Rozdział 18

15 0 0
                                    


 Teraz

Dobrze wiedział, że przyszła powęszyć. Zdawał sobie sprawę, że jest teraz na świeczniku i pod obstrzałem. Wiedział doskonale, że jako osoba najbliższa i zgłaszająca zaginięcie członka rodziny staje się równocześnie głównym podejrzanym. Nie miał jej tego za złe. Rozumiał doskonale, że  takie są procedury, a ona ma taką pracę. Zniknięcie Joanny niewątpliwie było dla niej wyzwaniem i nie lada zagadką.
Jak tylko wyszła zabrał się do pracy. Siedzenie w domu i rozmyślanie faktycznie w niczym by nie pomogło.- Mama miała rację- powiedział do siebie w myślach. Zresztą nie mógł sobie pozwolić na przestój w pracy. Nikt przecież nie wiedział, co się tak naprawdę stało i ile jeszcze to potrwa. Zawoził syna do przedszkola, a potem odbierał go sam albo jego matka. Pracę zaczynał od dziesiątej, ale przyjeżdżał zwykle  godzinę czy dwie przed czasem, bo lubił mieć wszystko przygotowane przed pojawieniem się pierwszych klientów. Miał wtedy czas na spokojne komponowanie kolejnych zapachów.
W czasie rozmowy z nią starał się zapamiętać zapach jej skóry. Jak tylko wyszła od razu wszedł na zaplecze salonu i zabrał się za komponowanie jej zapachu. Widział jak patrzyła na prokuratora, z którym pracowała. Był pewny, że coś było między nimi. Czuł to wyraźnie. Był pewny, że jeszcze wróci do salonu i sama poprosi go o zapach dla siebie. Wolał być przygotowany. Wiedział, że skłamała mówiąc, że przyszła do salonu prywatnie. Postanowił działać od razu. Lubił takie wyzwania. Zwykle otrzymywał kilka osobistych rzeczy osób, dla których komponował zapach albo przedmioty należące do tej osoby. Teraz działał inaczej, ale nie miał wątpliwości, że sobie z tym poradzi. Dobrze zapamiętał jej zapach, bo siedział dostatecznie blisko i wyłapał przewodnie akordy. Zamknął  drzwi wejściowe i powiesił kartkę z informacją o zamknięciu spowodowanym remanentem. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu przerywał i przeszkadzał dopóki nie skończy.
-Feromony, cudowne feromony- szeptał do siebie pod nosem. Tak to one decydują za nas- mówił do siebie w myślach skupiony nad łączeniem kolejnych składników. -Świadomość tego ułatwiłaby ludziom życie- rzucił do siebie głośno. -A tak szukają latami tych, w których mogliby ulokować uczucia, czasami bardzo długo, nawet przez cale życie- snuł rozważania. -A wystarczyłaby odrobina perfum i sprawa potoczyłaby  się szybko- kontynuował,  upajając się jednocześnie coraz bliższym ideału zapachem skóry pani komisarz Aleks zamkniętym w próbce. -Czy to uczciwe? Tak, właśnie zapytała. -Nikt nikogo do niczego  nie zmusza- odpowiedział  sam sobie głośno i dobitnie. -Miłość to nie przypadek tylko czysta biologia, której możemy odrobinę pomóc.  A jak mówiła matka: „-Potem wszystko  i tak toczy się samo i albo coś wychodzi albo nie. Bo przecież miłość to nie tylko seks, ale  też zwyczajne życie”. I teraz podpisałby się pod tym obiema rękami.
Albert szybko zrozumiał, że ma niezwykłą moc, talent, a właściwie, że  jest obdarzony nieprawdopodobnym węchem i postrzega otaczający świat przede wszystkim przez pryzmat tego właśnie zmysłu. Jego nadwrażliwy nos od najwcześniejszych lat wyczuwał nie tylko piękno, ale i brzydotę tego świata. Szybko zorientował się też, że wyczuwa emocje innych. Strach pachniał  zdecydowanie inaczej niż radość czy smutek. Czuł więcej niż inni mogli zobaczyć. Wiedział o czymś ktoś myśli, zanim sam zaczął o tym głośno mówić. Nie ma tego złego...- rzucił pod nosem do siebie. I tak rzeczywiście było. Gdyby nie ten wypadek, pewnie byłby kimś innym, a tak.
Zagłębiając się w kolejne etapy tworzenia zapachu przywoływał kolejne wspomnienia, które sprawiły, że został perfumiarzem. Niby los maczał w tym palce, ale wyszło mu to na dobre.
 Rodzice byli kiedyś szczęśliwym małżeństwem, a przynajmniej tak ich postrzegał. Długo był jedynakiem, obdarzonym przez nich miłością i nieograniczonym zaufaniem. Czuł to doskonale. W domu było wszystko znajome i pewne. Gorzej bywało w szkole i poza nią. Bo tam świat zapachów był różnorodny, a jego reakcje nieprzewidywalne. Często miał z tego powodu różne problemy. Popadał też w konflikty z ludźmi, którzy nie zawsze mieli szczere intencje, a on to wyczuwał i mówił bez ogródek, to co akurat wyczuł. To była jego tarcza obronna przed światem, który nie zawsze kierował się dobrymi chęciami i szczerymi uczuciami.
Kiedy urodził się Ignaś nagle wszystko się zmieniło. Dom stanął na głowie. A potem zdarzył się ten nieszczęśliwy wypadek. I już nigdy nic nie było takie jak zawsze. To zdarzenie  bardzo go przygnębiło i sprawiło, że zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Rodzice często się kłócili i już nie żyli razem, a obok siebie. Ta sytuacja była dla Alberta bardzo trudna. Kiedy więc rodzice zorientowali się, że posiada niezwykły dar i rzadko występujące predyspozycje od razu znaleźli mistrza w Paryżu, który miał pomóc mu się  rozwinąć.  Wyjechał  zaraz po maturze. Był im wtedy za to wdzięczny, bo nie chciał dłużej żyć w takiej atmosferze, jaka opanowała w domu.
Vincent traktował go jak syna i od razu dostrzegł  jego talent.  Zgodził się  na jego pobyt i otoczył opieką. Uczył go trudnej sztuki perfumiarstwa i podstaw komponowania nowych zapachów. Albert poczuł się wreszcie na właściwym miejscu. Ta wiedza mu jednak nie wystarczała. Chciał w pełni wykorzystać swój nieprzeciętny dar. Kiedy w jego ręce wpadła książka „ Pachnidło”, pochłonęła go całkowicie. Z  wypiekami na twarzy czytał historię człowieka, który nie przebierał w środkach, aby mieć władzę nad innymi.  Była to tak wciągająca i jednocześnie tak mroczna lektura, że jeszcze długo po przeczytaniu nie mógł się otrząsnąć i dojść do siebie. Nie chciał wtedy  pójść w jego ślady, ale chciał tak jak on wykorzystać swój dar.
          Nagle druga  komórka z zastrzeżonym numerem zawibrowała. Wahał się przez chwilę czy odebrać połączenie. Być może teraz podsłuchują jego rozmowy. Musiał być ostrożny.
- Czego chciała- usłyszał.
-Przyszła powęszyć, ale nic nie znalazła- odpowiedział spokojnym głosem.
- Kiedy będziesz?
- Może jutro wieczorem.
-W takim razie czekam.
Albert nie zdążył odpowiedzieć, bo połączenie zostało przerwane. Wrócił czym prędzej do pracy. Nie miał zbyt wiele czasu.
 Kiedy odkrył moc feromonów w jego głowie zrodził się pomysł na to, aby je wykorzystać w perfumach. Chciał tworzyć zapachy, które mają niezwykłą moc, a nie tylko pięknie pachną. Feromony albo perfumy z feromonami, które wyrażałyby dominację, pełniły funkcję obronną, odstraszającą czy wzbudzałyby pożądanie okazały się strzałem w dziesiątkę. Kiedy założył własny sklep i zajął się perfumiarstwem najpierw komponował tylko nowe zapachy na życzenie specjalnych, zwykle bardzo majętnych i wpływowych klientów.
Potem jednak poszedł dalej. Oddzielał substancje rozpuszczalne i alkohol, który się skraplał, a feromony poddawał destylacji i krystalizacji. Potem sprzedawał je za spore pieniądze w czystej postaci, albo jako składniki zapachowe. Syntetyczne feromony będące odpowiednikami tych występujących w naturze były produkowane przez zakłady chemiczne, ale on wiedział jak je wykorzystać i połączyć z tymi ze świata owadów i roślin w taki sposób, aby mogły działać z większą siłą. Feromony nie mają zapachu, chyba, że występują w wysokim stężeniu, dlatego mógł nimi dowolnie żonglować wiedząc, że dla zwykłego człowieka są zupełnie niewyczuwalne. Spore ilości feromonów naturalnych znajdują się w oddechu, we łzach, w pocie, w ślinie, w moczu czy   wydzielinie płciowej. Jednak nie wszyscy ludzie je wydzielają i dlatego takie perfumy mogły im pomóc. Dla przeciętnego człowieka są trudne do wychwycenia, ale on wyczuwał je doskonale. Był w stanie określić, kiedy kobieta ma owolucję czy kiedy ktoś się boi albo zwyczajnie chce go przestraszyć. Ta mieszanina lotnych związków chemicznych stała się jego obsesją. To właśnie pod wpływem feromonów kobiety stawały się zwykle łatwiejsze i bardziej otwarte na kontakty intymne z nim, a mężczyźni są pod ich wpływem zawierali układy, o których zamarzył. Nie miał oporów, aby korzystać ze swojej wiedzy i umiejętności. I robił to bez oporów.
 Z czasem odkrył, że pod wpływem feromonów nie tylko nasila się namiętność i rośnie pożądanie. Potrafił skomponować takie pachnidła, które wzbudzały u innych osób  szacunek, zaufanie czy  pozytywne wrażenia. Szybko też zdobył stałych klientów z różnych branż. Właściciele klubów i barów zamawiali te wzmagające pożądanie, lekarze i prawnicy te wzbudzające szacunek i zaufanie pacjentów i klientów, pracownicy banków  i przedsiębiorcy te służące do manipulowania ludźmi tak, aby podpisywali bez wahania umowy i kontrakty. Ale najbardziej dochodową i najliczniejszą grupę odbiorców stanowili indywidualni klienci, którzy chcieli stać się bardzie atrakcyjni i wzbudzać pożądanie u płci przeciwnej albo wzmóc zainteresowanie swoją osobą. Pieniądze wtedy nie grały ceny, liczył się efekt końcowy.
W praktyce te prawie niewyczuwalne i nieposiadające własnego zapachu substancje mogły zdziałać cuda. To właśnie feromony sprawiały, że niczego nieświadoma osoba mogła postrzegać tego, który ich użył jako niezwykle atrakcyjną i pociągająca albo wzbudzającą szacunek czy zaufanie. Efekt był zwykle natychmiastowy. A klienci, którzy tego doświadczyli na własnej skórze nie potrafili już z nich zrezygnować. I tak przeciętna kobieta stawała się dla kogoś atrakcyjna, a niezbyt przystojny mężczyzna stawał się pociągający i intrygujący. Wieści o niezwykłym perfumiarzu i jego perfumach szybko rozniosły się pocztą pantoflową i Albert zyskał spore grono odbiorców, którzy ufali mu bezgranicznie i zostawiali spore kwoty w zamian za szczęście i powodzenie życiowe. Flakonik takich perfum nie był na pewno tani i dla każdego dostępny, ale na pewno takie pachnidła warte były swojej ceny. Te słabsze i tańsze zamykał w perfumach, te na specjalne życzenie w czystej postaci za wysokie stawki serwował bardziej wymagającym klientom. Nigdy nikogo nie krzywdził jak bohater „ Pachnidła” i nigdy nie wykorzystywał ich sam. Ale wiedział, że gdyby tylko chciał mógłby wiele.
Kiedy nareszcie skończył zamknął flakonik perfum skomponowanych specjalnie dla komisarz Aleks, włożył je do ozdobnego pudełka i wsunął do firmowej torebki. Przewiązał wcześniej wstążką tak jak zawsze. Dbał o szczegóły i był bardzo wymagający pod tym względem. Rozgryzł ją i tak jak wyczuł  od razu była wrażliwa, ale tłumiła w sobie tę cechę, żeby mogła pokazać się światu jako silna i panująca nad emocjami kobieta. Nosiła w sobie smutek i zawód, przykre doświadczenia i przeżycia. Była nie lada zagadką, ale Albert kochał takie wyzwania. Był ciekawy jej reakcji. Musiał tylko poczekać na właściwy moment. -Kiedy przyjdzie pora dostanie to, czego potrzebuje- powiedział z satysfakcją do siebie. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie salonu. Dochodziła osiemnasta. Mama będzie się niepokoić. Miała dzisiaj zabrać małego z przedszkola i jechać do siebie. Musi go odebrać przed bajką, bo potem nie będzie chciał się ruszyć z kanapy.
Zamknął drzwi salonu i zasunął roletę. Było jeszcze jasno, ale ulice powoli pustoszały. Sklepikarze zamykali powoli swoje salony i sklepiki. Gwarno robiło się za to w kawiarenkach, barach i restauracjach. Miał wrażenie, że ktoś mu się przygląda. Rozejrzał się wokoło, ale nie zauważył nikogo, kto mógłby wzbudzić jego podejrzenia. Wsiadł do samochodu i odjechał. Tuż za nim w bezpiecznej odległości jechał biały samochód, który wcześniej stał  zaparkowanym przy bocznej uliczce tuż przy salonie perfumiarza.
 
 
 
 

"Nikt nie będzie wiedział"Where stories live. Discover now