Rozdział 1

14.1K 464 19
                                    


 Kawę skończyłam dopijać w idealnym momencie. Zostało mi pięć minut pracy, więc akurat tyle, ile potrzebowałam, żeby dojść do kuchni i umyć swój kubek. Podniosłam się z fotela, zgarniając teczki z dokumentami w jeden niechlujny stosik. Bałagan na biurku nie był u mnie niczym nowym, ale przecież najważniejsze, że ja wiedziałam, gdzie co jest. Zresztą nie miało to teraz żadnego znaczenia, bo właśnie kończyła się moja zmiana i nie miałam zamiaru spędzić w pracy nawet sekundy dłużej, niż było to konieczne.
Cóż, los postanowił jednak, że będzie inaczej. Jak zwykle.
Astrid, wysoka i trochę zbyt poważna, jak na swój wiek Szwedka, która od kilku miesięcy pracowała na moim oddziale, uniosła rękę w moim kierunku.
Cholera jasna, akurat teraz? Uśmiechnęłam się głupkowato i odmachałam jej energicznie, choć dobrze wiedziałam, że wcale nie chodziło jej o to, by się ze mną pożegnać. Jej gest wyglądał bardziej, jakby przywoływała mnie do siebie, a tego bałam się najbardziej. Nie miałam pojęcia, czego mogła ode mnie chcieć, ale byłam pewna, że to nic, co udałoby mi się załatwić w cztery minuty, które mi właśnie zostały.
Astrid rzadko coś ode mnie chciała, raczej pracowała sama w ciszy i przerażającym skupieniu. Domyślałam się więc, że to nie żadna błaha sprawa.
Z miną smutnego dziecka, które zgubiło się w supermarkecie, zaczęłam rozglądać się po korytarzach, w nadziei, że moja ostatnia deska ratunku wejdzie nagle do biura. Niestety, Thomas miał jeszcze czas, a dokładnie trzy minuty. Trzy cholerne minuty zdecydowały o tym, że to ja musiałam zająć się tą obrzydliwą sprawą.
– Potrzebujesz mojej pomocy, Astrid? – zapytałam z tak wymuszonym uśmiechem, że aż sama poczułam zażenowanie swoją osobą. Szybko się poprawiłam. – Może poczekasz na Thomasa? Powinien zaraz przyjść.
­– To nie może poczekać. – odpowiedziała, nie podnosząc na mnie wzroku znad czarnej teczki, leżącej na jej biurku.
Gdybym jej nie znała, uznałabym to krótkie i oschłe zdanie za wyjątkowo wredne, ale przez te kilkanaście tygodni wspólnej pracy w biurze zdążyłam się już przyzwyczaić do jej zimnego tonu i specyficznego charakteru.
Kiwnęłam głową, pokazując, że rozumiem powagę sytuacji. Kłamałam, bo kompletnie nie rozumiałam, do cholery. Mój serial był równie ważny, a wizja ciepłego, domowego dresu, kusiła bardziej niż siedzenie po godzinach w robocie. Podeszłam do stanowiska Astrid, wciąż trzymając swój brudny kubek. Chciałam postawić go na jej biurku, żeby mieć wolne ręce, ale wszystko na nim było tak idealnie ustawione, że nie odważyłam się zaburzać tego ładu i porządku.
Ktoś powiedział mi kiedyś, że biurko jest odzwierciedleniem swojego właściciela i w przypadku Astrid zgadzałam się z tym w stu procentach. Przypomniałam sobie o moim chaotycznym stosiku dokumentów, a nawet o gumach, które notorycznie przyklejałam pod blatem, zawsze po lewej stronie.
– Co tam masz? – zapytałam, kiwając głową na czarną teczkę.
– Sprawa, którą miała zająć się Sadie, ale... – Astrid popatrzyła na mnie i poprawiła sobie okulary. Westchnęła ciężko i zrozumiałam, że próbuje dobrać odpowiednie słowa, wiedząc, że mówi o mojej najlepszej koleżance. – Cóż, dobrze, że się nią nie zajmuje. – dodała po chwili.
Subtelna krytyka, pomyślałam, przewracając oczami.
Sadie może i była nieco szalona, ale nie można jej było zarzucić braku profesjonalizmu. W dodatku była cholernie sprytna, w przeciwieństwie do mnie, dlatego teraz to ja miałam pieprzyć się ze sprawą, która wcześniej przepisana była dla niej.
– Nie możemy poczekać z tym do jutra? – mruknęłam, ale w odpowiedzi dostałam ostre spojrzenie Astrid, więc poprawiłam się szybko. – Albo chociaż zaczekać na Thomasa?
Nie uratowałam się przed kolejną naganą wzrokiem. Kurde, przecież byłyśmy prawie w tym samym wieku, a czułam się, jakbym coś przeskrobała i tłumaczyła się przed mamą.
– Dobrze wiesz, że ta sprawa dotyczy zaginięcia kilku kobiet.
– Raczej nie odnajdą się przez dwie minuty mojej pracy. – lekko wzruszyłam ramionami, uciekając wzrokiem w stronę drzwi, które nagle wydały z siebie charakterystyczne skrzypnięcie.
Najwyższa pora, Thomas!
Astrid nie dała mi długo cieszyć się z widoku kumpla, który przyszedł na swoją zmianę.
– Szef poprosił, żebyś została. – powiedziała z poważną miną i widząc, jak otwieram usta, żeby absolutnie się na to nie zgodzić, dodała szybko. – Jako jedyna nie masz dzieci, męża...
Ej, to było chamskie. Prawdziwe, ale chamskie!
Zmarszczyłam brwi, lekko zszokowana jej szczerością. Przecież nie musiała mi o tym przypominać w tak brutalny sposób, bo fakt, że potrafiłam obejrzeć wszystkie sezony serialu w jeden wieczór, doskonale utwierdzał mnie w przekonaniu, że skończę jako stara panna. Nawet bez kota, bo mam uczulenie.
Thomas przywitał nas szerokim uśmiechem, a później położył mi dłoń na ramieniu.
– Jak tam? Gotowa do wyjścia?
– Tak. – odpowiedziałam, ale Astrid szybko mnie poprawiła:
– Nie. – pokręciła powoli głową, wlepiając we mnie wzrok pełen dezaprobaty.
Przez kilka sekund nawet stałam zawstydzona, wolną ręką bawiąc się uchem od kubka, ale szybko dotarło do mnie, że przecież nie jestem dzieckiem tylko jej koleżanką z pracy.
Thomas, w przeciwieństwie do Astrid, posłał mi łagodne spojrzenie, jakby zupełnie mnie rozumiał.
– Wieczór w biurze nie brzmi raczej zachęcająco. – zażartował, a ja uśmiechnęłam się lekko, zadowolona, że bierze moją stronę. – Ale jak trzeba, to trzeba. – dodał, doszczętnie niszcząc moje marzenie o powrocie do domu.
Astrid zignorowała moją nadąsaną minę. Całe szczęście, bo na dyskusję z nią miałam akurat najmniejszą ochotę. Nie patrząc w moją stronę, rzuciła oschłe wyjaśnienia.
– Trzy młode kobiety zaginęły wczorajszej nocy. Prawdopodobnie zostały porwane.
– Wszystkie w tym samym czasie? – zapytał Thomas, przeczesując palcami włosy.
Zrobił zamyśloną minę i oparł się dłońmi o biurko naszej koleżanki, co widocznie jej się nie spodobało. Mruknęła coś pod nosem, ale Thomas nie należał do osób, które by się tym przejęły.
– W tym samym czasie, w dodatku z tego samego klubu. Pracowały tam i akurat tego wieczoru wszystkie trzy dawały pokaz tańca na rurze. Moim zdaniem w pierwszej kolejności powinniśmy sprawdzić monitoring, by wykluczyć, że sprawcą porwania jest któryś z klientów...
– Klientów? – zapytałam cicho, przerywając wypowiedź Astrid.
Wyglądała na zdziwioną, nie tym, że weszłam jej w słowo, ale samym moim pytaniem.
– Oczywiście, na chwilę obecną to jedyni podejrzani.
– To tancerki, nie prostytutki.
Koleżanka przechyliła głowę na bok, jednocześnie unosząc brwi. Wydawało mi się, że widzę nawet lekki uśmiech na jej twarzy, ale to mógł być wybryk mojej wyobraźni. Astrid prawie nigdy się nie uśmiechała, więc nawet jeżeli teraz minimalnie uniosła kąciki ust, to tylko po to, by pokazać mi jak bardzo rozbawiło ją moje naiwne stwierdzenie.
– Co za różnica?
– Ogromna. – odburknęłam, zażenowana jej słowami. Niekoniecznie mnie one zdziwiły, bo akurat po Astrid spodziewałam się takich staroświeckich poglądów, niemniej jednak poczułam potrzebę obrony godności zaginionych kobiet.
– Alice, to klub nocny... Myślisz, że siedziały tam i popijały herbatę, rozmawiając o wszechświecie? – moja koleżanka zdjęła okulary i przetarła je rękawem swetra, jakby czekała na moją odpowiedź. Ja jednak milczałam dłuższą chwilę, więc dodała swoim zimnym tonem: – Dawały dupy, a dawanie dupy za pieniądze to prostytucja.
No i nie obędzie się bez dyskusji, której tak bardzo chciałam uniknąć.
W sumie, może to i lepiej, skoro ja miałam zły humor, nie widziałam żadnych przeszkód, by nie zepsuć go także Astrid.
– Mamy na to jakieś dowody?
– Oczywiście. Kamery w klubie skierowane są akurat na bar i scenę z rurą. – mówiąc to powoli otworzyła czarną teczkę, a następnie rzuciła na blat kilka zdjęć.
Fotografie były raczej średniej jakości, jak to zazwyczaj bywa przy ujęciach z monitoringu. Grupka młodych ludzi stała oparta o bar, panie sączyły drinki, a mężczyźni rozmawiali o czymś zawzięcie. Tuż obok znajdował się wysoki podest, coś na wzór małej sceny, na której przymocowana była rura, a na niej striptizerka. Jak się domyślałam, była to jedna z zaginionych kobiet.
Blondynka ze zdjęcia uśmiechała się zalotnie do męskiego grona, stojącego pod sceną. Wyciągali do niej ręce, a oczy niektórych panów skupione były jeszcze na staniku, który leżał u stóp tancerki, co mogło sugerować o tym, że zdjęła go zaledwie kilka sekund wcześniej. Na następnym zdjęciu, które Astrid przysunęła bliżej mnie, kobieta pozbywała się już koronkowych majtek.
Omiotłam spojrzeniem wszystkich zgromadzonych, zarówno tych oglądających pokaz striptizerki, jak i przesiadujących przy barze. Miałam genialną pamięć fotograficzną, co niejednokrotnie przydawało mi się w pracy, liczyłam, że tak też będzie tym razem.
Zatrzymałam spojrzenie na mężczyźnie, stojącym w rogu pomieszczenia. Miał założone na piersi ręce i poważną minę, swoją postawą budził pewnego rodzaju respekt, a czarna koszula, która opinała mu mięśnie, nie sprawiała, że wydawał się bardziej przyjacielski. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie to eleganckie ubranie, można by pomyśleć, że to ktoś w stylu ochroniarza, ale skoro nim nie był, musiał być kimś bardzo ważnym.
Szefuncio, jak nic, pomyślałam i chwyciłam zdjęcie, żeby dokładniej się przyjrzeć. Przystawiłam je na tyle blisko, że poczułam, jak szorstki papier dotknął mojego nosa.
Przystojny. Trochę sztywny, ale to akurat mnie nie przerażało, w końcu pracowałam z Astrid. Nawet się ucieszyłam, że będę musiała zamienić z nim kilka zdań, bo nie brałam pod uwagę opcji, że moja koleżanka sama się pofatyguje, by pojechać na przeszukanie klubu z resztą naszej ekipy. Zadanie to na pewno przypadnie mnie i Thomasowi. No właśnie, Thomas.
Oddaliłam fotografię od twarzy, żeby zerknąć na Thomasa, który wlepiał wzrok w półnagą striptizerkę. Z tymi uchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami wyglądał jak skończony idiota, więc parsknęłam cichym śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać. Szybko oprzytomniał i obrócił głowę w moją stronę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, zawstydzony przetarł sobie twarz ręką.
– Cóż... – zaczął nieobecnym głosem i chyba nie bardzo miał pomysł na kontynuację, więc postanowiłam mu pomóc.
– Nad czym tak rozmyślałeś? – zapytałam rozbawiona, rzucając zdjęcie na biurko. – Jaki ma rozmiar stanika?
– Daj spokój! – szturchnął mnie lekko barkiem. – Jesteś psychiczna.
Roześmiałam się bez nuty skrępowania, że powodem naszych żartów są cycki porwanej striptizerki.
Nie musiałam nawet patrzeć na Astrid, żeby wiedzieć, że przewraca właśnie oczami.
– Wiesz, że te zdjęcia nie są żadnym dowodem? – zapytałam, by znowu sprowokować ją do dyskusji. – Na zdjęciach tylko tańczą. Nie wiesz, co robiły później.
– Oczywiście, że są dowodem. Kto normalny tańczy bez stanika?
Przypomniał mi się wieczór panieński Sadie i mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie miałam jednak śmiałości odpowiedzieć Astrid, że ja.
Koleżanka ewidentnie nie znała się na żartach, bo widząc moje rozbawienie i głupkowaty wyraz twarzy Thomasa, który znów ślinił się do zdjęcia nagiej tancerki, wysłała nas na miejsce zdarzenia.
W czasie drogi humory wciąż nam dopisywały, ale kiedy stanęliśmy przed klubem, momentalnie spoważnieliśmy.
To najprawdopodobniej tutaj trzy młode kobiety widziane były po raz ostatni. Astrid upierała się, że to porwanie, Thomas brał pod uwagę ucieczkę, a ja sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Wolałam nie gdybać, bo przed rozmową z właścicielem lokalu i innymi członkami imprezy, moje przypuszczenia i tak nie miały żadnego znaczenia.
Ekipa z wyszkolonymi psami czekała już przed wejściem. Kiwnęłam głową na przywitanie, ale nie zamieniliśmy nawet słowa, bo od razu skierowaliśmy się do środka.
W sali panował półmrok i grobowa cisza, ponieważ wszystkie imprezy zostały odwołane na czas przeszukiwania klubu. W powietrzu unosił się zapach papierosów i alkoholu, a wszędzie panował lekki bałagan, typowy dla takich miejsc- buty przyklejały się do podłogi w miejscach, gdzie widniały plamy z porozlewanych drinków, stoliki były nieprzetarte, a na blacie barmana stały brudne kieliszki i kufle z resztkami piwa. Z zadowoleniem rozejrzałam się po pomieszczeniu, szybko stwierdzając, że właściciel posłuchał naszych wskazówek, które otrzymał podczas zgłaszania zaginięcia i zabronił sprzątaczkom ruszania czegokolwiek. Każdy ślad mógł uratować porwanym kobietom życie. Oczywiście, jeżeli faktycznie zostały uprowadzone, bo tego jeszcze nie potwierdziliśmy.
Thomas stawiał wolne kroki, rozglądając się na boki. Ja podążałam za nim, rozbawiona fascynacją widniejącą w jego oczach.
– Pierwszy raz w klubie nocnym? – nie wytrzymałam i zapytałam z rozbawieniem.
Kolega zerknął na mnie przez ramię i zmarszczył brwi, udając obrażonego, ale zdradzały go kąciki ust, unoszące się do góry.
– Masz mnie za frajera? – odpowiedział pytaniem na pytanie, zmieniając styl poruszania się na bardziej wyluzowany, czym jeszcze bardziej mnie rozśmieszył.
Thomas zdecydowanie nie był typem imprezowicza i nie trzeba było być policjantem czy detektywem, by to wiedzieć. Wyglądał jak stereotypowy gliniarz z głupich komedii, brakowało mu tylko kawy i pudełka donutów w ręce.
Lubiłam go. Zawsze pomocny i uśmiechnięty, a w dodatku, w przeciwieństwie do Astrid, miał genialne poczucie humoru. Po całym dniu siedzenia w biurze z panną sztywno-idealną, cieszyłam się, że przyjechałam tu właśnie z Thomasem.
Okrążyliśmy całą salę, starając się zostawić jak najmniej śladów i uważając, by niczego niepotrzebnie nie dotknąć. Przystanęliśmy przy scenie, a mi przypomniały się zdjęcia z monitoringu.
Mówiłam, że mam świetną pamięć fotograficzną.
Z łatwością odtworzyłam obrazy, które zapamiętałam i już po chwili, oczyma wyobraźni, widziałam półnagą kobietę, stojącą na podeście.
Thomas chyba też ją widział, może nawet wyraźniej niż ja, bo jestem pewna, że akurat fotce striptizerki przyjrzał się nad wyraz dokładnie.
W tym samym momencie spojrzeliśmy na błyszczącą rurę, która pięła się wysoko, aż do sufitu.
– Wskakuj, Alice. – zażartował Thomas, wiedząc, że byłabym do tego zdolna, a jedyną rzeczą, która mnie powstrzymywała, były ewentualne ślady i odciski palców, które mogłabym naruszyć i tym samym utrudnić naszym ludziom pracę.
– Chętnie, ale zrobiłoby się niezręcznie, gdyby stanął ci na mój widok. Czy po czymś takim dalej moglibyśmy razem pracować? – odpowiedziałam, okręcając sobie pasmo włosów na palec wskazujący.
– Bez obaw, mój kumpel się bardzo szanuje. – zerknął w dół, poprawiając klamrę od paska. – Kobieta, na której widok staje, musi mieć chociaż kilka punktów IQ. Ty jesteś poniżej skali, nie zaliczasz się chyba nawet do upośledzenia umysłowego. – zarechotał, widząc jak otwieram usta, ale aż słów mi zabrakło na jego głupotę.
– Ty chamie!
Odwróciłam się w jego stronę, okładając go pięściami, na co zareagował jeszcze głośniejszym śmiechem. Rzuciłam kilkoma epitetami, które niezbyt pasowałyby do damy, ale przed Thomasem nie musiałam udawać, że nią jestem. A jeżeli chodzi o przezwiska i średnio ambitne przekleństwa, mój słownik był naprawdę bogaty.
– Nie obrażaj się. – wydyszał Thomas, między kolejnymi salwami śmiechu. Wciągnął głęboko powietrze, żeby uspokoić oddech, kiwnął głową w stronę rury i dodał z uśmiechem. – Po prostu chciałbym zobaczyć cię w akcji.
– Ja również. – usłyszeliśmy męski głos za plecami i aż podskoczyliśmy.
Obróciłam się z prędkością światła, zastanawiając się jak to możliwe, że ktoś tak po prostu stał sobie za nami, przysłuchując się naszej żałosnej konwersacji, a my nie zwróciliśmy nawet uwagi, że nie jesteśmy sami.
Policjanci na medal. W sumie im więcej bywałam z Thomasem na służbie, tym częściej rozumiałam głupie żarty o nieudolnych stróżach prawa.
Stałam jak wryta, mierząc wzrokiem obcego faceta. Nie wiem, czy mój chwilowy zanik mowy spowodowany był zaskoczeniem, czy faktem, że przed nami stał mężczyzna, którego pamiętałam ze zdjęć z monitoringu. Wyglądał jeszcze lepiej niż na niewyraźnych fotografiach, co było dodatkową przyczyną mojego milczenia. Przejechałam lekko językiem po spierzchniętych ustach, czując nagły przypływ gorąca. Nic dziwnego, dawno nie czułam się tak zażenowana.
Thomas pierwszy oprzytomniał, bo już po kilku sekundach usłyszałam, jak przedstawia się i wyciąga rękę do nieznajomego.
– Inspektor Thomas Richardson.
– Christian Parker, jestem właścicielem tego klubu. A ty, zdaje się jesteś nową tancerką?
Minęła chwila, zanim zorientowałam się, że mówił do mnie.
Alice, obudź się, do cholery!
Alice... – wydukałam z trudem, czerwieniąc się jeszcze bardziej, ponieważ uświadomiłam sobie, że zaprezentowałam się jak zawstydzone dziecko, stojące przed nową nauczycielką. W tej sytuacji przed nauczycielem. Przystojnym nauczycielem. Nie podałam nazwiska, ani nawet stopnia policyjnego.
– Miło mi. – zamknął moją dłoń w silnym uścisku.
Uśmiechał się pod nosem, ale wiedziałam, że nie z grzeczności. Po prostu był rozbawiony moją idiotyczną reakcją.
Nic dziwnego, kretynko.
Razem z koleżanką zajmiemy się sprawą zaginięcia, którą pan zgłaszał. Proszę się nie martwić na zapas.
– Cóż, wcześniej faktycznie byłem zestresowany, ale teraz... – popatrzył na Thomasa, mierząc go wzrokiem od stóp do czubka głowy. – Mając do pomocy tak wykwalifikowany zespół... Ani trochę się nie martwię.
Thomas uniósł dumnie głowę, poprawiając swoje roztrzepane włosy, a ja szukałam sposobu, żeby podpowiedzieć mu, że gość robi sobie z nas jaja.
Mój kolega był za głupi, żeby zrozumieć jego sarkastyczny żart.
Próbowałam uratować resztki naszej godności, więc popatrzyłam na Christiana w taki sposób, żeby dotarło do niego, że jego tekst był nie na miejscu. Mężczyzna chyba jednak się tym nie przejął, bo na jego twarzy na pewno nie było nawet grama skruchy.
Gapienia się na tego faceta mogłoby zostać moim nowym hobby. Wcale nie chciałam myśleć o nim w pozytywny sposób, od razu widziałam w nim coś z typowego cwaniaczka, ale nie moja wina, że spodobał mi się jeszcze zanim zobaczyłam go na żywo.
Nigdy nie podobali mi się nudni faceci, a pan Christian Parker na pewno do takich nie należał. Raczej strzelałabym, że pakował się kłopoty częściej, niż powinien.
Nie wiem, czy snułam takie podejrzenia za sprawą jego wyglądu, czy zaginięcia kobiet z jego klubu. Ocknęłam się, przypominając sobie po co tu właściwie jesteśmy.
– Powinniśmy stąd wyjść. – powiedziałam, obracając głowę w stronę wyjścia. – Nie chciałby pan chyba niechcący zatrzeć śladów, które mogą pomóc w odnalezieniu zaginionych?
– Oczywiście, że nie. Bardzo zależy mi na szybkim zakończeniu poszukiwań. – odpowiedział z lekkim uśmiechem i ruszył do drzwi, nie patrząc na mnie i Thomasa.
Podążyliśmy za nim, niczym dwie zbłąkane owieczki. Fakt, że czułam się przy tym gościu jak dziecko we mgle, zaczął doprowadzać mnie do szału.
Cholera, Alice! Jesteś na służbie, ogarnij się.
Ostatni raz wbiłam w niego spojrzenie, korzystając z okazji, że szedł przede mną i nie mógł mnie przyłapać na gapieniu się na jego plecy. On nie...
Ale Thomas patrzył na mnie i marszczył brwi. Kiedy zorientował się, że teraz na nim koncentruję swoją uwagę, demonstracyjnie pokręcił głową. Parsknęłam cicho, bo naprawdę rozbawiła mnie jego reakcja. Próbował zgrywać surowego gliniarza, ale wyglądał jak postać z kreskówki, której imienia nie mogłam sobie teraz przypomnieć.
Thomas naburmuszył się jeszcze bardziej, widząc, że nie biorę go na poważnie i pokazał mi, że mam nie po kolei w głowie, pukając się palcem w środek czoła. Przygryzłam wargę, żeby się nie roześmiać i odpowiedziałam mu, wystawiając w jego stronę środkowy palec. Takim właśnie językiem migowym się posługiwaliśmy. Dojrzale, jak na dwójkę policjantów.
– Może chcecie porozmawiać na osobności? – znów usłyszeliśmy męski, silny głos. Tym razem nie za plecami, a przed sobą, więc stanęliśmy jak wryci. Nie ukrywam, zatkało mnie, kiedy się odezwał. Czy miał jakąś dodatkową parę oczu, którą nosił z tyłu głowy?
Zdenerwowałam się na siebie za to, że nawet ta jego spostrzegawczość mi się podobała. Opanowany i pewny siebie sprawiał, że przez samą swoją postawę ludzie się go bali i szanowali. Albo szanowali, bo się go bali. Co za różnica.
Bardziej obchodziło mnie to, jak zauważył nasze wygłupy. Thomas chyba też był w lekkim szoku, bo stanął w miejscu zawstydzony.
Uniosłam głowę, żeby nie dać po sobie poznać, że jestem zażenowana naszym dziecinnym zachowaniem i zauważyłam, jak Christian na mnie patrzy. Wciąż jednak stał do mnie tyłem. On po prostu uśmiechał się kpiąco, widząc moje odbicie w szybie, znajdującej się tuż przed nim.
Cóż, nie potrzebował supermocy, oczu na plecach, ani nawet umiejętności szpiegowskich, żeby obserwować nas przez cały czas. Po prostu trafił na dwójkę idiotów.
Przynajmniej jeden z moich problemów się rozwiązał, teraz byłam za bardzo zawstydzona, żeby się nim zachwycać. W ogóle miałam ochotę założyć mu papierową torbę na ten jego łeb i już nigdy, przenigdy na niego nie patrzeć.
– Wyjdziemy na dwór? – zapytałam, choć może bardziej stwierdziłam. Głos jakby nie należał do mnie, było mi gorąco i naprawdę chciałam już opuścić to miejsce, bez robienia z siebie większej kretynki. – Thomas jeszcze raz spisze pana zeznania, a ja zajmę się monitoringiem.
– Monitoringiem? – powtórzył, jakby nieco zaskoczony, że naprawdę jesteśmy tu po to, żeby przeprowadzić śledztwo, a nie tylko rozbawiać go naszymi głupimi wpadkami.
Kiwnęłam twierdząco głową.
– Myślałem, że otrzymaliście już nasze nagrania z monitoringu.
– Tylko te ze środka. – zatrzymałam się na chwilę, żeby zapiąć bluzę przed wyjściem. – Musimy sprawdzić kamery na zewnątrz. To teraz najważniejsze, skoro twierdzi pan, że kobiety wyszły przez te drzwi i ślad po nich zaginął.
Thomas popatrzył w kierunku wyjścia, jakby liczył, że zaginione stoją jednak za rogiem.
Minęłam Christiana i nacisnęłam klamkę. Zimne powietrze od razu uderzyło w moją zarumienioną twarz, a ja poczułam się trochę lepiej.
Zerknęłam na kolegów, którzy wciąż stali na mrozie i najwidoczniej na nas czekali.
– Psy ciągną nas do klubu. Nic dziwnego, tam jest najwięcej zapachów tych poszukiwanych dziewczyn. – wyjaśnił mi jeden z mężczyzn, trzymając pięknego owczarka na smyczy. Choć wcale nie pytałam, kontynuował. – Moim zdaniem ktoś wciągnął je do samochodu. Przy ulicy trop się urywa.
W dupie mam twoje zdanie, pomyślałam, ale oczywiście nie powiedziałam tego na głos.
Oh, jak ja nienawidziłam gdybania. Będą dowody, będą fakty. Może ktoś wciągnął je do samochodu, a może porwało je ufo. Nie dowiem się prawdy, jeżeli nie ruszę tyłka po nagrania z kamer.
Christian zeznał, że nie mają monitoringu przed klubem, a wideo ze środka już od niego dostaliśmy.
Nie byłam na tyle głupia, żeby tak po prostu odpuścić i zadowolić się marnym materiałem w postaci kilku zdjęć nagiej striptizerki, które Astrid trzymała w czarnej teczce.
Rozejrzałam się po ulicy. Klub może i znajdował się w jednej z bocznych alejek i ciężko było powiedzieć, że byliśmy w centrum miasta, raczej na jego obrzeżach, ale nie oznaczało to, że nie miał żadnych sąsiadów. Oprócz uroczych kamienic, szybko udało mi się zlokalizować mały sklepik monopolowy i gabinet stomatologiczny, który wyglądał, jakby nie widział żadnych klientów od dziesiątek lat.
Zdziwiłam się, że ktoś może w ogóle chcieć otwierać klub w tak spokojnej i nudnej okolicy, ale jak widać było na nagraniach z pokazów striptizerek, Christian nie mógł narzekać na brak gości.
Kilka emerytek zebrało się pod jedną z kamienic i szeptało coś, pokazując palcami na nasze radiowozy. Modliłam się, żeby rozmowa z nimi nie przypadła akurat mnie, więc kiedy zauważyłam, że jeden z moich kolegów idzie w ich stronę, odetchnęłam z ulgą i ruszyłam do sklepiku.
Zdobycie nagrań z monitoringu było wręcz banalnie proste. Po pokazaniu odznaki policyjnej, zaczęto traktować mnie jak królową, a mi wcale to nie przeszkadzało. Młoda ekspedientka była widocznie podekscytowana i z ochotą odpowiadała na wszystkie moje pytania. Tylko potwierdziła moje wcześniejsze przypuszczenia- to bardzo nudna ulica, nic się nie dzieje, nikogo nie widziała, nic nie słyszała, mało kto tu w ogóle zagląda w ciągu tygodnia, a w weekendy przyjmuje klientów w postaci gości klubu, którzy przychodzą po fajki i gumki.
Kierownik sklepu, mężczyzna koło czterdziestki, zaprosił mnie do swojego biura, które wyglądało jak mały kantorek. Znalazłam jednak kawałek wolnego miejsca i usiadłam na brzegu kanapy, czekając, aż na ekranie laptopa pojawi się film z kamery, wiszącej przed sklepem. Obraz pięknie obejmował całą ulicę, łącznie z wejściem do klubu. Jak tylko go zobaczyłam, od razu pomyślałam, że jestem o krok od odkrycia prawdy.
Cóż, bardzo się myliłam.
Czekałam w napięciu, aż film się załaduje. W końcu się udało, a ja wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam. Przez większość czasu nie działo się nic ciekawego, w ciągu dnia faktycznie na chodnikach nie było widać nikogo. Kilka aut przejechało po ulicy, ale żadne nie wyglądało jak podejrzany samochód potencjalnego porywacza. Poprosiłam mężczyznę, by przewinął nagranie do wieczora, nie miałam czasu na siedzenie w tym kantorku przez kilka godzin, a dokładniejszą analizą nagrania i tak zajmą się później eksperci.
Tak jak przypuszczałam, wieczorową porą spokojna alejka ożyła. Coraz więcej ludzi zbierało się pod klubem, wchodzili, wychodzili i rozmawiali przed wejściem. Starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, przecież możliwe było, że to któryś z gości był odpowiedzialny za zniknięcie kobiet.
Co chwilę pojawiały się nowe twarze, nie byłam w stanie przyjrzeć się wszystkim i zaczynała boleć mnie głowa. Było już późno, a ja uświadomiłam sobie, że od dawna nic nie jadłam.
Dodatkowo myśl, że striptizerki mogły po prostu same wyjść z klubu i ruszyć na inną imprezę, a teraz leżą gdzieś na kacu, zadowolone po udanej nocy, nie dawała mi spokoju i powodowała, że traciłam chęci do dalszej pracy. Już chciałam wstać z kanapy, kiedy nagle obraz przyciągnął mój wzrok, a serce zaczęło mi bić nieco szybciej. Pojawiło się u mnie dobrze znane uczucie adrenaliny.
Pochyliłam się nad monitorem i już wiedziałam, że to nie koniec roboty na dziś.
– Potrzebuję tego nagrania. – powiedziałam spokojnym głosem, przenosząc spojrzenie na właściciela sklepu.
– Nie ma sprawy. Zaraz poszukam jakiegoś pendrive'a.
Zadowolona odchyliłam się do tyłu i założyłam ręce na piersi. Jeszcze raz wlepiłam wzrok w ekran, a później powoli sięgnęłam po myszkę. Jednym kliknięciem cofnęłam nagranie o kilkanaście sekund, by jeszcze raz, w ogromnym skupieniu, obejrzeć moment porwania, który został uchwycony przez kamerę.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now