Rozdział 35

4.8K 257 6
                                    


– Nie ma ciała, nie ma zbrodni.
Tylko tyle mogłam powiedzieć. Taką zasadą kierowałam się podczas pracy w policji i w tym przypadku również postanowiłam trzymać się tej teorii. Nie mieliśmy żadnych dowodów świadczących o tym, że Hammer pozbył się Mary. Tak naprawdę byliśmy w kropce.
Leżeliśmy w moim pokoju. Christian gapił się w sufit i intensywnie się nad czymś zastanawiał. Opierałam głowę o jego twardy brzuch, nogi zwisały mi po lewej stronie łóżka i wpatrywałam się w zmarszczone czoło Astrid. Neil obracał w dłoniach plastikową piłeczkę, którą Liam musiał tutaj zostawić.
Faktycznie, jego rzeczy walały się po całym domu, a ja dopiero uczyłam się życia z małym dzieckiem.
– Co dalej? – mruknął Neil, podnosząc wzrok znad zabawki. – Jeżeli to prawda i Hammer faktycznie zgarnął całą kasę za fury...
– To znaczy, że jest pieprzonym milionerem i wcale nie grozi nam bieda.
– Kutas.
– Neil, nie mamy jeszcze pewności, że...
– Serio, Astrid? Masz zamiar go bronić?
– W żadnym wypadku.
Westchnęłam cicho, przekręcając się na bok.
– Właściwie to jakie mamy opcje? – zapytałam. – Może trzeba go wypytać...
– Jasne. – prychnął mężczyzna, podrzucając piłkę. – „Cześć Hammer, czy przypadkiem nie zapomniałeś nam o czymś powiedzieć? Sprzedałeś nasze samochody i wydymałeś nas na siano?", czy to brzmi dobrze? Jak myślisz, Alice?
– Nie o to mi chodziło. – wywróciłam oczami, bo humory Neila zaczynały działać mi na nerwy. – Moglibyśmy jakoś go podejść.
– Bez szans. Jest za sprytny. – odparł Christian zrezygnowanym głosem. – Trzyma nas w garści i zawsze jest o krok przed nami.
– Kutas. – powtórzył Neil.
Leżeliśmy w milczeniu, a moja głowa unosiła się i opadała, kiedy Christian oddychał.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Chyba. Mam. Pomysł.
– Astrid?
– Hm?
– Pamiętasz, jak opowiadałaś o mi o tym, że pomagałaś Hammerowi prać brudne pieniądze?
– Tak i chyba wiem do czego zmierzasz. Nie mam dostępu do jego kont bankowych.
– To wiem, ale mogłabyś mieć.
– Wątpię. To nie jest prosta robota. Ja tylko otwierałam mu fałszywe konta, na które przelewał forsę, a następnie wykorzystywałam ją w wyimaginowanych działalnościach gospodarczych lub tworzyłam lewe transakcje. – popatrzyła na mnie z wahaniem. – Pranie brudów to co innego niż włamywanie się bezpośrednio na konto. To nie na moje możliwości, przykro mi. Zresztą nie mamy pewności, że trzyma tę forsę w banku. To przecież grube miliony. Albo współpracuje z kimś, kto dba o to, żeby nikt nie zauważył tajemniczych przelewów, albo za wszystkie sprzedane auta otrzymywał gotówkę.
– Myślicie, że ktoś byłby tak głupi, by płacić za te samochody przelewem? – Christian zmarszczył brwi i uniósł głowę, przez co napiął brzuch i zrobiło mi się niewygodnie. – To przecież za duże ryzyko.
– Wcale nie. Fury nie były kradzione, prawda?
– No nie.
– Właśnie. Więc jedyną przeszkodą jest fakt, że Hammer to poszukiwany przestępca, ale kupujący zapewne o tym nie wiedział. Pracowałam dla niego wystarczająco długo, by wiedzieć, że Hammer potrafi zadbać o pieniądze.
– Okej, więc jeżeli Hammer ma konto i po prostu posługuje się fałszywymi danymi, może trzymać forsę w banku? – Neil stukał palcami o skroń, a jego twarz robiła się coraz bardziej napięta i sina.
Normalni ludzie czerwienieją, kiedy są wkurzeni.
Neil nie należał to tej grupy, bo jego skóra przybierała porcelanowy odcień, a oczy wyglądały jak dwa sople lodu. Był wściekły.
– Dopóki bank nie zainteresuje się skąd wpływają mu te miliony. Hammer działa ostrożnie, na pewno przekupił kogo trzeba było. Skoro ma wtyki w policji, może też mieć owinięty wokół palca cały oddział bankowy. Pewnie nie ma jednego konta, a kilka. Każde na inne nazwisko.
– Kutas. – padło po raz trzeci.
– Musimy wiedzieć, czy ma tę forsę. To miliony, które nie należą do niego.
– Świetny pomysł, Alice. Idź i go zapytaj.
– Neil. – upomniał go Christian ostrym tonem, przyjmując swoją słynną poważną minę.
Zrobiło mi się cieplej na sercu, a kiedy Neil przewrócił oczami i poirytowany zajął się podrzucaniem piłki, poczułam dziwną satysfakcję. Byłam pod ochroną Christiana i nawet docinki jego przyjaciela przestały mnie dosięgać. Podobało mi się to.
– Mamy szansę dowiedzieć się prawdy, jeżeli pieniądze faktycznie znajdują się w banku.
– Cóż, z jednej strony to prawda, bo jeśli dostał gotówkę, jesteśmy w dupie. Szukaj wiatru w polu, forsa może być ukryta wszędzie, bo raczej nie trzyma jej pod łóżkiem. Ale z drugiej strony, co to zmienia? Już mówiłam, nie potrafię takich skomplikowanych rzeczy.
– Ty nie. – uśmiechnęłam się cwaniacko.
Astrid szybko podłapała mój nastrój i również się uśmiechnęła.
– Ale...?
– Ale znasz ludzi, którzy to potrafią.
Nie odpowiedziała. Christian i Neil popatrzyli na mnie z uznaniem, a po moim ciele przeszły przyjemne ciarki.
– Zobaczę, co da się zrobić. – skwitowała Astrid, unosząc dumnie głowę.


– Nancy kazała ci przekazać, że jesteś tępym błaznem z wrodzoną wadą mózgu. – rzucił Mason, wchodząc do kuchni. Zauważył wzrok Neila, odchrząknął i wrzucił brudne talerze do zlewu. – Cokolwiek miało to znaczyć...
– Wredna cipa.
– Oh, jak cudownie słyszeć, że nasze kochane rodzeństwo znów jest w formie. – zachichotała Rachel, nalewając zupy do miski. – Kto dziś gotował? – skrzywiła się, wąchając bulgoczącą ciecz.
– Christian.
– Fuj. – wzdrygnęła się, odkładając chochlę. – Nie tknę tego.
– Nie jest takie złe, jadłem wcześniej.
– Mason, ty akurat zjadłbyś wszystko. Tęsknię za Mary...
– Ja też. – westchnęłam, ale szybko tego pożałowałam. Głębokie oddychanie w kuchni nie było najlepszym pomysłem- obiad, który przygotował Christian śmierdział spalonym plastikiem i starą rybą. Aż bałam się pytać o przepis.
– Była taka kochana, napełniała te zimne wnętrza taką miłością i...
– Rachel, nie mów o niej, jakby była martwa.
– Myślisz, że żyje? Że naprawdę nas zostawiła i spieprzyła? – popatrzyła na mnie z niedowierzaniem. – To nie w jej stylu.
– Może uciekła, bo musiała. Dowiemy się wszystkiego z czasem.
Chciałam wierzyć we własne słowa. Nie mogłabym pogodzić się ze śmiercią kolejnej osoby. Nie ma ciała, nie ma zbrodni.
– Co tak wali? – mruknął Neil, zatykając palcami nos. – Cholera, zaraz się porzygam.
– To nasz dzisiejszy obiad. – mruknęłam niechętnie, przyglądając się brązowo- żółtej, rzadkiej zupie.
– Ohyda.
– Nie marudź, nie ma nic innego. – zauważyła Rachel.
– Jak to?
– Lodówka jest pusta. Nie mamy zapasów, Hammer nie wysłał nikogo po odbiór zakupów.
Neil otworzył szerzej oczy i ruszył do lodówki. Szarpnął drzwiczkami, prawie wyrywając je z zawiasów. Faktycznie- wnętrze świeciło pustkami. Resztka sera przykleiła się do jednej z półek, a w przezroczystym pojemniku potoczyło się ostatnie jajko.
– To jakiś żart? – warknął.
Typowy facet. Świat mógłby się walić i miałby to w dupie, ale kiedy kończyło się jedzenie, zaczynała się prawdziwa panika.
– Zdechniemy z głodu. – odezwał się Mason, wycierając dłonie o ścierkę. – Ja jako pierwszy, bo mój organizm dozna szoku głodowego.
– Zajebiście, więc zjemy Masona. – Rachel zaklaskała w dłonie.
– Sam tłuszcz.
– Oh, Neil. Nie bądź taki wybredny. – zaśmiałam się pod nosem i założyłam dłonie na piersi. – Nic ci nie smakuje. Wybrzydzasz Masonem i zupą, którą przygotował Christian.
Rachel dołączyła do mnie i teraz obie chichotałyśmy, podpierając się wzajemnie.
– Sama byś tego nie zjadła. – kiwnął głową na garnek.
– Zjadłabym, ale nie jestem głodna.
– Tak?
– Tak. – odpowiedziałam pewnie. Nawet powieka mi nie drgnęła, gdy kłamałam jak z nut.
Oczywiście, że wolałabym umrzeć, niż wziąć do ust choćby jedną łyżkę tej podejrzanej potrawy.
Neil uśmiechnął się złośliwie i nim się obejrzałam, trzymał mnie w pasie i ciągnął w kierunku kuchenki.
– Przestań! – pisnęłam, nie mogąc przestać się śmiać. – Cholera, jaki ty jesteś dziecinny!
– Otwórz buzię, Alice. – rozkazał, chwytając za chochlę. Coś dziwnego przykleiło się do jej spodu, a w połączeniu z cieknącą z niej zupą, wyglądało to niesamowicie obrzydliwie. Warzywo okleiło się i wpadło do brei, ochlapując mi lekko twarz, którą Neil próbował wepchnąć mi do gara. Co za idiota!
– Puszczaj mnie! – szamotałam się na wszystkie strony, ale nie robiło to na nim wrażenia. Był silniejszy ode mnie i z rozbawieniem obserwował moje próby wyswobodzenia się z żelaznego uścisku.
– Za mamusię... – zaczął, podstawiając mi chochlę pod nos. – Jeżeli nie zjesz obiadku, nie dostaniesz deseru.
– Spieprzaj! – syknęłam, kręcąc głową. Ciepła kropla skapnęła na moje wargi, a ja odruchowo je oblizałam.
To był błąd. Słodko- słony posmak torturował moje biedne kubki smakowe, a była to zaledwie jedna, mała kropelka. Musiałabym przepłukać gardło, żeby pozbyć się odrażającego smaku stęchłej ryby. Myśl, że miałabym przełknąć całą łyżkę, przyprawiała mnie o mdłości.
– Spróbuj, Christian na pewno bardzo się starał i byłoby mu przykro, że nie chcesz zjeść tej pysznej zupki. – zaśmiał mi się do ucha, a ja już wiedziałam, że nie odpuści. Ten dupek nie miał litości.
– Masz ostatnią szansę, żeby mnie puścić, debilu!
Neil parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem i ujął moje policzki dłonią, robiąc z warg dziubek. Ta niewielka szparka wystarczyła, by mógł wlać mi do ust odrobinę śmierdzącej wody.
Oplułam siebie, blat, garnek i jego silną rękę, która drżała pod wpływem męskiego rechotu, wypełniającego całą kuchnię. Zacisnęłam pięści i powieki, próbując zapanować nad odruchami wymiotnymi.
– Nie smakuje ci? – zapytał przesadnie słodkim tonem, a we mnie krew zawrzała.
Przestałam walczyć z kimś, kto był ode mnie większy i silniejszy. Wykorzystując swoją drobną sylwetkę, wywinęłam się pod ramieniem Neila, zaskakując nie tylko jego, ale również samą siebie. Wytarłam usta ręką, ale niewiele to pomogło, bo wciąż czułam resztki cuchnącego wywaru.
Mężczyzna patrzył na mnie z rozbawieniem i kiedy myślałam, że skończył już swoją głupią zabawę, postanowił jeszcze się ze mną podrażnić.
– Oh, Alice... Nie bądź taka wybredna. – powtórzył moje własne słowa.
I to był jego błąd.
Bez chwili wahania ruszyłam w jego kierunku z furią wymalowaną na twarzy. Nim zdążył zareagować, ugięłam kolano i trafiłam go w samą męskość.
Tak, to był cios poniżej pasa. Dosłownie. I sądząc po reakcji tego głupka- za dziesięć punktów.
Neil jęknął i zgiął się w pół, a Mason i Rachel wybuchli gromkim śmiechem. Kobieta uniosła kciuk do góry, pokazując mi swoje poparcie, Mason zerknął z politowaniem na przyjaciela, który z zaciśniętymi powiekami burczał coś pod nosem, a ja? Cóż, byłam z siebie cholernie dumna.
– Z czego się śmiejecie? – zapytał Christian, zaglądając do kuchni. Z uniesionymi brwiami przyglądał się pochylonemu Neilowi.
– Twój kumpel źle się poczuł. – zamrugałam, przybierając najbardziej uroczą i niewinną minę, na jaką było mnie stać.
Christian uniósł kąciki ust, obserwując moją grę aktorską.
– Czyżby?
– Ta twoja psychopatka kopnęła mnie w Arnolda.
– W kogo? – wykrztusiła Rachel. Wciąż jeszcze nie uspokoiła się po wcześniejszym ataku histerycznego śmiechu, a wyglądała, jakby już nadciągał kolejny, odbierając jej zdolność wysławiania się.
– W Arnolda, kurwa. Głucha jesteś? – warknął, próbując się wyprostować, jednak ból najwidoczniej był zbyt silny. Znów jęknął i się zgarbił.
– Chcesz mi powiedzieć, że nazywasz swoje przyrodzenie Arnoldem? – Rachel przejechała rękawem bluzki po policzkach, wycierając łzy. – To popieprzone. – stwierdziła między salwami śmiechu.
– Ja mam Arnolda, Christian Henry'ego, a Mason Gabriela. – Neil wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś najlogiczniejszym na świecie.
– Ja pierdzielę. Dlaczego?! – kobieta nie mogła już ustać na nogach. Oparła się o lodówkę i osunęła na podłogę, pozwalając, by jej rechot wypełnił całe pomieszczenie.
– Kiedyś Ashley nawrzeszczała na nas, że za dużo przeklinamy, bo Liam nauczył się słowa „kutas". – odparł Mason, przewracając oczami. Najwidoczniej uważał nasze rozbawienie za coś dziwnego, bo kontynuował z powagą: – Stwierdziliśmy, że przestaniemy używać takich wulgarnych określeń i nasze fiuty dostaną imiona.
– Ale przecież wy klniecie na okrągło. – zauważyłam.
– No tak. Nie udało nam się oduczyć przeklinania, ale imiona zostały. – wyjaśnił Christian.
Nie mogłyśmy zapanować nad niekontrolowanym wybuchem śmiechu, który wyrywał się z naszych gardeł. Rachel rozpłakała się już na całego, trzymając się za brzuch. Ledwo łapałyśmy powietrze.
– Koniec tego dobrego. – mruknął Neil, zerkając na nas z wyższością, jakby nigdy nie dostał ataku głupawki. – Musimy zorganizować coś do żarcia.
– Przecież jest obiad. – odpowiedział Christian ze szczerym zdziwieniem.
– A próbowałeś tego?
– No nie. – wzruszył ramionami. – Hammer kazał mi zrobić zupę, to zrobiłem.
– Świetnie. Prawdziwy Gordon Ramsay. Wyczyściłeś chociaż rybę, zanim wrzuciłeś ją do gara?
– Rybę? – przekrzywił głowę na bok. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Ta zupa śmierdzi rybą na kilometr.
– Ah, o to chodzi. Wrzuciłem tam tuńczyka z puszki.
– Jezu, stary!
– Porzygam się. – Mason przycisnął dłoń do ust i ruszył w kierunku łazienki.


Z zachrypniętym gardłem wpadłam do pokoju. Musiałam pogodzić się z tym efektem ubocznym histerycznego napadu śmiechu. Cóż, było warto.
Miałam zamiar sięgnąć po coś cieplejszego do ubrania i zejść od razu na dół.
Astrid bawiła się z Liamem w ogrodzie, więc był to idealny moment, by rzucić się na kanapę w salonie i poczytać w ciszy.
Nachyliłam się nad torbą, w poszukiwaniu bluzy, ale moją uwagę przykuły pożółkłe kartki, wystające z jednej z kieszeni.
Nie. Nie, nie, nie. Nie teraz, pomyślałam, zaciskając powieki.
Postanowiłam, że nie będę psuła sobie humoru. To był dobry dzień i chciałam wykorzystać go w stu procentach.
Jednak mój umysł miał własny plan- nie udało mi się odpędzić nieprzyjemnych myśli. Zawładnęły moją głową. Nie musiałam czytać wyrwanych z pamiętnika, pogniecionych stron. Doskonale wiedziałam, co się na nich znajduje, bo cały tekst znałam na pamięć.
Oparłam się o ścianę, oddychając głęboko.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz