Zatajona prawda |Allison| Lucy|

583 47 1
                                    

- Lucy wydaje mi się, że to tylko zwykły sen.- Powiedziałam po raz piętnasty podczas naszej wizyty u Lucy. Lydia, w to wszystko wierzyła i siedziała niespokojnie potwierdzając cały sen.- Słuchajcie, to mógł być tylko przypadek.

Lydia pokręciła głową i poruszyła się na swoim krześle.

- To już nie pierwszy raz Allison.- Poprawiła swoje miodowe loki i zerknęła na mnie.- Nie ma mowy o przypadku.

Dziewczyny skarżyły mi się już nie pierwszy raz na jakiś przedziwny incydent. Podobny sen, dziwne zjawiska... W Beacon Hills wszystko było prawdopodobne i ja o tym wiedziałam, ale nie byłam gotowa wtajemniczać dziewczyny w to wszystko. Dla ich bezpieczeństwa zataiłam bardzo ważny fakt o mojej rodzinie. Byliśmy łowcami, ścigaliśmy wilkołaki, nasz dom przepełniony jest od fundamentów bronią i srebrem. Jesteśmy szkoleni odkąd skończymy szesnaście lat, a moja przygoda wśród Argent'ów zaczęła się pół roku temu.

Nie ścigam Scott'a ani reszty jego stada, odkąd pogodziłam się z faktem, że moi najbliżsi są nawet przeciwnym gatunkiem. Staram się im pomagać i mylić trop ojca, nie pozwolę by coś im się stało. Nie pozwolę by stało się coś Scott'owi. Praktycznie ochraniam ich za pomocą mojego łuku i paru strzał.

Nie bałam się niczego nadprzyrodzonego ani żadnego człowieka czy zwierzęcia.

Lecz przyznać się przed przyjaciółkami kim jestem, nie umiałam. Nie byłam w stanie, byłam chyba zbyt przerażona.

-Allison, czemu nie wierzysz w to? - Zapytała mnie Lucy, a ja splotłam dłonie na kolanach.

Zaczęłam nerwowo stukać butem o posadzkę w szpitalu.

- To nie tak, że nie wierze. Być może macie rację. Pewnie na pewno, ale jak to wytłumaczyć?- Spojrzałam w zielone oczy Lucy.- Medium?

Dziewczyny spojrzały po sobie, ale nie wyglądały na przekonane.

- Wiemy wszystkie , że to miejsce jest przedziwne, ale nadprzyrodzone zdolności u człowieka, to raczej nie to czego szukamy.- Stwierdziła Lydia, robiąc delikatny dzióbek z ust. Jak zawsze kiedy była pewna czegoś.- Takie coś nie istnieje, Allison.

Chciałabym wierzyć w to samo, pomyślałam.

Lucy położyła się wygodniej na swojej poduszce i złapała za swoje brązowe loki, bawiąc się końcówkami.

- Scott w moim śnie nie był człowiekiem. - Wypaliła, nie patrząc na nikogo.

Zamarłam z ręką w połowie drogi do twarzy. Czy moja przyjaciółka rzeczywiście mogła mieć jakieś zdolności? Odchrząknęłam, a następnie przybrałam delikatny uśmiech na twarz.

- Więc czym był?- Zapytałam lekko.

Lucy przez chwilę się zastanowiła nad odpowiedzią. Natomiast miodowo-włosa przyjaciółka zaczęła przeglądać magazyn udając, że nie interesuje ją nasza rozmowa. Jednak doskonale wiedziałam, że było inaczej.

- Czymś na podobieństwo wilka. - Spojrzała na mnie. - Nie tak do końca, ale jego twarz była zdeformowana. Miał kły, żółte oczy i sierść...

Wyciągnęłam rękę by przerwała.

- Lucy, to tylko sen. Nic więcej.- Nie mogę jeszcze jej nic powiedzieć.

Mój telefon zabrzęczał w torebce. Podniosłam ją z ziemi i wyciągnęłam komórkę.

Masz jedną nie odebraną wiadomość.

StilesStilinski: Allison?

ALISONA: Stiles?

StilesStilinski: Scott'a zatruli tojadem, nie wygląda to zbyt dobrze, odtrutka działa zbyt wolno, a jako wilkołak powinien już dawno się zregenerować.

ALISONA: Jak to się stało?!

StilesStilinski: Moja butelka wody miała w sobie wywar z wilczego ziela. Wypiliśmy obaj, ale na ludzi to tak nie działa. Deaton sprawdził wodę. Niczego poza zielem nie wykrył. Scott'owi musi być coś więcej, a mamy coraz mniej czasu i mało pomysłów na co wilkołak może umierać.

ALISONA: Jesteście w klinice?

StilesStilinski: Tak przyjedź jak najszybciej.

Zablokowałam telefon i spojrzałam pustym wzrokiem w ścianę. Czułam na sobie wzrok dziewczyn, a Lydia otworzyła buzie by już coś powiedzieć, lecz ją wyprzedziłam.

- Scott jest chory, muszę do niego jechać. Przepraszam, Lucy. Wrócę wieczorem. - Złapałam torebkę, uśmiechnęłam się pospiesznie do obu dziewczyn i wyszłam.

|Lucy|

Po wyjściu Allison wraz z Lydią, długo zastanawiałyśmy się nad naszym dziwnym połączeniem podczas snu. Nie miałyśmy pojęcia co to oznacza, ani jakim cudem się tak stało. Wiedziałyśmy tylko, że to na pewno nie przypadek. Nic nie dzieje się z przypadku, a na pewno nie takie rzeczy.

- Lydia? - Zagadnęłam do niej cicho.

Spojrzała na mnie z nad zeszytu, nie odrywając ręki od rysunku.

-Znasz...- Urwałam, nie wiedząc czy na pewno chce to mówić na głos.- Znasz jakiegoś Isaac'a?

Moja przyjaciółka zamyśliła się na chwilę i przyłożyła długopis do czerwonych ust.

-Hmm, nie wiem.- Powiedziała po chwili i wróciła do rysunku.- Dlaczego pytasz?

Poprawiłam się wygodniej na łóżku. Pomyślałam o pierwszej wiadomości od Isaac'a, o tym jak pół nocy przegadaliśmy, rozmawiając o nas i naszej przeszłości. Jego wyznania co do ojca, wstrząsnęły mną bardzo. Kto normalny zamyka syna za karę w zamrażalce w piwnicy, a następnie zakuwa ją łańcuchami? Gdybym poznała tego człowieka osobiście i wiedziała kim jest, nie puściłabym go wolno. Lecz z tego co mi wiadomo, nie żyje. Może i lepiej. Na pewno lepiej dla mojego internetowego znajomego.

-Słyszałam, że chodzi taki... taki jeden do naszej szkoły.- Załamał mi się głos w połowie. Jeśli Lydia go nie znała to mało jest prawdopodobne, że poznam go zanim on pozna mnie.

-Możesz mi go jakoś opisać? -Zapytała dziewczyna, mocniej przyciskając długopis do kartki.

Nie wiedziałam o nim wiele. Mogłam powiedzieć tyle co nic ponieważ, z wyglądu mi się nie opisał zbyt dokładnie.

-Wiem, że ma niebieskie oczy i jest bardzo wysoki...- Zamyśliłam się, a Lydia kpiąco prychnęła.

-Kochana, to nie wiele bym wiedziała o kim mówisz.

Zarumieniłam się i padłam na poduszkę. Moja noga wisiała nadal na wyciągu, a spod gipsu wystawały mi palce, którymi teraz poruszyłam. Nie dowiem się kim jest. Nie wiem czemu mnie to tak męczy, nawet nie potrzebuje go poznać. Miałam znajomych, a on jest tylko jakimś typkiem z głupiej strony. Nie muszę dowiadywać się kim jest, ani go poznawać. Paczka, do której dołączyłam wystarczała mi w stu procentach.

Westchnęłam głośno.

" Czy aby na pewno ich znasz?"

Writewithme.com ✅Where stories live. Discover now