Rozdział 57

36 0 0
                                    


Kiedyś

Z

niepokojem nasłuchiwałam każdego kolejnego  kroku. Nie wiedziałam tak naprawdę, ile czasu minęło odkąd tutaj był, ani czego mogę się spodziewać. Pojawił się znowu w ciemnym pomieszczeniu oświetlając sobie drogę latarką z  telefonu.
-Dzień dobry Skarbie- powiedział radosnym głosem. Postanowiłam się nie odzywać. Milczałam,  na znak, że wcale  nie jestem zadowolona z jego wizyty  odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Myślałem, że się ucieszysz- oznajmił siadając na łóżku obok mnie. Odsunęłam się jak mogłam najdalej od niego.
- Nie chcesz, żebym cię odwiedzał?- zapytał.
Nie odezwałam się ani słowem.
-Skoro tak możesz zdechnąć tutaj na własne życzenie z głodu- rzucił złowrogo. Wstał i  rzucił w kąt foliową torbę z jedzeniem i  wodą.
-Chcesz, żebym przychodził?- zapytał po chwili znowu spokojnym głosem. - Chcesz? - powtórzył pytanie?
Uparcie milczałam, bo wiedziałam, że tylko w ten sposób mogę go sprowokować. 
- Wiesz, że ciągle mnie prowokujesz? - zapytał. Miałam przed oczami wyobrażenie jego złowrogiej twarzy. Nigdy wcześniej nie  patrzył na mnie z taką nienawiścią w oczach, nawet jeśli kiedyś coś nie poszło nie po jego myśli albo czemuś się sprzeciwiłam. Nie zareagowałam jednak w żaden sposób i nie odpowiedziałam ani słowem. Dobrze wiedziałam, że to tylko go rozzłości jeszcze bardziej. Ryzykowałam, ale wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Mój upór zdenerwował go zdecydowanie bardziej, niż gdybym  powiedziała coś przykrego. Odkąd mnie tu zamknął i przetrzymywał był zupełnie innym człowiekiem. Zauważyłam, że lubił  jak byłam wystraszona i uległa. Milczałam więc zaciekle i usiłowałam powstrzymać wzbierający w środku strach, kiedy nagle położył mi rękę na szyi i przez dłuższą chwilę delikatnie masował moją  krtań palcem wskazującym, tak jakby miał zaraz zacisnąć na niej swoją pięść i pozbawić mnie życia odcinając mi dopływ tlenu. Była przerażona, ale jednocześnie zdeterminowana, żeby raz na zawsze  zakończyć to, co się działo.
-Gdybym zrobił to teraz pozbyłbym się wszystkich problemów, których mi narobiłaś-powiedział spokojnym głosem. -Twoja siostra jest teraz tobą. Nikt nie wie, gdzie  ty tak naprawdę jesteś, bo podobno przed laty wyjechałaś za granicę.  Nikt nie będzie cię szukał. Myślą, że to właśnie ciebie odnaleźli na stacji. Wykreślili cię z listy osób poszukiwanych. Uśmiechnął  się na myśl o tym, że jego plan mógłby się udać i to właśnie dzięki niej, bo sama się w to wpakowała, a właściwie wmieszała w to nieświadomie je obie.
Myślałam, że ten plan ma szansę się udać, wierzyłam w to jak nigdy. Marzenie o wolności mogło się  ziścić. Niestety nie wzięłam pod uwagę  tego, że Albert ma niezwykłą moc. I jak się okazało nie doceniłam jego i jego nadludzkich zdolności. Oddychałam spokojnie, chociaż byłam bliska płaczu i kresu wytrzymałości. Nie wiedziałam czy błagając go o życie nie rozzłoszczę go i nie sprowokuję do tego, żeby mnie udusił. Bałam się spojrzeć w jego oczy.
-Czujesz zapach ziemi?- zapytał pociągając nosem, zupełnie tak jakby wdychał zapach świeżo zerwanych kwiatów.  Leżałam dalej nieruchomo, odwrócona w stronę ściany, zawzięcie milczałam. Postanowiłam się nie odzywać. Czułam jak krew pulsuje w jego żyłach. Jego dłoń była jednak zimna. -Wyobrażałam sobie, że jak kiedyś przed laty, że idę boso po łące pełnej kwiatów, a w powietrzu unosi się zapach dojrzałych jeżyn i ziół, które późnym latem mieszały się  z poranną mgłą unoszącą się nad polami. Zamknęłam mocno oczy. Była przerażona, tym, co powiedział, ale wizja kolorowej pachnącej łąki nieco mnie uspokoiła. Tak jak zawsze zresztą wyobraźnia nie raz uratowała mi życie.
- Jak myślisz, długo będziesz się rozkładać w tej ziemi?- zapytał.  Rozum kazał  mi błagać go o życie i przepraszać za to, co zrobiłam, ale nie potrafiłam ze strachu wydobyć z siebie żadnego słowa. Jego dłoń wciąż wędrowała po mojej krtani. Raz w górę, a raz w dół. Próbowałam teraz w myślach przywołać obraz synka, takiego, jakiego widziałam go ostatnim razem. Łzy spływały mi wolno po wychudzonych policzkach. Nie potrafiłam ich powstrzymać. Powoli godziłam  się z tym, że umrę i nigdy już go nie zobaczę. Serce ściskało mi się z żalu.
- Nikt nie będzie wiedział Joanno, gdzie jesteś- kontynuował niewzruszony swoją mowę.  I nikt nie będzie cię szukał. Starałam się słysząc to, co do mnie mówi, mimo wszystko zachować spokój. Wiedziałam, że muszę opanować strach, ale z trudem przełknęłam tylko ślinę. Wiedziałam, że wyczuł mój lęk i napawał się teraz nim bezdusznie. Czułam jego radość i satysfakcję. Udało mu się przecież doprowadzić mnie do płaczu. Dawno już mu na to nie pozwoliłam. Był zawiedziony, że nie potrafił mnie wystraszyć jeszcze bardziej, niż tego chciał.
- I widzisz do czego mnie doprowadziłaś- powiedział szeptem. Powiedział to nieco spokojniej, ale z lekkim wyrzutem. Przełknęłam z trudem ślinę i ledwo złapałam oddech. Poluzował swój ucisk na mojej krtani, tak, że mogłam swobodniej  odetchnąć, ale wciąż nie zdjął ręki z mojej krtani. Nagle poczułam mocny uchwyt jego dłoni i szarpnięcie za ramię.
- Nigdy nie pozwolę ci odejść- zapamiętaj to sobie- powiedział złowieszczo patrząc mi prosto w oczy. A potem pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta. Czułam jego wilgotne usta na swoich i jego zapach. Zrobiło się  niedobrze. Ścisnęłam mocno wargi i  odrzuciłam głowę na bok z wyrazem nieskrywanej niechęci. Nagle i niespodziewanie cofnął swoją dłoń z mojej szyi. Czując mój opór podniósł się i odrzucił mnie z wyraźną niechęcią z powrotem na łóżko w stronę ściany.
- Natalia uwielbia, kiedy ją całuję- powiedział. Nie wierzyłam w to, ale na samą myśl o tym, że coś takiego robi także mojej siostrze zrobiło mi się znowu niedobrze.
- Ułatwiłaś mi zadanie- powiedział po chwili namysłu. Twoja siostra jest do ciebie łudząco podobna. Długo cię obserwowała i starała się upodobnić do ciebie jak najlepiej. Nikt się nie zorientował, że to nie ty, kiedy ją znaleźli. Pewnie myślałaś, że niczego się nie domyślę, że uwierzę, że to ty. Mówił to z nieskrywaną radością w głosie. -Pachnie pięknie, używa nawet takich samych perfum, co ty. Tylko widzisz nie doceniłaś mnie. Nie rozumiesz, że ja jestem jak pies. Ona nie pachnie tak jak ty. Ona pachnie inaczej, tak jak każdy, ale tylko nieliczni to czują. Naturalny zapach skóry macie zupełnie inny. W sumie sprytnie to wszystko wymyśliłaś. Ta amnezja, zanik pamięci, który minie. Bo zakładam, że to twój pomysł Joanno-powiedział z uznaniem. Tylko tego, co będzie później nie przewidziałaś. Natalia opowiedziała mi o wszystkim, co zaplanowałyście. Poznaliśmy się wcześniej. I tak naprawdę twój plan, był naszym planem- kontynuował z nieskrywaną satysfakcją. - Nie wierzyłam w to, co mówi. Obawiałam się tylko o Natalię, bo nie mogłam być pewna czy czegoś rzeczywiście jej nie zrobił.
-Nie przewidziałaś tego, że Natalia, może się we mnie zakochać?- prawda. -Mieliśmy wcześniej romans, o który zresztą słusznie mnie podejrzewałaś. Byłam pewna, że kłamie. Nie znałam jej dobrze, ale przecież była moją rodzoną siostrą. Nie mogła mi tego zrobić.
- Jak się pewnie domyślasz, nie zrobiła tego zupełnie świadomie.  Zbladłam słysząc to, co powiedział. Bo to mogło rzeczywiście wszystko zmienić i jeśli rzeczywiście tak zrobił…- poczułam nagły przypływ krwi. Zrobiło mi się gorąco.
- Nie zrobiłeś tego?- zapytałam patrząc mu prosto w oczy. Nie dostrzegłam w nich jednak nic, co dawałoby mi jakąkolwiek nadzieję.
- Tak, użyłem feromonów- odpowiedział.  Przeszył mnie zimny dreszcz, bo przez chwilę rzeczywiście myślałam, że może to być jednak prawda. Poczułam suchość w ustach. Strach potęgował mój lęk o siebie i o nią. 
- Nie możesz być aż tak głupia-powiedział drwiąco. Splunęłam przed siebie. I wtedy złapał mnie znowu mocno za szyję i przycisnął do wilgotnej ściany, a potem trzymając mnie za włosy odrzucił z powrotem na łóżko. Zacisnął potem znowu zacisnął mocno  swoją zimną dłoń na mojej krtani. Krzyczałam z całych sił zachrypniętym głosem, mając nadzieję, że mnie ktoś usłyszy. Chciałam chociaż spróbować. Nie zważałam na to, że mogę go tym rozwścieczyć i doprowadzić do ostateczności. W tym momencie było mi już wszystko jedno. Po raz kolejny popatrzył na mnie z politowaniem i uśmiechnął   się pod nosem.
-Zmieniłaś się Joanno- powiedział. Kiedyś byłaś taka nieśmiała, niewinna i ten zapach, który to potwierdzał. On tak mnie wtedy zauroczył- dodał. Masz czystą duszę Joanno, świeżą, nieskalaną tym zepsutym światem. Potrzebuję cię, żeby tworzyć nowe zapachy. Jesteś moją inspiracją. Nie mogłem o tobie zapomnieć od tamtego pierwszego spotkania i nie mogłem ci pozwolić o sobie zapomnieć, dlatego dałem ci te perfumy, które sprawiły, że się we mnie tak szybko zakochałaś- powiedział z nieskrywaną satysfakcją w głosie.
-A teraz dałem je Natalii- dodał równie spokojnie. Byłam zszokowana tym, co powiedział i wyraźnie wyczuwałam tryumf w jego głosie. Zawsze tak mówił, kiedy chciał mi pokazać, że jestem w błędzie albo, że zrobiłam coś nie tak. Zawsze musiał być górą.
- Nie przewidziałaś tego? Prawda?- zapytał. -Wiedziałem, że nie wyszłabyś za mnie. Czułem twoją niechęć do mnie. Widziałem jak się denerwujesz i że najchętniej zwiałabyś, gdzie pieprz rośnie- mówiąc to zaśmiał się tak, że po moim ciele po raz kolejny przeszedł zimny dreszcz, a krople rosy pojawiły się na czole. Było dokładnie tak jak powiedział, a jednak zignorowałam wtedy  te sygnały płynące z ciała, które kazały mi  trzymać się od niego z jakiegoś powodu z daleka.
Nic szczególnego się nie działo. Pamiętam, że patrzył na mnie wtedy przed laty  z zainteresowaniem, był kulturalny i nienachlany. Nie wypytywał zbytnio o nic, co wprawiłoby mnie wtedy  w zakłopotanie, a jednak kiedy zbliżył się zanadto lub dotknął mimochodem  mojej dłoni czułam dziwne napięcie. Nie sądziłam jednak, że dalej sprawy potoczą się tak jak powiedział. - Jeśli faktycznie otumanił teraz Natalię  feromonami, tak jak ją kiedyś, to sprawa rzeczywiście nie wyglądała dobrze. Najgorsze było jednak to, że nie miałam żadnej możliwości, żeby to sprawdzić. Nie wiedziałam czy jest tak jak powiedział przedtem, że Natalia się w nim zakochała sama czy faktycznie została do tego zmuszona. Co do perfum nie miałam najmniejszych wątpliwości, że działają i sama się o tym kiedyś przekonałam.
 Nawet nasz syn uwierzył, że to ty tak naprawdę wróciłaś do domu- dodał po chwili. Na dźwięk tych słów łzy  popłynęły bezwiednie z moich  oczu.
-Nie płacz- powiedział spokojnie. Płacz tu nic nie pomoże -dodał szorstko. -Nie pozwolę mu zrobić krzywdy. Obiecuję ci, że będzie szczęśliwym dzieckiem. Nikt nie będzie wiedział, że to nie ty jesteś jego matką- dodał bezlitośnie gładząc mnie po twarzy zimną jak lód dłonią. Niemożliwe, że to ten sam Albert- pomyślałam odwracając znowu twarz w stronę ściany.
Kiedy znowu się ocknęłam już go nie było. Odetchnęłam z ulga. Myśli i obrazy zaczęły układać się w mojej głowie jak puzzle. To co usłyszałam od Alberta kompletnie mnie przybiło. Nie wiedziałam jednak czy to jest prawda, czy tylko tak mówił, żeby mnie zbić z tropu. -Może wymyślił to wszystko. -Tylko po co? To co powiedział było możliwe, ale nie miałam pewności, że tak było faktycznie. Może więzi teraz także Natalię w naszym mieszkaniu. Miałam wyrzuty sumienia, bo to przecież to ja wpadłam na ten pomysł i to ja nie przewidziałam takiego obrotu sprawy.  Miałam tylko jedno wyjście. Ucieczka.
Zaczęłam miętosić sznur, którym miałam związane ręce. Minuta po minucie węzeł stawał się coraz luźniejszy. Przez kilka godzin z przerwami rozciągałam go i w końcu po wpływem potu i utraty masy ciała udało mi się  wyswobodzić dłonie.  Potem spróbowałam uwolnić nogi. Sznur był jednak na nich zdecydowanie grubszy. Przeczołgałam się wzdłuż całego pomieszczenia w poszukiwaniu jakiejś ostrej krawędzi. Najpierw próbowałam pocierać sznur ostrym kamieniem, który poluzowałam w ścianie   i w końcu udało mi się go z niej  wyciągnąć, ale okazał się  zbyt tępy, aby dało się nim cokolwiek przeciąć. Wypiłam resztę wody z butelki, która leżała na podłodze.  I wtedy ujrzałam stary słoik leżący pod łóżkiem na kamiennej podłodze.  Rozbiłam go i kawałkiem szkła przecięłam sznur na nogach. A potem wspięłam się po murze i wyjrzałam przez mały otwór w ścianie na zewnątrz. Było jednak ciemno i niczego nie mogłam dostrzec.  Przez chwilę myślałam, żeby wołać pomocy, ale w końcu rezygnowałam z tego, w obawie, że Albert może być akurat gdzieś w pobliżu. Opadłam bezsilnie na łóżko. Byłam słaba, zbyt słaba, żeby walczyć czy uciec. Sięgnęłam po leżącą na podłodze reklamówkę. Zabrała się do jedzenia. Nie potrafiłam jednak od razu zbyt wiele w siebie wmusić. Jadłam wiec co jakiś czas małymi porcjami. Wiedziałam, że muszę nabrać sił, jeśli chcę uciec. 
 
 
 

"Nikt nie będzie wiedział"Where stories live. Discover now