Rozdział 7

5.8K 334 14
                                    

Nie mogłam doczekać się wschodu słońca. Nie wiem, czy spałam choćby pięć minut, więc gdy tylko zaczęło świtać, zerwałam się z łóżka i pobiegłam do kuchni. Kawa w termosie musiała mi wystarczyć, bo jedyne co znalazłam w lodówce, to kawałek starego sera. Chyba powinnam wyłączyć ją z kontaktu i zaoszczędzić na prądzie.
Pierwszy raz od kilku lat popędziłam w kierunku przystanku i pierwszy raz od kilku lat zaklęłam, gdy autobus uciekł mi przed nosem. Zdążyłam się już odzwyczaić od komunikacji miejskiej i zapomnieć, jak bardzo jej nienawidziłam. Musiałam sobie o tym przypominać akurat dziś, gdy wyjątkowo śpieszyłam się do pracy?
Żałowałam, że moje auto wciąż stało pod klubem i obiecałam sobie, że już nigdy nie będę na nie narzekać. Może i było zardzewiałe, psuło się kilka razy w roku i jechało z prędkością przeciętnego rowerzysty, ale pozwalało mi dotrzeć do celu.
Nie mogłam dłużej czekać, a najwidoczniej los postanowił wystawić moją cierpliwość na próbę.
I tak ledwo się powstrzymywałam, by nie zadzwonić do Eliasa i nie zdradzić mu wszystkiego przez telefon. Wolałam jednak zrobić to na żywo. Wczoraj nie miałam czasu, żeby do niego oddzwonić. Chciał ze mną porozmawiać, ale byłam jak w transie, kiedy próbowałam rozwiązać zagadkę na własną rękę. Później było już za późno, żeby dzwonić do kogokolwiek, więc musiałam zaczekać do rana. To była zdecydowanie najdłuższa noc w moim życiu.
Autobus się spóźniał, a mnie coraz bardziej trafiał szlag. Wezwałam taksówkę.
Dosłownie wbiegłam do biura, napędzona adrenaliną i kawą, którą wypiłam, jadąc na komisariat. Zastanawiałam się, czy ktokolwiek jest już w pracy, było jeszcze bardzo wcześnie.
Nie musiałam długo o tym myśleć, kiedy tylko przeszłam przez korytarz, zobaczyłam niemal całą ekipę.
Oczywiście z wyjątkiem Taylora.
Elias pierwszy mnie zauważył.
– Alice, próbowałem się z tobą skontaktować. – od razu do mnie podszedł, przytrzymując mi drzwi, żebym mogła wejść do środka bez obciążania rannej dłoni. Szkoda, że nie wiedział, że miałam poparzoną stopę, może wtedy zdecydowałby się nosić mnie na rękach przez cały dzień.
– Wiem, chciałam oddzwonić, ale było już za późno.
Spiorunował mnie wzrokiem. Nie tak wyobrażałam sobie tę rozmowę.
Jeżeli znów zaczną traktować mnie jak wariatkę, tak jak wtedy, gdy byłam przekonana, że widzę Nancy Stone, przysięgam, że nie wytrzymam. Dziś byłam zbyt pewna siebie, by dać sobą pomiatać.
– Za późno? – parsknął Thomas, opierając się łokciami o blat. – Dziewczyno, siedzimy tu od wczoraj.
Dopiero teraz dokładniej im się przyjrzałam. Faktycznie, mieli te same ubrania, co poprzedniego dni. Na twarzy Eliasa malowało się takie zmęczenie, że aż zrobiło mi się go szkoda. Thomas też wyglądał na wykończonego, z sinymi worami pod oczami i zmarszczkami na czole wyglądał wręcz przerażająco, ale jego akurat nie żałowałam. Erik siedział przy swoim biurku, owinięty grubym kocem. Pociągnął nosem, kiedy na niego zerknęłam, dając mi do zrozumienia, że jest chory.
Wlepiał we mnie złowrogie spojrzenie, jakbym to ja odpowiadała za stan jego zdrowia.
Nie bardzo mnie to obchodziło. Tak czy inaczej, miałam kolejnego wroga do kolekcji.
– Następnym razem po prostu do mnie oddzwoń. – powiedział Elias, przecierając twarz ręką.
W nocy wyobrażałam sobie, że dzwonię do niego, a on odbiera zaspany i wściekły. Myślałam, że będzie na mnie krzyczał i znów nie da mi dojść do głosu, zrobi ze mnie idiotkę, a ja nie będę mogła się obronić. Zdecydowanie wolałam kłócić się z nim na żywo, nawet jeżeli wiązało się to ze spotkaniem Thomasa i Sadie. A teraz jeszcze wkurzonego Erika.
– Muszę wam coś powiedzieć. To ważne, wpadłam na to wczoraj wieczorem. – oznajmiłam zdecydowanym głosem.
Astrid przewróciła oczami.
– Jak bardzo ważne, Alice? – wtrącił się Grayson, wzdychając.
Nikt nie brał moich słów na poważnie, spodziewałam się tego. Skrzyżowałam ręce na piersi i stanęłam na środku biura, żeby wszyscy mnie widzieli.
– My też mamy ważną informację. Właściwie najważniejszą ze wszystkich. – Sadie zmierzyła mnie wzrokiem i uniosła głowę. Nie uśmiechała się, a jej twarz była skupiona. – Wiedziałabyś o niej wcześniej, gdybyś raczyła odebrać telefon.
Dla dobra sprawy postanowiłam nie reagować na ten przytyk. Nie dam się sprowokować, nie teraz.
Popatrzyłam wymownie na Eliasa, dając mu do zrozumienia, że ma pozwolić mi się wypowiedzieć.
Szef nabrał powietrza i opadł na krzesło. Machnął lekceważąco ręką.
Poczekaj tylko, aż usłyszysz, co mam do powiedzenia.
Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
– No mów. Pochwal się, co takiego wymyśliłaś, Alice. Ale ostrzegam, – podniósł palec wskazujący do góry. – jeżeli to jakieś durne teorie wyssane z palca...
Nie musiał kończyć. Wiedziałam, co zrobi, kiedy uzna, że znów bredzę. Tym razem mi nie daruje i w najgorszym wypadku po prostu wylecę z pracy, a w najlepszym- wyląduję tam, gdzie biedny Taylor.
Przełknęłam ślinę, bo choć byłam pewna, tego, co chciałam im przekazać, świdrujące spojrzenia Sadie i Thomasa zaczęły mnie stresować.
Erik i Grayson wydawali się być wręcz znudzeni, żaden z nich nawet nie udawał zainteresowania moją osobą.
Astrid wyglądała...Tak jak zawsze. Astrid to Astrid, lepiej nie będzie.
Poprawiłam włosy, zakładając kilka pasemek za ucho.
Teraz albo nigdy, Alice.
Wzięłam głęboki wdech, czując ścisk w brzuchu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i wbiłam wzrok w tablicę magnetyczną, na której wisiało większość zdjęć związanych ze sprawą. Tego potrzebowałam, więc szybkim krokiem podeszłam bliżej i chwyciłam czarny marker.
– Erik, czy kiedy wczoraj byłeś w klubie, wchodziłeś do środka? – zapytałam łagodnym głosem, żeby nie pomyślał, że oskarżam go o to, że źle wykonał swoją robotę.
Nie chciałabym, żeby poczuł się jak ja, kiedy będąc w parku usłyszałam pytanie, którego nie umiałam wyrzucić z pamięci. Thomas i Sadie mnie wtedy zniszczyli, a ja nie chciałam niszczyć innych.
– Rozejrzałem się po sali. – chwycił chusteczkę i głośno wydmuchał nos. – A jakie to ma znaczenie?
Pokiwałam głową i bez słowa odwróciłam się do tablicy. Złapałam rękaw bluzy i wytarłam nim zdania, które ktoś zapisał tu wcześniej. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, co to było, bo wiedziałam, że moje informacje są ważniejsze. Cokolwiek było tam nabazgrane- teraz nie miało już żadnego znaczenia.
Zapełniłam połowę tablicy starannym rysunkiem technicznym, który przedstawiał plan pomieszczeń klubu. Sala, część z barem, podest do tańca na rurze, zaplecze, toalety, szatnia. Podpisywałam każde miejsce, żeby nikt nie miał wątpliwości o czym zaraz będę mówić i nie zadawał głupich pytań.
Kiedy skończyłam, odsunęłam się od tablicy i z zadowoleniem popatrzyłam na mój szkic.
Wciąż milcząc, podeszłam do biurka Astrid i bez pytania wyjęłam z jej organizera czerwony marker. Nawet na nią nie spojrzałam, było mi wszystko jedno, czy moje zachowanie jej się podoba, czy nie. I tak nigdy nie była zbyt miła, więc nie robiło to żadnej różnicy.
– Nasza ekipa sprawdzała cały klub, prawda?
Elias popatrzył na mnie uważnie. Miło było zobaczyć jego skupiony wzrok, szczerze cieszyłam się z tego, że faktycznie mnie słuchał, choć w pracy zespołowej powinno być to normą.
– Oczywiście. Nagrania z monitoringu również. – odpowiedział na moje pytanie.
Uśmiechnęłam się.
– Na przeszukaniu pokręciliśmy się tu – czerwonym markerem zaznaczyłam koło w głównej sali. – i tu, tu i tu. – zakreśliłam pozostałe miejsca.
– Ja pierdolę, zabierzcie jej te flamastry i wróćmy do pracy. – Sadie zmarszczyła brwi i oparła się o ścianę. – Mamy dużo roboty, a marnujemy czas na rysowanie po tablicy.
Spojrzałam na nią ze spokojem, co wkurzyło ją jeszcze bardziej. O to mi właśnie chodziło. Teraz to ona była tą złą.
– Sadie, zamknij się. – burknęła Astrid. – Jestem ciekawa co Alice ma do powiedzenia.
Tego zupełnie się nie spodziewałam. Posłałam jej delikatny uśmiech i poczułam się zdecydowanie pewniej. Skoro udało mi się zainteresować pannę-idealną, nie mogłam się teraz poddać.
Sadie zamilkła, zaciskając usta.
Znów chwyciłam pierwszy, czarny marker i narysowałam kilka krzyżyków. Większy z nich znajdował się poza szkicem.
– To kamery. – wyjaśniłam i kontynuowałam. – Jedna z nich wisi tutaj, w sali. Nagrywa bar i miejsce do tańca na rurze. Z tej kamery mamy zdjęcia striptizerek.
Tym razem wróciłam do czerwonego koloru i zakreśliłam miejsce, objęte urządzeniem rejestrującym obraz. Zaznaczyłam również ulicę i wejście do klubu, bo tylko to widoczne było z kamery należącej do osiedlowego sklepiku.
Elias kiwał głową, pokazując mi, że rozumie o czym mówię. Nie przerywał mi jednak, za co byłam mu wdzięczna.
– Kamera w klubie nie obejmuje jednego ważnego miejsca. – powiedziałam po dłuższej przerwie. Wszyscy gapili się na mnie jak na dzieło sztuki. – Nie szukaliśmy kobiet pod ziemią.
,,Nie zapadły się przecież pod ziemię'' – słowa Sadie szumiały mi w głowie, a serce waliło tak mocno, że zastanawiałam się, czy inni też słyszą je tak wyraźnie, jak ja.
Nikt nic nie powiedział, ale ja wiedziałam, że mi nie wierzą. Nie zdążyłam powiedzieć im wszystkiego, więc mieli prawo sądzić, że jestem walnięta.
– Alice...– zaczął Grayson spokojnym tonem, jakby naprawdę myślał, że jestem psychiczna i zaraz rzucę się na nich, by ich pomordować. Widziałam, że za wszelką cenę starał się mnie nie zdenerwować, czym bardzo mnie rozbawił, ale nie dałam tego po sobie poznać. – Gdzie twoim zdaniem powinniśmy szukać, skoro uważasz, że porwane dziewczyny są pod ziemią? – zawahał się chwilę, wypowiadając ostatnie dwa słowa, jakby czuł zażenowanie. – Mamy przekopać ogródki działkowe? Rozwalić chodnik z kostki brukowej przed klubem i grzebać w piachu?
Sadie i Thomas parsknęli śmiechem. Nabijanie się ze mnie to ostatnio ich ulubiona rozrywka.
– Nie ma takiej potrzeby, Grayson. – odpowiedziałam pewnym siebie głosem. – Wystarczy zejść po schodach.
Narysowałam kilka schodków na planie, na wszelki wypadek również je podpisałam, bo patrząc na Sadie i Thomasa, miałam wrażenie, że ludzie, z którymi przyszło mi współpracować to debile.
– Schody do piwnicy? – zdziwił się Elias i pochylił lekko do przodu, opierając łokcie na kolanach.
Pokiwałam głową.
– Sprawdzaliśmy piwnicę. – odezwała się Astrid, a widząc, jak uśmiecham się lekko, dodała. – Czysta. Żadnych śladów.
– Cóż, może nie byliśmy nad wyraz dokładni... – Erik pociągnął nosem, przykładając sobie rękę do rozgrzanego czoła. – Ale na Boga, Alice... Chyba zauważylibyśmy trzy porwane striptizerki w piwnicy dwa na dwa metry. Zresztą Astrid ma rację, nie było w niej żadnych śladów.
Ucieszyłam się, że wspomniał o wymiarach piwnicy i aż podskoczyłam z ekscytacji. Wszyscy gapili się na mnie, a ja czułam, że zbliżam się do najlepszej części przedstawienia. Wielki finał był tuż, tuż.
– Powiedziałeś, że piwnica była mała, tak? – upewniłam się, zanim zaczęłam mówić dalej.
Erik się nie poruszył, chyba bał się nawet pokiwać głową.
Słusznie, z wariatkami nie można zadzierać, zaśmiałam się w duchu.
Tak naprawdę nie potrzebowałam jego potwierdzenia, więc ciągnęłam dalej:
– Przeglądałam wczoraj historię klubu i znalazłam stary rzut lokalu. W internecie można dorwać wszystko. Piwnica ciągnie się odtąd... – zaczęłam rysować czerwoną kreskę, od wejścia, aż do końca jednej ze ścian. –...dotąd.
Elias wstał z miejsca i podszedł do tablicy, gapiąc się na mój rysunek.
Myślał. Denerwował się. Był zaniepokojony tym, co miałam im jeszcze do przekazania.
Podobało mi się to. Wiedziałam, że będą w szoku, ale nie przypuszczałam, że sprawi mi to aż taką przyjemność. Za Eliasem stała już Astrid, Grayson i Erik. Tylko Sadie i Thomas nie ruszyli się ze swoich miejsc.
– Czy w piwnicy były jakieś meble? – zapytałam z zadowoleniem.
Astrid popatrzyła na mnie z poważną miną. Czyli tak jak zawsze.
– Jakaś stara szafa...? – zapytała, chociaż bardziej stwierdziła.
– Bingo. – wyszeptałam z uśmiechem, przecierając czoło. Spociłam się przez te wszystkie emocje.
Grayson zmarszczył brwi. Wiedziałam, że nie zrozumiał od razu mojego przekazu, ale chciałam patrzeć na jego zamyśloną twarz.
– Nie pierdol, że porywacze schowali je do szafy...
Zaśmiałam się, choć bardzo nie chciałam tego robić. Sytuacja była poważna i nie wypadało żartować w takim momencie, ale dawno nie słyszałam czegoś tak głupiego.
Jeżeli uważali, że moja teoria o Christianie porywaczu była do dupy, to teraz musieli wziąć Graysona za kompletnego oszołoma.
Przewróciłam oczami.
– Wiecie, ile czasu zajmuje postawienie ścianki działowej? – zwróciłam się do męskiej części naszego zespołu. Niby uważałam się za feministkę, ale byłam pewna, że ani Astrid, ani tym bardziej Sadie, nie znają odpowiedzi na to pytanie. – Kilka godzin. Szafa prawdopodobnie zasłania drzwi, które ktoś próbował ukryć.
Elias podniósł ręce i założył je sobie na kark. Chodził w tę i z powrotem, żeby rozładować napięcie.
– Nie rozumiem... – wyszeptał, trochę do siebie, a trochę do nas. – Po co porywacze mieliby je tam przetrzymywać?
– Bo najciemniej pod latarnią. – odezwał się Erik, ale po kilku sekundach zaczął wątpić w swoje słowa. – Coś mi jednak nie pasuje... Kamery zarejestrowały moment porwania. Potem klub był pod obserwacją, często sprawdzaliśmy nagrania ze sklepiku. Wiedzielibyśmy, gdyby wrócili z nimi do klubu.
– Widzieliśmy tylko to, co ktoś chciał, żebyśmy widzieli.
Wszyscy popatrzyli na mnie, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
Nastał wielki finał!
– Auto zasłoniło całą widoczność nie bez powodu. To podstęp. – przerwałam na chwilę, bo po minach moich znajomych wywnioskowałam, że potrzebują chociaż kilku sekund przerwy. Grayson i Erik wyglądali, jakby mieli paść trupem. – Wzięliśmy za pewnik to, że kobiety zostały uprowadzone. Ale na filmie nie widać, że zostają wciągnięte do samochodu. One po prostu znikają.
– Kurwa, więc one... – Elias przycisnął dłonie do skroni, a ja uchyliłam usta. Pierwszy raz w życiu słyszałam, żeby przeklął.
– One nie zostały porwane. Po prostu wróciły do klubu. – dokończyłam to, co chciał powiedzieć.
Astrid i Sadie zbladły. Chyba nigdy nie widziałam, by były tak zaskoczone.
Odkaszlnęłam, zmuszając wszystkich, żeby znów na mnie popatrzyli.
– Ja naprawdę widziałam Nancy Stone. Nie wiem, dlaczego wyszła z ukrycia, ale wiem, że to była ona. Nie rozumiem też po co Christian upozorował porwanie tych kobiet. Zależy mu na czasie, to jest jasne. Skupiliśmy się na porwaniu, na krwi w aucie, na szukaniu sprawców...
– Alice... – Elias próbował mi przerwać, ale ja kontynuowałam:
– Powinniśmy jak najszybciej pojechać do klubu, jeszcze raz wszystkich przesłuchać i...
– Alice. – powtórzył zdecydowanie głośniej. Tym razem zamilkłam, nieco przestraszona jego ostrym tonem. Elias rzadko się wkurzał. – Dzwoniłem do ciebie wczoraj, żeby przekazać ci coś ważnego.
Pokiwałam głową.
– Wiem...
Elias popatrzył za okno. Był spięty, a usta miał ściśnięte.
Wciąż myślał, łączył fakty, a ja bałam się tego, co zaraz mi powie.
– Dostaliśmy informację, że z kilku różnych klubów w Alabamie ruszyły busy, które jakimś cudem przejechały przez granicę z Meksykiem. Prawdopodobnie straż graniczna jest przekupiona. W busach znajdowało się ponad dziesięć ton kokainy.
Dziesięć ton kokainy! O kurwa!
Wciągnęłam powietrze nosem i wypuściłam ustami. Chciałam się odezwać, ale nie zdążyłam. Elias był szybszy.
– Właścicielem wszystkich klubów jest Christian Parker. 

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now