8.1 "The part is wholly ending"

75 13 0
                                    

Powietrze było już zimne, gdy słońce znikało powoli za horyzontem i wypełniało całe niebo pomarańczowym światłem, które stawało się coraz bledsze. Wysokie budynki z czasem znikały, ustępując miejsca niższym z obrzeży miasta. Wkrótce nawet i one zniknęły, pozostawiając łąki i lasy. Z głośników w samochodzie dobiegały ciche i z czasem zniekształcone dźwięki, gdy ulice otoczyły drzewa. Czarny Chevrolet sunął cicho, nie mijając żadnego innego pojazdu na opustoszałej drodze.

W jednej z szyb widać było znudzone odbicie twarzy mężczyzny o rudych włosach. Podpierał swoją głowę jedną ręką i spoglądał na niekończącą się głuszę bez żadnych emocji. Jego klasyczny garnitur uwierał go w wielu miejscach, co jeszcze bardziej go zniechęcało. Jego zmęczenie nie uszło bez echa, gdy zwrócił się do niego blondyn o podobnym ubiorze.

- Ajax, jesteśmy już niedaleko. Postaraj się wyciągnąć z tego przyjęcia jak najwięcej. - próbował go pocieszyć - Co z twoją pracą. Jakieś informacje?

- Nie wiem... prawdopodobnie będę musiał wyjechać...

- Na długo?

Ten jednak nie odpowiedział nic, a droga zdawała się jedynie dłużyć bez końca. Wkrótce jednak, drzewa wokół ulicy zaczęły się przerzedzać, aż pozostały jedynie puste łąki z kolejnymi lasami, miastami i górami gdzieś w oddali. Szczególnie nocą ten pejzaż wydawał się wart mieszkania w tej okolicy.

Droga biegła w dół zbocza pagórka, aż zakręcała ostro w prawo, gdzie znajdował się największy budynek z okolicy. W pobliżu nie było podobnego, co sprawiało że nie pasował do krajobrazu, a jednak coś powodowało, że było wręcz przeciwnie. Rezydencja zbudowana była w stylu typowym dla bogatych ludzi z przed kilkuset lat. Ulica prowadziła na dziedziniec przed wejściem z marmurową fontanną przedstawiającą jakieś mitologiczne bóstwo, wieloma ławkami, krzewami i gigantycznymi schodami prowadzącymi do drzwi. Po drugiej stronie dziedzińca znajdował się ogród otoczony żywopłotem, choć Ajax nie skupiał się na nim wtedy. Gigantyczny biały budynek oświetlany był lampami wbudowanymi w ziemię. Każdy najmniejszy szczegół został dokładnie przemyślany, jak położenie ławek, ułożenie kostek brukowych, czy nawet kąt padania światła.

Pojazd zatrzymał się kilka metrów od marmurowych schodów, a Thoma podziękował kierowcy. W tym czasie, Childe wciąż spoglądał na onieśmielające płaskorzeźby na ścianach rezydencji.

- Imponujące... - mruknął do siebie

Przed budynkiem słychać było szum wody płynącej w fontannie, ale też coraz głośniejsze rozmowy zgromadzonych. Zebranymi były głównie znane twarze, ważne dla polityki, czy kultury. Wszyscy ubrani byli w drogie i często ekstrawaganckie stroje. Bal rodziny Kamisato zdecydowanie był jednym z najważniejszych wydarzeń towarzyskich w życiu osób z masą pieniędzy.

Tłum ludzi zdawał się tylko gęstnieć, pomimo wielu osób, które zdążyły już wejść do środka. Nie wszyscy z gości byli jednak ważnymi postaciami. Pośród nich znajdował się mężczyzna o brązowych włosach, mający na sobie ciemny żakiet z białą koszulą i krawatem. Towarzyszyła mu drobniejsza dziewczyna w ciemnoniebieskiej i prostej w swoim kroju sukni. Szli obok siebie, choć nie byli parą. Ganyu była zdenerwowana tak dużym przyjęciem i wieloma osobami wokół, gdy Zhongli zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Na jego twarzy malowało się inne uczucie.

- Panie Zhongli... wcale nie musimy tutaj długo zostawać... - powiedziała cicho - Możemy wyjść, gdy tylko pan powie.

- Nie martw się o mnie. Ważne, żebyś ty się dobrze bawiła. - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy

Wkrótce owa dwójka weszła po schodach prowadzących do wejścia. Wiele osób chciało wejść jak najszybciej, choć nikt nie pchał się bezmyślnie. Ze środka już można było wyczuć zapach palących się świec i mieszaniny wielu perfum gości. Zhongli i Ganyu trafili wreszcie do przedsionka, w którym stał jeden z wielu służących. Był ubrany w elegancki frak i trzymał wiklinowy kosz pełen kwiatów.

ᴀʟᴏɴᴇ ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇᴅɢᴇ ᴏꜰ ᴀ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ | ZhongchiWhere stories live. Discover now