19. Wspomnienia

451 22 1
                                    

Wysiadając na lotnisku w San Marino byłam pod wrażeniem jak bardzo zmieniło się moje rodzinne miasto. Starałam się złapać taksówkę, co udało mi się dopiero po kilku minutach.

Jadąc samochodem rozmyślałam jak zareaguje ojciec na mój przyjazd. Dawno nie pisałam, ani nie dzwoniłam. Nie będę zła jak mnie wyrzuci, na razie nie chciałam o tym myśleć. Od małego podobał mi się wystrój naszego miasta. Zawsze imponowały mi te wzgórza i ozdobne mosty.

- Już jesteśmy - z rozmyślań wyrwał mnie głos mężczyzny za kierownicą.

Skinęłam w milczeniu głową i zapłaciłam odpowiednią kwotę. Taksówkarz wysiadł ze mną i pomógł wyjąć walizkę, którą wcześniej włożył do bagażnika. 

Cicho podziękowałam i gdy samochód odjechał ruszyłam w stronę drzwi.

Nigdy nie żyłam jakoś bardzo bogato. Mój dom można porównać do przytulnego domu, który przepełniony jest miłością, co nie odbiega daleko od prawdy. W tym domu miałam zawsze wszytko czego tylko potrzebowałam, i nie były to tylko rzeczy materialne. Kiedy dojrzewałam dostawałam od rodziców miłość i zrozumienie. Ciężko jest mi się pogodzić ze stratą jednego z rodziców. Joseph i Jane byli nierozłącznym małżeństwem. Chodzili wszędzie razem i kochali się na zabój. Nigdy nie pokazywali, że coś ich przerasta i zawsze uczyli mnie, że muszę być silna przy obcych, ale żebym była też uczuciowa dla osób, na których bardzo mi zależy. Zawsze ich doceniałam i podziwiałam za ich siłę. Jane nawet gdy trafiła do szpitala, to i tak się nie poddała. Zawsze się uśmiechała, a gdy do niej jeździłam to nigdy nie narzekała. 

Gdy znalazłam się już pod samymi drzwiami, delikatnie nacisnęłam dzwonek i cierpliwie czekałam, aż drzwi się otworzą. Nagle coś skrzypnęło, a sekundę potem ujrzałam twarz ojca. Patrzył na mnie jak na ducha, a z jego miny nie mogłam nic wyczytać. Nie wiem czy był zły, rozczarowany, czy może się cieszył.

- Adel... - mruknął i od razu wziął mnie w ramiona. Ulżyło mi gdy na mnie nie nakrzyczał.

- Tato... - odezwałam się gdy mnie puścił i spojrzał w moje oczy.

- Kochanie, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę - przerwał mi całując w policzek. - Wchodź dziecko, nie będziesz stać w progu - ojciec otworzył szerzej drzwi przez co mogłam wejść do domu i się porozglądać.

Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, lecz można było dostrzec jak ten dom opustoszał bez mamy.

Pełno nas, a jakoby nikogo nie było.

Od zawsze kochałam treny Jana Kochanowskiego, a ten VIII tren pasuje tu idealnie.

Ściany w domu były białe i takie zostały, powieszone obrazy zawsze dodawały tu przytulnego klimatu, a teraz jakby straciły swoją moc.

- Zanieść ci walizkę do pokoju? - głos za mną wyrwał mnie z rozmyślań.

Odwróciłam się by spojrzeć na ojca, który absolutnie się nie zmienił. Zawsze nosił białe koszule i niebieskie spodnie, a jego włosy zawsze miał zaczesane do tyłu i przyklepane żelem, teraz również nie było inaczej.

- Nie, walizkę sobie zaniosę i zejdę, musimy porozmawiać - powiedziałam i skierowałam się do pokoju.

On również się nie zmienił i myślę, że nikt tu nie wchodził od czasu kiedy ja tu mieszkałam. Odstawiłam walizkę na podłogę i zeszłam na dół, gdzie w kuchni czekał już na mnie ojciec.

Powoli podeszłam do krzesła przy wyspie i usiadłam naprzeciwko ojca. Joseph przez cały czas patrzył na mnie z... miłością? Nie rozumiem dlaczego tak na mnie patrzy. Wyprowadzając się obiecałam, że będę dzwoniła i będę przyjeżdżała. Jestem beznadziejna. Nawet nie przyleciałam na pogrzeb mojej mamy. Uświadamiając to sobie, poczułam głęboki smutek.

Na pewno to moje życie?Where stories live. Discover now