— Czy to możliwe, że cierpisz na to samo, co twoja mama?
— Diabli wiedzą, to może dopaść każdego. — Wzruszyła ramionami zamyślona.
Chwilę siedziały w ciszy, gdy Tara nagle rzuciła:
— Zdążyłam już zapomnieć, że tereny Oxfordshire są tak zalesione. Nie zazdroszczę temu, kto się w tych lasach zgubi — prychnęła, uderzając rytmicznie palcami o kierownicę.
Cass rozejrzała się przez szybkę, próbując opanować wzrokiem pustkę, która kryła się pomiędzy drzewami, tworzącymi gęsty las. Wycieraczki ledwo nadążały zbierać wodę z przedniej szyby.
— Mam nadzieję, że nigdy mnie w taki las nie wyciągniesz na żadne świętowanie letniego przesilenia, zbieranie unikatowych badyli, czy inne wariactwa.
Tara rzuciła jej wymowne spojrzenie, po czym zaśmiała się:
— Przecież wiesz, że nie jestem moją prababcią, która wzywała imiona jakichś dziwnych bogów za każdym razem, gdy ciasto nie chciało wyrosnąć w piekarniku. Popieram ideologię wolnego wyboru i życia w zgodzie ze swoją wewnętrzną naturą.
— Dobrze, nie zaczynaj już tej swojej gadki — zaśmiała się, patrząc znacząco na przyjaciółkę.
W aucie zapadła cisza, przerywana uderzaniem deszczu o przednią szybę. Nagle powietrze przeszyła błyskawica, a zaraz po niej przyjaciółki usłyszały donośny grzmot. Burza była tuż nimi. Cass poruszyła się niespokojnie na siedzeniu, przymknęła oczy i odetchnęła głęboko.
— Dobrze się czujesz, Cass? Zzieleniałaś na twarzy. — Tara zmierzyła ją czarnymi oczami.
— Burza.
Przyjaciółka zdawała się zupełnie zapomnieć, że Cass cierpiała na brontofobię. Gdy tylko znajdowała się w trakcie zawieruchy na dworze, miewała ataki paniki, które z różnym skutkiem udawało jej się kontrolować.
— Spokojnie, oddychaj.
Tara szybko zasypała Cass toną pocieszających słów. Przez burzę niebo pokryło się czernią i mimo wczesnej godziny, robiło się coraz ciemniej. One zaś wciąż jechały przez mroczny las i nawet soczysty kolor otaczających liści nie dawała Cass poczucia ukojenia i spokoju. Wpatrywała się w morze zieleni za szybą i wtedy coś jej mignęło.
Ktoś stał za jednym z drzew.
Auto gnało przed siebie, więc nawet odwrócenie głowy nic by nie dało. Cass nie mogła oprzeć się wrażeniu, że postać wyglądała jak czarny cień z jej koszmarów. Czy to mógł być ten sam potwór? Tym razem na jawie? Poczuła gorąco napływające pod skórę.
— Dasz radę, Cass. Pamiętaj o oddechu. Wdech... wydech... Policz do dziesięciu. Zamknij oczy, nie patrz na te błyskawice — instruowała dalej Tara z przejęciem.
Cass starała się wsłuchać się w jej głos, ale miała wrażenie, że jej gardło zmieniło się w linę, na której właśnie zaciskał się ciasny supeł.
— Podgłoszę radio. Wsłuchaj się w Cobaina i na pewno się uspokoisz.
Na szczęście niewidzialne więzy, które ściskały gardło i wnętrzności Cass zaczęły puszczać i wkrótce zaczerpnęła więcej powietrza. Chwyciła od Tary butelkę z wodą i pociągnęła łyk.
— Dzięki. — posłała przyjaciółce uśmiech wdzięczności.
⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅
Ash Rowley wszedł zamaszystym krokiem do małego mieszkania, które zostało mu przydzielone. Niedbale rzucił na sofę walizkę, która otworzyła się niepostrzeżenie. Była całkiem pusta. Mężczyzna chodził w kółko po pokoju nie ukrywając swojego poruszenia. W końcu zatrzymał się przy wysokim, maswerkowym oknie i spojrzał na rzekę, która niczym wstęga prężyła się w centralnym punkcie krajobrazu.
![](https://img.wattpad.com/cover/93698830-288-k926606.jpg)
YOU ARE READING
Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓
FantasyNieświadoma istnienia czegoś znacznie większego niż nasz świat, odkryłam, że moje życie było jednym wielkim kłamstwem... Kiedy nadprzyrodzony prześladowca Cassily zaczął pojawiać się także na jawie, otworzyły się przed nią drzwi Oksfordu i jego taje...
Rozdział 4: Kolegium Nigelthen
Start from the beginning