Rozdział 37

4.1K 268 3
                                    


Wyszliśmy na ulicę, rozglądając się na boki.
- Zajebiście, nie mamy samochodu. - mruknął Neil, wyciągając telefon. - Dzwonię po Masona.
- Nie! - zareagowałam bardziej dramatycznie, niż było to konieczne, ale nerwy brały nade mną górę. - Hammer może być blisko niego. To zbyt ryzykowane.
- Hammer może być blisko każdego, a po kogoś musimy zadzwonić. - przewrócił oczami. - Bez auta jesteśmy łatwym celem.
- Więc zadzwoń po Rachel.
- Dlaczego akurat po nią? - popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
Nie miałam czasu, by opowiedzieć mu całą historię, ale wiedziałam, że Rachel była jedyną osobą, która nie ufała Hammerowi i jeżeli ktoś miałby ruszyć nam na pomoc bez zadawania zbędnych pytań, była to właśnie ona.
Posłałam mu zniecierpliwione spojrzenie. Neil westchnął i wybrał numer kobiety, a następnie włączył tryb głośnomówiący.
- Halo? - odebrała niemal od razu. - Jeżeli dzwonisz z jakąś pierdołą, Neil, to wiedz, że Hammer się wścieknie. Nie pozwala nam komunikować się za pomocą telefonów, więc mów o co chodzi.
- Rachel, to ja. - odezwałam się, przyciągając bliżej dłoń mężczyzny, w której trzymał komórkę. - Mamy problem.
- Jaki?
- Christian jest w domu?
Zamilkła na chwilę, a w tle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi, a następnie szybkie kroki.
- Jest Christian? - ledwo docierał do nas jej stłumiony głos. - Nie ma. - powiedziała wyraźnie do telefonu.
- A Hammer?
- A Hammer jest? - znów wydawało się, że zakryła dłonią głośnik w komórce. - Jego też nie ma. - odezwała się po sekundzie. - Możecie powiedzieć o co chodzi?
- Kurwa. - zaklęłam, zaciskając zęby. - Przyjedź po nas, byle szybko.
- Nie mam samochodu, przecież Christian pojechał z wami.
- Rachel - włączył się Neil. - W garażu stoi stary niebieski ford.
- A kluczyki?
- Powinny być w moim pokoju.
- Nie wiem, czy chcę tam wchodzić...
- Rachel, to nie zabawa. - wyjęczałam. - Musisz jak najszybciej po nas przyjechać, Christian może być w niebezpieczeństwie.
- Właściwie to wszyscy mamy przejebane. - dodał mężczyzna, a Rachel nie odpowiedziała. Usłyszałam, jak bierze głęboki wdech i aż wyobraziłam sobie jej przejęty wyraz twarzy.
- Jest źle? - zadała krótkie pytanie, ruszając na piętro. Jej kroki odbijały się echem w słuchawce.
- Tak.
- Rozumiem. - coś skrzypnęło, więc wywnioskowałam, że otwierała drzwi. - Ja pierdolę, ale sajgon.
- Rozgość się. - warknął Neil. - Kluczyki powinny być w szafce pod oknem.
- Sprzątałeś tu kiedyś?
- Rachel...
- Dobra, mam. - zawołała dumnie. - Gdzie jesteście?


Niebieskie rozklekotane auto zatrzymało się na krawężniku, zahaczając zderzakiem o metalowe ogrodzenie.
- Ostrożnie, do cholery! - krzyknął Neil, kiedy Rachel otworzyła drzwi od strony kierowcy.
- Żartujesz sobie? To gówno ledwo jeździ.
- Po prostu nie umiesz prowadzić, daj mi to. - mężczyzna wyrwał jej kluczyki i wsiadł do wozu.
Rachel popatrzyła na mnie ze zmartwieniem, a jej wzrok stał się nieco łagodniejszy, kiedy zrozumiała, że byłam cała i zdrowa. Rzuciła mi się na szyję, ściskając mocno.
- Jak się cieszę, że nic ci nie jest. - wyszeptała, a jej czerwone włosy muskały moją twarz. - Jesteś nam cholernie potrzebna.
Nie zdążyłam zadać żadnego pytania, bo Neil zatrąbił zniecierpliwiony.
- Fajnie się was ogląda, nie powiem, że nie. Później możecie się rozebrać, to może spełni się jedno z moich marzeń, ale teraz chciałbym wam przypomnieć, że mój najlepszy przyjaciel jest w dość ciężkiej sytuacji, o ile w ogóle jeszcze żyje, do chuja. - zapowietrzył się, kończąc swój słowotok i zatrzasnął drzwi.
Ruszyliśmy z piskiem opon, maltretując stare auto, które rzęziło przy każdym zakręcie.
- Okej, mówcie co się dzieje. - rozkazała Rachel, pochylając się między dwoma przednimi siedzeniami, by znaleźć się między mną, a Neilem.
- Opowiadać wszystko czy skrócić?
- Skróć.
- Hammer to parszywa gnida.
- Żadna nowość. - wywróciła oczami i zwróciła się do mnie: - Alice, mogłabyś to wytłumaczyć lepiej, niż on?
Streściłam jej całą historię, starając się zrobić to szybko, a jednocześnie nie pominąć żadnej ważnej informacji. Im dłużej nawijałam, tym bardziej twarz Rachel przybierała blado- zielony kolor. Zakryła sobie usta ręką i słuchała w milczeniu. Nie zadawała pytań, nie komentowała. Przez chwilę zastanawiałam się, czy w ogóle oddycha.
- Chryste. - wyszeptała, kiedy skończyłam. - Jest gorzej niż przypuszczaliśmy...
- Hm? - Neil zerknął na nią kątem oka.
- Jedź do restauracji. - powiedziała przerażająco poważnym głosem.
- Chyba cię pogięło...
- Neil. - złapała go za ramię. - Ja nie żartuję, po prostu jedź.
Mężczyzna nie upierał się przy swoim, jedynie uniósł brwi i przyłożył dłoń do skroni w geście niezrozumienia.
Pędziliśmy w kierunku restauracji Malbatu na tyle, na ile pozwalał nam warczący silnik forda.
- Od pewnego czasu wiedzieliśmy, że z Hammerem jest coś nie tak. - zaczęła Rachel. - Christian jako pierwszy zauważył jego dziwne zachowanie. Później ja zaczęłam podejrzewać, że nie jest do końca szczery.
- I nic nie powiedzieliście? - prychnął Neil z wyrzutem.
- Nie mieliśmy dowodów, którymi moglibyśmy się z wami podzielić, musicie nas zrozumieć. Myśleliśmy, że nas okrada i wykorzystuje jak pieprzony pasożyt, ale nigdy nie wpadlibyśmy na to, że byłby w stanie posunąć się do czegoś takiego...
- To o tym rozmawialiście w sypialni...
- Słucham?
- Nieważne. - machnęłam ręką. - Kiedyś podsłuchałam waszą rozmowę. Dyskutowaliście o Hammerze, ale Christian nie chciał mi tego wyjaśnić.
- Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy nikogo mieszać w nasze przypuszczenia. To byłoby ryzykowane i groziłoby rozłamem Malbatu, a nie mogliśmy do tego dopuścić, dopóki Hammer trzymał łapy na kasie.
- Wciąż trzyma. - westchnął Neil poirytowany. - Nie ma forsy za towar, nie ma forsy za auta. Jesteśmy spłukani.
- Nie do końca. - uśmiechnęła się kobieta. - Odkąd przestaliśmy ufać Hammerowi, postanowiliśmy z Christianem odkładać część pieniędzy. Trochę przekrętów i kradzieży i voilà, uzbieraliśmy niemałą sumę. No, może nie tak dużą, żebyśmy żyli na tak wysokim poziomie, jak wcześniej, ale zawsze coś.
- Żartujesz sobie?
- Widzisz, Neil... - Rachel poklepała go po policzku. - Podczas gdy ty waliłeś do zdjęć Shakiry, my ciężko pracowaliśmy.
- Ja nigdy nie...
- Byłam dziś w twoim pokoju, młody. Nie pogrążaj się.
- Gdzie jest ta kasa? - mruknął, zmieniając temat.
- W sejfie. A sejf w piwnicy.
- Znasz hasło?

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant