Rozdział 54

18 1 0
                                    


Teraz

 Albert przesłuchanie
P

rowadzący: Komisarz Aleksandra Zawada
Nadzoruje i uczestniczy: prokurator Adam Konieczny
Aleksandra czekała spokojnie na Alberta. Była zmęczona, ale wiedziała, że nie może dać tego po sobie poznać. Czuła, że ta rozmowa może ją sporo kosztować, ale też wyjaśnić i być kluczowa dla sprawy. Kiedy wszedł do pokoju przesłuchań i  zajął wskazane miejsce przez chwilę nie pytała o nic. Celowo dała mu czas na uspokojenie i zebranie myśli. Przez chwilę Albert siedział skulony i zamyślony, jakby zbierał w swojej głowie wszystko to, co ważne. Podniosła wzrok znad laptopa i przyjrzała mu się uważnie. Był szczuplejszy niż ostatnio,  ale jak zawsze był elegancki i  pachniał tak jak wtedy, kiedy odwiedził ją po raz pierwszy na komendzie. Niebieska koszula i dobrze dopasowane do sylwetki dżinsy, marynarka w niebiesko -czarną kratkę. Starannie wyczyszczone skórzane pantofle.  Nie miała pewności czy nie wylał na siebie czegoś, co mogło uśpić jej czujność i  zmysły. Wolała zachować bezpieczną odległość i z tego względu odsunęła krzesło dalej niż zwykle. Zaraz po wejściu do sali, zresztą jak się tego spodziewała,  próbował przysunąć je nieco bliżej, ale poprosiła, żeby siedział właśnie tam, gdzie stało krzesło.
- Zeznaje pan jako świadek i został pan pouczony o swoich prawach. Czy życzy pan sobie ponownego ich odczytania?
- Nie- odpowiedział stanowczo.
-Jak się pan czuje?- zapytała.
- Dziękuję, w miarę dobrze- odpowiedział krótko. 
Mówiąc to nerwowo potrząsał nieznacznie prawą nogą, co potwierdzało zdenerwowanie i irytację. Wyglądało to tak, jakby chciał wyjść jak najszybciej. Jeszcze przed spotkaniem z nim poprosiła Adama, żeby nie opuszczał sali obok i obserwował wszystko przez lustro weneckie. Miała w głowie różne myśli. Nie wiedziała jak będzie reagował na to, o co zapyta i co mu powie.
- Jak układały się pana relacje z ojcem?
- A co to ma wspólnego ze sprawą? Mój ojciec od dawna nie żyje.
-Wiem- odpowiedziała. -Ale wcześniej jak układało się  między wami?
- Normalnie.
-To znaczy?
- To znaczy, że normalnie- powtórzył patrząc jej prosto w oczy.
- Proszę odpowiadać na pytania.
- Nie mieliśmy dobrych stosunków, że tak to nazwę- uściślił.
- Dlaczego?
- Musiałaby pani zapytać ojca, ale niestety już nie żyje.
-Miał pan młodszego brata?
- Miałem.
-Co się z nim stało?
- Wypadł przez okno jak miał dwa lata.
- Jaka była różnica wieku między wami?
-Ja miałem wtedy osiem lat.
-Kochał pan brata?
- Był mały. Nie pamiętam. - I co to w ogóle za pytania?
- Co pan pamięta z tamtego okresu?
- Niewiele. -Pamiętam tylko jak ojciec bardzo się cieszy, kiedy mój brat się urodził- dodał po chwili. Mówił, że będzie jak on prawnikiem.
- A pan?
- Już mówiłem nie pamiętam. Byłem małym chłopcem.
- Ojciec był z pana dumny?
- Nie, chyba nie. Nie wiem. Skąd mam to wiedzieć. Twierdził, że będę nikim, kiedy powiedziałem, że chcę zostać perfumiarzem.
- Dotknęło to pana?
- Nie.
- Na pewno?
- Nie zależało mi na tym, żeby był ze mnie dumny. Kochałem matkę i od niej dostawałem to, co chciałem. Matka była ze mnie dumna i to mi wystarczało.
-To znaczy?
- Matka była ze mnie dumna i bardzo mnie wspierała we wszystkim.
- A ojciec?
-Nie wiem. Nie rozmawiajmy już o nim.
- To niewygodny temat?
- Nieprzyjemny.
- Zresztą, jak pani zapewne już wie to nie był mój biologiczny ojciec- westchnął.
- A jak to się stało, że Ignacy wypadł przez okno?
- Był mały, wypadł przez uchylone okno w salonie.
- Gdzie był wtedy ojciec?
- Tam  gdzie zawsze, w swoim gabinecie.
- Pan opiekował się wtedy bratem.
- Tak, ale nic więcej nie pamiętam. Sam byłem mały.
- Okna są dosyć wysokie. Musiałby podstawić krzesło. Sam by tego nie zrobił, bo był zbyt mały, żeby się tam wspiąć.
- Nie wiem, nie widziałem jak wypada.
- Gdzie pan wtedy był?
- Bawiłem się w salonie na dywanie.
- I co dalej?
- Nie wiem, nie pamiętam. Pamiętam tylko, że głośno krzyczałem, kiedy tam wszedłem on już stał na parapecie. 
-A te omamy węchowe? Kiedy się pojawiły?
-Miałem je w okresie dojrzewania. Ale tak objawiały się moje predyspozycje. Jestem wyczulony na zapachy. Wyczuwam więcej niż przeciętny człowiek.
- A skąd wzięły się  przypuszczenia, że ojciec chciał pana otruć?
- Skąd wiecie takie rzeczy?
- Kiedy Ignacy zginął, ojciec był zły na siebie, że go nie dopilnował.  I na mnie, że ja go nie upilnowałem. Powiedział kiedyś, że lepiej by mi było z nim w niebie. Dlatego nie chciałem czasami jeść. Bałem się. Zamykałem się na klucz w swoim pokoju.
- A co było potem?
- Powiedziałem o tym wszystkim mamie. I ona mi uwierzyła. Namawiała mnie na wyjazd do Paryża. I pojechałem.
- A kiedy pan wrócił?
- Mama wynajęła mi w Paryżu mieszkanie i kazała mi tam zostać jakiś czas. Wróciłem dopiero po śmierci ojca. Założyłem sklep z perfumami.
- Widywał się pan jeszcze z ojcem?
-Rzadko.
 - To smutna historia.
- Dlaczego?
- Bo dziecko, a zwłaszcza syn potrzebuje wsparcia i akceptacji ojca.
- Ja miałem matkę zawsze przy sobie.
- A jej relacja pana mamy z Joanną jaka była?
- Dobra.
- To znaczy?- zapytała Aleks.
- Szanowały się, ale nie przepadały za sobą.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Nie pytałem. To ich sprawa. Kobiety czasami tak podobno mają. Teściowa kontra synowa- zasugerował.
- A nie rozmawiał pan o tym nigdy z żoną?
- Nie było takiej potrzeby.
 - Skąd wzięła się ta niechęć pana matki do Joanny? Aleks drążyła temat.
- Joanna nie była zdaniem matki odpowiednią kandydatką dla mnie.
-A pan jak na to patrzył?
- Kochałem ją. Bardzo. I nadal kocham.
- To piękne.
- Tak, to piękne uczucie.
- Już jej pan nie kocha?
- Przecież pani wie, co zrobiła. Zabiła własną siostrę.
-Nie jest jeszcze oskarżona.
- Ale przecież sami mówiliście, że były tam jej ślady. Siedzi w areszcie- dodał.
- To areszt tymczasowy. Będzie przesłuchiwana.
- A co to zmieni?
-Może nic, a może wszystko. Czas pokaże.
- A dla  mnie wszystko już jest  jasne.
- Proszę pytać dalej- zasugerował.
- Dobrze, przejdźmy w takim razie do kolejnych pytań.
- Jak się poznaliście z Joanną?
- Już pani kiedyś mówiłem, że na izbie przyjęć. Była pielęgniarką.
- Proszę odpowiadać na pytania- stwierdziła próbując beznamiętnym głosem i wzrokiem przywołać go do porządku.
- Dobrze- odparł cicho. 
- Jak długo spotykaliście się przed ślubem?
- Trzy miesiące.
- To nie znaliście się zbyt dobrze- wtrąciła.
-Nie, dlaczego?- zaprzeczył - uśmiechając się tajemniczo. Jeśli człowiek jest pewny swoich uczuć to po co czekać- wyjaśnił.
- Czy  Joanna wtedy pana kochała? - zapytała wprost.
- Co to za pytanie?- obruszył się. -Skoro przyjęła oświadczyny to chyba oczywiste- dodał.
- A może Joanna wcale pana nie kochała?
- Bzdura- obruszył się słysząc pytanie pani komisarz.
- Byliśmy zgodnym i szczęśliwym małżeństwem. Mamy dziecko.
- Macie znajomych?
- Nie, zwyczajnie nie czuliśmy takiej potrzeby zacieśniania relacji z innymi. Dobrze nam było razem. Tyle mam do powiedzenia w tej sprawie- stwierdził wyraźnie już zdenerwowany.
-Powiedział mi pan kiedyś, że perfumy mogą zawierać substancje, które uzależniają nas od kogoś lub sprawiają, że ktoś uzależnia się od nas.
-Tak to prawda.
- Czy mogło się zdarzyć, że wykorzystał pan takie specyfiki, aby Joanna się w panu zakochała?
- Po co miałbym to robić?- zapytał spokojnie.
- Nie odpowiedział pan na moje pytanie.
- Mogłem, ale nie musiałem- wytłumaczył. - I skąd w ogóle przyszedł pani do głowy taki pomysł.
- Staram się wykorzystać wszystkie możliwości- odpowiedziała spojrzawszy  na zegarek.
- Jak układały się pana relacje z innymi kobietami?
- Różnie.
- To znaczy?
-Wcześniej wybieram tylko takie kobiety, które mnie krzywdziły. A potem, kiedy poznałem Joannę myślałem, że wreszcie wszystko się ułoży. Była młoda, nieśmiała i taka niewinna. Chciałem ją kochać i chronić.
- Jaką była matką?
- Najpierw było trudno, bo miała depresję poporodową, ale później było coraz lepiej- odparł.
- A pana matka?
- Była wymagająca, ale bardzo mnie kochała i kocha- dodał.
- Ale zgodziła się, żeby pan  wyjechał do Paryża.
- Kiedy okazało się, że pomimo jej starań nie jestem najlepszym uczniem w klasie zgodziła się, żebym wyjechał. Chciałem robić to, co mnie interesowało i celowo popełniłem błędy. Tylko tak mogłem o siebie zawalczyć. Gdybym postąpił inaczej byłbym na prawie albo architekturze, a tego nie chciałem-powiedział.
-A ojciec? -zapytała komisarz Aleksandra.
-Ojciec żył w swoim świecie. Miał kochanki na prawo i na lewo i to nimi się głównie zajmował.
- A matka?
- Ona też miała swoje życie. Często była w domu nieobecna. Czasami znikała na dzień albo dwa.
- I kto się wtedy wami zajmował?
- Gosposia Zofia. Starsza pani, ale potem zmarła, jakoś zaraz po śmieci Ignasia.
-Co się stało?
- Nie wiem, nie pamiętam, ale chyba miała zawał. Tak mówiła mama.
- Może Joanna czuła się osaczona pana miłością?
- Nie wiem, może - wzruszył ramionami. - Kiedy przyszedł na świat nasz syn oszalałem ze szczęścia, ale coraz bardziej się bałem.
- Czego?
- Tego, że odejdzie i zabierze mi Antosia.
-Ale przecież nic złego się pomiędzy wami nie działo.
-Nie, ale…
- Ale?- zapytała.
-Prowokowałem ją, żeby była o mnie zazdrosna, żeby była zła.
- A Joanna jak reagowała?
- Nic nie robiła.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Myślałem, że jej na mnie nie zależy i że już mnie nie kocha
- Ale nie było podstaw, żeby sądzić, że tak  jest.
- Wiem, ale chciałem mieć pewność.
-Nie wierzyłem nigdy tak do końca nigdy żadnej kobiecie.
-Matka podsycała w panu te obawy?
-Nie, to ja byłem zawsze ostrożny i czujny. - Dobrze niech pani powie od razu, co na mnie macie- zmienił nagle temat.
- Na kogo?
- Na mnie oczywiście.
- Jestem osobą z kręgu podejrzanych, bo jestem osobą najbliższą?- powiedział spokojnie.
- Zgadza się- potwierdziła. - Świetnie się pan przygotował.
- Po prostu oglądałem kiedyś program 997- wyjaśnił.
- A to ciekawe. A potem spojrzała na niego znacząco.- To nie do końca tak jak pan mówi, ale słucham w takim razie, co chciałby pan nam jeszcze powiedzieć.
Albert chrząknął i poprawił się podnosząc na krześle ku górze. Oddychał powoli. Skupił się teraz najwyraźniej tylko na tym, aby wytrzymać do końca przesłuchania i nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Nie było mu to teraz do niczego potrzebne. Jakiekolwiek podejrzane zachowanie mogłoby dolać oliwy do ognia. Wiedział doskonale, że znajduje się pod obstrzałem i jest w kręgu najbardziej podejrzanych osób. Zawsze tak było.
Aleks wiedziała, że najbliższe osoby bardzo często są zamieszane w toczące się sprawy. Prawie w połowie przypadków to się potwierdzało. Osoby z kręgu najbliższej rodziny i znajomych, często maczały palce w sprawach, chociaż na pierwszy rzut oka nikt by ich o to nie podejrzewał. Najbardziej rozpaczały, były na każde zawołanie prokuratora i policji i często same były najbardziej zaangażowane w poszukiwania zaginionych. A potem okazywało się, że w ten sposób chciały mieć kontrolę nad tym, co się działo. Albert miał mocne alibi, bo  kiedy zaginęła jego żona opiekował się dzieckiem, ale wiedział, że przecież dziecko tego nie potwierdzi, a to, że na monitoringu nie widać jak opuszcza mieszkanie  niczego nie potwierdza.  Mógł znaleźć przecież  inne wyjście, choćby ewakuacyjne czy wyjść z tyłu przez okno w piwnicy. Mógł też zlecić komuś jej porwanie albo co gorsza morderstwo.
- Napije się pan wody?- zapytała Aleks, aby przerwać krępującą ciszę jaka zapadła.
- Nie dziękuję- odparł w miarę spokojnie, ale suchość w ustach bardzo mu przeszkadzała.
- Wiedział pan o siostrze bliźniaczce?
- Nie- stanowczo zaprzeczył.
- Joanna nigdy nie mówiła, że ma rodzeństwo. Twierdziła, że jest jedynaczką.
- Mówiła prawdę- potwierdziła Aleks. -Dziewczynki zostały rozdzielone, zaraz po narodzinach i nigdy nie miały dowiedzieć się prawdy o sobie, ale stało się inaczej.
- Jak to rozdzielone? Albert nie był w stanie zrozumieć, dlaczego ktoś rozdziela rodzeństwo i nie pozwala dowiedzieć się o istnieniu siostry.
-Matka Joanny zaproponowała  zielarce Adafii, żeby wzięła na wychowanie jedną z sióstr. Sama wróciła do domu z Joanną. Jej zostawiła drugą dziewczynkę.
- Co?- zapytał z niedowierzaniem. -To w ogóle możliwe w tych czasach?
- Zdziwiłby się pan, jak niewiele się niestety zmieniło. Handel dziećmi wciąż kwitnie. Komisarz Aleksandra wypiła kolejny łyk kawy ze swojego kubka. Poprawiła kosmyk włosów spadający jej ciągle na prawy policzek i ciągnęła dalej swoją opowieść. Chciała, żeby wiedział jak do tego doszło i dlaczego tak się stało a nie inaczej.
- Co było potem?- zapytał.
-Natalia dopiero przed śmiercią opiekunki dowiedziała się całej prawdy. I postanowiła odszukać Joannę.
- Natalia?- zapytał. - Tak się nazywała?
- Tak- odpowiedziała Aleks. 
- Wynajęła detektywa, który was odnalazł.
- Czyli to ona była wtedy pod oknem naszego mieszkania i pod przedszkolem syna?- zapytał, aby potwierdzić swoje domysły.
- Tak. Wtedy najprawdopodobniej widział pan Natalię i to nie było przewidzenie. Podobnie zresztą  jak Antoś- dodała.
- Ale dlaczego nas obserwowała? Dlaczego zwyczajnie nie zapukała do drzwi?
-Bała się, nie wiedziała jak Joanna zareaguje. Ona sama była pewnie w szoku. Takie wieści zawsze zaburzają nasz  obraz świata i burzą porządek życia. Potem obserwowała was przez jakiś czas. W końcu odważyła się podejść do Joanny w parku.
-Ale dlaczego Joanna nic mi nie powiedziała?
- Tego niestety nie wiemy. Widocznie miała jakieś powody.
-Chciała to zachować dla siebie?
-Wie pan, każdy ma swoje powody, a może zwyczajnie potrzebowała trochę czasu, żeby to sobie poukładać w głowie, lepiej poznać czy upewnić się, że chce ją wprowadzić do swojego świata. - Może czuła się przytłoczona.
- Przytłoczona?- zapytał zdziwiony. -A czym? Nie miała żadnych problemów i jakieś drobne obowiązki. Resztę ogarniałem sam.
-Czuła się przytłoczona pana zaborczością- oznajmiła Aleks przyglądając mu się uważnie. Może bała się pana reakcji. Nie układały się jej relacje z pana matką, a pan zamknął ją w złotej klatce.
-Słucham?- To chyba jakiś żart- skwitował wyraźnie wzburzony.
- I wtedy wpadła na pomysł, żeby upozorować swoje zaginięcie, a potem poprosić, żeby to siostra udawała odnalezioną.
- I tak było- potwierdził.
- Dokładnie tak- potwierdziła komisarz. Tak miało być na jakiś czas. Natalia zgodziła się przyjąć tę rolę.
- Ale po co?
- Chciała pomóc siostrze.
- żona z jakiegoś powodu postanowiła zataić przed panem to, że ma siostrę bliźniaczkę. Opowiedziała Natalii o tym, co się zdarzyło w jej życiu. Zwierzyła się siostrze, że jest nieszczęśliwa. I o tym, że musi poukładać swoje życie od nowa, z dala od pana. Wiedziała, że to będzie trudne, bo na pewno nie będzie pan chciał oddać jej dziecka pod opiekę. Dlatego postanowiła dobrze się przygotować. Poprosiła siostrę, żeby upozorowały porwanie. Potem Natalia miała udawać, że ma amnezję.  Wszystko po to, aby nie poznał pan, że to nie ona. Zamieszkały razem w chałupie po Adafii. Tam wszystko dokładnie omówiły i przygotowały. Natalia poznawała szczegóły waszego związku i słuchała opowieści Joanny dotyczących waszych przeżyć tak, żeby od czasu do czas mieć przebłyski świadomości. Potem Natalia pojawiła się na dworcu, tak jak zaplanowały i  tam znaleźli ją policjanci. Dokładnie tak jak przewidziały.
- Nie wierzę. Joanna nie byłaby zdolna tak tego ukartować - mówiąc to potrząsał głową, aby wyrazić swoje niedowierzanie.
- Widocznie nie znał pan aż tak dobrze swojej żony.
-To dlaczego ją potem zabiła?
- Może  sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Może nie przewidziała, że  Natalii tak się to spodoba, że nie będzie chciała już wrócić do swojego życia. Joanna przeraziła się tym, co zrobiła i kiedy postanowiła wrócić do domu okazało się, że to nie będzie takie łatwe. Kiedy Joanna przeczuła, co się święci chciała wszystko jakoś odkręcić, ale bała się pana  reakcji. Tego, że upozorowała swoje zaginięcie, że naraziła pana i waszego synka na taki stres i ból. A może Natalia nie chciała już wracać do swojego życia.  Mówiąc to przyglądała mu się przez cały czas bardzo uważnie. Albert  sprawiał wrażenie jakby był niczego nieświadomy i nie wiedział, że na jego oczach rozgrywała się jakaś dziwna gra.
- A może to Natalia zmieniła zdanie i postanowiła tam w chacie pozbyć się jednak swojej siostry. Natalia miała zostać u was w domu przez jakiś czas. W tym czasie Joanna  miała wyjechać za granicę, żeby ułożyć swoje życie od nowa. Wiedziała, że bez pieniędzy, prawnika i lokum nie ma szans na wygranie sprawy w sądzie i zatrzymanie przy sobie dziecka. Wiedziała też, że ma pan różne znajomości  i może ugrać więcej niż ktokolwiek.
-Zresztą sam pan zauważył, że inaczej pachnie. I zgłaszał pan to zaraz po wejściu wtedy na komendę w dniu jej odnalezienia- zauważyła. A potem zmienił pan zdanie. I znowu…- zaczęła.
- Tak, czasami nawet mnie mój węch zawodzi. To się zdarza. To takie przebodźcowanie- tłumaczył.
-Natalia wiedziała o perfumach i feromonach w nich zawartych0- zapytała.
-Nie wiem- odparł zdziwiony tym pytaniem.
-  Może Natalia zakochała się w panu naprawdę. Początkowo nie przyznawała się siostrze do tego, bo zwyczajnie bała się jej reakcji. Pozazdrościła siostrze tego, co miała, a czego ona nigdy nie zaznała. Może dlatego postanowiła zabić siostrę i ukraść jej tożsamość.  Ale  to Joanna wygrała tę walkę.
- To jakiś absurd- Albert zaśmiał się głośno. Przecież to nie ma najmniejszego sensu.
- Tak pan myśli?
- I to dlatego ją zabiła?
 
- Wywiązała się między nimi bójka i wtedy zdesperowana Joanna udusiła siostrę. A potem zdjęła jej skórę z twarzy.
- Ale po co to zrobiła? - zapytał. - I co ja mam z tym wspólnego?
-Najpierw w pewnym sensie uzależnił pan i ubezwłasnowolnił swoją żonę Joannę.
- A to dobre- zaśmiał się szczerze rozbawiony. - Nie jestem Amorem. - Jestem perfumiarzem. A Joanna kochała mnie naprawdę. W tych perfumach, które jej podarowałem nie było feromonów.
- Tak, ale sam pan przyznał, że istnieje możliwość wpływania na ludzi i manipulowania nimi według swoich potrzeb i celów- stwierdziła Aleksandra wymownie patrząc na niego swoim przenikliwym wzrokiem.
- Do niczego się nie przyznaję, bo nic nie zrobiłem- powiedział. -Dlaczego ja mam być w to zamieszany?- zapytał. -Od początku wiedziałem, że kobieta, którą  przyprowadzili policjanci nie jest moją żoną.
-A na jakiej podstawie pan to stwierdził?- zapytał Adam.
-Nie pachniała tak jak moja żona- odparł spokojnie. - Zresztą zaraz o tym powiedziałem. - Ale później zmienił pan zdanie i zabrał do domu.
- Myślałem, że dowiem się prawdy od niej. - Nic pani nie rozumie?- ciągnął swoją wypowiedź perfumiarz. - Chodzi mi o naturalny zapach skóry. Ja wyczuwam takie rzeczy. To dar, który posiadam od dziecka. Poza tym wyczuwam strach, lęk, pożądanie. Jestem jak zwierzę. Jak pies- sprecyzował.
- Domyśliłem się od razu, że to nie jest Joanna.
- Skąd niby miał pan o tym wiedzieć?
- Mówiłem pani, że kiedyś dostrzegłem  pod oknem kobietę, zgłaszałem, że synek mówił mi  o pani takiej samej jak mama. I kiedy poczułem, że to nie Joanna miałem już pewność, że to nie jest moja żona, ale czekałem, chciałem zobaczyć co zrobi i co mi powie. Wiedziałem, że to jedyna szansa, żeby odnaleźć Joannę. -Chciałem zobaczyć, co z tego wyniknie.
- Teraz już pan wie?- zapytała patrząc mu prosto w oczy.
-Nie- odparł. - Co teraz? -zapytał.
- Teraz sprawą zajmie się sąd. Nasza rola już się skończyła.
- Co jej grozi?
- Zostanie oskarżona o zamordowanie siostry i zbeszczeszczenie zwłok.
-To znaczy?- zapytał. - Czy moja żona pójdzie do więzienia?
- Wszystko zależy teraz od prowadzonych badań psychiatrycznych, zeznań świadków i tak dalej.
-Ona nie byłaby zdolna do czegoś takiego- podsumował.
-Każdemu z nas wydaje się, że nie byłby zdolny zrobić czegoś złego, ale życie weryfikuje to często i nasze zdanie o sobie.
-Nic z tego nie rozumiem- powiedział zatapiając dłonie we włosach, które odchylił jednym pociągnięciem do tyłu. - Ale dalej nie wierzę, że Joanna byłaby do tego zdolna.

- Z mojej strony to wszystko- dodała po chwili Aleks. Albert siedział jeszcze przez chwilę lekko pochylony do przodu, trzymając twarz ukrytą w dłoniach. To co usłyszał było bolesną prawdą. Prawdą, która nie mieściła mu się jeszcze w głowie.

- Dobrze. Nie mam więcej pytań- powiedziała. - Może pan już iść- dodał.
- Dziękuję- powiedział cicho wstając powoli z krzesła. Kiedy stał przy drzwiach odwrócił się jeszcze w jej stronę.
- Proszę tylko o jedno- zaczął.
- Tak?- zagadnęła Aleks odprowadzając go wzrokiem.
-Dajcie nam już święty spokój- poprosił. Mówiąc to głęboko odetchnął i z wyrazem ulgi opuścił pokój przesłuchań. Zaraz po jego wyjściu do pokoju wszedł Adam.
-Jeśli ktoś kłamie to musi skupić się na tym, co mówi. Dba o szczegóły, nie jest w stanie skupić się na innym zadaniu w tym samym czasie.
- Dlaczego?
- Bo cały czas myśli o tym, co mówi. Boi się, że straci wątek. Częściej też mruga, a  mniej nie gestykuluje. Powtarza często usłyszane pytanie, jak gdyby chciał się upewnić, że dobrze je rozumie- kontynuowała. I zwykle udziela długich odpowiedzi. Rozwlekłych przesadnie rozbudowanych. Rzadko odpowie na nie tak lub nie.
-Jedziesz ze mną na obiad?- zapytał.
- Chętnie, zrobiłam się bardzo głodna- odpowiedziała z uśmiechem.
 
 
 
 
 
 

"Nikt nie będzie wiedział"Where stories live. Discover now