Rozdział 13

5.8K 286 2
                                    


Nie wiem jak długo jechaliśmy, mój mózg przestał rejestrować to, co działo się za oknami auta. Właściwie to miałam wrażenie, że w ogóle się wyłączył. Może była to reakcja obronna organizmu, który miał już dość napadów paniki, które ostatnim czasem często mnie atakowały.
Zatrzymaliśmy się przed starą, zardzewiałą bramą. Nie wyglądała, jakby naprawdę miała chronić przed wejściem na posesję, bo z pewnością można było ją przewrócić średniej siły kopnięciem.
Christian wyszedł i rozchylił skrzypiące wrota, żebyśmy mogli wjechać do środka. Kiedy pchał metalowe skrzydła bramy, zauważyłam, że trawa rosnąca wokół sięgała mu powyżej kolan. Nie wiedziałam, kiedy ostatni raz była koszona, a raczej czy kiedykolwiek była.
Nie widziałam nic oprócz drzew i gęstych krzaków, które otulały całe to miejsce w jakiś dziwny, dziki sposób. Poczułam się nieswojo.
Ten zapomniany przez świat gąszcz wydawał się być idealnym miejscem do porzucenia zwłok. Nie wiem, dlaczego właśnie o tym pomyślałam, ale tak właśnie było. Gdyby ktoś zechciał podrzucić tu trupa, nie byłoby opcji, że ktoś by go znalazł bez użycia psów i profesjonalnego sprzętu.
Zastanawiałam się, czy Christian również tak uważał.
Skarciłam się w głowie, za tak idiotyczne myśli. Chciałam mu zaufać, na tyle, by nie podejrzewać go o to, że zaraz mnie zabije, ale mimo starań, było to cholernie ciężkie.
Więc staraj się bardziej, wrzeszczała moja podświadomość.
Moje spojrzenie przykuły dwa pasy, odznaczające się na tle zarośniętej dziczy, które prowadziły w głąb lasu. Te wyjeżdżone ślady sugerowały, że jednak poruszały się tędy jakieś pojazdy, a przynajmniej jeden i to dość często.
Christian wrócił do samochodu i ruszył bez słowa. Droga była nierówna, miałam wrażenie jakbym cofnęła się w czasie i jechała na wakacje do dziadków, mieszkających w małej wsi niedaleko Luizjany.
Otaczający nas las był tak gęsty, że zapewne ciężko byłoby się po nim poruszać.
Droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a ja miałam już serdecznie dość ciszy, więc zbierałam się w sobie, by zapytać Christiana o co w tym wszystkich chodzi i co, do diabła, tu robimy, ale znów zatrzymał auto.
Tym razem staliśmy przed wysoką, czarną bramą, przez którą nie sposób było nic zobaczyć. Wyglądała jak mur, oddzielający nas od... Sama nie wiedziałam od czego. Nie miałam pojęcia, co mogło być po drugiej stronie, jednak wiedziałam, że to coś, co za wszelką cenę miało być dobrze chronione. Sądząc po wielkości bramy- tak właśnie było. Chyba nawet czołg nie byłby w stanie jej sforsować.
Tym razem Christian nie wyszedł z auta, sięgnął po telefon, wystukując krótką wiadomość. Po kilku sekundach od wysłania, rozległo się ciche pikanie i skrzydła bramy rozsunęły się na boki.
Zmarszczyłam brwi, kiedy znów jedynym co przyszło mi zobaczyć, był gęsty las, jednak już po chwili, kiedy wyjechaliśmy zza zakrętu dostrzegłam coś niesamowitego.
Nigdy nie widziałam dziwniejszego budynku. Wyglądał, jakby składał się z trzech różnych części, a kształtem przypominał mały, ceglany zamek.
Niewiarygodna konstrukcja była w istocie potężną willą, na tyle starą, że wydawała się być nie z tej epoki. W osłupieniu gapiłam się na ciemny mur wokół całej posesji, który odgradzał nas od świata.
Christian nieco się rozluźnił, kiedy ukradkiem obserwował moją reakcję. Podobał mu się mój zachwyt nad tym miejscem.
– Tu mieszkacie? – wyszeptałam, wyciągając szyję na boki, by dostrzec jak najwięcej szczegółów.
– Aktualnie tak.
Chwilę milczeliśmy, ale nie była to niezręczna cisza. Musiałam nacieszyć się tym widokiem.
Christian kaszlnął znacząco, sugerując mi, że czas się zbierać. Oprzytomniałam, kiedy wyszedł z samochodu, okrążył go i otworzył mi drzwi.
Pewnie pomyślałabym, że to miłe z jego strony, gdyby nie fakt, że nie był dżentelmenem. Po prostu mnie poganiał.
Przeszliśmy przez zadbany plac przed budynkiem i stanęliśmy przed drzwiami, które z bliska wyglądały jeszcze lepiej. Ciężkie, majestatyczne i rzeźbione w ciemnym drewnie. Nie wiem, dlaczego czekałam, aż Christian do nich zapuka, chyba nie dotarło do mnie jeszcze, że był u siebie.
Właściwie to ja także...
– Witaj w domu. – powiedział, czytając mi w myślach. Otworzył wrota i weszliśmy do środka.
Wnętrze odrobinę mnie rozczarowało, bo wcale nie przypominało zamku, czego szczerze żałowałam, bo liczyłam na spektakularne widoki, tak jak na zewnątrz. Było raczej nudne, minimalistyczne i zbyt nowoczesne, a ogromne przestrzenie różniły się od tego, co znałam z Montgomery. Moje całe mieszkanie w bloku miało prawdopodobnie tyle samo metrów kwadratowych, co ogromny przedpokój, w którym właśnie stałam.
Poczułam się bezbronna w tym obcym miejscu, ale solidne drzwi, zatrzaśnięte za nami z hukiem, przypomniały mi o tym, że nie mogłam się już wycofać.
Stałam w miejscu jak kołek. Nie odzywałam się, bo nie wiedziałam co miałabym powiedzieć i byłam wściekła na Christiana, że doprowadza do tak niezręcznej ciszy.
Nagle coś upadło na podłogę. Prawdopodobnie coś szklanego, bo brzmiało jakby kawałki szkła rozsypały się po podłodze.
– Kurwa, Nancy! Ty głupia pizdo! – rozległ się wściekły, męski głos.
Zamarłam, bo wiedziałam do kogo należał.
Wizja tego, że być może takie traktowanie kobiet było tutaj na porządku dziennym, kompletnie mnie przeraziła.
– Zamknij się i to posprzątaj! – odpowiedział ktoś równie nabuzowany. Tym razem była to kobieta.
Odetchnęłam z ulgą. Tu po prostu nikt nie miał do siebie szacunku. Cóż, lepsze to niż bycie poniżaną jedynie przez płeć przeciwną.
– Sama to sprzątaj! To był mój ulubiony kubek, zdziro!
– Zdziro? – powtórzyła powoli Nancy, jakby dawała mu jeszcze szansę na cofnięcie słów. Najwidoczniej jednak Neil postanowił z niej nie skorzystać, bo po chwili coś twardego grzmotnęło o ścianę z ogromną siłą.
Christian popatrzył na mnie przepraszająco, po czym kiwnął głową, dając mi znak, żebym poszła za nim. Trzymałam się z tyłu na bezpieczną odległość, nie chcą mieszać się w żadne konflikty.
Christian zajrzał do pomieszczenia, które okazało się być kuchnią i oparł się o futrynę. Stanęłam obok, licząc na to, że nikt mnie nie zauważy. Od pokłóconej pary dzieliła mnie zaledwie ściana.
– Możecie się zamknąć? – warknął, a ja odruchowo się wyprostowałam, zupełnie jakby to na mnie był wkurzony.
– Ta idiotka rzuciła we mnie dzbankiem! – krzyknął Neil, nie mogąc opanować złości. Kiedy Christian popatrzył na niego i lekceważąco pokręcił głową, powtórzył jeszcze głośniej. – Pieprzonym dzbankiem!
– Słyszałem. – odparł, wracając do swojego spokojnego tonu i zwrócił się do Nancy. – Możesz przestać mordować Neila?
– Ja go nie morduję. Oberwanie dzbanem w łeb to zbyt łagodna śmierć dla tego idioty. – prychnęła i przeszła przez kuchnię. Nie widziałam jej, ale doskonale słyszałam kroki, które oddalały się w przeciwnym kierunku. To znaczyło, że do kuchni można było wejść przynajmniej od dwóch stron. Kusiło mnie, żeby zajrzeć do środka, ale byłam zbyt zestresowana. Christian też nie wychylał się z przedstawieniem mnie reszcie. Być może uznał, że nie musi tego robić przed Neilem.
W sumie jakby nie patrzeć, zdążyliśmy się już trochę poznać. Tak jakby.
– Zwariuję z nią. – rzucił poirytowany, a po chwili usłyszałam dźwięk otwieranej lodówki. – Jesz ze mną?
Christian pokręcił przecząco głową.
– Mógłbyś zebrać wszystkich?
– Hm? – mruknął Neil, krzątając się po kuchni.
Czułam się dziwnie i niekomfortowo stojąc ukryta za ścianą, choć tak naprawdę wcale nie miałam zamiaru się chować. Zachowywałam się jak szpieg, podsłuchujący ich rozmowę, ale teraz, zwłaszcza po kłótni, której niestety byłam świadkiem, nie miałam śmiałości się pokazać.
– Zwołaj wszystkich, musimy porozmawiać.
Neil milczał przez kilka sekund.
– Ah, to dziś? – zapytał, właśnie sobie o czymś przypominając. – Przywiozłeś ją?
Przygryzłam nerwowo wargę, kiedy o mnie mówił, nie zdając sobie sprawy z tego, iż wszystko słyszę.
Christian odkaszlnął, po czym gestem ręki przywołał mnie do siebie. Zawahałam się przez chwilę, nie chcąc przyzwyczajać go do tego, że spełniam każdy jego rozkaz. Z drugiej jednak strony nie był to najlepszy czas na strzelanie fochów i wolałam przywitać się z Neilem w obecności Christiana, niż robić to później sama.
Stanęłam niepewnie w wejściu do kuchni, podnosząc wzrok na Neila.
Czułam się jak na przedstawieniu szkolnym, gdzie cała uwaga widza była teraz skupiona wyłącznie na mnie. Zacisnęłam usta, nie wiedząc czy powinnam przywitać się jako pierwsza, czy może czekać na jakiś gest ze strony mężczyzny.
Modliłam się w duchu, by ktoś przerwał tę pieprzoną ciszę. Moje prośby do Boga zostały wysłuchane z prędkością światła.
– No siema. – rzucił Neil z uśmiechem, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi.
W jego zachowaniu nie było cienia skrępowania. W jednej ręce trzymał kanapkę, w drugiej ketchup, więc nie miał możliwości uściśnięcia mi dłoni. Zamiast tego kiwnął do mnie głową, a ja wykonałam ten sam gest, ale o wiele subtelniej, bo zakłopotanie ograniczało moje ruchy. – Jak ręka?
Zastanawiałam się czy naprawdę go to interesowało, czy szukał tematu do rozpoczęcia jakiejś niezobowiązującej gadki.
– Już lepiej, dzięki. – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Zachowywałam się jakbym połknęła kij od miotły i zdawałam sobie z tego sprawę – Nie smakowała ci kawa?
Zerknął na mnie pytająco, ale szybko przeniósł spojrzenie na rozbity kubek i kawałki szkła, leżące w brązowej kałuży na podłodze.
– To zasługa mojej walniętej siostry. – wyjaśnił z uśmiechem, jakby cała złość zdążyła już z niego wyparować.
Nie próbowałam zamaskować zdziwienia. Przez myśl mi nawet nie przeszło, że mogli być rodzeństwem. Odkrywałam coraz więcej kart z talii Malbatu.
Poczułam, że to odpowiedni moment na wyprostowanie kilku zaległych spraw. Teraz albo nigdy.
– A myślałam, że to nieudany trik barmański. – rzuciłam, czekając na jego reakcję. Wypowiedziałam to tak neutralnym tonem, że pewnie miał problem w rozszyfrowaniu moich intencji. Wpatrywał się we mnie przez kilka sekund, po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Mój komentarz wyraźnie go rozbawił.
Podniosłam wyżej głowę, również się uśmiechając. Niesamowite uczucie ulgi przeszło przez moje ciało, nagle je rozluźniając.
Christian poruszył się nerwowo, jakby bał się, że nasza rozmowa pójdzie w złym kierunku. Ja jednak byłam zadowolona.
– Wiesz, że wyrzucili mnie z pracy po twojej wizycie w klubie?
Parsknęłam śmiechem, zakładając ręce na piersi.
– Niemożliwe... A jaki był powód twojego zwolnienia? Trzy dziewczyny zamknięte w piwnicy?
Dopiero kiedy Neil zrobił teatralnie zdziwioną minę, odłożył ketchup na blat i przyłożył sobie rękę do klatki piersiowej, udając zszokowanego, Christian zrozumiał, że robiliśmy sobie jaja.
– Nie wiem nic o żadnych laskach w piwnicy, po prostu mojemu szefowi nie podobało się, że rozpijam policjantki. – wypalił, unosząc talerz z lunchem w moją stronę.
Pokręciłam głową z odmową, a on wzruszył ramionami i wpakował sobie kanapkę do buzi. Z pełnymi ustami mrugnął do Christiana, po czym znów popatrzył na mnie.
– Miałaś kaca? – zapytał z rozbawieniem.
Przewróciłam oczami, bo doskonale pamiętałam, jak gównianie czułam się przez cały wieczór. Może i nie miałam pojęcia, co Neil postanowił mi zaserwować, ale wiedziałam, że już nigdy nie chcę kosztować niczego, co zostało przez niego przyszykowane. Ani kanapek, ani drinków.
– Weź spierdalaj. – wycedziłam, marszcząc brwi, a w odpowiedzi usłyszałam tylko męski śmiech.
Chciałam dodać coś jeszcze, ale nie zdążyłam, bo za plecami warknął ostry ton. Obróciłam się w panice, wlepiając wzrok w młodą kobietę, patrzącą na mnie tak gniewnie, że aż przeszły mnie ciarki.
– Czy ty kazałaś mojemu bratu spierdalać? – zapytała, zaciskając pięści. Serce zaczęło mi szalenie walić, powodując tym samym problem z oddychaniem. Mierzyła mnie wzrokiem, jakby chciała przewidzieć każdy mój ruch. Stałyśmy tak, gapiąc się na siebie, bo nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. Odebrało mi mowę i poczułam pot spływający mi po plecach.
Nagle rozluźniła twarz i wybuchła niepohamowanym śmiechem. Piskliwy chichot wypełnił całą kuchnię, a ja przeniosłam zdezorientowany wzrok na Christiana.
Opierał się o blat ze znudzeniem obserwując ten nieokiełznany napad głupawki, który, jak mogłam się domyślać po reakcji mężczyzn, pojawiał się u Nancy dość często.
– Czy ty kazałaś mojemu bratu spierdalać? – powtórzyła, tym razem zachowując się, jakby była to najśmieszniejsza rzecz na świecie – Jeżeli tak, to świetnie!
– Nancy, wypad stąd! – prychnął Neil, wskazując na drzwi.
– Ale ja chciałam poznać nową!
O cholera. Nowa to ja.
Skrzywiłam się w dziwnym grymasie, który miał udawać uśmiech. Nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do nowej sytuacji i nagłej zmiany nastroju Nancy, a serce wciąż biło mi szybciej niż powinno. Mimo to poczułam dziwną sympatię do tej dziewczyny, bo wydawała się być bardzo pozytywną osobą, w przeciwieństwie do na przykład Christiana, który nie był duszą towarzystwa.
Wyciągnęła rękę w moim kierunku, złapała mnie za dłoń, ale zamiast nią potrząsnąć, przyciągnęła mnie do siebie. Objęła mnie nieco zbyt energicznie i ścisnęła na tyle mocno, że wytrzeszczyłam oczy.
Podobało mi się to. Lubiłam tę wariatkę.
– Witaj na pokładzie. – uśmiechnęła się serdecznie, poprawiając roztrzepane blond włosy, odrobinę ciemniejsze od moich. – Jak to jest być policjantką, która nagle zmienia strony i teraz buja się z bandą zdemoralizowanych wyrzutków?
Neil zaśmiał się cicho, a Christian spiorunował ją wzrokiem.
– Nancy! – syknął swoim dziwnym, ostrzegawczym tonem, jakby chciał zakazać jej dalszego odzywania się.
– No co? Jestem ciekawa. – odparła kompletnie nieprzejęta świdrującym spojrzeniem Christiana. Najwidoczniej tylko na mnie działał tak przerażająco. Sięgnęła do szafki i wyjęła dwa kubki, a następnie podeszła do sporych rozmiarów ekspresu do kawy.
– Może najpierw to posprzątaj. – wtrącił Neil, marszcząc brwi i gestem ręki wskazał szkło na podłodze.
Nancy nawet nie spojrzała w jego kierunku, od razu koncentrując się na mnie.
– Jaką kawę lubisz? – zapytała, zupełnie ignorując uwagę swojego brata.
Po piętnastu minutach w domu Malbatu już doskonale wiedziałam, że będę musiała się wiele nauczyć, by swobodnie tu funkcjonować. To miejsce wydawało się być pozbawione wszelkich zasad.
– Czarną. I bez cukru.
Popatrzyła na mnie i pokręciła głową z uśmiechem.
– Typowa policjantka, działająca na pełnych obrotach?
– Musiałam mieć niezłego kofeinowego kopa, szukając uprowadzonej Nancy Stone.
Neil znów parsknął śmiechem. Wydawał się być naprawdę rozbawiony wszystkim, co miało związek z tą sprawą. Wyobraziłam sobie jego reakcję, kiedy w ogóle planowali całe te przedstawienie. Musiał mieć niezły ubaw, skoro nawet teraz ciężko było mu zachować powagę i co chwilę próbował zamaskować uśmiech na twarzy.
Wbrew pozorom był bardzo podobny do Nancy, może ona bardziej tryskała optymizmem, a on złośliwością, ale wydawali się być w porządku. Zdecydowanie wolałam Neila niż barmana.
– Udało ci się, Alice! Oto ja! – zaśmiała się głośno, kierując w stronę wyjścia z kuchni. Podeszła do futryny i ostrożnie, żeby nie wylać swojej kawy, uniosła nogę do góry, a następnie przesunęła ją wzdłuż framugi drzwi, imitując taniec na rurze. – Nancy Stone! Striptizerka numer jeden...
Nie dokończyła. Przerwała erotyczny taniec i z piskiem schyliła głowę. Ścierka kuchenna przeleciała tuż nad nią, spadając na podłogę.
– Przestań! – Neil stał wyprostowany i gotowy rzucić kolejną rzeczą, gdyby Nancy nie posłuchała jego rozkazu.
Najwidoczniej nie był zadowolony z faktu, że jego siostra, oczywiście dla dobra Malbatu, musiała udawać striptizerkę.
– Czemu znów się tak wydzieracie, do cholery? – nagle, nie wiadomo skąd, za Nancy pojawiła się kolejna osoba.
Popatrzyła ze zdziwieniem na swoich znajomych, a na końcu na mnie. Moja obecność nie zrobiła na niej jednak wrażenia. Musiałam się przyzwyczaić do tego, że w tym domu każdy wiedział o mnie więcej niż bym tego chciała.
– Nie wiem, Neil ma problem z tym, że molestuję ścianę. – Nancy wzruszyła ramionami bez zbędnych wyjaśnień, choć jej koleżanka chyba na nie czekała. Mrugnęła w moją stronę, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem. – Twoja kawa zaraz się zrobi, Alice. Czuj się jak u siebie. – rzuciła i wyszła.
Kolejną kobietą, którą dane mi było poznać, była Ashley. Zdecydowanie bardziej zdystansowana i przenikliwa. Podała mi rękę, chociaż nie byłam pewna, czy naprawdę miała na to ochotę. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a ja odetchnęłam z ulgą.
Modliłam się o chwilę spokoju, żeby mieć czas na poukładanie wszystkiego w głowie, więc z zadowoleniem przyjęłam słowa Christiana:
– Chyba na razie wystarczy tych nowych znajomości. – zaczął, a kiedy nie dostrzegł protestu z mojej strony, dodał z zadowoleniem – Będziesz miała jeszcze dużo czasu, żeby wszystkich poznać. Napij się kawy i odpocznij, a ja zbiorę innych i spotkamy się w salonie za pół godziny.
Teraz miałam ochotę się sprzeciwić, bo nie chciałam zostawać sama w obcej kuchni, zwłaszcza, że po krótkim kontakcie z Ashley czułam, że nie przez wszystkich byłam tu mile widziana.
Nie wiedziałam nawet gdzie w tym ogromnym pałacyku mógł znajdować się salon.
Christian od razu wyczuł moje zawahanie.
– Neil, zostań z nią. – rozkazał, a ja zwątpiłam, że mówił prawdę, twierdząc, że nie jest tu szefem. 

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz