Rozdział 4: Kolegium Nigelthen

Start from the beginning
                                    

— Czy to możliwe, że cierpisz na to samo, co twoja mama?

— Diabli wiedzą, to może dopaść każdego. — Wzruszyła ramionami zamyślona.

Chwilę siedziały w ciszy, gdy Tara nagle rzuciła:

— Zdążyłam już zapomnieć, że tereny Oxfordshire są tak zalesione. Nie zazdroszczę temu, kto się w tych lasach zgubi — prychnęła, uderzając rytmicznie palcami o kierownicę.

Cass rozejrzała się przez szybkę, próbując opanować wzrokiem pustkę, która kryła się pomiędzy drzewami, tworzącymi gęsty las. Wycieraczki ledwo nadążały zbierać wodę z przedniej szyby.

— Mam nadzieję, że nigdy mnie w taki las nie wyciągniesz na żadne świętowanie letniego przesilenia, zbieranie unikatowych badyli, czy inne wariactwa.

Tara rzuciła jej wymowne spojrzenie, po czym zaśmiała się:

— Przecież wiesz, że nie jestem moją prababcią, która wzywała imiona jakichś dziwnych bogów za każdym razem, gdy ciasto nie chciało wyrosnąć w piekarniku. Popieram ideologię wolnego wyboru i życia w zgodzie ze swoją wewnętrzną naturą.

— Dobrze, nie zaczynaj już tej swojej gadki — zaśmiała się, patrząc znacząco na przyjaciółkę.

W aucie zapadła cisza, przerywana uderzaniem deszczu o przednią szybę. Nagle powietrze przeszyła błyskawica, a zaraz po niej przyjaciółki usłyszały donośny grzmot. Burza była tuż nimi. Cass poruszyła się niespokojnie na siedzeniu, przymknęła oczy i odetchnęła głęboko.

— Dobrze się czujesz, Cass? Zzieleniałaś na twarzy. — Tara zmierzyła ją czarnymi oczami.

— Burza.

Przyjaciółka zdawała się zupełnie zapomnieć, że Cass cierpiała na brontofobię. Gdy tylko znajdowała się w trakcie zawieruchy na dworze, miewała ataki paniki, które z różnym skutkiem udawało jej się kontrolować.

— Spokojnie, oddychaj.

Tara szybko zasypała Cass toną pocieszających słów. Przez burzę niebo pokryło się czernią i mimo wczesnej godziny, robiło się coraz ciemniej. One zaś wciąż jechały przez mroczny las i nawet soczysty kolor otaczających liści nie dawała Cass poczucia ukojenia i spokoju. Wpatrywała się w morze zieleni za szybą i wtedy coś jej mignęło.

Ktoś stał za jednym z drzew.

Auto gnało przed siebie, więc nawet odwrócenie głowy nic by nie dało. Cass nie mogła oprzeć się wrażeniu, że postać wyglądała jak czarny cień z jej koszmarów. Czy to mógł być ten sam potwór? Tym razem na jawie? Poczuła gorąco napływające pod skórę.

— Dasz radę, Cass. Pamiętaj o oddechu. Wdech... wydech... Policz do dziesięciu. Zamknij oczy, nie patrz na te błyskawice — instruowała dalej Tara z przejęciem.

Cass starała się wsłuchać się w jej głos, ale miała wrażenie, że jej gardło zmieniło się w linę, na której właśnie zaciskał się ciasny supeł.

— Podgłoszę radio. Wsłuchaj się w Cobaina i na pewno się uspokoisz.

Na szczęście niewidzialne więzy, które ściskały gardło i wnętrzności Cass zaczęły puszczać i wkrótce zaczerpnęła więcej powietrza. Chwyciła od Tary butelkę z wodą i pociągnęła łyk.

— Dzięki. — posłała przyjaciółce uśmiech wdzięczności.


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅


Ash Rowley wszedł zamaszystym krokiem do małego mieszkania, które zostało mu przydzielone. Niedbale rzucił na sofę walizkę, która otworzyła się niepostrzeżenie. Była całkiem pusta. Mężczyzna chodził w kółko po pokoju nie ukrywając swojego poruszenia. W końcu zatrzymał się przy wysokim, maswerkowym oknie i spojrzał na rzekę, która niczym wstęga prężyła się w centralnym punkcie krajobrazu.

Bezdomna [ Trylogia Światłocienia ] TOM 1 ✓Where stories live. Discover now