Rozdział 26: Prace Społeczne

Start from the beginning
                                    

— Jak to?

— Każdy członek stowarzyszenia może odwiedzić to miejsce tylko raz w semestrze.

— I wykorzystałaś swoją wejściówkę na mnie? — zdziwiła się.

— Potrzebowałaś pomocy.

Cass rozmasowała dłonią czoło. Jej jedyny punkt zaczepienia właśnie wyparował. Kogo jeszcze ze stowarzyszenia mogłaby poprosić o taką przysługę? Luciena? Trevora? Większość kolegium jej nienawidziła, bo nigdzie nie pasowała. Westchnęła ciężko. Musiała coś wymyślić.

Następnego ranka wstała jak robot. Nałożyła sweter i płaszcz, a na nogi wciągnęła kozaki. Do torby wcisnęła też trampki na przebranie, bo zaraz po śniadaniu musiała stawić się na hali sportowej. Miała razem z Lucienem i Trevorem odbyć prace społeczne za karę po bójce w Ceberia Hall. Bała się nawet pomyśleć, co ją czeka tego ranka. Całe śniadanie starała się otrząsnąć z pesymistycznych myśli.

Pierwszy śnieg zdawał się powoli znikać w porannych promieniach słońca. Odetchnęła ciężko i weszła na teren kompleksu sportowego.

— Panno Edevane, świetnie, że pani już z nami jest! — zawołał Doyle, który zaszedł jej drogę w holu. Szybko została poprowadzona na pływalnię, a tam czekał już znudzony Rutherford i skwaszony Crumandames. Stali obok basenu pływackiego.

Cass przełknęła gulę w gardle i poczuła automatycznie, że ręce jej się spociły. Naprawdę nie miała ochoty mieć dzisiaj styczności z wodą...

— Panno Edevane? Cassily? — odezwał się Doyle zaniepokojony. Odchrząknęła i zamrugała szybko.

— Tak, wszystko w porządku — wyszeptała, starając się zapanować nad piskliwym głosem.

Nic nie mogła poradzić na to, że gdy znajdowała się blisko wody, jej organizm zaczynał szaleć ze strachu. Nie rozwodziła się długo nad kpiącym spojrzeniem Trevora i zastanowieniem na twarzy Luciena. Ani jeden, ani drugi nie podejrzewał, że poznała w pełni tajemnicę Nigelthen. Co prawda, czuła się niepewnie, ale nie było w tym strachu.

— Wasza praca będzie polegała na wyczyszczeniu basenu ręcznie — postawił nacisk na ostatnie słowo.

— To nam zajmie cały dzień — warknął Lucien zirytowany.

— Może, gdy będziecie musieli ze sobą współpracować, to nauczycie się pokory — powiedział Doyle twardo. — Poza tym, na pewno zdążycie. Wykłady zaczynają się dopiero po dwunastej. — Puścił oczko. — Szczotki i środki czystości znajdziecie w kącie. Do roboty i pamiętajcie, że może mnie tu nie być, ale wszystko widzę.

Cass westchnęła ciężko, wciąż wpatrując się w zbiornik, z którego szybko spuszczano wodę.

— Boisz się basenów? — zagadnął Lucien, podchodząc bliżej. Cass otrząsnęła się z myśli i zaczęła zdejmować płaszcz.

— Wody. Aż tak to widać? — skrzywiła się.

— Spokojnie. Po to ją spuszczają, żebyśmy mogli bezpiecznie wejść i zrobić to, co kazali.

— Tobie też się to nie uśmiecha.

— Nienawidzę takich akcji — warknął, zerkając ukradkiem na Trevora, który oglądał szczotki, jakby chciał wybrać najlepszą.

Bałwan.

— Chcesz komuś pomóc, opanować sytuację, a potem jeszcze dostajesz za to po dupie. Wiesz, o co chodzi.

Cass pokiwała głową.

W duchu była wdzięczna, że Lucien przyszedł jej wtedy z pomocą. Nie wiedziała, jak zakończyłaby się sytuacja, gdyby się nie pojawił. Czy byłaby zdolna wyrządzić Trevorowi krzywdę? Czy on zrobiły jej coś gorszego przy wszystkich? Przecież z jakichś wyimaginowanych przyczyn jej nienawidził. Poza tym rzucał świetlnymi pociskami i nie wiadomo czym jeszcze.

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Where stories live. Discover now