Rozdział 44: Na Właściwym Miejscu

Start from the beginning
                                    

Zniknął za drzwiami do sypialni. W tym czasie Cass usiadła na krawędzi sofy i roztarłam zmarznięte palce. Odetchnęła kilka razy i nawiedziła ją przerażająca myśl.

Co jeśli przez te wszystkie lata on już zapomniał? Co, jeśli ruszył dalej i miał swoje życie? Nie czekałby przecież na mnie... nie po tym, co zrobiłam.

Myśląc o tym dłużej, zorientowała się, że stale miała dziury w pamięci. Nie pamiętała, jak dokładnie doszło do klątwy. Nie mogła sobie przypomnieć dokładnie zbrodni, które popełniła. Wszystko wskazywało na to, że odzyskała jedynie wspomnienia sprzed prania mózgu, gdy nie miała w sobie jeszcze skłonności do mordowania.

Nagle coś do niej dotarło... Jej rodzice. Edgar i Robin Edevane nigdy nie byli jej rodziną, nie biologicznie. Poczuła rozpierające ukłucie żalu i smutku. W „Sekretnych Światach" naprawdę była mowa o niej. O Scylisie – o naiwnej Cassily, która wiodła nudne życie, dopóki nie przeniosła się do Nigelthen. Jak to możliwe, że prowadziła spokojne życie na Ziemi? Skąd się tu w ogóle wzięła i dlaczego straciła pamięć?

Jakim cudem, po tych wszystkich latach, Ash wciąż wygląda zupełnie tak samo?

Gdy mężczyzna wrócił, ubrany w swoją czarną koszulkę z logiem Soundgarden, posłała mu zdezorientowany uśmiech. Usilnie próbowała sobie przypomnieć, co było ostatnią rzeczą, jaką pamiętała z życia w Termorze.

— Wszystko w porządku? — Przysiadł obok.

W innych okolicznościach zaśmiałaby się na widok tych jego niedorzecznych rękawiczek, które wciąż zakładał.

— Zdejmij je w końcu. — Złapała go za dłoń, starając się jedną ściągnąć. On szybko wyrwał się z uścisku i wstał na równe nogi, jakby Cass próbowała mu zrobić krzywdę.

— Nie mogę.

— Dlaczego?

Popatrzył na nią kontrolnie i powiedział z obawą:

— Nie pamiętasz, co się ostatnio stało, gdy się dotknęliśmy?

Cass posłała mu pobłażliwy uśmiech i również wstała z kanapy, wciąż mierząc go spojrzeniem.

— Wspomnienia — szepnęła. — Zmarszczył czoło, więc dodała: — Zobaczyliśmy nasze wspomnienia, gdy byliśmy dziećmi, dawno temu w Termorze. Chętnie bym je znów obejrzała, ale może nie to konkretne. Wolę te, gdy byliśmy już starsi.

Patrzył na nią w osłupieniu, mrugając pięknymi, czarnymi oczami, jak u jelonka Bambi. Przez chwilę Cass bała się, że wpadł w stan odrętwienia. Stał i nic nie mówił, przyglądając się z niedowierzaniem wymalowanym na przystojnej twarzy.

— Co to wygadujesz? — szepnął zachrypniętym głosem.

Westchnęła zniecierpliwiona.

— Dlatego tutaj przyszłam, Ash. Przez przypadek udało mi się wrócić! Teraz jestem Cass i Scylisą... — Zacisnęła usta w kreskę. Ash odsunął się o krok.

— Scylisą?

Pokiwała głową z lekkim uśmiechem.

— I Cassily?

— Wiem, że jesteś w szoku. Ja też byłam. Kilku rzeczy jeszcze wciąż nie rozumiem, ale tylko tobie ufam.

Wciąż był skołowany przez to wyznanie, ale słuchał uważnie. Opowiedziała mu więc o wszystkim, co stało się na chrzcie u Kuguarów, o podsłuchanym spotkaniu i o pojmaniu. Opisała swoją wizję, którą sfingował Welstor i o tym, co się stało potem. Ash poruszył się niespokojnie i usiadł prosto. Zerknęła na jego dłonie, z których ściągnął rękawiczki. Popatrzył na Cass z uwagą i odsunął jej z czoła kilka czarnych pasemek. Poczuła dreszcze, gdy przeciągnął kciukiem po jej policzku.

— Nic się nie stało — szepnęła w osłupieniu, zagarniając jego dłonie. Były takie zimne. — Żadnych wizji.

— Czekałem na ciebie przez wieki i nigdy się nie poddałem, jakkolwiek beznadziejne się to wydawało — szepnął w końcu.

— Ja wszystko pamiętam. Ciebie, nas. W Termorze. Jakby to było wczoraj.

Uśmiechnął się promieniście.

— Bo mamy się pod skórą, głęboko wyrytych w sercu.

— Ta piosenka przypominała ci o mnie, prawda?

Spojrzał Cass głęboko w oczy. Zobaczyła w nich zalegającą od wieków – niczym wieczna zmarzlina – tęsknotę i nadzieję, że wrócą kiedyś na swoje miejsca. Że ponownie będą razem. W jednej chwili przypomniała sobie każdą chwilę, którą dzielili w przeszłym życiu. Każdy dotyk dłoni, każde spojrzenie, każdy gest i pocałunek. Było ich wiele, choć wydawały się tak odległe i nijakie, w porównaniu z chwilą, która trwała w tym momencie. Dotarło do niej, że mimo przeciwności losu, udało im się przetrwać. Tylko im, pośród tego wielkiego chaosu dziejów, ras, wojen, klątw i niebezpieczeństw.

Zerknęła na jego usta. Ash przypatrywał jej się z podobną fascynacją i zapragnęła znowu pokazać mu, kim teraz była. W cichym półmroku saloniku zbliżył się do niej, jak mgła unosząca się nad spokojnym jeziorem. Ich wzrok znów spotkał się, niczym dwie gwiazdy na nocnym niebie, pełne emocji i tajemnic. Czas zwolnił. Ten moment był jak poezja, rozumiana bez słów – komunikująca się poprzez bezdźwięczne dialogi dusz.

Delikatnie chwycił twarz ukochanej, a ona przymknęła oczy, dopiero gdy przysłonił jej cały świat. Pogładził kciukiem policzek, jakby próbował zatrzymać czas i ich w tej jednej chwili.

— Mogę? — szepnął, a Cass kiwnęła głową z uśmiechem.

Wreszcie ich usta się spotkały w magicznym połączeniu, jak pierwszy promień słońca, przebijający ciemność nocy. Złożony na ustach Cass pocałunek był subtelny, delikatny, niczym spokojna melodia, która rozkwita w sercach, niosąc ze sobą ocean uczuć. A potem, w jednej sekundzie przelał w niego całą swoją tęsknotę.

Ile setek lat marzył o tym pocałunku? Ile razy wyobrażał go sobie w samotne wieczory?

Zachłanniej przywarli do siebie ustami, jakby starali się zatrzymać się nawzajem. Cass nie protestowała i całkiem oddała się w jego ramiona. Marzyła tylko o tym, by już nigdy się od nich nie oddalać. Czas i przestrzeń zniknęły, pozostawiając tylko zakochanych w tym tańcu, gdzie miłość stawała się najpiękniejszym poematem świata.

Po chwili odsunęli się od siebie, uśmiechnięci, zafascynowani. Czarne tęczówki Asha płonęły. Cass byłam ciekawa, co dostrzegł w jej oczach. W końcu każde poczuło się na właściwym miejscu. Cass wiedziała, że ją kochał na długo przed pierwszym spotkaniem w tym życiu. Nie musiała się nad tym głowić, bo czuła to samo.

— Co jeśli nie będę do końca tą samą osobą, co kiedyś? — szepnęła. — Co, jeśli kochasz wyobrażenie o mnie?

Zlustrował jej twarz czujnie.

— Moją Scylisę znam doskonale, a Cassily jest jej odbiciem w prawie stu procentach — zaśmiał się dźwięcznie. — Chcę cię zaakceptować taką, jaka jesteś i odkrywać na nowo każdą część, która się zmieniła.

Cass poczuła rozgrzewający ucisk w kwintesencji swojej kobiecości, który przypomniał, że wciąż posiadała materialne ciało. Bo przez te kilka chwil miała wrażenie, że przeobraziła się w coś znacznie wykraczającego poza fizyczny świat. W przypływie emocji złapała jego koszulę i przyciągnęła znów mocno do siebie. Kątem oka zauważyła jego dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechnął. Potem znów połączyli się w gorącym pocałunku.


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅

Bardzo proszę o wszelkie opinie i komentarze. 

To dla mnie niezwykle motywujące paliwo! Buziaki dla wszystkich! :*

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Where stories live. Discover now