2.2

99 14 0
                                    

Skromnie zapakowane pudełko owinięte czerwoną wstążką leżało na kuchennym blacie, gdy wysoki brunet nakładał na siebie ciemny płaszcz i swoje buty. Jego rutyna uspokajała go, pomimo problemów, które uprzykrzały mu życie.

Zbliżył się do pudełka i chwycił je delikatnie w dłonie, po czym ostrożnie uniósł. Było dość ciężkie. Spojrzał raz jeszcze w stronę okna nad kuchennym blatem. Dzień zapowiadał się na piękny. Pogoda sprzyjała i sprawiała, że nawet smutna okolica wydawała się bardziej żywa, niż zazwyczaj.

Zajrzał po raz ostatni do zwykłego pudełka, jakby upewniając się, że jego zawartość wciąż jest obecna. Przymknął oczy widząc odbijający się w porcelanie blask słońca i zasunął szybko wieko. Nie potrafił dłużej patrzeć.

Wziął je do rąk i wyszedł ze swojego mieszkania szybko. Przechodził przez kolejne piętra, coraz wyraźniej słysząc znajome mu głosy.

- ...więc uważasz, że to moja wina? Moja wina, że zostawiłeś swoje klucze w miejscu, w którym ja zawsze zostawiam swoje? - mówił spokojnie, lecz groźnie jeden z głosów

- Nie poczułeś, że trzymasz w ręce nie swoje klucze?! A potem jeszcze musiałem czekać, aż raczysz otworzyć mi drzwi! - wołał drugi mniej spokojny głos

Zhongli zszedł na parter budynku, na którym rozgrywała się właśnie sprzeczka. Dwóch mężczyzn o szarych i blond włosach kłóciło się, jak co dzień, robiąc przy tym raban i przeszkadzając wszystkim wokół. Wydawali się na tyle przejęci swoimi sprawami, że nie zauważyli przechodzącego obok nich sąsiada.

- Ty zostawiłeś klucze, więc ty musiałeś czekać, aż otworze drzwi. - mówił ten o szarych włosach

- Chyba sobie żartujesz! To ty się pomyliłeś i wziąłeś nie te klucze, co trzeba!

- Przepraszam. - próbował wtrącić się Zhongli

- Gdybyś nie zostawił ich na komodzie, to bym ich nie zabrał.

- Może gdybyś miał oczy, to zobaczyłbyś, że bierzesz moje klucze!

- Przepraszam! - zawołał trochę głośniej Zhongli, tym razem skupiając na sobie uwagę mężczyzn

Blondyn podskoczył lekko z przerażenia, gdy ten o szarych włosach zdziwił się i zaczerwienił lekko.

- Niech pan wybaczy. Mój współlokator nie potrafi zachować stosunkowej ciszy podczas kłótni. - chwycił blondyna za ramię i pociągnął go w stronę ich mieszkania - Miłego dnia życzę.

Po tych słowach zamknął drzwi z hukiem, jednak krzyki można było słyszeć jeszcze przez chwilę. Zhongli westchnął i odszedł zanim doczekał się ich końca.

Wyszedł z budynku śmiejąc się lekko pod nosem. Rozumiał, że jego sąsiedzi byli młodzi i ekscentryczni, dlatego nigdy nie miał im za złe głośnych kłótni. Inni mieszkańcy kamienicy skarżyli się kilka razy, ale nikt nie stosował żadnych oficjalnych metod walki z ich zachowaniem.

Krótka i dość zabawna sytuacja polepszyła humor mężczyzny na chwilę. Przypominał sobie czasy swojej młodości, równie górnej i durnej. Nie tęsknił za straconym czasem, rozumiał, że nie wróci tego co stracone, więc nie powinien za tym płakać...

Spojrzał na trzymane w ręku pudełku, gdy szedł dalej przed siebie wzdłuż miasta. Rozumiał naturę czasu, jednak jedna osoba wciąż nie mogła opuścić jego wspomnień. Nie pozwalał jej na to, choć z każdym dniem zdawało mu się, że uczucia słabną... Kiedyś nie potrafiłby pozbyć się pamiątek po niej, a teraz stał przed budynkiem pełnym starych przedmiotów zbieranych przez ludzi, by oddać to, co mu zostało.

ᴀʟᴏɴᴇ ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇᴅɢᴇ ᴏꜰ ᴀ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ | ZhongchiWhere stories live. Discover now