15. Życie

527 22 8
                                    

- Adeline, od czego zaczynamy? - zaczął niepewnie chłopak, który wszedł do mojego biura.

- Trzeba zadzwonić do Angela i przekazać mu informacje.

Chłopak skinął głową i wyszedł.
Znów mogłam zabrać się do pracy.
Nie wiem kiedy to wszytko nabrało tempa. Jeszcze tydzień temu stałam z telefonem szukając pracy, a teraz siedzę za swoim biurkiem.

Kiedy jeszcze szukałam pracy, pojawiło się ogłoszenie, że szukają kierownika z dużym doświadczeniem. Zanim wyprowadziłam się do Włoch miałam już ukończone technikum i kursy związane z modą. Kocham to robić. Kocham wszystko co jest związane z modą.

Zaczęłam tę pracę i od razu się w niej odnalazłam. Wydaję mi się, że większość osób mnie lubi więc nie mam się czym przejmować.

Pierwszy mój rozkaz dotyczył zwracania się do mnie. Chciałam wprowadzić miłą atmosferę, więc każdy mówi do mnie po imieniu. Ludzie w firmie są sympatyczni i na większość osób można liczyć.

Była godzina czternasta a ja byłam potwornie zmęczona. Byłam zła na siebie, że codziennie w mojej głowie pojawiała się myśl o Olivierze a czasem nawet o jego bracie. Rzeczy, których tam doświadczyłam jednak nigdy nie zapomnę. Zawsze będą w moim umyśle. Zawsze zostaną rany.

I wtedy nie wiedziałam, że te rany zostaną rozdrapane, a ja kolejny raz zniszczona.

Praca w dużej firmie jest męczące. Jako główny dowodzący danej sekcji, jest dość trudno. Wszystkie zamówienia, przyjmowanie klientów, dostawy, wszytko jest na twojej głowie.
Ja przynajmniej od małego radziłam sobie ze stresem i obowiązkami.

Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.

- Dzień dobry, państwo White czekają na spotkanie - powiedziała Camilla.

- Byli umówieni? - starałam się zachować spokój, choć bardzo dobrze znałam to nazwisko.

- Mówią, że to bardzo pilne - kobieta cały czas przegryzała wargę ze stresu. Co aż tak ją stresowało?

- Proszę powiedzieć, że bez wcześniejszego umówienia nie będzie żadnej rozmowy- odpowiedziałam.

Kobieta chciała coś odpowiedzieć, lecz w tym samym momencie drzwi do gabinetu znów się otworzyły, tym razem weszli nieproszeni goście.

- Proszę wyjść... - zaczęłam mówić, lecz skutecznie mi przerwano.

- Adeline! - krzyknęła uradowana kobieta. - Wreszcie cię... - nagle przerwała przypatrując się mojej twarzy.

Miałam nadzieję, że jednak mnie nie pozna.

Tak, właśnie przede mną stoją rodzice Oliviera.

- Przepraszam, kim państwo są? - zapytałam.

W duchu prosiłam by jak najszybciej wyszli i dali mi spokój.

- Oj, przepraszam panią bardzo, myślałam, że zastanę tu inną osobę - zaczęła niepewnie kobieta.

- Bardzo przepraszamy - powiedział mężczyzna.

- Nic się nie stało, a teraz chciałabym wrócić do pracy - uśmiechnęłam się do nich słabo.

Skinęli tylko głowami i skierowali się do wyjścia. Dopiero gdy zamknęli za sobą drzwi mogłam spokojnie odetchnąć.

Praca mijała w zawrotnym tempie. Od tamtej sytuacji w biurze wypisał trzy kawy, które ani trochę nie postawiły mnie na nogi. Czułam się kurewsko zmęczona, a ten dzień na spokojnie mogę określić jako najtrudniejszy dzień w pracy.

Wychodząc z firmy czułam, że mogę wreszcie odetchnąć.

Czułam jak nogi niesamowicie męczą mi się w szpilkach. Miałam ochotę rzucić je w cholerę.

Krokiem męczennicy ruszyłam do auta, który na szczęście był zaparkowany niedaleko.

Wsiadłam do niego i od razu włączyłam klimatyzację. Było mi tak ciepło i błogo.

Mimo, że była dopiero osiemnasta, czułam, że chętnie bym się położyła i usnęła na minimum kilka godzin. Jednak cały mój plan poszedł się jebać za jednym telefonem.

- Adeline Jones, słucham - mruknęłam znaną mi już regułkę.

- Cześć kotku, co dzisiaj robisz? - zapytał głos za telefonu.

- To zależy co proponujesz - mruknęłam zalotnym głosem. Od razu mi się humor poprawił.

- Proponuję bankiet - i humor się zjebał.

- Marcello - jęknęłam. - Dobrze wiesz, że jesteś moim ulubionym kuzynem, ale nie. Nienawidzę tego.

- Adeli, proszę - skurczybyk dobrze wiedział, że to zdrobnienie na mnie działa.

- Marcello, naprawdę nienawidzę takich rzeczy. Wszędzie sztuczne uśmiechy i gesty.

- Adel... - zaczął przesłodzonym głosem, a ja widziałam, że przepadłam. - Dobrze wiesz, że nie mam z kim iść... A ty jesteś moją ulubioną kuzynką.

I chuj.

- Masz być za półtorej godziny pod moim mieszkaniem, i ani minuty spóźnienia - warknęłam.

- Kocham cię Adeli. Buziaczki - powiedział żartobliwie i się rozłączył. Zaśmiałam się odpalając samochód.

Włoskie ulice były naprawdę ładne. Szybki dostęp do wszystkich miejsc i rzadkie korki. Nie wyjechałam. Nie chciałam. Stwierdziłam, że nie będę uciekać. Jeżeli się spotkamy to jakoś to przeżyje.

Po dwudziestu minutach wreszcie zaparkowałam na parkingu pod blokiem. Szybko wysiadłam i popędziłam do bloku. Środek całego budynku nie był zbyt obiecujący, ale później było co raz lepiej. Wsiadłam do windy i wjechałam na odpowiednie piętro.
Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Środek był naprawdę ładny. Skierowałam się do łazienki nie skupiając się dłużej na wyglądzie.

W łazience szybko wzięłam kąpiel i wysuszyłam włosy. W ręczniku skierowałam się do szafy by przeanalizować jej zawartość.
Moim oczom ukazała się długa czarna przylegająca sukienka. Od razu ją wyciągnęłam i położyłam na łóżko w moim pokoju.
Podeszłam do toaletki i zaczęłam robić lekki makijaż.

Gdy skończyłam założyłam sukienkę i zrobiłam ostatnie poprawki. Gdy tylko usłyszałam dzwonek do drzwi wiedziałam, że czas się przełamać.

Na pewno to moje życie?Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin