24. Obojętność

405 21 8
                                    

Czasami zastanawiałam się czy moje życie miało sens. Zastanawiałam się czy dobrze spełniam swoją rolę, którą mi przydzielono. Bo każdy ma jakąś role wyznaczoną z góry. Choć zawsze chciałam dowiedzieć się jaką ja mam role, to zawsze wszystko utrudniam. Każdy chce być kochanym i każdy chce mieć osobę, która jest wspierająca i kochana. Mimo, że nie każdy człowiek trafia na dobrych ludzi, to i tak każdy czeka by doznał szczęścia. Tylko co z człowiekiem, który z premedytacją odrzuca nadchodzące szczęście. Co z człowiekiem, który specjalnie utrudnia sobie życie. Gdyby ktoś się mnie spytał czemu skłamałam, to nie wiem co bym odpowiedziała. Stres? Szok? Lub strach przed nadchodzącą przyszłością. Bałam się co czeka mnie u boku mężczyzny, który był związany z nielegalnymi biznesami. Kurwa, przecież tak kurewsko cię do niego ciągnie. Od razu gdy zobaczyłam Oliviera w tym kościele, to wewnątrz poczułam ciepło i uczucie jakby stado motyli przeleciało w środku. Nigdy tak nie reagowałam, może ta przerwa tak na mnie zadziałała.

Widziałam jak w oczach Oliviera gaśnie tan charakterystyczny dla niego blask, a następuje nicość. Jego oczy stają się matowe i bez życia. Nienawidziłam takich oczu. Patrzył na mnie tak jedynie przy sytuacji, która zaważyła moją ucieczkę. Byłam przyzwyczajona do jego pięknych oczu, które błyszczą i są pełne życia.

Olivier poruszył się poprawiając swoją koszule, która była już lekko pognieciona.

- Dobrze Adeline, w takim razie musisz znaleźć sobie zajęcie na kolejne dwie godziny - powiedział oschłym głosem i zajął się laptopem nie zwracając na mnie uwagi.

- Myślałam, że może razem coś porobimy - mruknęłam cicho myśląc, że nie słyszał, lecz dopiero po chwili odpowiedział.

- Mam pracę Adeline - odburknął. Teraz nie wypowiadał mojego imienia z czułością jak kiedyś. Teraz wypowiadał je jakbym była nic nieznaczącym przedmiotem. Rzeczą na półce w sklepie, która nie była znacząca.

Zrobiło mi się smutno. Wiedziałam, że ta cała sytuacja go zabolała, ale jest zbyt dumny by się do tego przyznać.

Ostatni raz na niego spojrzałam i skierowałam się do pokoju, w którym się obudziłam. Usiadłam na podłodze przy ścianie i się rozpłakałam. Zjebałam i niedługo miałam się przekonać jak bardzo. Nie doceniałam Oliviera jakiego miałam.

------------

* Olivier *

Właśnie lecieliśmy do Paryża tylko dlatego, że chciałem by Adel odpoczęła i chciałem z nią porozmawiać o moich uczuciach. Rozmowa przynajmniej mam za sobą. Teraz ten wyjazd muszę wykorzystać w sprawach firmowych. Nie będę marnował czasu. Zorganizuję spotkanie z Pablo w sprawie broni, i jakoś to zleci. Planując ten wyjazd myślałem, że spędzimy go razem z Adeline, no może jeszcze z Alexandrem, który pewnie nawet nie wie jak przebiegła rozmowa. Jedyne co mnie zastanawia to jak będzie wyglądała teraz nasza znajomość z Adeline.Muszę pokazać, że w cale mnie to nie ruszyło. Obojętność. Właśnie to słowo opisuje co będę musiał robić żeby nie zwariować.

Gdy już byliśmy blisko lądowanie, poszedłem obudzić dziewczyna, która nie pojawiała się od naszej rozmowy.

Wszedłem do pokoju i zauważyłem dziewczynę, która siedziała pod ścianą, a jej oczy były załzawione, na policzkach miała czarne ślady po tuszu. Płakała? ruszyło ją to, że mnie odrzuciła? a nie powinno być na odwrót? Odgoniłem myśli z głowy i znów spojrzałem na dziewczynę, która również na mnie patrzyła.

- Zaraz lądujemy, więc się przygotuj - powiedział lodowatym głosem, przez który sprawił, że Adeline dostała gęsiej skórki.

- Gdzie jesteśmy? - zapytała gdy chciałem już wyjść, a jej głos był nieprzyjemnie zachrypnięty.

- Paryż - odpowiedział i wyszedłem. Jestem skurwielem.

Gdy już byliśmy na ziemi wyszedłem z samolotu nawet nie czekając na kobietę i odebrałem bagaże, które wpakowałem od razu do bagażnika limuzyny, która po nas przyjechała. Przywitałem się z moim kierowcą skinieniem głowy i podszedłem do ochroniarza.

- Masz ją chronić rozumiesz? - warknąłem. John przełknął ślinę i pokiwał głową. - Przez większość czasu nie będzie mnie przy niej, więc masz za nią chodzić krok w krok. Jak będzie chciała gdzieś wyjść, to dzwonisz do mnie, a następnie idziesz za nią wszędzie gdzie będzie chciała. Masz być na każde jej skinienie - mówiłem oschle, a mężczyzna jedynie patrzył rozbieganym wzrokiem gdzieś w przód. Boi się, to dobrze.

Przekręciłem głową w bok i napotkałem Adeline, która właśnie schodziła z samolotowych schodków w asyście dwóch ochroniarzy, który napotkali mój wzrok i skinęli głową tak jak ja. Każdy z moich ludzi miał do mnie szacunek i wiedział, że nie może się przystawiać do Adeline. Zapomniałbym.

- Spróbujesz się przybliżać do Adeline, to cie zabiję, a jeszcze przed ten urwę wszystkie organy, kumasz? - zapytałem nieprzyjemnym głosem.

- Tak jest szefie - odpowiedział, nie umknęło mi, że chłopak się wzdrygnął.

Poprawiłem jego marynarkę uśmiechając się do niego przebiegle. Odszedłem kilka kroków do tyłu, a w tym samym czasie Adeline do mnie podeszła.

- Teraz pojedziemy do hotelu, zjemy coś i będziesz miała czas dla siebie - powiedziałem patrząc obojętnym wzrokiem w jej oczy, które jakby szukały w moich jakąkolwiek emocje. Nic. W moich oczach już nie było żadnej emocji. Nie teraz.

- A ty co będziesz robił? - zapytała, a w jej można było usłyszeć nadzieje.

- Mam spotkanie - odpowiedziałem zdawkowo. Widziałem jak w jej oczach gaśnie iskierka nadziei.

By o nic już nie spytała, odwróciłem się powędrowałem w stronę auta. Adeline zrobiła to zaraz po mnie. Przez całą drogę nikt z nas się nie odezwał, aż w końcu dojechaliśmy do hotelu.

Na pewno to moje życie?Where stories live. Discover now