Rozdział 25

5K 249 0
                                    

Przespałam prawie cały dzień, więc doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie zmrużę oka do późna. Wygrzebałam się z łóżka w porze kolacji, wzięłam szybki prysznic i ruszyłam do kuchni.
Czułam się coraz pewniej, choć tajemnicze korytarze w tym ogromnym pałacu wciąż budziły we mnie lekki niepokój.
Według grafiku, który wisiał na lodówce, w weekend przypadała nasza kolej na sprzątanie całego domu.
Nasza, czyli kobiet, bowiem Hammer podzielił obowiązki między wszystkich członków, pomijając oczywiście samego siebie. Jakżeby inaczej.
Raz willę pucowali faceci, co zazwyczaj kończyło się jeszcze gorszym chlewem niż przed rozpoczęciem sprzątania i Mary i tak musiała wszystko poprawiać, a raz my, płeć bystra i piękna.
Najmłodszy członek Malbatu siedział przy stole w kuchni. Jasne włosy miał zaczesane do góry i postawione na żel, a ja od razu domyśliłam się, że to fryzura wykonana przez któregoś z wujków. Podczas gdy Ashley zawsze czesała chłopca na gładko, uklepując mu grzywkę na bok, Neil, Christian i Mason uparcie twierdzili, że to najbardziej frajerskie ułożenie włosów, jakie istnieje i stawiali młodemu irokeza.
– Hej. – przywitałam się serdecznie, wchodząc do kuchni.
Odpowiedział mi szerokim uśmiechem, podnosząc kartkę i żółtą kredkę.
– Chcesz zobaczyć mój rysunek? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Z dumą przysunął papier w moją stronę. – To nasza rodzina. Widzisz?
Faktycznie. Rysunek przedstawiał Liama, trochę wyższego niż był w rzeczywistości, otoczonego przez krzywe, zezowate postaci.
– Która to ja? – zapytałam, próbując dostrzec cokolwiek, co mogłoby mnie wyróżniać. Kolor włosów, oczu czy coś. Niestety, Liam zdecydował się użyć tylko żółtej kredki, choć w piórniku miał wszystkie możliwe kolory.
Z łatwością rozpoznałam Masona- jego brzuch wyglądał jak nadmuchany balon, czym niesamowicie mnie rozbawił.
Wskazał małym paluszkiem jedną z postaci.
– Tutaj jesteś, ciociu! Nie widziałaś? – zapytał bacznie mi się przyglądając, jakby chciał się upewnić czy aby nie jestem ślepa.
– Nie zauważyłam. – zaśmiałam się, poklepując go delikatnie po plecach. – Dobra robota, Liam. Chcesz powiesić rysunek na lodówce?
Pokiwał energicznie głową, zeskakując z krzesła. Wyciągnął rękę po magnes, ale był za wysoko, więc zerknął na mnie, podskakując ze zniecierpliwieniem.
Uroczy dzieciak.
– Ile właściwie masz lat? – zapytałam, podając mu magnes i odsunęłam się o krok, by podziwiać jego dzieło.
Rysunek był paskudny, ale załóżmy, że od serca.
– Prawie siedem. – odparł, stając obok mnie, przodem do lodówki. Również obserwował swoją pracę, uśmiechając się od ucha do ucha.
– A wyglądasz na mniej.
Schyliłam się i pocałowałam go w czoło. Liam wychowywał się pośród gorszych mend niż ja, więc nie wyglądał na urażonego moim przytykiem.
– A ty ciociu? – zamrugał niewinnie, wracając do stołu. Wgramolił się na krzesło i zamachał nóżkami.
– Dwadzieścia. – skłamałam, żeby trochę się odmłodzić.
Młody i tak się nie pokapuje, nie?
– A wyglądasz na więcej. – przechylił głowę, tasując mnie wzrokiem od góry do dołu.
A to gówniarz.
– Jesteś małym trollem. – zaśmiałam się, sięgając po szklankę. – Po kim ten wredny charakter?
– Po mamie. – odparł szczerze, wzruszając ramionami i wrócił do rysowania.
Tak, to by się zgadzało, pomyślałam z rozbawieniem.
– Ciociu. – zaczął niepewnie, odwracając na moment wzrok od żółtego domku, który zdążył pojawić się na papierze. – Gdzie my później będziemy?
– Później?
– No, jak już będziemy mogli stąd wyjechać. Mama mi opowiadała, że jak dostaniemy pieniądze to wszyscy uciekniemy daleko, żeby źli ludzie nas nie znaleźli.
Wpatrywałam się w małego Liama, z trudem przełykając wodę. Chciałabym, żeby w willi obecny był jakiś psycholog, który mógłby stwierdzić jak bardzo ten dzieciak był skrzywdzony psychicznie, choć nie zdawał sobie z tego sprawy.
Źli ludzie, morderstwa, obcięte głowy i ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości to nie tematy, które powinny zaprzątać umysł niespełna siedmioletniego chłopca.
– Nie wiem, Liam. Ale jeżeli mama mówiła, że uciekniemy daleko, to tak właśnie będzie.
– I dalej będziemy mieszkać wszyscy razem? – jego oczy zabłyszczały z nadzieją, a ja poczułam ukłucie w sercu.
Postanowiłam zastanowić się kilka sekund nad odpowiedzią, by nie rzucać słów na wiatr, a jednocześnie nie zasmucić malucha, dla którego wszyscy byliśmy właściwie wielką, pokręconą i, najpewniej, jedyną rodziną. Nie miał nikogo bliższego, więc nic dziwnego, że bał się o naszą wspólną przyszłość.
– Siema! – wrzasnął Neil, wparowując do kuchni.
Za nim wtargnął Christian i Mason, powodując takie zamieszanie, jakby przylazło dziesięciu facetów, a nie zaledwie trzech.
Dzięki ci Boże za tych idiotów!
Trudna rozmowa z Liamem została przesunięta w czasie, ku mojemu szczęściu.
Liam zareagował na mężczyzn tak, jak każde dziecko reaguje na ulubionych wujków.
Wyciągnął do nich ręce, trzęsąc się z radości tak, jakby zaraz miał wyfrunąć od stołu. Christian podniósł go i posadził Masonowi na ramionach, a chłopiec zaśmiał się głośno i złapał go za głowę, żeby nie spaść.
– Co się tu dzieje? – zapytała Ashley.
Pojawiła się znikąd i z zadowoleniem oglądała popisy akrobacji.
Mason kręcił się po całej kuchni, udając, że chce zrzucić Liama, a ten piszczał, jakby faktycznie bał się o życie. W rzeczywistości jednak musiał wiedzieć, że wujek mocno go trzymał, bo szczerzył się od ucha do ucha.
A przynajmniej ja miałam taką nadzieję. Cholera, z tymi cymbałami nigdy nic nie wiadomo.
– Co ty masz na głowie, kochanie? – kobieta skrzyżowała ręce na piersi, przypatrując się blond włosom. – Kto cię tak uczesał?
– Nie mogę powiedzieć, wujek mi zabronił.
Ashley przewróciła oczami, uśmiechając się pod nosem.
– Okej, w takim razie nie musisz się przyznawać. – wzruszyła ramionami. – Powiedz tylko, który wujek zabronił ci o tym mówić.
– Wujek Christian. – odparował bez zastanowienia.
Kuchnię wypełnił gromki śmiech, ja również nie mogłam się powstrzymać.
Ashley śmiała się chyba najgłośniej i musiałam przyznać, że była naprawdę piękną kobietą, kiedy zdejmowała swoją naburmuszoną maskę.
– Liam, ty głąbie. – zaczął Christian, ale nie dane mu było skończyć, bo oberwał ścierką kuchenną w łeb.
– Już wam chyba mówiłam, że ta fryzura kompletnie do niego nie pasuje?
– Co ty możesz wiedzieć o modzie. – parsknął Neil i lekceważąco machnął ręką, jakby sam był najbardziej obeznany w aktualnie panujących trendach. – Czeszesz go jak jakąś przylizaną, jajogłową kapibarę.
Boże, czy on naprawdę wymyślił te porównanie na poczekaniu? Chciałabym na jeden wieczór wejść w posiadanie umysłu tego idioty. To musiałoby być ciekawe doświadczenie.
– Co to jest kapibara? – zaśmiał się Liam, najwyraźniej bardzo zadowolony z takiego określenia.
Kiedy byłam mała też lubiłam, kiedy dorośli nazywali mnie kotkiem albo pieskiem. Świetnie się przy tym bawiłam, ale nikt nigdy nie porównał mnie do jajogłowej kapibary.
– To taki duży chomik. – odparł Mason.
– Raczej bardzo duży. – Christian przechylił głowę na bok, wyglądając jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. – Taki chomik, który waży z sześćdziesiąt kilogramów.
– Aż tyle? – chłopiec otworzył usta ze zdziwienia. – Jak mieści się w klatce?
– Kapibary nie mieszkają w klatkach. Żyją w Afryce.
– Debilu – włączyła się Ashley. – jak już to w Ameryce Południowej.
– Na pewno nie. – zapierał się Mason. – Dam sobie fiuta obciąć, że mieszkają w Afryce.
– Jesteś obrzydliwy. – mruknęłam, a Christian i Neil zaśmiali się głośno.
Liam wydawał się być niewzruszony słowami wujka, a mnie przestawało to dziwić. W tym domu rzucało się gorszymi określeniami niż „fiut" i nikt nie zwracał uwagi na obecność młodego.
Ashley wyciągnęła telefon i bez słowa wystukała coś na ekranie. Po kilku sekundach uniosła dumnie głowę i oznajmiła triumfalnie:
– ...żyje przede wszystkim w Ameryce Południowej, między innymi w krajach takich jak Kolumbia, Brazylia, Peru czy Urugwaj. – czytała z zadowoloną miną.
Cholera, wygrywanie sprawiało jej taką satysfakcję, że aż przeszły mnie ciarki. Musiałam zapamiętać, by nigdy się z nią o nic nie zakładać, bo przegranie z Ashley wiązało się z oglądaniem jej cwanego uśmiechu, co upokarzało bardziej niż zwykła porażka.
– Daj mi to. – warknął Mason, wyrywając jej komórkę. – Jebane kapibary. – dodał przez zaciśnięte zęby.
– Żeś się wykastrował na własne życzenie. – zażartował Neil.
Staliśmy jeszcze przez chwilę w kuchni, słuchając Masona, który próbował nas przekonać, że kapibara dobrze pływa i być może mogłaby dostać się do Afryki z Brazylii, pokonując Ocean Atlantycki.
W pewnym momencie nie wiedziałam już, czy robił sobie żarty czy aż tak desperacko próbował ocalić swoją godność i... przyrodzenie.
Liam przeskakiwał z rąk do rąk, raz wisiał głową w dół, przewieszony przez ramię Neila, innym razem siedział na kolanach Christiana, skupiając się na rysowaniu.
Obserwowałam ich z uśmiechem, bo takie chwile przypominały mi, że oprócz problemów z pieniędzmi, poszukiwania przez policję i zagrożenia życia ze strony mściwej mafii, byliśmy tylko ludźmi. Ludźmi posiadającymi wady i zalety, ale przede wszystkim serca, którymi, jak widać, potrafiliśmy się dzielić.
– Jak mamy układać mu włosy, skoro nasz gangsterski styl ci nie odpowiada? – Neil postanowił wrócić do poprzedniego tematu.
Stanął przy ekspresie do kawy, spoglądając na wszystkich po kolei, ale tylko pokręciliśmy głowami, odmawiając wieczornej dawki kofeiny.
– Liam ma wyglądać jak ułożone, grzeczne dziecko. – wyjaśniła Ashley, dodając pośpiesznie, nim ktokolwiek zdążył się odezwać: - Tak jak Tommy.
– Kto? – Christian zmarszczył brwi.
– Tommy, chłopiec ze Szwecji. Brat Anniki. Mówi wam to coś?
– Ni chuja. – wyrwał się Neil. Głąb miał minę, jakby próbował sobie przypomnieć kogoś znajomego o tym imieniu. – Kim jest Annika?
Ashley westchnęła głośno i ostentacyjnie.
– Serio, barany? Nikt z was nie oglądał Pippi?
– To ta szwedzka bajka o rudej świrusce? – Mason wydawał się zainteresowany. – Ja to chyba oglądałem. Pippi jakaś tam...
– Pippi Langstrømpe. – odezwała się Astrid z idealnie szwedzkim akcentem, wchodząc do kuchni.
Zrobiło się tu odrobinę ciasno, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Pomieszczenie było dość przestronne, może nie na tyle, by z łatwością pomieścić sześć dorosłych osób i rozbrykanego dzieciaka, ale przyjemnie było poczuć ten domowy, rodzinny klimat.
– Chcesz zrobić z Liama jakiegoś szwedzkiego bachora? – Neil skrzywił się z niesmakiem. – Po co?
Zanim Ashley zdecydowała się odezwać, uśmiechnęła się lekko do Astrid.
– Kiedy dostaniemy forsę, chcę wyjechać do Szwecji, zacząć wszystko od nowa, posłać Liama do szkoły i...
– Ale ja nie chcę do Szwecji! – zaprotestował chłopiec, podnosząc głos.
Pierwszy raz widziałam go zdenerwowanego. Krzywił się, patrząc oskarżycielsko na mamę, jakby zarzucał jej, że celowo chce mu zniszczyć życie.
Był jeszcze za mały, by zrozumieć, że Ashley marzyła tylko o tym, żeby podarować mu namiastkę normalności i ucieczka była jedyną słuszną opcją. Sama pewnie zrobiłabym podobnie.
– Chcę mieszkać tam, gdzie wszyscy! – wyjęczał tak rozpaczliwie, że aż poczułam jego żal w głębi serca.
Ashley opuściła wzrok. Najwidoczniej nie miała ochoty wchodzić z chłopcem w dyskusje.
– Mamo! – załkał, nie dając za wygraną.
Kiedy kobieta dalej nie reagowała, rozpłakał się na dobre.
– Liam, posłuchaj. – zaczęła Astrid, kucając obok niego. – Nie masz czego się bać. Pojedziesz z mamą na takie... – zatrzymała się, by dobrać odpowiednie słowa. – wakacje. Szwecja jest piękna. – uśmiechnęła się łagodnie, a ja momentalnie wyobraziłam ją sobie w roli mamy.
– Nie chcę jechać do Szwecji bez was. – wyszeptał omiatając nas wszystkich wzrokiem.
Chłopaków, Ashley, Astrid... I mnie.
Coś ciężkiego opadło mi na klatkę piersiową uniemożliwiając swobodne oddychanie, a gardło ścisnęło się jak ciasno związany supeł. Nie miałam pojęcia czy powinnam odezwać się i próbować otrzeć maluchowi łzy, czy dać Ashley wolną rękę w wychowywaniu swojego syna. Bałam się, że przeszkodzę jej w przeprowadzeniu jakiejś pedagogicznej, pocieszającej pogadanki i tylko pogorszę sytuację.
Na szczęście nie głowiłam się nad tym wszystkim za długo, bo pałeczkę przejął Christian.
– Chyba nie myślałeś, że pozwolimy ci wyjechać bez nas? – uśmiechnął się szeroko, ale jego spojrzenie zdradzało prawdę. Najważniejsze, że Liam nie dostrzegał jego smutnych oczu. – Ja też chętnie pojadę na wakacje do Szwecji.
– I ja. – dorzucił Mason.
– Skoro nie chcesz być Tommym, ja mogę nim być. – zaśmiał się Neil. – A Christian będzie moją siostrą.
– Jeżeli muszę – westchnął melodramatycznie. – mogę zostać Anniką.
Liam roześmiał się, wycierając rękawem mokre od łez policzki.
– A Mason będzie Pippi. – zdecydował, wskazując palcem na wujka.
Kuchnię znów wypełniły krzyki i rozradowane głosy. Ashley oparła się o framugę, obserwując w milczeniu syna, który zdawał się już zapomnieć o tym, że zaledwie kilka minut temu zanosił się od płaczu.
Piękny przykład na to, że kłamstwo w dobrej wierze nie powinno być traktowane jako coś złego. A konsekwencjami owego słodkiego kłamstwa będziemy przejmować się później, najważniejsze, że udało się zapanować nad nadciągającą dziecięcą histerią.
– Nie chcę być tym rudym dzieciakiem. – odparł Mason, udając oburzenie. – A ty kim będziesz, Liam?
– Ja? – chłopiec uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Ja jestem kapibarą.
– Jajogłową kapibarą. – sprostował Neil, zanim jego głos zniknął między głośnymi salwami śmiechu, które wypełniły całą kuchnię. A może i cały pałacyk.
Nasza mała impreza zakończyła się wraz z pojawieniem się Hammera.
Nie miałam pojęcia, że przez cały ten czas był poza domem. Drzwi do willi otworzyły się, a w progu stanął szef.
Radosny i pełen życia, jak zawsze.
Zerknął na nas ponurym wzrokiem, poprawiając kaptur od bluzy. Nie wysilił się nawet na najmniejszy uśmiech.
Choć Liam znów był w centrum zainteresowania wszystkich dorosłych, co widocznie bardzo mu się podobało, a wujkowie wręcz stawali na głowach, by podtrzymywać jego dobry humor, Hammer od razu zauważył jego lekko zaczerwienione od płaczu oczy.
Wstyd się przyznać, ale ja nigdy w życiu nie dostrzegłabym takiego szczegółu, a uważałam się raczej za osobę spostrzegawczą.
– Co się stało? – rzucił swoim ostrym jak żyletka tonem, ale w głosie można było również wychwycić nutkę niepokoju. Odchrząknął i dodał nieco łagodniej. – Dlaczego płakałeś?
Liam wyprostował się i z ogromną powagą zaczął opowiadać o wszystkim, co miało miejsce w kuchni przez ostatnie kilkadziesiąt minut. Jeżeli kiedykolwiek będę chciała się czegoś dowiedzieć, po prostu wypytam tego dzieciaka.
Nie pominął żadnego szczegółu, a ja dziękowałam Bogu, że nie brałam udziału w dyskusji o kapibarach, bo Hammer skrzywił się z niesmakiem, kiedy chłopiec zacytował słowa wujka Masona o obcięciu sobie fiuta. Popuścił odrobinę wodze fantazji i podkoloryzował kilka faktów, ale nikt nie śmiał mu przerywać.
Dopiero pod koniec historii pojawiła się odpowiedź na pytanie szefa.
– I właśnie dlatego trochę płakałem. – wyjaśnił, biorąc głęboki wdech. Nic dziwnego, gadał jak katarynka, zapominając przy tym o oddychaniu. – Ale nie dużo. – sprostował prędko.
Hammer próbował ukryć rozbawienie, ale słabo mu to wychodziło. Jego kąciki ust mimowolnie uniosły się do góry, ale nie pozwolił sobie na odrobinę luzu.
Zastanawiałam się po co zakładał tę sztywną maskę. I tak każdy traktował go jak przywódcę, nie musiał zgrywać takiego złego i surowego, by wymusić na innych respektowanie swojej osoby. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Cóż, z moich obserwacji wynikało, że nikt nie próbował odebrać mu władzy, wręcz przeciwnie. Rozkazy, nakazy i zakazy Hammera były traktowane niezwykle poważnie.
– Dziękuję, Liam. – rzucił szef, zadowolony ze zdanego raportu. – A teraz idź do Mary i pokaż jej swoje rysunki. Na pewno bardzo się ucieszy i powiesi któryś w swoim pokoju.
Chłopiec zgarnął kilka kartek ze stołu i podekscytowany wybiegł z kuchni.
Nie podobało mi się, że szef postanowił się go na chwilę pozbyć, bo to oznaczało, że chciał poruszyć jakąś niewygodną sprawę. A wszystkie tego typu tematy omawiane przez Hammera odbijały się na moim zdrowiu psychicznym. Sama jego obecność doprowadzała mnie do krawędzi urwiska. Jedna półkula mózgu krzyczała „Nie ruszaj się, bo spadniesz! Po prostu stój w miejscu i się nie odzywaj.", druga- „Uciekaj przed jego świdrującym spojrzeniem!".
Nie byłam pewna, której rady posłucham tym razem, ale przypuszczałam, że Hammer nie bez powodu kazał Liamowi wyjść i że nie będzie to zwyczajna pogawędka.
– Kto wpadł na ten idiotyczny pomysł z ucieczką do Szwecji? – zaczął niemal natychmiast.
– Ja. – odpowiedziała Ashley bez cienia lęku.
Zazdrościłam jej tej pewności siebie, bo ja, chociaż sprawa w ogóle mnie nie dotyczyła, byłam cała spięta z nerwów.
Hammer popatrzył na nią, śledząc każdy ruch. Miałam wrażenie, że przysłuchuje się nawet jej oddechowi, by wywnioskować, czy na pewno nie obawia się tej rozmowy. Kobieta wyglądała normalnie, nie sprawiała wrażenia przestraszonej, więc szef postanowił to zmienić:
– Powiedz mi, że żartujesz. Dobrze ci radzę. – warknął, a jego echo odezwało się aż w przedpokoju.
– Nie żartuję, Hammer. Mam zamiar zniknąć, gdy tylko dostaniemy pieniądze. Zasługuję na nowe życie. – odparła ze spokojem. – Zasługujemy. Ja i mój syn. – poprawiła się, unosząc wysoko głowę.
Kurwa, pot zaczął spływać mi po plecach, jakby ktoś podkręcił ogrzewanie na maksymalne obroty.
Kątem oka dostrzegłam Astrid, która ze spuszczoną głową przysłuchiwała się całej rozmowie.
Sprawa była niezwykle delikatna, bo najwyraźniej Hammer nie miał pojęcia o planach Ashley, a sama nie dałaby rady załatwić wszystkich niezbędnych dokumentów. Wszystko było jasne jak dwa plus dwa, nic dziwnego więc, że Astrid ledwo trzymała się na nogach, ogarnięta niesamowitą falą stresu.
– Nie możesz planować takich rzeczy za moimi plecami. – stwierdził chłodno.
Nie, nie chłodno. Lodowato. – Nie zgadzam się też na żadne ucieczki, nie jesteś szczurem, który spieprza z tonącego statku.
– Myślisz, że zabronisz mi tego wyjazdu?
– Nie pogrywaj ze mną, Ashley. Nie zapominaj kim dla ciebie jestem i ile dla ciebie zrobiłem. – głos miał tak mroczny, że aż wydawało mi się niemożliwe, by czyjeś struny głosowe wydawały tak przerażające dźwięki.
– Hammer, co mamy zrobić w takim razie? – rozłożyła ręce w geście bezsilności. – Nie możemy tu zostać.
– Coś wymyślę. Ale wy nie możecie tak po prostu wyjechać do Szwecji. – przeniósł wściekłe spojrzenie na Astrid i tym razem zwrócił się do niej. – Nie po tym, co zrobiłaś. Rozum ci odebrało? Nie powinnaś w ogóle zbliżać się do tego kraju, nie mówiąc już o grzebaniu w fałszywych dokumentach. To może ściągnąć na nasz wszystkich kłopoty, do kurwy nędzy! – krzyknął, uderzając pięścią w stół.
Wszystkie kredki Liama rozsypały się po podłodze.
Astrid milczała, czekając aż złość mężczyzny nieco zelżeje. Słusznie, sama postąpiłabym podobnie.
– Blaus to mocna grupa, Hammer. O wiele większa i silniejsza od nas. – Neil postanowił dorzucić swoje trzy grosze, zbliżając się o krok w stronę Ashley, pokazując tym samym solidarność z kobietą. – Nie ma na co czekać. Powinniśmy zebrać wszystkie oszczędności i zorganizować dla nich ucieczkę. Liam to jeszcze dzieciak i...
– Nie pytałem cię o zdanie. – przerwał mu, podnosząc dłoń, która miała zadziałać niczym dźwiękoszczelny mur. – Nie zmienię zdania. Żadnych ucieczek. Nie teraz.
– Więc kiedy? Kurwa, na co my czekamy?
– Podważasz moje decyzje, Neil? – zrobił krok w stronę mężczyzny. – To już kolejna dyskusja z twoim udziałem i zaczynasz działać mi na nerwy.
– Ja po prostu...
– Po prostu co? Uważasz, że tak łatwo zorganizować ucieczkę dla kobiety, która należy do mafii, a po naszych ostatnich ekscesach, jej zdjęcia prawdopodobnie widzą na każdym, pieprzonym komisariacie w całych Stanach Zjednoczonych? Popierdoliło was? – przeleciał spojrzeniem po wszystkich, nie zatrzymując się na nikim dłużej niż pół sekundy. – Na jakim świecie wy żyjecie, do cholery? Urabiam się po łokcie, żeby wyprostować wszystko, co ostatnio się zjebało, a wy co? Planujecie ucieczki? Jesteś już spakowana, Ashley?
Kobieta milczała, a jej pewność siebie prysła, jak mydlana bańka. Przygryzła dolną wargę i coraz mocniej zaciskała zęby.
– Jesteś już spakowana? – powtórzył uśmiechając się szyderczo.
– Nie.
– A Liam? Spakowałaś już swojego syna? Zadbałaś o to, żeby wsadził do plecaka wszystkie rzeczy, które przydadzą mu się u jakiejś rodziny zastępczej? Czy tam w domu dziecka? Chuj wie, nie znam się na tym. Ale chyba nie uważasz, że ktokolwiek pozwoli ci go zatrzymać przy sobie, gdy prosto z lotniska zawleką cię za włosy do pierdla? – syknął, a następnie popatrzył na Astrid.
Posłał jej wzrok pełen wyrzutu i złości, obwiniając za bycie tak bezczelną i bezmyślną, by chcieć pomóc przyjaciółce w realizacji tego szalonego pomysłu.
– Przepraszam. – wyszeptała Ashley, a po jej policzku spłynęła łza.
Christian i Mason niemal natychmiast znaleźli się obok niej. Jeden objął ją w pasie ramieniem, drugi chwycił za papierowy ręcznik.
– Za co przepraszasz? – zapytał szef, podchodząc bliżej kobiety. Stał zaledwie kilka centymetrów od niej, patrząc na nią z góry. Jej reakcja sprawiała mu mnóstwo satysfakcji.
– Za to, że chciałam uciec.
Hammer cmoknął z niezadowoleniem i pokręcił głową.
– Nie. Przeproś za to, że jesteś idiotką.
– Kurwa, no bez jaj. – odezwał się Christian, wpatrując się w szefa z niedowierzaniem. Sprawiał wrażenie, jakby widział tego człowieka po raz pierwszy.
– Jaja skończyły się już dawno. – odparł od niechcenia i wbił zniecierpliwione spojrzenia w Ashley.
– Nawet się nie waż tego mówić. – syknął Neil do kobiety, nie zwracając uwagi na Hammera, któremu pojawiła się pulsująca żyła na czole.
Tracił cierpliwość. A ja bałam się coraz bardziej.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now