręką zaczęła kręcić kółko w powietrzu.- To ty biegniesz zawsze kilometr przed nami, nie męcząc się, ani nie pocąc. Nigdy się nie zatrzymujesz, ani nie narzekasz. 

Wpadka. Allison znała mnie jak własną kieszeń. Doskonale wiedziała jak kocham bieganie i ile mi to daje. Lydia odeszła kawałek, by nie brać udziału w tym kłamstwie.

 Nie lubiłam okłamywać, żadnej przyjaciółki, a zwłaszcza Allison. Szczerze? To gdyby nie ona, nie poradziłabym sobie po śmierci matki i odejściu ojca. Ona i jej tata, przygarnęli mnie do siebie, a potem zabrali do Beacon Hills. Nie pozwolili mi zostać samej. Jedyne co zostało mi po moim ojcu to kasa, którą wysyłał mi dwa razy w miesiącu. Smutnym faktem w tym wszystkim  jest to, że zawsze w kopercie znajduje tylko kasę, zero liścików czy słów poza adresem odbiory. Przynajmniej mi pomagał, ale cóż... o wychowaniu to on nie wiedział za dużo.

Westchnęłam głośno i przykucnęłam.

- Tak, jest wszystko okej.- Wywróciłam teatralnie oczami i odrzuciłam długie włosy za ramię. Nawet związane były za długie.

Dziewczyny spojrzały po sobie, a gdy Lydia wzruszyła ramionami, Allison odpuściła. Wróciłyśmy do biegu.

***

Kończąc już okrążenie, dostałam kopa energii i byłam dużo przed dziewczynami. Chciałam pobiec jak najdalej by zostawić wszystko w tyle. Moje koszmary, dziwny czat internetowy i sprawdziany z biologi. Pragnęłam już jedynie tylko biec przed siebie. To było dobre. Ciepły wiatr, suszący mój pot na twarzy i rozwiewający włosy. Moje stopy w sportowych butach, dotykające leśnej ściółki i rozmazujący się widok drzew do okoła. To było to, wolność, którą kocha się pomimo. Uśmiechnęłam się do siebie.

I w tym momencie wszystko się spieprzyło. Jedyne co poczułam to ból w kostce. Był przerażający, nagły i ostry. Jakby tysiąc noży wbijało mi się w nogę. Krzyknęłam i padłam na ziemie jak kłoda, walcząc z pokusą by ponownie krzyknąć. Nie czułam praktycznie kończyny, co do licha ciężkiego się stało? Z ciężkim sercem i z trudem łapiąc oddech, zerknęłam za siebie, a to co zobaczyłam wywołało u mnie najgłośniejszy krzyk.

- Cholera jasna! - Warknęłam i zacisnęłam powieki, z pod której uciekały łzy.

Moja noga utknęła w pułapce na dzikie zwierzęta. Dokładniej to była pułapka na wilki lub kojoty. Jej ostre kolce, wyglądające jak zęby, wbiły mi się w kostkę. Jezu, jak to cholernie bolało, a krew zabarwiła już moje sportowe spodnie. Krzyknęłam ponownie, choć nawet to nie było w stanie oddać tego jak cholernie to bolało. Położyłam się na ziemi i zaczęłam szybko oddychać, byłam już bliska paniki, a w głowie miałam tysiąc myśli o amputacji mojej prawej nogi. Powoli czułam jak zamykają mi się powieki, a gdy krzyk zanikł gdzieś w gardle, gotowy by później wrócić, nie miałam siły ponownie ich unieść. Mijały chwile, a ja wykrwawiałam się gdzieś, w piekielnym lesie.

Dziewczyny w oddali krzyczały moje imię, a gdy po paru chwilach dobiegły, obie wciągnęły ostro powietrze na mój widok. Allison podbiegła do mnie pierwsza, wołając mnie i sprawdzając mój puls. Wszystko czułam i słyszałam, ale nie miałam siły na nic. Ból promieniował w kościach mojej nogi, a ciepła ciecz spływała na ziemię.

Potem było już tylko ciemno.

Masz jedną nieodebraną wiadomość.

ISAACWOLF: Lucy?

ISAACWOLF: Powiedz, że nie poszłaś z przyjaciółkami biegać do tego cholernego lasu!

ISAACWOLF: kurwa, poszłaś tam!

######################

Lucy miała wypadek, a Isaac nic nie może zrobić. Co o tym myślicie?

Co dalej zrobi Isaac?!

Writewithme.com ✅Where stories live. Discover now