Rozdział 32

4.8K 240 13
                                    

Cisza panująca w całym domu była niczym plastikowa torebka nałożona na głowę. Uniemożliwiała oddychanie i niemalże doprowadzała do omdlenia.
Nikt nie zabrał głosu. Siedzieliśmy zgarbieni, próbując skupić się na czymś innym niż na dwóch pustych miejscach przy stole.
Liam opierał głowę na małej rączce, unikając jakichkolwiek spojrzeń. Nie tknął śniadania i wydawał się być nieobecny.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie małe dziecko, które dowiaduje się, że zostało sierotą. Nie słyszałam, by wpadł w szał czy rozpacz.
Hammer uparł się, że to on porozmawia z chłopcem. Na początku uważałam to za beznadziejny pomysł i miałam ochotę wtrącić swoje trzy grosze, ale później uświadomiłam sobie, że ja nie byłabym w stanie przeprowadzić z Liamem tej ciężkiej rozmowy.
Na samą myśl o tym, co spotkało Ashley i Nancy chciało mi się płakać.
Malec też wcześniej płakał, widziałam to po jego zaczerwienionych oczach, które tępo wpatrywały się w środek stołu.
Nie miałam pojęcia jak się zachować. Odezwać się do niego? Przytulić? Dać czas na przetrawienie tragedii, które go spotkała? Miał zaledwie sześć lat, do cholery!
Wszyscy powinniśmy stanąć na głowie, by ułatwić mu funkcjonowanie w nowej rzeczywistości, tymczasem baliśmy się na niego spojrzeć.
Nikt nie chciał zaczynać bolesnego tematu. Uświadomiłam sobie, że pod maskami niebezpiecznych przestępców, byliśmy tylko grupą tchórzy.
Powieki Liama zaczęły powoli opadać, wzdrygnął się lekko, kiedy stracił panowanie nad swoim ciałem, otworzył szeroko oczy, ale po kilku sekundach znów je zamknął, pozwalając sobie na krótki odpoczynek przy stole.
Musiał być wykończony.
Nie mogłam patrzeć na jego drobną, zgarbioną sylwetkę i dziecięcą rączkę, podtrzymującą głowę. Przy wielkim drewnianym stole wydawał się taki malutki i bezbronny. Teraz Ashley powinna przycisnąć go do piersi i ukołysać do snu, jednak zamiast matczynego ciepła otrzymał zimny, twardy blat stołu. Przełknęłam ślinę, ale piekąca gula dalej trzymała się mojego gardła.
Bez słowa podniosłam chłopca i ruszyłam z nim do sypialni. Mojej sypialni.

Rachel podgrzewała wodę w czajniku, więc bez słowa podsunęłam jej mój kubek. O nic nie pytała, przez te wszystkie tygodnie zdążyłyśmy poznać się już na tyle, że wiedziała, którą herbatę piję.
– Dzięki. – uśmiechnęłam się lekko, odbierając od niej parujący napój.
Odpowiedziała mi cichym westchnięciem.
Najwidoczniej nie szukała towarzystwa, a ja w pełni to rozumiałam. Każdy przechodził żałobę na swój sposób.
Chwyciłam kubek w dłonie, rozkoszując się przyjemnym ciepłem i ruszyłam w kierunku schodów. Chciałam być w pokoju, gdy Liam się obudzi.
– Dziewczyny? – usłyszałam za plecami łagodny głos, więc szybko się obróciłam.
Mary stała w progu kuchni, patrząc raz na mnie, raz na Rachel.
Jej wzrok był wyprany z emocji, jakby ktoś wszczepił jej plastikowe oczy lalki Barbie. Zazwyczaj prezentowała się bardzo kobieco i elegancko, dobierając ubrania do swojego wieku i upodobań. Wielokrotnie widywałam ją w dopasowanych koszulach, domowych sukienkach lub długich spódnicach, lecz dziś zarzuciła na siebie gruby, rozciągnięty sweter, a jej ciemne, kręcone włosy sterczały w przeróżnych kierunkach. Wyglądała, jakby dopiero co wygramoliła się z łóżka i tak też pewnie było.
Od śmierci Ashley i jej bardzo skromnego, acz łamiącego serca pogrzebu, minęły trzy dni. Od tego czasu rzadko widywałam kogokolwiek i tak naprawdę dopiero dziś rano pierwszy raz usiedliśmy razem do stołu.
Miałam wrażenie, że wszyscy chowali się do swoich sypialni i niechętnie z nich wychodzili. Neil i Christian naprzemiennie czuwali przy Nancy.
– Jak się czuje Liam? – zapytała z troską w głosie i wsadziła ręce do kieszeni swetra.
– Właściwie nie najgorzej. Cały czas śpi.
Kobieta pokiwała głową i wypuściła powietrze przez nos.
– Biedne dziecko. – spuściła wzrok, a ja dopiero teraz zauważyłam, że Hammer stanął tuż za nią, opierając się dłońmi o framugę. Wydawał się być jeszcze potężniejszy niż zazwyczaj, ale jego oczy zdradzały, że śmierć Ashley kompletnie go załamała.
– Pójdę już na górę. – mruknęłam, nie chcąc zaczynać tematu Liama.
Bardzo mu współczułam i starałam się być blisko niego, ale każde zagadnięcie o chłopca powodowało u mnie bolesny ścisk żołądka. Bałam się, że ktoś w końcu zapyta o to, co dalej będzie z osieroconym maluchem. Nie byłam gotowa mówić o tym głośno, sprawa stała się wyjątkowo trudna i unikałam tego tematu jak ognia. Obiecałam Ashley, że zrobię dla niej wszystko, ale adopcja siedmioletniego dziecka wykraczała poza moją wyobraźnię.
– Poczekaj chwilkę. – Mary uśmiechnęła się czule, a mnie przeszyła kojąca fala matczynego ciepła. Uwielbiałam patrzeć na tę kobietę, która dawała nam namiastkę normalności, zachowując się, jakbyśmy wszyscy byli jej dziećmi. – Przekaż to Liamowi. – wręczyła mi mały, plastikowy samochodzik. – Znalazłam go pod kanapą. Musi bardziej pilnować swoich rzeczy, teraz każda zabawka jest na wagę złota. – dodała, wpatrując się we mnie ciemnymi oczami.
Przyjrzałam się jej uważniej, kiwając głową. Wyglądała na zmęczoną i wyniszczoną, ale biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich dni, nie było to nic dziwnego.
Poczłapałam do sypialni, sprawdziłam czy Liam dalej śpi spokojnie, zdjęłam szlafrok i uświadomiłam sobie, że przez cały czas miałam na sobie piżamę.
Postanowiłam się jednak nie przebierać. Czułam, że większość dnia spędzę w łóżku.
Położyłam się na boku, obserwując bladą twarz chłopca. Później przeturlałam się na plecy, pogapiłam się kilka minut w sufit i spróbowałam ułożyć się na brzuchu. Nie mogłam znaleźć odpowiedniej pozycji, więc westchnęłam cicho i usiadłam na brzegu materaca.
Zaczęłam żałować, że nie posiedziałam dłużej na dole. Mogłam porozmawiać z Mary lub poczekać, aż napatoczy się ktoś inny.
Nie chciałam ryzykować, że w salonie trafię na Hammera, który od śmierci Ashley praktycznie się nie odzywał, więc stwierdziłam, że zostanę na piętrze.
Wiedziałam, że w pokoju Nancy natknę się na kogoś, kto będzie skłonny zamienić ze mną chociaż kilka zdań. Zazwyczaj przesiadywał tam Neil, a kiedy tylko schodził do kuchni, żeby coś zjeść lub brał prysznic i udawał się na krótką drzemkę, zastępował go Christian, ewentualnie Mason. Właśnie któregoś z nich teraz potrzebowałam.
Przemknęłam przez korytarz niczym zjawa i zapukałam do drzwi najciszej jak potrafiłam, by nie zbudzić Nancy.
– Tak? – zapytał Neil, kiedy powoli wpełzałam do środka. – Ah, to tylko ty.
– Mogę wejść?
– Jasne. – uśmiechnął się, ale jego oczy wciąż pozostawały pozbawione ciepła. Przysunął taboret, postawił go obok krzesła, na którym sam siedział i poklepał w niego lekko. – Siadaj. Zaraz przyjdzie Christian.
– Jeśli jesteś głodny, to mogę przypilnować Nancy.
– Nie trzeba jej pilnować, za daleko nie ucieknie. – mrugnął do mnie, poprawiając mi humor.
Tak dawno nie słyszałam, by ktokolwiek żartował, zupełnie jakby uśmiech na twarzy był traktowany niczym zdrada w stosunku do Ashley. Żałobę trzeba było przecierpieć, a wszelkie pozytywne emocje były zakazane.
– Chciałabym mieć takiego brata.
– Nie chciałabyś. – parsknął śmiechem i oparł się łokciami o kolana.
– Chciałabym. Możesz mówić co chcesz i udawać, że jesteś największym dupkiem na świecie, ale masz dobre serce i tego nie zmienisz. – wlepiłam wzrok w śpiącą Nancy i uniosłam kąciki ust. – Nawet pobita, opuchnięta i nieprzytomna wygląda pięknie.
– To prawda. – przytaknął i zamrugał kilka razy.
Cholera, Neil się wzruszył? Przez chwilę zastanawiałam się czy to w ogóle możliwe, ale jak widać traumatyczne wydarzenia zmieniły nas wszystkich.
– Przypomina naszą mamę. – wyznał, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. – Miałem czternaście lat, kiedy zmarła, ale bardzo dobrze ją pamiętam.
– Jaka była?
– Zajebista.
Zachichotałam, przykładając dłoń do ust, a mężczyzna popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
– A coś więcej?
– Miała cudowny charakter, była miła i we wszystkich widziała coś dobrego. Czyli zupełne przeciwieństwo mnie. – rzucił z lekkim rozbawieniem. – Umiała gotować, chodziła do kościoła, ubierała się w takie ładne sukienki i była przykładną panią domu. No, czyli zupełne przeciwieństwo Nancy. – zaśmiał się głośniej, a ja wraz z nim.
Tego właśnie potrzebowałam.
– Spierdalaj. – wychrypiała kobieta, a jej zaciśnięte powieki lekko zadrżały.
Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam nawet pisnąć z radości. Neil już był przy niej.
– Nancy! – pochylił się nad siostrą, wytrzeszczając oczy. – Słyszysz mnie?
– Mhm... Chyba tak.
– Jak dobrze! Kurwa! – klasnął w dłonie, na co Nancy odrobinę się skrzywiła. – Zawołać Hammera? Lekarza?
– Nie. – wyszeptała, próbując pokręcić głową, ale najwyraźniej sprawiało jej to ogromną trudność. Szybko przestała się ruszać i oddychała głęboko. – Alice tu jest?
– Jestem. – uśmiechnęłam się szeroko, choć wciąż miała zamknięte oczy i nie mogła zobaczyć szczęścia wymalowanego na naszych twarzach. – Jak się czujesz?
– Bywało lepiej, ale...
Przerwała, kiedy drzwi do sypialni się uchyliły.
Christian trzymał dwa kubki z kawą. Raczej nie spodziewał się, że mnie tu zastanie, a już na pewno nie przypuszczał, że Nancy będzie w aż tak dobrej formie, by z nami rozmawiać. Uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów. Wyszczerzył zęby, odstawił kubki na komodę i szybkim krokiem podszedł do łóżka.
– Obudziła się przed chwilą. – wyjaśnił Neil, poklepując się dłońmi po policzkach.
Nie docierało do niego, że to działo się naprawdę, a ja obserwowałam go ze łzami w oczach.
Pierwszy raz chciało mi się płakać ze szczęścia. Zapomniałam już, jakie to cudowne uczucie.
– Witamy wśród żywych. – Christian nachylił się nad Nancy i pocałował ją delikatnie w czubek głowy, starając się nie przysporzyć jej więcej bólu. – Jesteś bardzo dzielna.
– Jak ona... – kobieta sapnęła, męcząc się podczas rozmowy. Każde słowo z trudem przeciskało się przez jej gardło. – Jak ona się czuje?
Nabrałam powietrza w płuca i przytrzymałam je dłuższą chwilę. Uświadomiłam sobie, że Nancy nie miała pojęcia o śmierci Ashley. Spanikowana przeniosłam wzrok na mężczyzn.
– W porządku. – rzucił Christian, posyłając mi błagalne spojrzenie, prosząc żebym się nie odzywała.
Bez obaw, nie miałam zamiaru.
– Bardzo cierpi? – ciągnęła, a jej głos stawał się coraz bardziej zachrypnięty i słaby.
– Nie. – Neil westchnął, przeczesując palcami włosy. – Przysięgam ci, że nic jej nie boli.
– To dobrze.
– Nie myśl teraz o tym wszystkim, młoda. Potrzebujesz odpoczynku.
– Ciężko... – kobieta zakrztusiła się i wydała z siebie niepokojący, charczący dźwięk.
– Co? Co ciężko? Co się dzieje? – Neil zerwał się na równe nogi, ściskając brzegi łóżka tak mocno, aż zbielały mu kostki.
Nancy odchrząknęła, oblizując wyschnięte, popękane wargi i delikatnie uniosła podbródek.
– Ciężko odpoczywać, kiedy pierdolisz mi nad uchem. – odparła, a jej usta powędrowały nieznacznie do góry. Klatka piersiowa uniosła się kilka razy i byłam pewna, że gdyby nie jej tragiczny stan zdrowia, uraczyłaby nas swoim szczerym, dziewczęcym chichotem.
Zaśmialiśmy się głośno, Christian i Neil rzucili jeszcze jakimś żarcikiem, na tyle dobrym, by poprawić dziewczynie humor, ale na tyle słabym, żeby nie wywołać u niej napadu śmiechu, który z pewnością okazałby się strasznie bolesny.
Ja przez chwilę zaczęłam zapominać o tych wszystkich okropnych rzeczach, które nie dawały nam w nocy spać.
Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ludzie, których tu poznałam, stali mi się bliscy. Śmierć Ashley była prawdziwym ciosem, ale teraz chciałam skupić się na Nancy. Postanowiłam, że zrobię wszystko, by pomóc jej szybko stanąć na nogi. Musiałam być też silna dla Liama, który przeżył największą stratę z nas wszystkich.
Spuściłam wzrok, kiedy przypomniałam sobie dzień, w którym dołączyłam do Malbatu i siedziałam z Neilem w kuchni. Pomyślałam wtedy, że nie spotkam tu ludzi, z którymi mogłabym się utożsamić.
Tak, dokładnie tak brzmiały moje myśli w tamtym momencie. Jakże się wtedy myliłam...
– Prześpij się. – zasugerował łagodnie Neil, nakrywając siostrę kołdrą pod samą szyję. – Musisz nabrać sił.
– Skoczę powiadomić Hammera, że z Nancy już trochę lepiej. – Christian ostatni raz popatrzył z czułością i zadowoleniem na kobietę. – Śpij dobrze, wariatko. – odwrócił się, by wyjść z sypialni, ale przystanął, zwracając się do mnie i Neila. – Wy też powinniście odpocząć.
– Poczekamy aż Nancy zaśnie i pójdziemy się położyć. – odparł mężczyzna.
Christian poklepał go po ramieniu. Nie do końca rozumiałam co oznaczał ten braterski gest, ale Neil uśmiechnął się lekko i skinął głową, jakby odpowiadał „Tak, teraz już wszystko będzie dobrze."
Znów zostaliśmy sami. Nancy odpłynęła, a my gapiliśmy się na nią, obserwując każdy centymetr jej zmasakrowanej twarzy. Liczyliśmy oddechy i uniesienia klatki piersiowej, nie chcą żadnego pominąć.
– Jesteś najlepszym starszym bratem jakiego znam.
Neil zmarszczył nos i uśmiechnął się, obracając głowę w moją stronę.
– Chyba niewielu znasz starszych braci.
– To fakt. – przyznałam z rozbawieniem. – Ale i tak zazdroszczę Nancy, że cię ma.
– Ty też mnie masz, Alice. – wyszeptał, by nie zakłócać snu dziewczyny. – Nieważne co by się działo, możesz na mnie liczyć.
Po jego słowach, choć banalnych to jednak szczerych, zrobiło mi się cieplej na sercu. Nigdy nie miałam rodzeństwa.
– Dziękuję.
– Chcesz o tym porozmawiać?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Dopiero, kiedy zrozumiałam, że wpatruje się w moje nagie uda, żyłami przepłynął mi prąd.
Szybko pożałowałam, że zapomniałam o szlafroku i przyszłam tu w samej piżamie.
Zacisnęłam powieki, przypominając sobie wszystkie chwile strachu, bezsilności, stresu i rozpaczy. W głowie szalało mi tornado, a obrazy przedstawiające moje okaleczone nogi, rozbitą szybę i poparzoną stopę przewijały się niczym stary czarno- biały film.
Przejechałam palcami po wyblakłych bliznach na udach. Nie chciałam o tym pamiętać. Nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że byłam słaba.
– Nie. – uśmiechnęłam się słabo, opuszczając głowę. – Ta Alice już umarła. Narodziła się nowa.
– Nie wiem, co stało się w twoim życiu, ale chcę żebyś wiedziała, że to nie twoja wina.
Potarłam dłońmi kark, wiedząc, że Neil miał rację. To nie była moja wina.
Mogłam zostawić przeszłość za sobą, jednak chęć zemsty była silniejsza.


MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now