Epilog

9 0 0
                                    

Epilog

U

siadłam w gabinecie psychiatry i mojego wieloletniego  terapeuty, tak jak kiedyś. Pamiętam, że jak odwiedziłam go pierwszy raz i kazał mi się położyć na kozetce poczułam dziwny lęk w dole brzucha. Wiedziałam, że to mężczyzna i jestem bezpieczna, bo to przecież lekarz, ale często w filmach grozy to właśnie oni najczęściej zagrażali pacjentom najbardziej. Znali przecież ich wszystkie sekrety i mroczne tajemnice. Wyglądał jak typowy terapeuta. W dojrzałym wieku, spokojny i opanowany. Przez te lata nieco się zestarzał i roztył. Nie był już taki przystojny jak kiedyś. Nie wzbudzał w niej nigdy  jakichkolwiek emocji i nie narzucał się swoją postawą. Starał się być miły i uprzejmy.
 Już na  początku pierwszej  sesji  przyznał, że ma przed sobą wyjątkowo trudne zadanie. Starałam się być jak najbardziej przezroczysta tak, aby nie mógł dostrzec nic, co wzbudziłoby w nim jakiekolwiek podejrzenia. Spotkaliśmy się wtedy tylko raz. Byłam wtedy młodą dziewczyną. Przyjechałam do tego odległego miasta, żeby nikt mnie nie rozpoznał. Stwierdził wtedy, że to, co mnie spotkało to wynik traumy i wewnątrz mnie może mieszkać jeszcze przynajmniej  jedna osoba. To właśnie ona ze mną rozmawia i czasami, kiedy śpię przejmuje kontrolę nad moim ciałem i umysłem. Staje się dominująca i robi te różne dziwne rzeczy, których ja potem nie pamiętam. Twierdził, że to niebezpieczne, bo stopniowo będzie chciała przejąć nade mną całkowitą kontrolę. Wydawało mi się to wtedy takie dziwne, niewiarygodne, wręcz absurdalne. Nie mogłam długo w to uwierzyć.
Kiedy postawił diagnozę parsknęłam śmiechem, bo wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co mówi. To nie była prawda, ale wtedy tylko ja o tym wiedziałam. Kiedy powiedział, że będzie potrzebna fuzja, w celu zintegrowania tożsamości poczułam prawdziwy lęk. Bałam się, że kiedy ona zniknie na zawsze nie będę w stanie normalnie funkcjonować. Nie chciałam się z nią rozstawać. Nie mogłam jej tego zrobić. Pozbyć się jej jak starej, niepotrzebnej rzeczy. Nie mogłam i nie chciałam. Była jak moja starsza siostra i tyle dla mnie zrobiła. Bez niej bym przecież nie przetrwała tego, co przeżyłam. Byłabym potworem, gdybym ją zabiła. Nigdy więcej nie pojawiłam się na terapii.
 Zostałam uniewinniona, lekarze orzekli, że jestem chora. Sąd zdecydował, że będę pod stałym nadzorem lekarza i zostanę poddana dalszemu leczeniu. Zobligowano mnie do podjęcia terapii pod okiem specjalisty. Wybrałam jego. Miał zrobić wszystko, aby połączyć moje wcielenia w jedną spójną całość. Moja rozszczepiona tożsamość miała stopić się w jedną Joannę, którą kiedyś podobno byłam.  Tylko ja wiedziałam, jaka jest prawda i tylko ja odpowiadałam za to, co się teraz stanie. Kiedy pojawiłam się w drzwiach jego gabinetu uśmiechnęłam się do siebie: Dr Daniel Radecki przeczytałam jeszcze raz jego imię i nazwisko na tablicy umieszczonej na drzwiach. Poznał mnie od razu, chociaż minęło tyle lat. Widocznie z jakiegoś powodu utkwiłam mu w pamięci. .
-Dzień dobry panie doktorze- powiedziałam, kiedy stanęłam w drzwiach znanego mi  pokoju. Przez te wszystkie lata niewiele się w nim zmieniło.
-Nie spodziewałem się ciebie- powiedział siadając za biurkiem i ruchem ręki wskazał mi krzesło stojące nieopodal jego biurka.
-Wiesz, kim jesteś?- zapytał w końcu.
- Nazywam się  Joanna Mazur- odpowiedziałam najspokojniej jak potrafiłam.
- Nie kłam- odpowiedział szorstko.
-Dlaczego miałabym to robić panie doktorze?- zapytałam z uśmiechem n ustach, który mówił wszystko.
- Co się w takim razie stało? I dlaczego znowu się tutaj znalazłaś?- kontynuował zadawanie pytań, nie spuszczając przy tym ze mnie oka nawet na chwilę.
-Tak, słyszałam to już wiele razy- odparłam.
- To znaczy?- zapytał znowu odpowiadając pytaniem.
-Mam pozbyć się kogoś, kto mieszka w mojej głowie- wyjaśniłam.
- Co zamierzasz z tym zrobić?- spytał ponownie.
- Ja?- zapytałam zdziwiona jego pytaniem.
-Myślałam, że to pan mi pomoże-powiedziałam łamiącym się głosem.  Udawanie kogoś w rozpaczy było najlepszym sposobem na ukrycie prawdziwych intencji.
-Ale…- zawahał się przez chwilę.
- Ale co?- dopytałam zniecierpliwiona.
- Czy ty tego chcesz ode mnie tak naprawdę?
-Myślę, że nie potrzebuję terapii.
- Też tak sądzę- przyznał mi głośno rację. Tym, co powiedział nieco mnie zaskoczył, ale starałam się ukryć swoje zdziwienie najlepiej jak potrafiłam.
-Ty jej nie potrzebujesz- dodał po chwili.
- Nie?- zapytałam zdziwiona.
-Doskonale wiesz, kim jesteś- powiedział spokojnym głosem. Zawsze wiedziałaś i doskonale potrafisz to wykorzystywać. Mówiąc to uśmiechnął się do mnie, dając mi tym samym do zrozumienia, że mnie przejrzał na wylot. Nie spodobało mi się to.
- Nie rozumiem- dalej udawałam zagubioną i nieświadomą tego, co teraz do mnie mówi.
-Dlaczego wróciłaś do mnie, a nie wybrałaś innego lekarza?- spytał przyglądając mi się uważnie. Przecież wiesz, że znam prawdę. Opuściłam głowę, żeby uniknąć bezpośredniej konfrontacji naszych oczu.
-Tylko panu ufam- wyjaśniłam po chwili podnosząc głowę i spoglądając na niego tak, żeby go nie wystraszyć.
-Gdyby tak było nie przerwałabyś wtedy terapii.
-Myli się pan- stanowczo zaprotestowałam. I podniosłam się z krzesła udając, że zabieram się do wyjścia.
-Znowu uciekasz? - zapytał spokojnym głosem.
-Nie, ale jeśli pan nie może mi pomóc i nie chce mnie leczyć- zaczęłam.
-Połóż się tam na kozetce za parawanem- mówiąc to westchnął głęboko.
Zrobiłam dokładnie tak jak mi kazał. Na wizytę umówiłam się pod fikcyjnym nazwiskiem, a wchodząc do budynku założyłam perukę, pod którą ukryłam swoje długie blond włosy. Okulary przeciwsłoneczne i dwustronny płaszcz zapewniły mi anonimowość. Zdjęłam je dopiero przed samym wejściem do gabinetu. Kiedy usiadł w swoim fotelu nieświadomy zagrożenia, jakie mu grozi podniosłam się z kozetki, na której leżałam i ruszyłam prosto w jego stronę.
-Połóż się natychmiast tam, gdzie leżałaś, inaczej wezwę pomoc- zagroził i wskazał palcem miejsce, które dopiero co opuściłam. Mówiąc to podniósł się ze swojego fotela i cofając się małymi kroczkami zbliżał się do ściany. Miał nadzieję, że zdąży dotrzeć do drzwi wyjściowych prowadzących na korytarz jego gabinetu, Ale wtedy użyłam mojej tajnej broni. Po chwili zachowywał się dokładnie  tak jak to przewidziałam. Nie był w stanie ruszyć się z miejsca.
- Nie- powiedziałam stanowczo.
- Usiądź proszę- powiedział.
-Nie mogę, bo to miejsce będzie zajęte przez pana.
-Przeze mnie?- spytał zdziwiony.
- To pan będzie tam teraz leżał i odpowiadał na moje pytania.
Terapeuta był wyraźnie roztrzęsiony i przerażony, kiedy usłyszał to, co powiedziałam. Chwilę się ociągał, ale w końcu posłusznie wykonał moje polecenie,  właściwie rozkaz mając zapewne nadzieję, że w ten sposób zyska na czasie i uda mu się jakoś uciec. Nie zyskał tym jednak prawdę mówiąc  w moich oczach.
-Nie chcę panu zrobić krzywdy- wyjaśniłam, ale ona by mi nie darowała- rozłożyłam ręce w geście wskazującym na to, że nie mam wyjścia.
-Co ty chcesz zrobić?- spytał wystraszonym głosem.
-Zanim to zrobię potrzebuję  zaświadczenie, że jestem chora.
- Ale wiesz, że ja tego nie podpiszę- powiedział.
-Podpisze pan panie doktorze- popatrzyłam na niego tak, że skulił się na kozetce jak mały chłopczyk zakrywając głowę rękami przed ciosem, którego się zapewne teraz spodziewał.
-Nie lubię jak ktoś mi się sprzeciwia panie doktorze- wyjaśniłam.
-Jesteś zdrowa, tylko…
-Tylko co?- zapytałam.
- Pomocy! - krzyknął, kiedy złapałam go dłonią za szyję. Był to mocny męski uścisk, który najwyraźniej go zdziwił, bo zamilkł od razu. Oczy wyszły mu na wierzch i pokryły się niemal od razu łzami. Kiedy go puściłam ledwo oddychał. -Jak dobrze, że miałam na rękach skórzane rękawiczki. Przynajmniej nie czułam śliny spływającej obficie  po jego podbródku. 
- A teraz podpisz to zaświadczenie- powiedziałam spokojnym głosem. Wahał się jeszcze przez chwilę, z trudem łapał oddech. Drżącą ze strachu ręką chwycił w końcu długopis, który miałam przy sobie w kieszeni.
-Podpisz proszę- podsunęłam mu kartkę. Kiedy w końcu podpisuje kartę, znienacka wbijam mu strzykawkę. Robię mu zastrzyk w szyję. Będzie wyglądało to tak, jakby dostał ataku serca. Broni się jeszcze, ale jest zbyt słaby. Męczy się tylko chwilę. Kiedy bezwiednie opada na podłogę szybko zamykam drzwi od środka i przystępuję od razu do przeszukania gabinetu.
Otwieram szafę i wyjmuję swoje akta, zabieram kalendarz i terminarz. Wszystko to wkładam do torebki. Niszczę dysk w komputerze. Wychodzę z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. W korytarzu mijam kolejnego pacjenta zmierzającego w stronę jego gabinetu. Na szczęście gapi się w telefon. Nawet na mnie nie spojrzał. W dłoniach trzymam kopertę z zaświadczeniem. Widnieje na niej data sprzed kilku lat potwierdzająca, że uczestniczyłam w terapii i zakończyła się niepowodzeniem. W notatce napisał, że jestem całkowicie zdrowa. I przez to  stanowię zagrożenie dla innych.
Nowa karta wetknięta w segregator wygląda zdecydowanie ciekawiej. Diagnoza wstępna: Zaburzenie dysocjacyjne tożsamości- rozdwojenie jaźni. Efekty leczenia zakończone niepowodzeniem: Fuzja tożsamości nie powiodła się, pomimo wielokrotnych prób i stosowania różnych metod leczenia. Wskazania: dalsza obserwacja pacjenta, terapia zmierzająca do fuzji rozdwojonej tożsamości.
Wychodzę wolno z budynku. Nie chcę wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. Zaparkowałam po drugiej stronie ulicy. Nie ma tam kamer. Sprawdziłam to wcześniej. Zdejmuję jednym ruchem perukę i wkładam ją do foliowego worka. Przeczesuje blond włosy palcami i dopiero wtedy zdejmuję okulary. Reklamówkę wrzucam do samochodu. Po drodze skręcam w leśną ścieżkę i wrzucam do worka cegłę, którą mam w samochodzie.  Idę nad rzekę. Oddycham głęboko wdychając zapach wiosny. Nowe życie, nowa ja- mówię do siebie i wrzucam worek do wody.
Rano jak zwykle idę pobiegać. A potem jak zawsze wychodzę do sklepu. Ekspedienta uśmiecha się do mnie i zagaduje, że bardzo się cieszy z mojego powrotu. Antoś czeka już na mnie w przedpokoju i domaga się świeżej bułeczki. Albert całuje mnie na przywitanie i pomaga mi zrobić śniadanie. Dzisiaj ja wiozę małego do przedszkola, bo Albert ma spotkanie na mieście. Jeszcze wspólnie pijemy kawę. Gawędzimy wesoło, kiedy nagle przeglądając prasę w Internecie mówi do mnie.
- Zobacz- mówi Albert i odwraca laptop w moją stronę. Na jego twarzy widzę uśmiech. Lubię, kiedy jest taki. Pochylam się nad jego ramieniem, chłonę jego zapach skóry i czytam.
 „Znany terapeuta został znaleziony martwy na kozetce w swoim gabinecie. Policja ustala okoliczności i przyczynę śmierci lekarza”.” Śmierć na kozetce”. „ Lekarz zamordowany w czasie terapii przez pacjenta”.  Czyta nagłówki w internecie.
-Bez ciebie to wszystko by się nie udało Skarbie- mówiąc to całuje mnie mocno w usta.
-Wiem- mówię pewna siebie. I vice versa- dodaję patrząc znacząco w jego stronę. Gdyby nie ty nie udałoby mi się go tak szybko obezwładnić.
Wtem drzwi salonu otwierają się na oścież i staje w nich moja teściowa.
- Już wiecie?- pyta wyraźnie zadowolona. Jest wyraźnie pobudzona. Rzuca torebkę na krześle i ściąga z szyi jedwabną apaszkę.
-Tak- mówimy prawie równocześnie.
- Przyszła kryska na Matyska- mówi i wydaje się być szczęśliwsza niż kiedykolwiek. A potem siada jak gdyby nigdy nic tuż obok nas  przy stole. Albert nalewa jej filiżankę kawy.
-Tak się cieszę, że jesteś tutaj z nami - mówi do mnie, łapiąc mnie za rękę.
- Wiem mamo- mówię do niej z uśmiechem. I odwzajemniam uścisk dłoni.
-Ona do nas kompletnie nie pasowała mówi do mnie z uśmiechem. - Ty to co innego.
- Czasami musi się wydarzyć tyle złego, żeby ludzie znaleźli w końcu siebie i swoje miejsce na ziemi- dodaję  z uśmiechem. Patrzę znacząco na najpierw na Alberta, a później na Barbarę.- Jesteśmy siebie warci- mówię do  siebie w myślach.
 A potem bez słowa dopijam   swoją kawę. Nie czuję nawet jak mnie parzy. Delikatnie oblizuję spierzchnięte wargi. Moje życie może i jest nieprzewidywalne, ale nie można mu zarzucić, że jest pozbawione wrażeń.
 
 
 
 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 25, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

"Nikt nie będzie wiedział"Where stories live. Discover now