Rozdział 23

5.1K 255 8
                                    

Wparowałam do środka bez pukania, co nie zrobiło na nikim większego wrażenia. Po raz kolejny poczułam się jak pełnoprawny, niewychowany członek Malbatu.
Astrid może i nie wyglądała na bezwzględną sadystkę, bo leżała właśnie na łóżku w różowej piżamie i białym, puchatym szlafroku. Mokre kosmyki opadały jej na policzki, a twarz miała zaczerwienioną, więc wywnioskowałam, że właśnie wyszła spod prysznica.
Nancy siedziała na podłodze, opierając nogę o krawędź szafki nocnej i z ogromną precyzją malowała paznokcie u stóp. Posłała mi przelotny uśmiech i znów skupiła się na pedicure.
Fotel stojący koło łóżka okupowała Rachel. Patrzyła na mnie, uśmiechając się delikatnie i po raz kolejny pomyślałam, że jej mocny makijaż, krwiste usta i włosy w podobnym odcieniu dodawały jej cholernego uroku.
– Alice! – uśmiechnęła się Astrid- psychopatka. – Jak leci?
– Właściwie to... – przez ułamek sekundy zastanowiłam się czy poruszanie tego tematu jest na pewno dobrym pomysłem. – Chciałam z tobą porozmawiać.
– Okej. – odparła bez zastanowienia. – Co się stało?
Szybko zrozumiałam, że pytania o makabryczną przeszłość nie należą do tych delikatnych, więc zamilkłam na dłuższą chwilę.
– Mamy wyjść? – odezwała się Rachel, a Nancy momentalnie się skrzywiła.
– Jak to wyjść? – jęknęła, przerywając malowanie paznokci. Podniosła głowę i spojrzała na mnie błagalnie. – Przecież się przyjaźnimy. Macie przed nami jakieś tajemnice?
– Nancy, nie bądź dziecinna. – skarciła ją Rachel, uśmiechając się pobłażliwie. – W tym domu nie ma za grosz prywatności.
– To prawda. – przyznała Astrid, znów skupiając na mnie całą uwagę. – Chcesz pogadać w cztery oczy?
Wciąż stałam jak kołek i poczułam, że zaschło mi w ustach. Nie wiem, jak mogłam być tak głupia, żeby w ogóle tutaj przychodzić.
– Już nieważne. – mruknęłam cicho, łapiąc za klamkę. – Może innym razem.
Już miałam się odwrócić, kiedy nagle coś twardego uderzyło mnie w głowę. Otworzyłam szeroko oczy, rozglądając się na boki. Różowy kapeć, kolorem pasujący do piżamy Astrid, leżał na podłodze, a jego właścicielka gapiła się na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Nie chrzań, Alice. Chcesz oberwać drugim? – zagroziła Astrid, unosząc palec do góry. – Skoro już tu przylazłaś, masz powiedzieć o co chodzi.
Przyłożyłam dłoń do głowy i rozmasowałam obolałe miejsce.
– Macie coś do picia? – rzuciłam nieśmiało, przyglądając się kobietom.
Nancy była gotowa, by ruszyć do kuchni i nalać mi wody do szklanki, ale Astrid i Rachel popatrzyły na siebie i uśmiechnęły się porozumiewawczo.
– Wino czy wódka?


Między trzecią, a czwartą butelką zapomniałam po co tam właściwie przyszłam.
Kręciło mi się w głowie i czułam przyjemne otępienie. Było mi błogo, ciepło, doskonale. Zdecydowanie za rzadko piłam alkohol. Powinnam doprowadzać się do takiego stanu częściej.
Byłam wolna od stresu, lęku, natłoku myśli i liczyło się tylko tu i teraz- czyli butelka szampana. A może wina? Nie wiedziałam już co miałam w ustach, bo smak wydawał mi się identyczny. Każdy alkohol smakował tak samo dobrze. Wybornie. Znakomicie.
Nigdy nie miałam mocnej głowy, a teraz, kiedy od dłuższego czasu byłam kłębkiem nerwów, tym bardziej nachlałam się jak prosiak w bardzo krótkim czasie.
Sufit wydawał mi się tak interesujący, że nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Lampa kręciła się, raz w prawo, raz w lewo.
– Zaraz się porzygam. – wybełkotała Nancy, które chyba nie czuła się tak dobrze, jak ja.
Przeturlałam się na brzuch i zerknęłam na podłogę. Leżała na dywanie, trzymając pustą butelkę i paczkę chipsów serowych.
– Nie możesz zwymiotować w moim pokoju. – odparła Astrid, a ja zachichotałam, bo brzmiała zabawnie, będąc pod wpływem alkoholu.
– Mogę i zaraz to zrobię.
Nancy podniosła się do pozycji siedzącej, co okazało się zbyt dużym wyzwaniem, bo ponownie upadła na podłogę. Nie poddała się jednak i podpierając się na rękach, złapała równowagę w pozycji na czworakach. Niczym pies zaczęła kierować się w stronę drzwi, ale w połowie drogi opadła bez sił.
Pies zdechł.
– Nancy, żyjesz? – zainteresowała się Rachel, która sama wyglądała, jakby miała umrzeć.
Jej czerwona szminka rozmazała się po całej twarzy, podobnie jak tusz do rzęs.
Nie wiem, do cholery, co to był za alkohol, ale pokonał nas wszystkie.
Podczas gdy ja i Astrid byłyśmy po prostu nawalone i wesołe, Rachel i Nancy ledwo kontaktowały. Być może miały słabszą głowę, niż ja, o ile to w ogóle możliwe.
– Czuję się jak nakrętka. – wymamrotała Nancy, przyciskając policzek do podłogi.
– Jak kto? – Astrid uniosła głowę nieco wyżej.
– Jak nakrętka.
– Kurwa... Co?
– Jak nakrętka do słoika. Czuję się, jakby ktoś mnie zakręcał, tak wiecie... Kręcił, kręcił, kręcił... Ziuuum, ziuuum...
– Co ty pieprzysz, Nancy?
– Nie jestem Nancy, jestem nakrętką.
Nie wiedziałam, że można się aż tak histerycznie śmiać. W pewnym momencie nie byłam pewna, czy wciąż żyję, bo wydawało mi się, że zabrakło mi powietrza.
Co jakiś czas głośno nabierałam tlenu w płuca, tylko po to, by zaraz znów doprowadzić się na granicę omdlenia atakiem gwałtownego napadu rechotu. Bolał mnie brzuch, głowa i gardło, a jednocześnie czułam się lepiej niż kiedykolwiek. Procenty mocno uderzyły mi do głowy. Chyba za mocno, bo po chwili ja również leżałam na podłodze. Nie wiedziałam nawet w którym momencie spadłam z łóżka.
– Gdzie jest kosz na śmieci? – zapytała Nancy, a jej twarz przybrała zielono- blady odcień.
Cholera.
– Nie możesz tu rzygać! – zaprotestowała Astrid, błądząc nieprzytomnym wzrokiem po pokoju, jakby próbowała kogoś znaleźć. – Gdzie jest Neil?
– W dupie. – odparła Rachel, podtrzymując ręką ścianę, żeby się nie przewrócić. Nancy zachichotała resztkami sił, a następnie szybko przycisnęła dłoń do ust. Katastrofa zbliżała się wielkimi krokami.
– Niech ktoś go zawoła. Musi zabrać ją do kibla zanim...
Nancy uklęknęła wydając z siebie charakterystyczny dźwięk, który zwiastował nadchodzące torsje.
– Neil! – krzyknęła Astrid. Nikt nie odpowiedział, więc spróbowała jeszcze głośniej: – Neil!
– Neil! – pomogłam jej, choć mój wrzask skutecznie tłumiły panele. Bowiem darłam się, ale przyciskając twarz do podłogi.
Drzwi otworzyły się gwałtownie po kilku sekundach. Z trudem uniosłam głowę.
Trzech muszkieterów stanęło w progu, taksując nas wzrokiem. Wyglądali prześmiesznie, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Neil zmarszczył brwi, obserwując jak Nancy walczy z samą sobą, by nie zwrócić alkoholu i chipsów na podłogę.
Ktoś złapał mnie i podciągnął do góry, uniosłam głowę i zobaczyłam Christiana. Coś mówił, bo ruszał ustami, ale czułam się, jakby wsadzono mi na głowę niewidzialne słuchawki. Żadne dźwięki już do mnie nie dochodziły. Cały pokój znów zawirował, jednak tym razem nie czułam się tak dobrze, jak wcześniej.
Brak panowania nad własnym ciałem zaczął mnie denerwować, a im bardziej próbowałam wytrzeźwieć, tym gorzej mi to wychodziło.
Zrobiłam krok w stronę Christiana, jednak nie zbliżyłam się do niego, wręcz przeciwnie. Moje plączące się nogi prowadziły mnie po skosie, ledwo udało mi się utrzymać równowagę.
Kiedy moje kolana poczuły materiał miękkiego materacu, bez zastanowienia padłam na łóżko.
– Wstawaj, młoda. – burknął Neil do siostry, ale nie doczekał się żadnej reakcji z jej strony. – Nancy, nie wygłupiaj się!
– Jestem nakrętką od słoika.
Wzniósł oczy do sufitu, słysząc te pijackie mądrości i ukucnął przy Nancy, oplatając ją ramionami. Próbował nawet prawić jej morały, ale ona na sto procent już go nie słyszała. Trzymał ją na rękach, a jej głowa dyndała na wszystkie strony przy każdym jego kroku.
Mason otworzył mu drzwi, kiedy wynosił ją z pokoju.
Dopiero po kilkunastu sekundach jakimś cudem udało mi się usłyszeć dźwięki dochodzące z korytarza:
– No kurwa mać! Obrzygała mnie!
Miałam ochotę się roześmiać, ale za bardzo bałam się, że podzielę los Nancy. Zrezygnowałam więc z wykonywania jakichkolwiek gwałtownych ruchów i wydawania z siebie głośnych dźwięków.
Christian pokręcił głową z uśmiechem, chyba niedowierzając, że doprowadziłyśmy się do tak żałosnego stanu.
Byłam zbyt pijana, by czuć wstyd. Całe szczęście.
Rachel uwiesiła się na Masonie, który prowadził, a raczej ciągnął ją do jej sypialni. Pomachała nam na pożegnanie i zniknęła za rogiem.
– Zanieść cię do łóżka? – usłyszałam nad głową męski głos.
Podobał mi się ten delikatny i zmysłowy ton.
– Myślisz, że po alkoholu jestem aż taka łatwa? – zapytałam podnosząc na niego zamglone spojrzenie.
Uśmiechnął się szerzej, przecierając twarz ręką, a następnie odkaszlnął i sprostował:
– Chodziło mi o twoje łóżko.
– Ah... Szkoda. – burknęłam i znów pozwoliłam, by głowa opadła mi na materac.
Powieki ciążyły mi tak bardzo, że postanowiłam nie toczyć tej nierównej walki. Pogodziłam się z przegraną i pozwoliłam sobie częściowo odpłynąć.
Wydawało mi się, że jestem na łódce, która kołysze się na wysokich falach. Boże, jak dobrze mi było.
Coś opadło mi na plecy. Zmusiłam się, żeby otworzyć oczy na kilka sekund. To Astrid przykryła mnie kołdrą.
Znów nastała ciemność. Kojące ciepło wypełniało całe moje ciało i duszę.
– Niech śpi u mnie. – rzuciła do Christiana i machnęła ręką, wyganiając go z pokoju.
Zostałyśmy same. Leżałyśmy obok siebie i choć każda z nas była w swojej własnej krainie, obie jeszcze nie spałyśmy.
– Lubię cię. – wyszeptałam. Nie byłam pewna czy te słowa faktycznie wydobyły się z moich ust, czy tylko mi się zdawało. Na wszelki wypadek dodałam nieco głośniej: - Naprawdę cię lubię, Astrid.
– Ja ciebie jeszcze bardziej, bo lubiłam cię już wcześniej, kiedy myślałaś, że jestem sztywną, wredną pizdą. – zachichotała.
Poczułam, jak materac ugina się pod jej ciężarem. Obróciła się w moją stronę i teraz leżałyśmy blisko siebie. Czułam na twarzy jej oddech, który w ogóle mi nie przeszkadzał. Byłam zbyt nawalona, by zwracać uwagę na zapach wina, wódki, piwa i rumu.
Serio? Piłyśmy rum?
Kurwa, no oczywiście, że piłyśmy rum.
Dlatego ledwo kontaktowałam i czułam się jak po wielogodzinnej imprezie z czasów studenckich.
– Astrid. – zaczęłam, bo ta chwila wydawała mi się wręcz idealna do przeprowadzenia szczerej rozmowy. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że takie sprawy powinno załatwiać się na trzeźwo. – Jesteś psychopatką?
Miałam zamknięte oczy, ale usłyszałam jej śmiech.
– Tak, jak my wszyscy.
– Pytam poważnie. – język strasznie mi się plątał, ale starałam się jak mogłam, by poprawnie składać zdania. – Rozmawiałam z Christianem...
Zatrzymałam się i stchórzyłam. Nawet po takiej ilości alkoholu nie umiałam zadać jej tego pytania.
– O czym? O mnie?
Westchnęłam cicho, a Astrid potraktowała to jako potwierdzenie. Słusznie, bo taka była prawda.
– Opowiadał ci o mojej przeszłości?
Dalej milczałam. Nie musiałam się odzywać, bo kobieta doskonale wiedziała, że zaprzeczyłabym, gdyby coś się nie zgadzało. A brak odpowiedzi w tej sytuacji był jednoznaczny.
– Idiota. – mruknęła pod nosem. – Nie chciałam tego ukrywać, poważnie. Zresztą sama bym ci o tym opowiedziała, gdy byłabym gotowa. Christian ma za długi język...
– Dlaczego ich zabiłaś? – zapytałam cicho.
Skoro zabrnęłam tak daleko, musiałam wiedzieć. Później nie miałabym odwagi wracać do tej dyskusji.
Uchyliłam powieki, kiedy Astrid zamilkła. Przyglądała mi się w skupieniu, przygryzając dolną wargę.
Trwałyśmy w ciszy, żadna z nas nie chciała jej przerywać. Astrid zbierała myśli, być może próbowała dobrać odpowiednia słowa, a ja czekałam cierpliwie, dając czas. W końcu odetchnęła, jakby jakiś ciężar spadł z jej klatki piersiowej. Sięgnęła do górnej części szlafroka i rozsunęła go, prezentując swoją różową, obcisłą piżamę. Dopiero kiedy odsłoniła nagie ramiona, dostrzegłam ogromny tatuaż.
Wciąż kręciło mi się w głowie, ale wyostrzyłam zmysł wzroku, by uchwycić jak najwięcej szczegółów.
Cholera, pieprzone dzieło sztuki.
Nic dziwnego, że nigdy go nie widziałam, mimo, że zakrywał całe ramię, kawałek klatki piersiowej i ciągnął się aż do łokcia. Astrid zawsze przychodziła do pracy w dużych, wełnianych swetrach, tłumacząc, że tak ubierają się ludzie w Szwecji.
Jej ręka pokryta była kwiatami, między którymi można było znaleźć zakręcony ogon jaszczurki. Tatuaż był tak realistyczny i piękny, że naprawdę trzeba było się przyjrzeć, by w gąszczu roślin dostrzec ukrytego gada. Prawdziwe cacko, którego pozazdrościłby chyba każdy artysta. Ktoś odwalił kawał dobrej roboty, projektując ten rysunek na skórze.
Przyjrzałam się jaszczurce, której pysk kończył się aż przy obojczyku. Patrzyła przed siebie mądrymi, spokojnymi oczami.
– Zawsze lubiłam jaszczurki. – zaczęła spokojnie. – A ta tutaj – popukała się po ramieniu. – ma dla mnie ważne znaczenie. Jej ogon układa się w imię mojej córki. Ktoś, kto o tym nie wie, nigdy tego nie dostrzeże, bo połowę pierwszej litery zasłania płatek róży.
Oparłam się na łokciach i zbliżyłam twarz do jej ręki. Czułam potworne skutki nadużycia alkoholu, więc skupienie się na tatuażu nie było łatwe. Kilka dobrych sekund zajęło mi rozszyfrowanie ukrytego napisu.
– Eva.
Astrid pokiwała głową.
– Tak. Moje oczko w głowie.
Przełknęłam ślinę, bo bardzo bałam się kontynuacji tej historii.
– Gdzie teraz jest? – zapytałam ze szczerą obawą.
– Też chciałabym wiedzieć, Alice. – westchnęła i zasłoniła się szlafrokiem. – Ojca Evy poznałam na dyskotece. Wydawał mi się czarującym, egzotycznym mężczyzną i kurwa, czego on mi nie obiecywał. Zrobił z siebie pieprzonego księcia arabskiego, wiesz? A ja głupia mu uwierzyłam. Powiedział, że mieszka w Szwecji na stałe, więc zaczęliśmy się spotykać. Po kilku miesiącach mi się oświadczył, wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w Trelleborgu. No i wtedy się zaczęło. Upierał się, że musi ściągnąć z Iraku swoich braci, a ja naiwna i zakochana na wszystko się zgadzałam. Urabiałam się po łokcie, żeby załatwić dla jego rodziny wszystkie niezbędne dokumenty i pracę. – zatrzymała się na chwilę, przymykając oczy. Oddychała nerwowo, jakby wszystkie najgorsze chwile zaatakowały ją w jednym momencie. – Przyjechali kilka tygodni przed moim zajściem w ciążę. Nie udało im się wynająć żadnego mieszkania, więc bez pytania mnie o zgodę, wprowadzili się do nas. Tak po prostu, z dnia na dzień. Zrobili sobie ze mnie sprzątaczkę i służącą, byłam na każde ich zawołanie. Prałam, zmywałam i gotowałam, a mój mąż zdawał się tym nie przejmować. Przeciwnie, bardzo mu się to podobało. Nie było w nim już tego mężczyzny, którego pokochałam. Stał się władczym, oschłym tyranem, który nie zawahał się nawet przed podniesieniem na mnie ręki. Pamiętam to jak dziś, uderzył mnie w moje urodziny, bo wróciłam za późno od przyjaciółki.
– Jezu... – wyszeptałam, czując jak gula w moim gardle się powiększa. – Nie miałam pojęcia...
– Cóż, już wtedy powinnam była się spakować i spieprzać, gdzie pieprz rośnie. Ale dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Isa przekonywał mnie, że będzie dobrze, że się zmieni... A ja mu uwierzyłam, bo byłam młoda i naiwna. Największy błąd w moim życiu, Alice. Gdybym tylko mogła cofnąć czas...
– Astrid. – delikatnie dotknęłam jej chłodnej dłoni.
Obie wiedziałyśmy, że nie da się zmienić przeszłości, nieważne, jak bardzo pragnęłyśmy, by było inaczej.
– Po jakimś czasie bracia się wyprowadzili, a na świat przyszła nasza córeczka. Eva była taka podobna do niego. Miała gęste, ciemne włosy i takie bystre, świecące oczy. Nie wiem, jak wygląda teraz, ale wtedy była prześliczną dziewczynką. Uwielbiałam na nią patrzeć. Gapiłam się na nią non stop, jak się bawiła, jadła, spała. Była moją królewną.
Astrid zrobiła pauzę. Przeturlała się do brzegu łóżka i schyliła po butelkę z winem, która leżała na podłodze. Uniosła ją lekko, zerkając na mnie, ale szybko pokręciłam głową. Alkohol był ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, gdybym wzięła choćby łyk, skończyłabym jak Nancy.
Przechyliła butelkę, opróżniając ją do dna. Ta opowieść musiała być dla niej trudniejsza niż myślałam.
– Kiedy Eva skończyła dziesięć lat, Isa zaproponował, że wybierzemy się na wakacje. Dwa tygodnie w jakimś hotelu z basenem w egzotycznym kraju, byłam zachwycona tym pomysłem. Nigdy nie byłam na wakacjach, a odkąd wyszłam za mojego męża, moje życie ograniczało się tylko do prac domowych. Od dekady byłam kurą domową. Zniszczył mnie, stłamsił, zamknął w domu. Kilka dni przed planowanym wylotem rozpoczął się mój koszmar. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć mojego paszportu. Isa darł się, bo wycieczka nie należała do najtańszych i zrzucił na mnie całą winę. Widziałam jak Eva cieszyła się na ten wyjazd... Alice, ona była zachwycona, a ja nie miałam pojęcia, że...
– Astrid, potrzebujesz przerwy? – zapytałam, widząc jak drżą jej ręce. Ona jednak chyba tego nie zauważyła, pokręciła tylko głową i ciągnęła dalej:
– Powiedziałam, żeby jechali beze mnie. Nie chciałam odbierać dziecku radości z wakacji. Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale taką właśnie decyzję podjęłam. Odwiozłam ich na samolot, pożegnaliśmy się i to właśnie wtedy widziałam moją córkę po raz ostatni. Uśmiechała się, cały czas mam ją przed oczami. Machała do mnie, kiedy przechodziła przez kontrolę na lotnisku, a później zniknęła w tłumie. Wszystko było w porządku, zaczęłam się denerwować dopiero po dobie, kiedy Isa nie dał mi znać, że wszystko gra. Pomyślałam, że odsypiają podróż, ale po dwóch dniach również się nie odezwał. Po kolejnej dobie bez kontaktu z mężem i Evą zaczęłam panikować. Pojechałam do mieszkania jego braci i okazało się, że jest puste. Nikt w nim nie mieszkał od kilku miesięcy. Skontaktowałam się z właścicielem, ale dotarcie do niego nie było to łatwe. Najpierw poprosiłam o pomoc sąsiadów, którzy mieszkali obok braci mojego męża, ale nie byli chętni, żeby mi pomóc. Dopiero, gdy byłam gotowa iść na policję, podali mi numer do właściciela mieszkania.
– I czego się dowiedziałaś?
– Że bracia mojego męża kilka miesięcy wcześniej wyjechali do Iraku.
– Chcesz mi powiedzieć, że...
– Tak. Porwali moją córkę. Isa wywiózł ją za granicę i już nigdy ich nie widziałam. Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? – zapytała, a ja dostrzegłam, jak po policzkach płyną jej łzy. Jedna po drugiej. Kapały na szlafrok, piżamę i pościel.
Łzy, które paliły żywym ogniem, powodując ból, którego nie sposób było ukoić. Obserwowałam jak twarz Astrid napina się przy każdym wdechu, ukazując prawdziwe cierpienie matki, której odebrano najcenniejszy skarb.
– Codziennie modlę się, żeby móc ją jeszcze kiedyś zobaczyć. Ale jeżeli żyje z jakimś starym, obleśnym dziadem, za którego musiała wyjść za mąż, lub co gorsza, Isa sprzedał ją do jakiegoś burdelu... Chciałabym, żeby...
Nie mogła powiedzieć tego na głos, ale nie musiała. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Jeżeli do końca życia miała przechodzić przez piekło, które zgotował jej własny ojciec, ja również życzyłam jej lekkiej śmierci.
– Próbowałam wszystkiego, żeby odnaleźć Evę. Miesiącami nie odchodziłam od komputera, szukając jakiegoś śladu. Policja rozłożyła ręce, więc zaczęłam obracać się wśród ludzi, którzy jako jedyni mogli mi pomóc, niekoniecznie w legalny sposób. Przy okazji nauczyłam się paru sztuczek, jak na przykład ogarniania lewych dokumentów czy prania brudnej forsy. Cóż, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta wiedza mi się przyda. Znajomy zapoznał mnie z Hammerem. Potrzebowałam kasy, bo poszukiwania tego skurwysyna i Evy nie były tanie, sama rozumiesz. Sprzedałam mieszkanie, a później, jak już mówiłam, przez kilka lat pracowałam dla naszego szefa. Do czasu aż nie trafiłam na trop jednego z braci mojego byłego, tfu, męża.
– Przyjechał do Szwecji?
– Nie sam, wybrał się na wycieczkę prawie całą familią. – prychnęła z obrzydzeniem. – Zapewne przyjechali, żeby znów naciągnąć państwo szwedzkie na wszelkiego rodzaju zasiłki dla biednych, bezrobotnych uchodźców. Niestety Isa nie raczył się pojawić.
– Co zrobiłaś? – zapytałam łamiącym się głosem.
Podejrzewałam, że zbliżamy się do końca tej tragicznej historii, a zamordowanymi mężczyznami okażą się bracia byłego męża Astrid. I nie myliłam się:
– Pojechałam do miasta, w którym się zatrzymali. Nie chciałam ich zabijać, przysięgam. Niby po co miałabym to robić? Z zemsty? Nie, dużo bardziej opłacało się zostawić ich przy życiu, oni jako jedyni mogli doprowadzić mnie do Evy. Jednak, kiedy stanęłam w drzwiach, a oni zaśmiali mi się prosto w twarz, coś we mnie pękło, Alice. Zapytałam ich, gdzie jest moja córka. Co z nią, do kurwy nędzy, zrobili. Wiesz co odpowiedzieli? Że mam im pokazać zdjęcie Evy, bo nie są pewni, o którą dziewczynkę chodzi. Zarabiają, wydając dzieci za mąż. Tymi młodszymi handlują, starsze od razu sprzedają. Nie pamiętam nawet momentu, w którym wyjęłam z kieszeni nóż, który ze sobą przyniosłam i zadźgałam pierwszego, tego stojącego najbliżej mnie. Wpadłam w furię. Sama zarżnęłam trzech dorosłych facetów. Nie wiem nawet czy się bronili, pewnie tak, ale działałam jak w transie. Byłam nie do powstrzymania. Ocknęłam się dopiero, kiedy leżeli już na podłodze. Ściany, meble, sufit, wszystko było we krwi. Ja również, utaplana w tej brudnej, odrażającej krwi. Czy żałuję? – popatrzyła na mnie pustym wzrokiem, a jej podkrążone oczy wciąż błyszczały od łez. – Nie.
Wzięłam głęboki wdech, czując mdłości i silny ucisk w podbrzuszu. Miałam ochotę rzucić się na Astrid i zamknąć ją w ramionach. Przytulać tak długo, aż zabrakłoby mi sił.
Nie było mi szkoda ofiar. Zrobiłabym to samo. Byłam policjantką, ale przysięgam- zabiłabym ich gołymi rękoma.
– Musiałam szybko działać, skombinowałam sobie nowe dokumenty, przekroczyłam granicę, co akurat nie było bardzo trudne i ukryłam się w małej duńskiej wsi. Mój znajomy przekazał Hammerowi co się stało, a on odezwał się do mnie i zaproponował pomoc i udział w całej tej akcji z koką. Przysięgłam sobie, że całą zarobioną kasę przeznaczę na poszukiwania Evy. Nie odpuszczę, nigdy. Znajdę moją córkę, choćbym miała zajrzeć do każdego Irańskiego burdelu.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Czy jakiekolwiek słowa były tu potrzebne? Czy Astrid naprawdę potrzebowała pocieszenia, gadki motywacyjnej, nieszczerego pieprzenia w stylu „będzie dobrze."?
Nie potrafiłam zebrać myśli, a co dopiero odezwać się w jakiś sensowny sposób. Wszystkie emocje, zaczynając od współczucia, kończąc na gniewie tak potężnym, że gdyby stanął przede mną Isa, byłabym w stanie go zamordować z zimną krwią, narastały we mnie, powodując uczucie, którego nigdy wcześniej nie znałam. Jakby całe zło świata rozsadzało mi głowę.
Obróciłam się i sięgnęłam po resztkę rumu. Butelka stała na stoliku obok łóżka, jakby na mnie czekała. Pociągnęłam kilka łyków i zacisnęłam powieki, bo zrobiło mi się cholernie niedobrze. Zwymiotowanie Astrid do łóżka z całą pewnością by jej nie pomogło, ale ja nie mogłam znieść faktu, że powoli, bardzo powoli, zaczynałam trzeźwieć. Nie mogłam sobie teraz pozwolić na odzyskiwanie świadomości, nie po tym, co usłyszałam.
Czekałam aż zaszumi mi w głowie, a kiedy tak się stało, położyłam się wygodniej, układając poduszkę pod głową. Popatrzyłam znacząco na Astrid i wyciągnęłam ręce w jej stronę. Zdezorientowana podała mi dłoń, a ja przyciągnęłam ją mocno do siebie. Jej włosy rozsypały mi się po twarzy, ale nie stanowiło to dla mnie problemu, po prostu chciałam mieć ją blisko siebie.
Nie musiałam nic mówić. Po prostu trzymałam ją w objęciach, kiedy w sypialni rozległ się jej stłumiony przez poduszkę szloch. Wyła w pościeli, a ja tylko leżałam, dając jej czas na wyrzucenie z siebie wszystkiego, co tak długo dusiła w sobie.
Każda z nas miała swój osobisty powód, dla którego znalazł się w tym miejscu.
Przeraziłam się wizją, że ktoś mógłby znaleźć kartki z pamiętnika, których pilnie strzegłam. Mój pijacki umysł podpowiadał mi, że jutro muszę lepiej je ukryć, ale rano i tak miałam już o tym nie pamiętać. To właśnie robił alkohol z ludźmi- rozbawiał, nakłaniał do szczerych wyznań, ale i doprowadzał do obłędu.
Odgoniłam natrętne myśli, skupiając się na oddechu Astrid. Stał się miarowy i spokojny. Zasnęła.
Wtuliłam się w nią, oplatając rękoma, niczym wygłodniały wąż boa i zaczęłam odpływać.
Tak właśnie śpią prawdziwe przyjaciółki, stwierdziłam zapadając w głęboki sen.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now