Rozdział 22

16 0 0
                                    


Kiedyś
Ż

ongluję w kółko wspomnieniami. Tak jakby miało mi to pomóc w przypomnieniu sobie istotnych faktów i które pozwoliłyby mi to wszystko, co się zdarzyło poskładać w jedną całość i jakoś zrozumieć. To, co mam na stole przestawiam w kółko, aby się nie nudzić. Trzy kamyki o różnych kształtach znalezione na dworze, kubek, talerz, kawałek kartki i stary ołówek wgrzebany spod szafy. Ściany pomalowałam wspomnieniami, które stają się jedynie mglistym cieniem tych wszystkich zdarzeń. W nocy wszystko nabiera intensywniejszych barw, wyostrzają się rysy i obrazy tego, co budzi moje przerażenie. Do granic możliwości naciągam struny pamięci chcąc przywołać sobie te, które mogłyby mi pomóc ją odzyskać. Czasami miewam sny, w których widzę coś, czego nie miałam prawa nigdy przeżyć. Bo nigdy nie widziałam tych ludzi, nie pamiętałam ich imion, nazwisk, nie znałam ich ze zdjęć czy rozmów. Nie pamiętam zdarzeń, które pojawiają  się raz po raz w mojej głowie. Nie byłam  nigdy tam, gdzie byłam w swoich snach. Tylko jedno wspomnienie nie daje mi spokoju. Twarz starej kobiety, która uśmiecha się do mnie. Mówi coś, ale nie pamiętam, co ani nie słyszę jej głosu. Głaszcze mnie po głowie czule. Tak czule, że niemal czuję ten ciepły dotyk. I daje mi szmacianą lalkę, tę samą, którą mam przy sobie od zawsze. Nie wiem, kim jest ta kobieta i czego ode mnie chce, ale wiem, jestem pewna, że ona jedna mogła istnieć naprawdę.
Nie czułam się tak przygnębiona, kiedy mogłam popatrzeć przez szparę w drzwiach w ciągu dnia na bawiącego się w salonie synka albo na drzewo rosnące tuż przy oknie mieszkania. To dębowe drzewo rosnące nieopodal to od jakiegoś czasu mój jedyny towarzysz i nie tylko mój, bo znajdują na nim schronienie i cień liczne ptaki, które przylatują i siadają na masywnych gałęziach, a potem każdy z nich daje swój mini koncert. Słucham go z przyjemnością zatapiając się w sobie. To drzewo to też moja  ostatnia szansa. A przynajmniej  taką mam nadzieję. 
Kiedy bierzemy ślub, cieszę się, że nie jestem już na tym świecie sama. Wkrótce okazało się, że ten nowy początek to mój koniec. Wszystko co najgorsze zdarzyło się wtedy, gdy powinno być najpiękniej. Nie stało się to jednak od razu i nie tak, żebym się wystraszyła i uciekła. Wszystko miało swoje podstawy i uzasadnienie. Nie stawiałam granic i nie brałam do siebie tego, co się działo, bo byłam pewna jego uczuć. Myślałam, że mnie kocha. Tak mi się wtedy wydawało. A potem to wszystko stało się moim więzieniem, tylko wyglądało to tak, jakbym sama się w nim zamknęła. Zrezygnowałam z pracy, bo ciągle mijaliśmy się z powodu moich dyżurów. Do niczego mnie nie namawiał.  Potem miałam pracować w domu prowadząc sklep internetowy. To logiczne, że po ślubie pracujemy na wspólne konto i odkładamy na nie pieniądze. Jesteśmy małżeństwem, nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Mam kartę do tego konta, ale nie korzystam z niej za często, bo wszystko robimy razem. Zakupy, wspólne wyjścia, wypady. Powoli sama tracę kontakt ze światem zewnętrznym. Nie potrzebuję tego całego świata.
Albert mi wystarcza. Mam od niego dużo wsparcia i miłości. Wyjeżdża czasami do Paryża na weekendy, ale ja z powodu mojej pracy nie mogę mu towarzyszyć. Jedziemy tam razem tylko raz w podróż poślubną, nigdy więcej tam nie jadę. Nie zabiera mnie ze sobą, chociaż może, bo już przecież nie pracuję w szpitalu. Czuję się jeszcze kochana i zadbana pod każdym względem. Albert troszczy się o mnie i we wszystkim mnie wyręcza. Tylko jego matka chyba nie do końca mnie akceptuje i niezbyt lubi, chociaż przy nim tego nie okazuje. Od początku traktuje mnie z dystansem. Jest powściągliwa w okazywaniu uczuć i zachowawcza- tłumaczy mi Albert. - Sporo w życiu przeszła -dodaje chcąc ją usprawiedliwić, kiedy znowu daje mi popalić. Ale nie wdaje się w szczegóły, które by tłumaczyły takie zachowanie. Nie przejmuję się zatem tym, co czasami do mnie mówi i tym, co robi. Ważny jest tylko Albert i to jaki jest wobec mnie.Tylko jak jesteśmy same daje mi  to jasno do zrozumienia. Moim zdaniem zbyt często nas odwiedza, ale nie chcę go izolować od matki. Staram się nie wchodzić jej w drogę, ale ona nie lubi mnie coraz bardziej, czuję to wyraźnie. Nie narzucam się, mam nadzieję, że z czasem się do mnie przekona. Gdyby nie jego matka to nasze życie byłoby sielanką.
I wszystko zmierza w dobrą stronę, a przynajmniej tak mi się wtedy wydaje. A przynajmniej mam taką nadzieję, ale pewnego dnia wszystko się zmienia. Albert jak zwykle jedzie do Paryża. Ja jestem w domu. Ogarniam porządki i pilnuję wirtualnego salonu.  Albert ma zadzwonić jutro rano. Biorę wieczorem kąpiel, zabieram ze sobą lampę wina i książkę. Cieszę się, że mam czas tylko dla siebie. Delektuję się ciszą i spokojem, który w końcu mam w sobie. Okazuje się jednak, że to cisza przed burzą.  Po kąpieli kładę się do łóżka. Jestem zmęczona sprzątaniem i porządkowaniem faktur. Zasypiam szybko.
Budzę się rano w nie swoim łóżku. Nie wiem, kim jest ten mężczyzna, który śpi koło mnie. Staram się sobie coś przypomnieć. Jak tu trafiłam i po co tu przyszłam?- pytam siebie w myślach. -I kim jest ten mężczyzna, którego twarzy nie widzę, bo śpi odwrócony do mnie plecami. Wiem, że to nie jest sen i nie Albert śpi tuż obok mnie. Schodzę powoli z łóżka i wodzę po pokoju wzrokiem. Ni rozpoznaję moich ubrań. Leżą tam jakieś męskie spodnie i spodenki, szpilki i krótka cekinowa sukienka. Nie mam takiej w swojej szafie. Wchodzę do łazienki, mam nadzieję, że może w wannie   śpi ktoś do kogo należą te rzeczy. Tak jak w filmach. Mój ewidentnie mi się urwał wczoraj, a może dzisiaj. Nie wiem nawet, jaki jest dzień i która jest godzina. Niestety w łazience nikogo  nie ma.
Patrzę w lustro i nie wierzę w to, co widzę. Mam na twarzy jakiś wyzywający i lekko rozmazany makijaż. Robi mi się słabo. Niczego nie pamiętam, choć bardzo próbuję sobie przypomnieć cokolwiek i znaleźć wyjaśnienie tego, co ja tutaj robię. Wracam  z powrotem  do pokoju i zabieram cicho rzeczy, chcę wrócić  do łazienki, żeby się ubrać. Zakładam sukienkę i szpilki. Sięgam po torebkę i widzę tam swoje dokumenty.
- Idziesz już?- słyszę męski głos dobiegający z pokoju, z którego właśnie wyszłam.
- Pieniądze masz w przedpokoju- mamrocze coś jeszcze, ale nie słyszę albo nie chcę słyszeć nic więcej. Mam nadzieję, że uda mi się wyjść z tego mieszkania bez konieczności patrzenia w twarz temu obcemu człowiekowi. Skradam się cicho do wyjściowych drzwi. Kątem oka dostrzegam na stoliku w korytarzu plik banknotów. Zaczynam rozumieć to o czym przed chwilą do mnie mówił. Jest mi wstyd. Ogień pali mnie w środku. - „Wróciłam” -słyszę znajomy głos w swojej głowie. -Zbiegam szybko na dół po schodach, a potem biegnę co tchu na oślep. Na dworze jest jeszcze szaro. Mglisty poranek staje się moją tarczą ochronną. Boję się spojrzeć do telefonu. Nie wiem, co miałabym mu powiedzieć, gdyby akurat zadzwonił. A może już dzwonił? Wzdycham.
A potem wsiadam do pierwszej taksówki i każę zawieźć się do domu. Taksówkarz przygląda mi się dyskretnie, ale dobrze wiem, co sobie myśli. Wpadam szybko do mieszkania i od razu biorę kąpiel. Zmieniam ubranie, a to, które mam na sobie wrzucam do worka na śmieci. Wynoszę potem do kubła. Dopiero teraz jestem gotowa, aby zajrzeć do telefonu. Na szczęście nie ma żadnej nowej wiadomości ani połączenia od Alberta. Oddycham z ulgą, chociaż jestem bliska płaczu. Dopiero teraz schodzi ze mnie całe napięcie. Trzęsę się cała w środku. Chce zapomnieć o tym, co się zdarzyło. Na szczęście nic więcej nie pamiętam. Nie wiem, co się działo ani kim był ten człowiek. Wiem tylko, że Ona wróciła i to, co się stało to dopiero początek.  
Albert w końcu dzwoni i zachowuje się jak zawsze. Pyta czy dobrze spałam i czy zjadłam już śniadanie. Staram się zachowywać normalnie, ale wymaga to ode mnie sporo wysiłku. Opowiada o swoich zapachach, które przywiezie. Oddycham z ulgą, kiedy kończymy rozmowę i zanoszę się płaczem. – „Wróciła”- słyszę Jej głos. Nakładam poduszkę na głowę, żeby Jej nie słyszeć, ale to w niczym nie pomaga.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

"Nikt nie będzie wiedział"Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin