13. Żałoba

520 24 4
                                    

Każdy dzień zlewał się z kolejnym.
Moja rutyna wyglądała tak samo. Spałam, a gdy się budziłam po prostu leżałam w łóżku patrząc na sufit. Jedyną ciekawą czynnością w moim dniu było pójście do łazienki by się umyć, co i tak robiłam raz na kilka dni. Codziennie przychodził do mnie Alexander, ale tylko po to by dać mi jedzenie, którego i tak nie jadłam.
Od dwóch dni jestem podłączona do kroplówki. Przez to, że nie jadłam byłam osłabiona, kiedy moje osłabienie osiągnęło szczytu, musieli podłączyć mnie do kroplówki. Teraz musiałam leżeć z kabelkami podłączonymi do skóry.
Nie widziałam Oliviera. Nie przychodził by dać mi jeść, nie przychodził by zapytać jak się czuje czy po prostu porozmawiać. Było mi smutno, ale szybko przeszło. Nie miałam czasu by zamartwiać się nie istotnymi rzeczami.

Znów leżałam, tylko to mogłam robić całe dnie. Usłyszałam otwieranie drzwi. Szybko zamknęłam oczy, zawsze tak robiłam.

- Adel nie mam czasu na zabawę - odezwał się Alexander. Jego głos był oschły. - Czas się pozbierać. Nie będziesz leżeć przez całe dnie. Nie zamierzam przychodzić tu i się tobą opiekować.

Zabolało. Tak cholernie zabolało. Gdybym miała więcej siły, wykrzyczała bym mu wszystko co myślę, ale nie mogłam. Nie mogłam sił by wykonać jakikolwiek ruch.
Postanowiłam sobie jedno. Nie zamierzam się tak traktować.

- Poradzę sobie - wychrypiałam.

- Oczywiście - prychnął. - Jak już to zrobisz to zadzwoń - zaśmiał się.

Nienawidziłam go całym sercem. Tak bardzo chciałam być bezpieczna.

Chłopak ostatni raz na mnie popatrzył, po czym wstał i wyszedł z pokoju.

W dziwnym amoku, oderwałam kabelki, które były do mnie podpięte. Na krótką chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zignorując zawroty głowy zaczęłam kierować się do łazienki. Minęłam lustro nie chcąc patrzyć na mój stan. Przemyłam twarz wodą i szybko ubrałam bluzę i dresy. Włosy spięłam w kitkę by było mi wygodnie. Cały czas kręciło mi się w głowie, ale nie mogłam się poddać. Postanowiłam uciec. Pewnym krokiem przemierzałam cały mój pokój w poszukiwaniu najpotrzebniejszych rzeczy. Chwyciłam telefon, który i tak planowałam zniszczyć, nie będąc pewna czy w tym telefonie nie ma lokalizatora. Zdeterminowana zaczęłam schodzić ze schodów najciężej jak się dało.
Założyłam buty i założyłam kaptur na głowę. Słyszałam odgłosy dochodzące z salonu, które były dowodem na to, że chłopak oglądał coś na telewizorze. Jedyne co mi zostało to bezszelestnie wyjść i być wolna.

Stałam w korytarzu rozmyślając jak to zrobić, gdy nagle usłyszałam kroki zbliżające się na korytarz. Spanikowana ukryłam się za pierwszym lepszym rogiem dziękując w myślach, że kąt był wystarczająco wysunięty by chłopak mnie nie widział.

Kroki po chwili ucichły. Poczekałam chwile i wolno zaczęłam wychylać się zza ściany. Korytarz był pusty. Na paluszkach podreptałam na koniec korytarza. Nagle przypomniało mi się, że ten dom ma tylne wyście na ogród. W dalszym ciągu na palcach skierowałam się do drzwi. Gdy byłam już pod nimi modliłam się by były otwarte. Delikatnie nacisnęłam na klamkę, na szczęście drzwi ustąpiły bez żadnego oporu. Ucieszona mogłam wyjść na świeże powietrze.

Ogród prezentował się nienagannie. Lecz w tym momencie jakoś się nim nie zachwycałam. Czułam wstręt do wszystkiego co należało do Oliviera i Alexandra.

Tak samo cicho zamknęłam za sobą drzwi. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy gdy uświadomiłam sobie, że nie mam jak się dostać do miasta. Przecież taksówki tu nie zamówię. Jedynym wyjściem z tej sytuacji, było przejście tej drogi na piechotę.

Gdy udało mi się niezauważona przejść przez bramę czułam się wolna. Jedyne co mi zostało to wybranie czy iść w prawo czy w lewo. Po krótkich przemyśleniach wybrałam stronę prawą.

Zaczęłam iść starając się nie patrzeć na dom za mną. Złe wspomnienia zostawiam za sobą, i to dosłownie.

Cała droga do miasta była przyjemna. Dzisiejszy dzień nie był wietrzny ani nie łał deszcz.
Szłam w towarzystwie ptaków, które chętnie ćwierkały.

Gdy zobaczyłam pierwsze budynki niesamowicie się ucieszyłam. Czułam, że wreszcie mogę zacząć normalne życie, które od dawna planowałam.

Duże budynki wyglądały na poważne. Skierowałam się do jednej z uliczek. Panowała tam ekskluzywna atmosfera. Weszłam do hotelu, który się tam znajdował.

Wnętrze było bogate z pozłacanymi niektórymi elementami.
Od razu skierowałam się do recepcji.

- Dzień dobry - odezwała się miło kobieta za ladą.

Na oko miała trzydzieści lat.

- Dzień dobry. Poproszę pokój na dwie noce - poprosiłam także posyłając jej uśmiech.

Kobieta zaczęła coś stukać. Po chwili podała mi kwotę do zapłacenia.

- Pokój nr. 162. Miłego pobytu - podziękowałam kobiecie i zaczęłam kierować się do windy.

Gdy byłam już pod swoim pokojem, delikatnie otworzyłam drzwi.
Pokój był bardzo pięknie urządzony. Duże łóżko, łazienka i piękna kuchnia. Od razu weszłam do łazienki by się odświeżyć i zacząć jakoś funkcjonować.

Przed spaniem poszukałam w internecie pracy, bo trzeba jakoś żyć dopóki nie przyjdzie zapłacić mi za moje czyny.

Na pewno to moje życie?Where stories live. Discover now