3.2

80 13 1
                                    

W pomieszczeniu unosił się zapach perfum i drogich mebli. Z kilku dość dużych głośników grała muzyka klasyczna. Wprawdzie nikt się jej nie przysłuchiwał, jednak świetnie budowała aurę powagi wśród zgromadzonych. Wielu z nich podobało się to uczucie wzniosłości, nawet jeśli sztucznie wykreowane.

Przy barze siedziały dwie często widywane razem osoby. Mężczyzna w masce i mężczyzna o rudych włosach. Ten drugi, niższy od przyjaciela, wyciągnął właśnie z kieszeni niewielkie pudełko, a z niego biały papieros. Skierował rękę w stronę przyjaciela.

- Chcesz? - zapytał

Capitano spojrzał na paczkę papierosów i westchnął zawiedzenie.

- Naprawdę? Nie stać cię na nic lepszego? - zapytał donośnie

Childe przytrzymał szluga w ustach i schował opakowanie.

- Przepraszam. Nie palę tak często... - przyznał

- Więc postanowiłeś kupić najtańsze i najgorszej jakości papierosy, jakie tylko mogłeś znaleźć?

- Nie to nie. - ukrócił rozmowę i zapalił papierosa zdobioną zapalniczką

Capitano ponownie westchnął i pokiwał lekko głową. Nawet nie zdawał sobie sprawy z nawyków swojego przyjaciela. W zasadzie byli jedynie współpracownikami, może naprawdę nie wiedział o nim tyle, ile mu się wydawało.

Oboje wciąż siedzieli przy niewielkim barze, sami nalewając sobie kolejne szklanki alkoholu. Pozostali uczestnicy tego spotkania zajmowali się własnymi rozmowami i zabawami. Pomimo tego, że byli w jednym pomieszczeniu, pomiędzy wszystkimi były duże odległości, nie tylko fizyczne.

Tego dnia spotkanie odbywało się o poranku, co dla wielu było dużym kłopotem. W pierwszych minutach usłyszeć można było salwy kolejnych narzekań, niestety bez większego celu.

- Dlaczego w zasadzie postawiłeś zapalić? Wydawało mi się, że nie palisz... - zaczął nagle Capitano

- Palę, gdy mam dobry humor.

Tartaglia zaśmiał się niewinnie i wypuścił z ust siwy dymek.

- Masz dobry humor? Coś się stało? - dopytywał - Ostatnio byłeś raczej... spięty.

Rudy chłopak zaśmiał się jeszcze raz. W jego śmiechu było coś niepokojącego, ale jednocześnie uspokajającego. Capitano cieszył się ze szczęścia przyjaciela, chociaż nie okazywał tego.

- Chodzi o Zhongliego. Postanowiłem się nie poddawać i dowiedzieć się o nim więcej! - powiedział szczęśliwie i wypuścił z ust kolejny dymek

- Oh? Poszedłeś z nim porozmawiać?

- Nie. Uruchomiłem kilka kontaktów, żeby wyśledzić jego adres i informacje na jego temat.

Mężczyzna o czarnych włosach ponownie westchnął, tym razem z większym zawodem w głosie. Wyprostował się w swoim miejscu.

- Wiesz, że to nie do końca moralne? - powiedział

Childe pokiwał głową lekko, jakby rozważając swoje możliwe odpowiedzi.

- No tak. Nie robię tego w złej intencji, nie mam zamiaru zmuszać Zhongliego do niczego, jeśli nie będzie tego chciał.

- Myślisz, że zrozumie twoje dobre intencje i ci wybaczy?

Ajax podrapał się po głowie, niezbyt przekonany.

- Nie będzie problemu, jeśli się nie dowie... - powiedział cicho

- Oh Ajax... - Capitano ponownie pokiwał głową - kiedyś i tak się dowie. Wtedy będzie problem.

Atmosfera stała się trochę chłodniejsza. Młody chłopak rozumiał, że jego działania nie są do końca zdrowe, jednak wciąż chciał się łudzić, że ujdzie mu na sucho.

ᴀʟᴏɴᴇ ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇᴅɢᴇ ᴏꜰ ᴀ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ | ZhongchiWhere stories live. Discover now