1.9

90 13 0
                                    

Tego dnia słońce nie oszczędzało swoich promieni. Temperatura znacznie wzrosła od poprzednich tygodni, a wiosna naprawdę się zaczęła. Przed sklepem unosiły się różowe płatki stojących obok drzew wiśni. Ich delikatny kolor otaczający cały budynek, dawał wrażenie, jak gdyby sklep znajdował się w innym świecie. Morze odcieni różu przelewało się za oknami z każdym powiewem wiatru. 

Siedzący za ladą mężczyzna wydawał się jednak niewzruszony tym niezwykłym pokazem. Jego wyraz twarzy był zobojętniały, może nawet chłodny. Oczy ślepo spoglądały przed siebie, tak naprawdę nie upatrując niczego. Tak jak cały umysł, pogrążone były w głębokim stanie zamyślenia. Ów harmoniczna bańka przerwała się jednak nagle, gdy mężczyzna spojrzał ze smutkiem w ladę. Jego żal można było wyczuć tylko stojąc obok. 

- Panie Zhongli? - zapytał dźwięczny głos 

- Oh, Hu Tao, czy czegoś potrzebujesz? 

Dziewczyna zbliżyła się do lady. Jej zazwyczaj przyjazna aura wydawała się zniknąć w tym momencie. Była poważna.

- Musi mi pan powiedzieć, co się dzieje? Nie chcę, żeby moi pracownicy siedzieli przygnębieni w pracy. Nawet jeśli pracują w zakładzie pogrzebowym. 

Zhongli rozejrzał się po sklepie i westchnął głośno. 

- Chyba nie ma sensu trzymać tego dla siebie. - przyznał po chwili - Mam... problemy finansowe, dość duże, rozważałem sprzedaż kilku z moich... pamiątek...

Hu Tao zaczerwieniła się nagle. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi, poczuła, że nie powinna pytać. 

- Cóż, zawsze mogę użyczyć panu pożyczki, chociaż w zakładzie też się nie przelewa... jaką pamiątkę chciał pan sprzedać, jeśli mogę spytać?

Mężczyzna utkwił wzrok z jednej z trumien stojących na wystawie, a potem znów spojrzał w blat lady. Nie chciał opowiadać o szczegółach, co zrozumiała Hu Tao i uszanowała to.

Mieniące się kolorami liście drzew wiśni przestały już przypominać o radosnym początku wiosny. Teraz w oczach bruneta przypominały jedynie o melancholicznym i mijającym czasie. Każda wiosna bowiem zaczynała się od kwitnących wiśni i kończyła równie szybko, co pojawiające się ich owoce. Cykl ten powtarzał się z każdym rokiem nieprzerwanie. 

- Przepraszam, mógłby pan znaleźć na zapleczu kilka paczek z herbatą? Skończyły się. - powiedziała nagle właścicielka sklepu

Zhongli wyrwał się ze swojego zamyślenia i przeszedł kilka kroków w stronę zaplecza. Jego wnętrze było większe, niż pozostała część sklepu. Było dość ciemnie, oświetlane tylko kilkoma wiszącymi żarówkami. Wszędzie stały wielkie metalowe półki z wieloma rodzajami trumien i wieńców, atmosfera była raczej przygnębiająca. 

Mężczyzna skierował się w prawą stronę, gdzie stało nieduże biurko z wieloma górami dokumentów. W tym miejscu właścicielka spędzała większość czasu. Obok jednego ze stosów dokumentów stała ramka ze zdjęciem starszego mężczyzny. Zhongli rozpoznał, iż jest to jeden z poprzednich właścicieli, dziadek Hu Tao. Pewnie spoglądała na to zdjęcie, gdy pracowała w tym miejscu. Ta myśl zasmuciła bruneta. On nie potrafił nawet spojrzeć na zdjęcie tej, którą stracił.

Wiedział, że za długo już trwa w żałobie. Czas, który mijał, nie oszczędzał go. Nie powinien tak długo wspominać... tak długo cierpieć...

Mężczyzna oparł się jedną ręką o biurko, a drugą przetarł swój policzek, po którym mimowolnie spłynęła łza. Czuł obezwładniające go ciepło pochodzące prosto z serca. Serca, które wylewało więcej łez, niż on sam. Serca, które domagało się jego uwagi, które nie chciało być znów ignorowane...

...

Zaczął dyszeć powoli, próbując się uspokoić. Nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek go tak zobaczył. Wycierał kolejne łzy o swój rękaw i oddychał miarowo, dopóki nie przestał pamiętać.

Sięgnął wreszcie do jednej z szafek, gdzie leżało wiele paczek herbaty. Wziął dwie z nich i westchnąwszy głęboko skierował się do drzwi, którymi wszedł. Otwierając je, zatrzymał się na chwilę. Słyszał rozmowę, ale nie miał zamiaru podsłuchiwać, więc wszedł dalej.

- ...więc możemy zaczynać, prawda? Moi ludzie zajmą się transportem do pojazdu, chyba nie jest to pro-

Stojący przed ladą rudy mężczyzna w czerwonej koszuli dostrzegł właśnie Zhongliego wchodzącego do pomieszczenia. Wydawał się speszyć nagle i nie dokończył swojej wypowiedzi. W tym samym czasie do sklepu weszło kilka osób ubranych w podobny sposób i za zgodą Hu Tao, zaczęli wynosić kilka z trumien. Zhongli zbliżył się do lady i zmierzył wzrokiem gościa. Po zachowaniu zrozumiał, iż to jeden z wysłanników podejrzanej organizacji, z którą nawiązała kontakt właścicielka zakładu. Nie był tak niepokojący, jak jego poprzednik, ale wyglądał na pewnego siebie, może nawet niebezpiecznego. 

Rudy chłopak w tym czasie spoglądał głęboko w twarzy sprzedawcy, jakby analizując jego wygląd. 

- Mogę w czymś pomóc? - zapytał nagle Zhongli lekko zirytowany

- Nie, nie. Wszystko już... załatwione, jeśli można tak powiedzieć... 

Chłopak nie przestawał się przyglądać, tym razem nie ukrywał tego. 

- Wszystko dobrze? - zapytał jeszcze raz Zhongli - Coś nie tak... z moją twarzą?

- Oh! Nie, absolutnie. Wszystko dobrze z pańską twarzą. Po prostu wydawało mi się, że widziałem już gdzieś pana... może na ulicy...

- Nic sobie nie przypominam. - rzucił starszy brunet i odwrócił wzrok w stronę osób wynoszących kolejne trumny, nie chcąc kontynuować rozmowy

Atmosfera szybko stała się niekomfortowa dla wszystkich zgromadzonych. Przekazywanie trumien trwało dłużej, niż początkowo planowano. Wszyscy stali w ciszy, próbując nie utrzymywać ze sobą kontaktu wzrokowego. 

- Przepraszam, jakie jest pańskie imię, jeśli mogę wiedzieć? - powiedział nagle rudy chłopak przerywając ciszę 

- Zhongli, ale nasza relacje wydaje się być czysto biznesowa, wolałbym by tak pozostało. - rzucił oschle

Klient pokiwał głową i odwrócił się w stronę swoich pomocników, którzy wynieśli właśnie ostatnią zakupioną trumnę. Wyciągnął ze swojej kieszeni kopertę i wręczył ją szybko Hu Tao, po czym prędko wyszedł ze sklepu, nie oglądając się za siebie.

- Proszę. Niech pan to weźmie, odda mi pan kiedyś indziej. 

Hu Tao położyła na ladzie kopertę i szczerze uśmiechnęła się do mężczyzny. Zhongli podniósł kopertę i otworzył ją delikatnie. W jej wnętrzu znajdował się plik pieniędzy. 

- Ja... to naprawdę dużo... - zaczął niespokojnie i zdziwienie

- To nic wielkiego. Niech pan weźmie ile potrzebuje. Pan potrzebuje tych pieniędzy bardziej niż ja. 

Zhongli poczuł ciepło rozchodzące się w jego klatce piersiowej i na policzkach. Uśmiechnął się.

- Dziękuję. Bardzo dziękuję. 

Właścicielka sklepu poszła na zaplecze, a sprzedawca pozostał sam w pomieszczeniu. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuł spokój. Otrzymał od losu więcej czasu, żeby znaleźć rozwiązanie swoich problemów. 

Spojrzał w stronę okna. Sprzed sklepu właśnie odjeżdżał duży czarny samochód. Spotkanie z przedstawicielami tej organizacji było dla niego co najmniej niepokojące. 

ᴀʟᴏɴᴇ ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇᴅɢᴇ ᴏꜰ ᴀ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ | ZhongchiWhere stories live. Discover now