2.1 "Do we remember?"

99 11 0
                                    

Za wielkim oknem dostrzec można było rozpościerające się nad miastem nocne niebo. Gwiazdy były w kompletnym bezruchu, a jednak dawały wrażenie, jakby ich ułożenie wcale nie było przypadkowe. Migotały powoli w jasnych odcieniach, odróżniając się od samolotu przelatującego na niebie, na którym zauważyć można było czerwoną kropkę. Widok zapierał dech w piersiach, przynajmniej tak myślał młody mężczyzna o rudych włosach, który stał właśnie obok okna.

- ...misja naszego towarzysza przedłuży się o kilka tygodni. Niestety, kontakt z nim stał się utrudniony z nieznanych nam przyczyn...

Dudniący głos obijał się o wszystkie ściany w pomieszczeniu. Ajax stracił zainteresowania kilka minut wcześniej. Nie zrobił tego jednak z własnej woli. Jego umysł sam zdawał się odlatywać w jakieś odległe miejsce i nie wracać godzinami. 

- ...współpraca z jedną z większych firm w mieście może dojść do skutku, o ile powierzymy to zadanie w odpowiednie ręce, choć...

Zza okna nie było słychać przejeżdżających samochodów, czy głośnych rozmów ludzi. Lepszy widok na życie nocnego miasta osiągnąć można było z balkonu, jednak w tamtej chwili Childe zmuszony był do słuchania przemówienia swojego szefa w głównym pomieszczeniu.

- ...w takim układzie, Sandrone, możesz się tym zająć. Zakładam, że takie kwestie nie są ci obce, prawda?

Kolejne minuty mijały, nieodwracalnie utracone na rzecz straconego dla chłopaka czasu. Niebo zaczęły przykrywać niewielkie ciemne chmury. Zasłaniały wcześniej obserwowanego przez niego gwiazdy, więc musiał zwrócić się ku grupie swoich towarzyszy. Wszyscy stali przed Pierro i z przynajmniej udawaną uwagą słuchali jego słów.

Po kilkunastu minutach wreszcie skończył swój długi monolog, po czym zezwolił wszystkim odjeść. Jak zwykle, kilka osób pozostało w pomieszczeniu i zaczęło rozmawiać ze sobą, lub po prostu rozmyślać w kątach.

Childe podszedł bliżej jednego z drewnianych barów i sięgnął za ladę, by przejrzeć znajdujące się tam napoje. Wszystkie były w zdobionych szklanych naczyniach i sam ich widok przyprawiał o dreszcze i drżenie portfela. Nie były tanie.

- Tartaglia? - zapytała ktoś nagle za chłopakiem

Ten odwrócił się powoli i poprawił swoją czerwoną koszulę. Przed nim stała kobieta o długich blond włosach ze znajomym pogardliwym wyrazem twarzy.

- Coś się stało? - zapytał spokojnie

- Przyznaj, nawet nie obchodził cię dzisiejszy raport, prawda? - zapytała dość głośno, wpatrując się przy tym w mężczyznę głęboko

- Ah. Cóż, raczej nic dzisiaj nie dotyczyło mnie, więc zbyt wiele mnie nie ominęło... - próbował się tłumaczyć

Kobieta uśmiechnęła się lekko, jednak było w tym coś złowieszczego.

- Racja. Może i dzisiejszy raport nie był najciekawszy, jednak od kilku dni zdajesz się absolutnie nieobecny. Nie możemy pozwolić sobie na rozleniwienie, czy opuszczenie gardy. Akurat ty powinieneś to rozumieć.

Childe zmieszał się trochę. Zgadzał się z Signorą, ale nie myślał, że aż tak ją to rozzłości. W tym momencie spoglądała na niego z wyższością, jakby żywiła się upokorzeniem.

- Rosalyne. - wtrącił się nagle głos dochodząc zza kobiety

Ona obróciła się, by zobaczyć niskiego mężczyznę z dużym siwym wąsem, ubranego w garnitur. Wyglądał bardzo dostojnie, nawet w swoim cylindrze na głowie. Jego twarz była wyjątkowo pomarszczona, ale nie wydawała się agresywna, wręcz przeciwnie.

- Rosalyne, pozwól że ja się tym zajmę. Nie powinnaś się martwić problemami, które cię nie dotyczą. - mówił uważnie i spokojnie

- Pulcinella, nie możemy pozwolić na rozleniwienie się któregokolwiek z nas. Każdy z nas tutaj odgrywa ważną rolę i najmniejsze błędy mogą sprawić, że cała organizacja upadnie!

Mężczyzna rzucił kobiecie surowe, lecz ciepłe spojrzenie. Ta westchnęła teatralnie i oddaliła się, gdy Pulcinella zbliżył się do Tartaglii. Uśmiechnął się do niego i kiwnął w stronę jednej z kanap, by tam usiedli.

- Więc, Ajax, czy ostatnio działo się coś, co mogłoby cię wytrącić z równowagi? - zapytał miło starszy mężczyzna

Childe zmieszał się na kilka chwil.

- Nie przypominam sobie. Nie sądzę też, bym był rozkojarzony. Przecież wykonuje wszystkie swoje zadania bez większych kłopotów, tak jak zawsze.

- Rozumiem, ale czy jesteś pewien, że nic takiego się nie wydarzyło? Słyszałem, że w ostatnim czasie odwiedziła cię Tonia i Teucer, czy nie powiedzieli ci czegoś, co mogło cię zaniepokoić? - pytał wciąż tym samym ciepłym głosem

- Oczywiście, że nie. Podobno z moim ojcem już lepiej, prawda?

- Tak. Gdy ostatnim razem odwiedziłem twoją rodzinę, wszyscy byli w dobrym zdrowiu.

Tartaglia uśmiechnął się i odetchnął z ulgą. Wierzył swojemu rodzeństwu, jednak potwierdzenie od jego zaufanego przyjaciela było jeszcze bardziej uspokajające.

- Skoro wszystko dobrze, to nie ma potrzeby, by dalej roztrząsać ten temat. - powiedział Pulcinella i uśmiechnął się ciepło, przymykając przy tym oczy - Postaraj się chociaż udawać, że uważasz na spotkaniach.

Tartaglia podziękował mu za rozmowę i wstał z kanapy. Sięgnął po swój siwy płaszcz i szybko wyszedł z pomieszczenia. Było już dość późno i nie miał ochoty na dłuższe rozmowy z innymi.

Zjechał windą do głównego holu, w którym przewijało się wiele znajomych mu osób, jak i dużo medialnych postaci. Nawet pomimo trwającej godziny, w holu rozlegały się dźwięki toczących walizek i głośnych rozmów gości. Szum był bardzo znajomy rudemu chłopakowi, dlatego też przestał na niego zwracać uwagę.

Szedł dość szybko w kierunku wyjścia, gdzie rozsuwane drzwi wypuściły go na zewnątrz. Przed budynkiem było zimno i wietrzno. Chłopak szedł zadbanymi chodnikami, na których, o dziwo, nie było tłumów przechodniów. Rozglądał się wokoło siebie przy okazji, analizując wysokie budynki.

Większość z nich była gigantycznymi biurowcami, w których światła nigdy nie gasły. Poniżej nich widać było onieśmielające świecące bilbordy reklamowe, czy światła samochodów. W miastowym krajobrazie nie brakowało zieleni. Obok hotelu stało kilka krzewów, a dalej niewielkie drzewka.

Niewinny obraz krzewów przed hotelem zwrócił jednak na siebie uwagę mężczyzny. Poruszył się on nieznacznie, a zza liści widać było kilka wystających włosów.

- Hej! W tych krzakach nie wolno przebywać! To obiekt należący do hotelu! - zawołał Ajax czując nagły przypływ poczucia sprawiedliwości

Postać za krzewami poruszyła się nieznacznie i po kilku chwilach wysunęła zza nich. Był to dość niski chłopak w czarnej bluzie i kapturze na głowie.

- Po co w ogóle tam wchodziłeś? - zapytał Childe zbliżając się do nastolatka

- Nie twoja sprawa! - zawołał ten agresywnie

- Wow! Spokojnie. Nic takiego się nie stało, po prostu są lepsze sposoby na podglądanie gwiazd, które tędy przechodzą. - zażartował

Nastolatek spoglądał na rudego chłopaka intensywnie z niezadowolonym wyrazem twarzy. Jego oczy były przepełnione pewną niezrozumiałą pogardą i złością.

- Po prostu więcej tam nie wchodź, okej? Swoją drogą, co tutaj robisz o tak późnej porze? Gdzie twoi rodzice? - pytał dalej Childe

- Nieważne. - rzucił chłopak równie szybko, jak opuścił mężczyznę

Tartaglia wzruszył jedynie ramionami i postanowił nie przejmować się tym nienaturalnym spotkaniem. W swoim życiu spotykał o wiele dziwniejsze postaci, niż ten młodzieniec.

Idąc przed siebie, jego umysł wędrował gdzieś daleko bez jego kontroli. Jednak, gdy świadomość odpływała, jego myśli skupiały się na czymś innym, na kimś innym...

ᴀʟᴏɴᴇ ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇᴅɢᴇ ᴏꜰ ᴀ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ | ZhongchiWhere stories live. Discover now