14. Adeline

508 28 5
                                    

* Oliver *

Wracałem do domu z firmy po ciężkim dniu. Jedyne co poprawi mi humor to widok mojej dziewczynki. Przychodziłem do niej codziennie. Byłem tchórzem i przychodziłem tylko gdy Adel spała. Czułem się jak ostatni skurwiel. Nigdy nie byłem idealny, ale nie miałem prawa się tak zachować. Zabolało mnie gdy życzyła mi źle. Chciałem ją przeprosić, lecz nie wiedziałem jak zareaguje na mój widok, dlatego opiekę nad nią powierzyłem bratu, który jestem pewien, że dobrze traktuje mój skarb.

Droga do willi minęła spokojnie. Uwielbiałem myśleć o tej piękności. Nie raz wyobrażałem sobie nasze wspólne życie, które jest usłane różami.

Wysiadłem z auta kierując się do drzwi wejściowych. W środku przywitała mnie cisza.

- Alex? - zapytałem wchodząc głębiej na korytarz.
Ściągnąłem buty i płaszcz. Skierowałem się w stronę salonu.

Na kanapie w salonie leżał mój brat. Spał. Przeraziłem się. Kto opiekował się dziewczyną?

- Alexander! - krzyknąłem. Z satysfakcją patrzyłem jak chłopak w ciągu sekundy zrywa się z kanapy wstając na proste nogi.

- Debilu nie strasz - mruknął spoglądając na mnie, i znów opadł na kanapę.

- Gdzie Adeline? - zapytałem z nadzieją, że moje oczy ją gdzieś zauważą.

- Pewnie w pokoju. Chciałem by wyszła, ale ona nie chciała - powiedział odwracając wzrok.
Robił tak zawsze jak kłamał.

- Alexander - warknąłem. Chłopak przełknął ślinę. - Powiedz prawdę - zacisnąłem szczękę a mój wkurw sięgnął zenitu.

- No bo... Troszkę przesadziłem - speszył się.

- Mów wszytko! Ale już! - ryknąłem i byłem pewnien, że słyszeli mnie sąsiedzi, którzy byli oddaleni o jakieś pięć kilometrów.

- Tak naprawdę nie chciałem by wyszła z pokoju... I troszkę się nad nią znęcałem - wyszeptał.

- Słucham?! - moje gardło ucierpiało przez moje krzyki. - Kurwa mać słucham?! Wiem, że ja zjebałem! I jest mi wstyd. A ty byłeś po to by ją wspierać! A co zrobiłeś!? No kurwa mać. Alexander co w ciebie wstąpiło? - zapytałem łagodnie, gdyż czułem niemiłosierny ból gardła.

- Przepraszam - wyszeptał.

- Módl się żeby czuła się dobrze, jak tak nie będzie to ci nogi z dupy powyrywam.

Biegłem po schodach o mało na jednym się nie wywróciłem.
Gdy byłem już pod drzwiami delikatnie je otworzyłem.

Kurwa no nie.

Nie było jej. Czułem, że moje serce przestało bić. Na miękkich nogach wszedłem głębiej do pokoju. Przejrzałem łazienkę i garderobę. Wszędzie było pustko.

Zalała mnie furia. Znów znalazłem się na dole.

- Gdzie ona jest? - zapytałem zaciskając szczękę.

W oczach Alexandra zagościł niepokój. Czysty strach.

- Ja... Ja nie wiem - jąkał się co raz bardziej.

Kierowany złością zacisnąłem palce na jego szyi.

Ostatnimi czasy za często to robię.

- Gdzie ona jest? - ponowiłem pytanie.

Twarz Alexandra traciła na kolorze.

- Nie wiem - wychrypiał.

W końcu go puściłem a on zaczął desperacko łapać powietrze.

- Teraz jadę do siedziby - zacząłem. - Na twoim miejscu modliłbym się żeby GPS w jej telefonie nadal działał - dodałem zmierzając ku wyjściu.

- Przepraszam - usłyszałem cichy szept.

- Teraz cię to nie uratuje, więc daruj sobie - prychnąłem zamykając za sobą drzwi.

Ten dzień miał się potoczył zupełnie inaczej.

Wkurwiony znów zasiadłem w samochodzie. Tym razem agresywniej wyjechałem z domu.
Szybko jechałem, by tak samo szybko znaleźć się w siedzibie, gdzie moi ludzie mogliby znaleźć Adel.

Przez całą drogę rozmyślałem o tym jakim trzeba być debilem by nie troszczyć się o taką istotę jak Adeline. Muszę przyznać, że sam zjebałem, więc nie miałem prawa by wydzierać się na mojego brata. Chociaż on także nie popisał się inteligencją.

Zaparkowałem na parkingu przed budynkiem i jak poparzony wysiadłem z auta zmierzając ku wejściu. W środku panował pół mrok tak jak zawsze. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Przechodziłem przez kilka pomieszczeń, w których tak samo jak we wcześniejszych była cisza. Jedyne co byłem w stanie usłyszeć to przytłumione śmiechy. Od razu ruszyłem w stronę dźwięków. Widok, który zastałem jeszcze bardziej mnie wkurwił.

- Kurwa - mruknął Marco gdy mnie dostrzegł.
Reszta chłopaków odwróciła się w moją stronę.

- Szefie... - zaczął desperacko.

- Jakbym miał czas to wpierdolił bym każdemu, co w najbliższej przyszłości się stanie - warknąłem, widziałem jak wszyscy przełknęli niespokojnie śliny.

Wyszedłem z pomieszczenia jeszcze bardziej wkurwiony. Jeśli choć jedną rzecz nie pójdzie zgodnie z planem, czuję, że wtedy już wybuchnę.

Podążyłem do pomieszczenia, w którym informatycy zajmowali się namierzaniem rzeczy lub osób.

Wszedłem do pokoju, a wszystkie głowy skierowały się w moją stronę.

- Macie namierzyć Adeline. Zaraz podam wam szczegółowe informacje - zacząłem od razu. Wszyscy skinęli głowami.

Po podaniu wszystkich informacji, usiadłem na kanapie, która znajdowała się w pomieszczeniu.
Po pięciu minutach miałem pierwsze informacje.

- Telefon został zepsuty lub wyłączyła lokalizator i wszystkie rzeczy, które są nam potrzebne - westchnął Jerremi.

- Macie znaleźć Adeline - powiedziałem i zacząłem kierować się do wyjścia.

- Szefie, a co z szukaniem wrogów?

- Macie znaleźć Adeline - powtórzyłem dobitnie groźnym głosem.

Wyszedłem z budynku z zaciśniętą szczęką. Przy wyjściu zauważyłem chłopaków, którzy wzięli się za robotę.

Wsiadłem do samochodu. Zanim odpaliłem, walnąłem ręką w kierowanie. Czuję się bezbronny. Kiedy nie ma przy mnie mojej kobiety czuję się nago.

Muszę ją jak najszybciej znaleźć. Czuję, że zaraz coś zepsuje, obrócę w popiół.

Na pewno to moje życie?حيث تعيش القصص. اكتشف الآن