Rozdział 24

5.3K 253 5
                                    


   – Brawo, brawo. – zaklaskał Neil, kiedy tylko pojawił się w salonie, a ja skrzywiłam się, reagując na głośne dźwięki.
Nie uszło to jego uwadze, więc z kpiącym uśmiechem chwycił za oparcie krzesła i odsunął je z impetem od stołu, powodując nieznośny hałas. Usiadł obok mnie, gapiąc się na nasze zmarnowane twarze.
– Nie wyglądacie za dobrze. – stwierdził Christian, pojawiając się znikąd.
Moja czujność została uśpiona do tego stopnia, że wzdrygnęłam się, kiedy nagle stanął za mną i położył mi dłoń na ramieniu.
– To chyba grypa. – parsknął Neil, robiąc teatralnie smutną minę, po czym dodał zatroskanym głosem: – To by wyjaśniało złe samopoczucie Nancy.
– Masz rację, rzyganie to paskudna sprawa.
– Szczególnie, kiedy ktoś rzyga na ciebie. – burknął, wypalając wzrokiem dziurę w bladej buzi młodszej siostry.
– Weź się odwal. – wymamrotała, założyła kaptur na głowę i opadła na blat, zasłaniając się rękoma.
Jedynym pocieszeniem dla mnie było to, że nie tylko ja miałam kaca, a Nancy i Rachel wyglądały, jakby ktoś je ukrzyżował, zdjął z krzyża, a później ponownie przybił.
Astrid jakoś się trzymała, chociaż cienie pod oczami zdradzały, że noc nie należała do najlżejszych. Trzymała butelkę wody mineralnej, siorbiąc małe łyczki.
– Powinnyście coś zjeść. – powiedział Christian ściszonym głosem, za co byłam mu cholernie wdzięczna. Zerkał na nas z politowaniem i delikatnym rozbawieniem.
– Nie wiesz, że śniadanie na kacu jest jak przeszczep nerki? – zapytała Rachel, masując sobie skronie. – Albo się przyjmie, albo nie. Mój posiłek na pewno się nie przyjmie i skończę jak ta zarzygana księżniczka. – kiwnęła głową na Nancy, która postanowiła się nie odzywać, ale zdobyła się na uniesienie ręki i pokazanie przyjaciółce środkowego palca.
Ja również zrezygnowałam z jedzenia. Być może pomogłoby mi szybciej wrócić do formy, ale postanowiłam nie ryzykować. Tylko cierpliwość mogła uratować mnie przed klęczeniem w łazience przy klozecie.
Nachyliłam się do Astrid i bez słowa wyjęłam jej butelkę z rąk. Przycisnęłam dziubek do ust i wyżłopałam prawie połowę wody, delektując się wspaniałym uczuciem gaszenia pragnienia. Trwało to zaledwie kilka sekund, bo kiedy przestałam pić i odsunęłam od siebie butelkę, znów poczułam, że zasycha mi w gardle.
Pieprzony kac.
Już miałam odejść od stołu, by poczłapać do sypialni i zakopać się w łóżku, kiedy do salonu zajrzała Mary.
Kobieta omiotła nas wzrokiem, kręcąc głową i gdyby nie jej serdeczny uśmiech, pomyślałabym, że zaraz dostaniemy coś w stylu nagany.
Przypominała mi moją mamę, chociaż nie były podobne z wyglądu. Po prostu było w niej coś ciepłego, a w jej spojrzeniu dostrzegałam nutkę matczynej troski, miłości i delikatności. Od kiedy dołączyłam do Malbatu i zamieszkałam w tym domu, miałam kontakt głównie z ludźmi w moim wieku lub bardzo do niego zbliżonym. Jedynie Hammer i Mary byli o wiele starsi i sprawiali wrażenie, jakby odgrywali dwie role- surowego ojca i pogodnej, cierpliwej matki.
– Christian ma rację. – odezwała się, opierając o framugę drzwi. – Zrobię wam coś delikatnego do jedzenia. – zamyśliła się chwilę i przygryzła wargę. – Ile wczoraj wypiłyście?
– Nie dużo... – wymamrotała Nancy, a Astrid i Rachel spiorunowały ją wzrokiem, gdyż była ostatnią osobą, która powinna się w tej chwili odzywać.
Przez jej zachrypnięty, przyciszony głos, odpowiedź nie zabrzmiała wiarygodnie. Zresztą, wystarczyło tylko na nią spojrzeć. Zbity pies to mało powiedziane.
– Jasne. – prychnął Neil, kiwając energicznie głową. – Wierzymy wam. Wypiłyście tylko po lampce winka, co?
– A zapasy alkoholu z kuchni same zniknęły. – zaśmiał się Christian, nie mogąc przepuścić okazji, by znów się nad nami poznęcać. – A może ktoś dorzucił wam jakieś piguły?
– Pewnie Mason. – Neil zakrył usta ręką z udawanym oburzeniem. – Zboczeniec!
Mężczyźni zarechotali zdecydowanie za głośno, a my wydałyśmy z siebie przeciągłe jęki i westchnięcia.
– Ja to nawet nie wiem, ile wypiłyśmy. – wyznała Rachel, przenosząc pytające spojrzenie na Astrid, szukając u niej odpowiedzi.
Ta jednak tylko wzruszyła ramionami, więc wzrok Rachel zatrzymał się na mnie.
– Ja to nawet nie wiem CO wypiłyśmy. – skwitowałam, powodując u męskiego grona jeszcze większe rozbawienie.
– Było wino, był jakiś rum... – wyliczała Nancy, a ja dziwiłam się, że w tym stanie mogła w ogóle wspominać o alkoholu. Gdybym była na jej miejscu, chyba mdliłoby mnie od samego myślenia na ten temat. – Chyba ten drogi szampan...
– Szampana pamiętam. – potwierdziła Rachel. – A te owocowe drinki? Takie w małych buteleczkach?
– Drinki? – przechyliłam głowę na bok.
– Mhm. – Astrid zakryła twarz dłońmi, bo promienie porannego słońca wdarły się przez duże okno, znajdujące się tuż przed nami. – Chyba też kilka piw... – wyliczała, a ja coraz bardziej czułam, że kac był uzasadnioną reakcją organizmu na tak popieprzone alkoholowe kombinacje.
– Rozumiem, dzieci. – głos Mary był niczym kojący balsam na nasze obolałe głowy. Spokojny, miarowy i wypełniony ciepłem. Chłonęłam jej pozytywną energię, niczym spragnione zwierzę. – Zrobię wam śniadanie. – dodała, znikając w kuchni.
Kobieta podarowała nam namiastkę normalności, ale Christian i Neil szybko postanowili zaburzyć sielankowy spokój, wykłócając się o wynik ostatniego meczu.
Zastanawiałam się jakim cudem potrafili, jak gdyby nigdy nic oglądać telewizję. Ja nie zbliżałam się nawet do ekranu. Byłam za bardzo przerażona tym, co mogłabym w nim zobaczyć. Starałam się nie panikować, ale oczyma wyobraźni widziałam swoje zdjęcia z czarnym paskiem na oczach, a właściwie to bez, bo przecież byłam poszukiwana listem gończym. Czułam się jak bohaterka marnego serialu kryminalnego.
Odwróciłam wzrok od okna, przenosząc go na wnętrze salonu i wtedy dostrzegłam Hammera. Stał w drzwiach, niczym nieruchoma rzeźba w jakimś mrocznym, gotyckim muzeum. Czarna koszula z rozpiętym guzikiem, czarne spodnie, czarne buty. Brakowało mu jeszcze czarnego kapelusza, ale wtedy zakryłby swój tatuaż, który dodawał mu jeszcze więcej złowrogiego wyglądu.
Wyglądał na rozluźnionego. Dziwne.
Nie wiem, od jak dawna się tak na nas gapił. Raczej nie słyszał naszej wcześniejszej rozmowy, ale nasze pobladłe twarze i tak zdradzały szaleństwo poprzedniej nocy.
Dlaczego wszyscy faceci uważali, że to zabawne, do cholery?
Czułam się jakbym miała jeszcze kilka promili alkoholu we krwi, właściwie to pewnie tak było i jedyne o czym marzyłam to odrobina spokoju.
Tymczasem Christian i Neil obrali sobie za punkt honoru, by jak najbardziej nas wkurzyć, a Hammer był po prostu sobą, więc mógł nic nie robić, a i tak powodował u mnie szybsze bicie serca.
Hammer był przeciwieństwem spokoju, błogości i relaksu.
– Jak tam? – rzucił w naszym kierunku, jak kumpel.
Do jego osoby zdecydowanie bardziej pasował formalny ton, ale ten faktycznie był bardziej ludzki i przyjazny.
– Nie chcesz wiedzieć. – odparła Nancy, podnosząc głowę.
– Świętowaliśmy wczoraj coś, o czym nie wiem? – zapytał, krzyżując ręce na piersi. – Czyjeś urodziny, coś w tym stylu?
– Z tego co wiem, najbliższe urodziny obchodzi Gruby. W przyszłym tygodniu. – wtrącił Neil, sięgnął po gazetę i położył nogi na stoliku kawowym. Omiótł wzrokiem pierwszą stronę. – Słuchaj tego – rzucił do Christiana. – „Pięć milionów dolarów odszkodowania dla czarnoskórych za wieki niewolnictwa".
Christian przewrócił oczami, pochylając się lekko, by zerknąć na tekst.
– Neil. – odezwał się Hammer głosem, który działał wręcz paraliżująco. – Możesz powtórzyć?
– Pięć milionów dol...
– Nie o to mi chodzi. – prychnął, prostując ręce.
Dopiero wtedy zauważyłam, jak koszula podkreślała jego mięśnie, napinające się przy każdym ruchu.
Nie chciałabym oberwać od takiego mężczyzny. Ciekawe czy kiedyś zabił człowieka w walce wręcz? Głupie pytanie, oczywiście, że tak. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.
– To o co? – zdziwił się Neil, unosząc do góry jedną brew.
– O gówno. – rzuciła Rachel i przewróciła oczami. – Chodzi o „grubego".
– Serio? – westchnął z irytacją, ale widząc gniewne spojrzenie szefa odchrząknął i poprawił się na kanapie.
– Powtórz to co powiedziałeś wcześniej, ale tak, abym czuł się usatysfakcjonowany. – rozkazał.
– Z tego co wiem, najbliższe urodziny obchodzi Mason. W przyszłym tygodniu. – wymamrotał pod nosem.
Hammer lekko skinął głową, dając do zrozumienia, że taką formę akceptuje.
– Dziękuję. I zapamiętaj sobie, ja twój przyjaciel ma na imię.
– Ale Mason jest gruby. – stwierdziła Nancy.
Gdybym nie znała tej dwójki, uznałabym za urocze, że próbowała stanąć w obronie brata.
Hammer wciągnął powietrze przez nos i wypuścił ustami. Miałam głęboką nadzieję, że te metody panowania nad złością na niego działały, bo siedziałam niebezpiecznie blisko Nancy i obawiałam się, że jeżeli mocno się na nią wkurzy, jego gniew odbije się również na mnie.
– Ile wy macie lat? – zapytał unosząc wzrok do sufitu, jakby próbował wezwać na pomoc kogoś z góry.
Nie, to było niedorzeczne porównanie. Hammer nie przypominał kogoś, kto wierzyłby w Boga.
– Mason kończy trzydzieści dwa. – odparła Nancy, chyba nie zdając sobie sprawy, że szefowi nie do końca o to chodziło. – W przyszłym tygodniu. – powtórzyła to, co Neil zakomunikował wcześniej już dwa razy.
Rachel westchnęła, użalając się nad głupotą dziewczyny, a Astrid potarła zaspane oczy.
– Zachowujecie się jak dzieci. – mruknął, ale jego głos nie był tak ostry jak wcześniej.
Nie dało się nie zauważyć, że płeć piękna miała u Hammera szczególne względy.
A może tylko Nancy, uważana za zbyt uroczą, by można było się na nią porządnie wściec.
– Daj spokój, szefuńciu. Przecież wiesz, że to tylko takie żarty. – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, powodując, że kąciki ust Hammera również powędrowały do góry.
– Serio? – Neil zmarszczył brwi, podnosząc wzrok znad gazety. – I to wszystko? A gdzie ochrzan dla niej? Mógłbyś być bardziej sprawiedliwy.
– Ty mógłbyś wziąć przykład z siostry i być milszy, wtedy być może traktowałbym cię łagodniej. – zaśmiał się w odpowiedzi, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Czasem przez wasze zachowanie zapominam, że mam do czynienia z dorosłymi ludźmi.
– Nie każdy może być słodki jak Nancy. Zresztą ta jej słodycz jest taka... – urwał, przenosząc spojrzenie na siostrę i popukał się palcem po brodzie.
Udawał, że zastanawia się nad kontynuacją.
– No? Jaka? – Nancy zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem, chociaż nie zdążył jej jeszcze dokuczyć.
– Taka do porzygania. – parsknął śmiechem, a Christian do niego dołączył.
Idioci.
Pierwszy raz musiałam podpisać się pod słowami Hammera- ja również zapominałam, że miałam do czynienia z dorosłymi ludźmi.
Nancy skrzywiła się i postanowiła zignorować ten dziecinny przytyk, zapewne po to, by nie poruszać kompromitującego tematu przy szefie.
– Zresztą jedni są od robienia słodkich oczu... – Neil kiwną głową w kierunku siostry, która już nawet na niego nie patrzyła. – a drudzy od myślenia.
– Niesamowite. – rzucił Hammer z ironią. – I to niby ty jesteś ten myślący?
Rachel i Astrid zaśmiały się szyderczo, a Nancy postanowiła się nie odzywać, bo jej twarz znów przybrała jakiś nienaturalny odcień.
Christian z kolei wyprostował się na kanapie i mogłabym przysiąc, że delikatnie pokręcił głową, jakby dawał Neilowi subtelny znak, żeby się zamknął.
Cholera, robiło się coraz ciekawiej i nawet kac przestał mi aż tak przeszkadzać.
– Oczywiście, że tak. – odparł mężczyzna, rzucając gazetę na stół. – Wymyśliłem w jaki sposób otrzymamy kasę od tych idiotów z Saltillo Cartel.
– Neil... – zaczął Christian, ale przyjaciel kontynuował, zupełnie niezrażony świdrującym spojrzeniem Hammera, który, gdy tylko usłyszał o meksykańskim kartelu, zmienił się nie do poznania.
Zacisnął szczękę, przymrużył lekko oczy i wyglądał jak surowy ojciec z grupy tych rodziców, którzy biją swoje dzieci za złe oceny.
– Znam imię i nazwisko jednego gościa. Tego, który miał odebrać ode mnie towar. I tak się składa, że często przekracza granicę i bywa w naszych okolicach. – odchrząknął znacząco. – Służbowo.
– I? – szef zmarszczył lekko brwi.
– Moglibyśmy go znaleźć.
– I? – powtórzył zniecierpliwiony, dając mu do zrozumienia, że już na starcie przekreśla ten plan, uważając go za niedorzeczny.
– Czego nie rozumiesz? Gdybyśmy go zgarnęli i...
– Neil, posłuchaj mnie uważnie. – zaczął swoim formalnym tonem, nieznoszącym sprzeciwu, a na moim karku pojawiły się dreszcze. – Nie będziemy nikogo porywać.
– Dlaczego nie? – obruszył się mężczyzna, zerkając kątem oka na Christiana.
Ten jednak nie zamierzał wdawać się w dyskusję, choć intensywnie się jej przysłuchiwał. Zdawał się wyłapywać każde słowo i dokładnie je analizować.
– Co mielibyśmy tym ugrać? Myślisz, że mało mamy kłopotów, Neil? Chcesz narazić pozostałych – wskazał ręką na stół, przy którym siedziałyśmy, nie patrząc w naszą stronę. – i doprowadzić do wojny? Przypominam ci, że Blaus depcze nam po piętach. To ludzie, którzy nie odpuszczą, dopóki nie zlikwidują każdego, kto choćby zamienił ze mną jedno słowo. Kieruje nimi coś o wiele gorszego niż gniew. Zemsta.
– Właśnie dlatego powinniśmy zrobić wszystko, by odzyskać kasę od Meksykanów, nie? – Neil rozłożył ręce, zupełnie zbity z tropu. – Kurwa, przecież bez forsy jesteśmy zbyt łatwym celem.
– Możesz mi wierzyć, że robię co mogę, by zapewnić wam wszystkim bezpieczeństwo. Już sama akcja uwolnienia Alice była dla nas wielkim ryzykiem, rozumiesz? Powinniśmy się nie wychylać, nie zwracać na siebie uwagi policji, mediów, a tym bardziej ludzi, którzy chcą nas zabić. – zakończył wypowiedź, oddychając ciężko, jak maratończyk po wielogodzinnym biegu.
Kiedy tylko usłyszałam swoje imię, zapragnęłam zapaść się pod ziemię, by uniknąć spojrzenia Hammera. Był wkurzony na Neila, a ja nie miałam ochoty zaznać choćby jednej kropli z całego morza jego gniewu. Na szczęście szef nie pofatygował się, by popatrzeć na którąkolwiek z nas.
Zaczęło do mnie docierać, dlaczego Hammer nie był zachwycony faktem, iż uratowali mi życie, uwalniając mnie podczas transportu do więzienia.
Po pierwsze, stracili wtyczkę w postaci Astrid, która na pewno była potrzebnym pionkiem na komisariacie, po drugie cały Malbat znalazł się w ogromnym niebezpieczeństwie. Ryzykowali tak wiele, a mimo to, jestem tutaj z nimi. Nie zostawili mnie.
– Mamy prawo do tej kasy. – prychnął Neil, podnosząc się na równe nogi.
Tracił panowanie nad sobą, frustracja brała górę i gołym okiem widać było, że walczył ze swoimi emocjami.
Cóż, być może miał problem z niepohamowaną agresją i niewyparzonym językiem, ale nie można mu było zarzucić braku odwagi. Sprawiał wrażenie, jakby nie miał zamiaru odpuścić.
Christian patrzył na przyjaciela wzrokiem pozbawionym emocji, masując się po karku.
– Towar przepadł. Policja zgarnęła ciężarówkę. – ciągnął Hammer, kompletnie nie zwracając uwagi na rozjuszenie młodszego mężczyzny. – Jedyne co nam pozostało to negocjacje i dojście do porozumienia. Nie mogą zapłacić nam za coś, co nie zostało im dostarczone.
– Kurwa! – ryknął Neil, a ja aż podskoczyłam na krześle.
Astrid też się wzdrygnęła, a Rachel zamrugała zaskoczona jego reakcją. Tylko Nancy wyglądała na niewzruszoną. Albo kac działał na nią tak bardzo, że osłabił jej zmysł słuchu, albo widziała już gorsze występy brata.
– Policja zajebała furę na ich terenie! To oni powinni się martwić i próbować go odzyskać, do chuja! My wypełniliśmy swoją robotę. – warczał, chodząc w tę i we w tę po salonie.
– Robota byłaby wypełniona, gdyby Saltillo Cartel otrzymał towar.
– Pieprzyć ich.
Hammer westchnął i przewrócił oczami. Dyskusja zbliżała się do końca, ale Neil nie był ani trochę spokojniejszy. Wręcz przeciwnie.
– Nie widzę sensu ciągnięcia tej rozmowy. – stwierdził szef, przechylając odrobinę głowę na jedną stronę.
Przyglądał się wściekłemu mężczyźnie i oceniał, czy może zostawić go w takim stanie rozjuszenia, czy lepiej sprowadzić go do parteru. Wybrał drugą opcję:
– Nie wyrażam zgody na twoje idiotyczne pomysły, które mogłyby tylko ściągnąć kłopoty na naszą rodzinę.
Coś ukłuło mnie w sercu, słysząc jak Hammer wypowiada ostatnie słowo.
– Zabraniam ci planowania czegokolwiek, rozumiesz? Będziesz dowiadywał się o postępach w sprawie na moich zasadach. Jeżeli dojdę do porozumienia z szefem Saltillo Cartel, na pewno się o tym dowiesz, ale sam nie masz prawa o niczym decydować. Działasz nierozsądnie i pod wpływem emocji, a takie czyny są skazane na porażkę. Właśnie dlatego to Christian jest moją prawą ręką. On, w przeciwieństwie do ciebie, potrafi używać mózgu. – zakończył, przyjmując neutralny wyraz twarzy.
Neil uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa nie przeszły mu przez gardło. Następnie zacisnął usta w prostą kreskę i pokręcił lekko głową, jakby nie wierzył w to co właśnie usłyszał.
Przeniósł spojrzenie na Christiana, który wciąż siedział na kanapie, obserwując całe przedstawienie. Nie odezwał się jednak ani słowem, więc Neil zrozumiał, że nie znajdzie w nim poparcia.
Wypuścił gwałtownie powietrze, biorąc zamach nogą. Kopnął stolik kawowy tak mocno, że ten odleciał na drugi koniec salonu.
Hammer popatrzył na niego, jak na zbuntowanego dzieciaka, który swoje emocje potrafi rozładować tylko w tak szczeniacki i niepoważny sposób.
– Właśnie o tym mówiłem. – dodał z dezaprobatą, ale Neil już go nie słyszał. Szybkim krokiem opuścił salon, po drodze uderzając jeszcze pięścią w ścianę, a następnie mijając się w progu ze zdezorientowaną Mary.
Trzymała w rękach ogromny półmisek z kanapkami i prawie upuściła go na podłogę, kiedy mężczyzna o mały włos jej nie stratował.
Hemmer również wyszedł, stawiając ciężkie kroki, ale oddalił się w przeciwnym kierunku, zapewne modląc się w duchu, by nie spotkać już Neila. Kolejna dyskusja nie zakończyłaby się zbyt dobrze, bo skoro do mężczyzny nie docierały żadne sensowne argumenty, musiałby użyć siły.
W salonie zapanowała cisza, której nikt nie chciał przerwać.
Mary powiodła spojrzeniem za stolikiem do kawy, a my w milczeniu zabrałyśmy się za jedzenie kanapek.
Boże, dotarło do mnie jak bardzo byłam głodna.
– Christian? – odważyłam się odezwać, kiedy przełknęłam już pierwszy kawałek i upewniłam się, że „przeszczep" się przyjął.
– Hm? – mruknął w odpowiedzi, przenosząc na mnie spojrzenie.
– Dlaczego nic nie mówiłeś?
Dziewczyny podniosły głowy, skupiając się na naszej rozmowie bardziej niż na śniadaniu. Jeżeli były tak samo głodne, jak ja, musiało być to dla nich prawdziwe wyzwanie. Jednak ciekawość zwyciężyła.
– Nie było takiej potrzeby. Wiedziałem co Neil chce powiedzieć i wiedziałem, jak Hammer zareaguje. – wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie.
Jego uśmiech nie objął jednak oczu, więc był tylko wymuszonym grymasem, na który mógłby nabrać się ktoś inny, ale nie ja.
– Wydaje mi się, – zaczęłam ostrożnie, skubiąc palcami kawałek szynki. Wiedziałam, że Mary również się nam przysłuchiwała, a nie zdążyłam poznać jej na tyle, by wiedzieć na ile mogę sobie pozwolić w jej obecności. – że Hammer nie powinien tak faworyzować cię przy Neilu. Jeżeli będzie o ciebie zazdrosny, możecie się przez to pokłócić. Czy coś w tym stylu. – zamotałam się trochę we własnej wypowiedzi. – A szkoda, żeby tak się stało, bo wiesz no... To twój przyjaciel, nie? – zakończyłam, czerwieniąc się na twarzy.
Po co właściwie się odzywałam?
Christian popatrzył na mnie łagodnie i pochylił się, opierając łokcie na kolanach.
– Hammer doskonale wiedział, że Neil się o to wkurzy. – przyznał wprost, kompletnie mnie zaskakując.
– Nie rozumiem. Chciał, żebyście się pokłócili?
– Pewnie tak.
– Dlaczego? – zaczynało być mi głupio, że znów zadaję masę pytań, które innym mogły wydawać się idiotyczne i banalne. Problem polegał jednak na tym, że ja faktycznie nie miałam pojęcia o co chodziło i jakimi zasadami kierował się Hammer. A może jedyną jego zasadą był brak jakichkolwiek zasad?
– Cóż, wie, że się przyjaźnimy. Chciał mieć pewność, że Neil nie będzie próbował przekonać mnie do swojego planu. – tłumaczył cierpliwie.
Na szczęście nie wyglądał jak ktoś, kto byłby mną zirytowany.
– A co ty o nim myślisz? Uważasz, że Neil ma rację?
Przygryzł dolną wargę i opuścił wzrok na swoje splecione dłonie. Unikał mojego spojrzenia i nie chciał ciągnąć tego tematu, widziałam to gołym okiem.
Mogłabym naciskać albo spróbować go jakoś podejść, w końcu jako policjantka wyciągałam już z ludzi gorsze informacje podczas przesłuchań. Postanowiłam się jednak zlitować i nie wiercić mu dziury w brzuchu. Zmieniłam taktykę.
– Właściwie to nieważne co o tym myślisz. – uśmiechnęłam się, kiedy nasze spojrzenia znów się spotkały. – Ważne jest, czy wstawiłbyś się za Neilem, gdyby postanowił ten plan zrealizować.
Po raz kolejny zawahał się nad odpowiedzią, ale jego milczenie było dla mnie wystarczającym potwierdzeniem.
Odwróciłam się do niego plecami, wracając do jedzenia kanapki. Kiedy uniosłam lekko wzrok, zobaczyłam uśmiechnięte dziewczyny. Zdziwiła mnie ich reakcja- Nancy lekko kiwała głową z uznaniem, a Rachel nieumiejętnie próbowała ukryć zadowolenie malujące się na twarzy.
To był chyba najdziwniejszy poranek w tym domu. Nie przez potwornego kaca, a z powodu dziwnego przeczucia, że lojalność Malbatu nie była do końca taka, jak sobie wyobrażałam. Dziwna i niepokojąca pętla zacisnęła mi się wokół żołądka.
Musiałam szybko zorientować się, do której bramki grają poszczególni zawodnicy Malbatu, bo to z całą pewnością decydowało o końcowym wyniku meczu.
Meczem z kolei było moje życie.



Było mi zimno. Ubranie nad zalew krótkiej sukienkibyło złym pomysłem.
Siedziałam sama na ławce, a czas zdawał mi się ciągnąć w nieskończoność.
Nie miałam nawet zegarka, żeby sprawdzić, ile czasu minęło, odkąd Isabellaposzła po drewno w asyście chłopaków.
Przestępowałam z nogi na nogę,pocierałam ramiona, by odrobinę się ogrzać, ale niewiele to pomogło. W dodatkubyłam już tak głodna, że zaczynałam wściekać się na Isabellę, że tak po prostumnie zostawiła.
Kilka razy ruszałam ścieżką, która miałaprowadzić do domku z drewnem, ale za każdym razem wracałam po kilkudziesięciumetrach. Bałam się iść dalej przez las. Nigdy nie przynosiłam drewna, niemiałam więc pojęcia, gdzie dokładnie znajduje się chatka.
Planowałam poczekać na resztę dziewczyn,to byłoby zdecydowanie mądrzejsze niż samotne kręcenie się po lesie, jednak cośnie dawało mi spokoju.
Droga nie mogła być tak długa, by przyniesieniekilku belek zajęło im aż tyle czasu. Ze stresu zaczęły pocić mi się dłonie.Kilka razy zawołałam Isabellę, ale nikt nie odpowiadał.
Przełamałam swój strach i ruszyłam naposzukiwania przyjaciółki.
Gdybym tylko wiedziała jaki przerażający widok zastanę po dotarciu na miejsce,od razu uciekłabym znad zalewu, ratując chociaż siebie.
Jednak jeszcze wtedy nie mogłamwiedzieć, że kiedy z każdym krokiem zbliżałam się do bram piekła, Isabella jużnie żyła.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz