Rozdział 18

5.2K 293 31
                                    

Starałam się mieć w głowie słowa Christiana, bo tylko one powstrzymywały mnie przed histerią, ale coraz bardziej zaczynałam w nie wątpić. Miałam ochotę rzucić się na ziemię i płakać, ale nie miałam pojęcia co dokładnie było przyczyną mojej psychozy. W głowie kłębiło mi się milion myśli.
Czy to możliwe, że wszystko było tylko pułapką, a ja byłam aż tak naiwna, by zaufać grupie kryminalistów? Tak po prostu postanowiłam do nich dołączyć i liczyłam, że na tej znajomości się wzbogacę? Dałam się omotać. Dałam się wykorzystać. Nie będzie żadnych pieniędzy, nie zacznę nowego życia. Oh, nie. Oczywiście, że zacznę. W więzieniu. Potraktowana jak najgorszy element.
Właśnie zostałam zatrzymana, sponiewierana i zamknięta w pokoju przesłuchań. Setki razy trzymałam kajdanki, ale nigdy nie wydawały mi się być aż tak cholernie ciężkie. Pomyślałam, że ciężar kajdanek, obijających się o skute nadgarstki to jedno, ale ciężar rozczarowania i strachu to co innego.
Mi najwidoczniej ciążyło to drugie.
Znów zaczęłam się zastanawiać, dlaczego byłam bliska ataku płaczu i przeraziły mnie wnioski, które wyciągnęłam. Nie czułam wyrzutów sumienia. Nie martwiłam się powodem, przez który się tu znalazłam, ale bałam się konsekwencji.
Bolało mnie, że najprawdopodobniej zostałam perfidnie oszukana przez Hammera, jeszcze bardziej bolało mnie to, że zostałam perfidnie oszukana przez Christiana, a już najbardziej bolało mnie, że w ogóle czułam ból przez tę sytuację.
Powinnam była być wściekła, walczyć o swoją niewinność, życzyć wszystkim członkom piekielnego Malbatu wszystkiego co najgorsze. Powinnam być obdarta z tak przyziemnych odczuć jak rozczarowanie i smutek, ale nie potrafiłam nad nimi zapanować. Nie potrafiłam, bo byłam za słaba.
Tak, w tej sytuacji, sama, bez Malbatu byłam po prostu słaba.

Długo milczałam, kiedy młody mężczyzna pojawił się w moim pokoju przesłuchań. Próbowałam zebrać myśli, co nie było wcale takie proste, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie przestałam ufać Christianowi, Hammerowi i samej sobie.
Musiałam szybko coś wymyślić. Mówić prawdę, kłamać, grać na czas?
Byłam rozdarta, ale wciąż miałam w głowie głos, który sprawiał, że traciłam grunt pod nogami. Zapewniał mnie, że gdyby cokolwiek poszło nie tak, zrobią wszystko, by mnie wyciągnąć. Tak bardzo chciałam uwierzyć w to, że Christian mówił to szczerze.
Joel, bo tak nazywał się facet, który gapił się na mnie, opierając brodę na złączonych dłoniach, wyglądał na dość znudzonego i bezczelnego. Spodziewałabym się większego poruszenia, w końcu rozmawiał z byłą policjantką, odpowiedzialną za przemyt narkotyków i współpracę z organizacją przestępczą.
Poprosiłam o wodę, bo wiedziałam, że miałam do tego prawo. Później zapytałam, czy mogę udać się do toalety. Dziwnie czułam się wchodząc do łazienki w asyście dwóch starszych kobiet, które śledziły każdy mój ruch, ale postanowiłam nie zwracać na nie większej uwagi.
Myśl, Alice! Myśl.
Wróciłam do pokoju przesłuchań i oparłam się na krześle. Zaczęło do mnie docierać, że jeżeli nie wezmę się w garść, zaraz przegram tę rozgrywkę. A nie była to gra komputerowa, więc szansę miałam tylko jedną. Jeden błąd i po mnie. Przez lata nie wyjdę na wolność, zmarnuję sobie życie.
Wzięłam głęboki wdech.
Odpowiadałam na pytania spokojnie i rzeczowo. Nie było ich aż tak wiele, ale Joel przysłuchiwał się wszystkim odpowiedziom i zakładam, że mimo swojej znudzonej miny, zapamiętywał każdy szczegół moich tłumaczeń.
Oczywiście, że nie mówiłam prawdy.
Jeżeli istniał chociaż cień szansy, że Christian mnie nie oszukał, nie mogłam ryzykować i rzucić się sama na głęboką wodę. Miałam ogromne wątpliwości, ale to najlepsze co mogłam w tamtej chwili zrobić- udawać głupią, naiwną Alice.
W tym byłam akurat świetna.
Joel był tak specyficznym człowiekiem, że nie sposób było nie podejrzewać go o...
No właśnie. O co?
Kurwa!
Aż poruszyłam się nerwowo i ożywiłam na tyle, że zwróciłam na siebie jego uwagę. Przetarł zmęczone oczy i wlepił we mnie zamglony wzrok, a ja ze wszystkich sił starałam się opanować. Nagle strach minął, a na jego miejscu pojawiła się ekscytacja i nadzieja.
Przymrużyłam oczy, kiedy ostre światło lampki, stojącej na biurku, oślepiło mnie na kilka sekund.
Powoli się odsunęłam, a gdy poczułam, że twarde oparcie krzesła dotknęło moich pleców, odetchnęłam i usiadłam wygodniej.
W pracy widziałam już niejednego podejrzanego, ale żaden nie był tak wyluzowany, jak ja w tamtym momencie, więc zdążyłam jeszcze lekko uśmiechnąć pod nosem. Albo zaczynało mi odbijać, albo naprawdę sytuacja wydawała mi się wręcz komiczna.
Najwyraźniej tak działała na mnie nadzieja.
Nie miałam jednak czasu się nad tym wszystkim zastanawiać, ponieważ Joel zmierzył mnie wzrokiem, czym szybko sprowadził na ziemię.
– Więc zacznijmy od początku, Alice. – powiedział znudzonym głosem, zupełnie jakby był tu za karę. Pewnie był, bo dochodziła dziesiąta, a ten biedak siedział tu ze mną od kilku godzin, wałkując temat, który ewidentnie go nie obchodził. Nawet nie próbował udawać zainteresowanego.
Tym razem to ja spojrzałam na niego.
Intensywnie myślałam o tym, czy jego obojętność wynikała z tego, że doskonale wiedział, iż kłamię mu w żywe oczy, czy może przesłuchanie i wszystkie moje słowa nie miały dla niego żadnego znaczenia.
Musiałam być pewna, cholera, jeden mały błąd i będzie po mnie.
Ale jeżeli mężczyzna rzeczywiście był znudzony całym procesem przesłuchania, mogło to oznaczać tylko jedno- przez ten cały czas siedziałam w pokoju przesłuchań z kretem.
Czy to mogłoby być tak proste, Alice?
Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Nie żebym była pieprzoną pesymistką, bo w tamtej chwili chwytałam się każdego promyka nadziei, nie chciało mi się jednak wierzyć, że mogło to być takie łatwe.
Joel zastukał palcami o blat biurka, dając mi do zrozumienia, że czeka na moją odpowiedź. Mogłabym mu wyrecytować przepis na ciasto i zareagowałby takim samym brakiem zainteresowania, ale wiedziałam, że naszej rozmowie przysłuchują się inni. Musiałam więc palić głupa i wspiąć się na wyżyny mojego marnego talentu aktorskiego.
Automatycznie zerknęłam na lustro weneckie i poprawiłam sobie związane w kok włosy, wkładając kilka jasnych pasemek za ucho. Uśmiechnęłam się subtelnie do osób, które ewentualnie gapiły się na mnie przez szybę i wzięłam głęboki wdech.
– Jak już mówiłam. Nie miałam najmniejszego wyboru, wszystko działo się tak szybko. Przyznaję, zatrzymałam tę ciężarówkę, ale nie miałam pojęcia, że...
W tym momencie Joel ziewnął głośno, nie fatygując się nawet do zatkania ust. Przewróciłam oczami i opowiadałam dalej, całkowicie świadoma tego, że każde moje słowo ma głęboko w poważaniu. Tym samym udowodnił mi tylko, że nie bez powodu to właśnie on mnie przesłuchuje.
Kurwa, gdybym tylko wiedziała, że to takie hop-siup, już dawno zaczęłabym współpracować z jakąś tajną organizacją przestępczą.
Zaśmiałam się w duchu, bo prawdę mówiąc, w takim wypadku nigdy nawet nie wstąpiłabym w szeregi policji. Nienawidziłam tej roboty.
Siedząc na niewygodnym krześle, gapiąc się na znudzonego Joela, nie miałam pojęcia, że sprawa, w którą się wmieszałam nie była wcale tak prosta, jak mi się wydawało.
Przechyliłam lekko głowę czekając na jego reakcję. Obserwowałam go dokładnie, skupiając się na wszystkim, bo wiedziałam, że jeżeli będzie chciał dać mi jakiś znak, zrobi to bardzo subtelnie. Nie mógł pozwolić sobie na zdemaskowanie, a przecież oboje byliśmy obserwowani.
– Rozmawiałeś z kimś z mojej byłej pracy? – zapytałam.
– Oczywiście. – mruknął, poprawiając się na krześle. Zazdrościłam mu, że mógł ruszać rękoma, bo moje wciąż były skute, a teraz już zdrętwiałe. – Nie wiem, czy chcesz znać szczegóły tej rozmowy. – nie czekał na moją odpowiedź, po prostu ciągnął dalej. – Jak możesz się domyślić, twój szef nie był zachwycony. Przyznał, że ostatnio zachowywałaś się dziwnie i dopuściłaś się nawet aktu przemocy, ale nie spodziewał się, że mogłabyś posunąć się do czegoś takiego. Za to na twoich znajomych nie zrobiło to chyba wielkiego wrażenia. Jedna z kobiet przyznała, że od początku wiedziała o twoich mafijnych powiązaniach...
Parsknęłam śmiechem.
Mafijne powiązania? Serio?
Kiedy Sadie i Thomas oskarżyli mnie o współpracę z porywaczami, nie wiedziałam jeszcze o istnieniu Malbatu. Wtedy nie mieliśmy nawet pojęcia, że w rzeczywistości żadni porywacze nie istnieli, bo cała akcja poszukiwawcza okazała się być częścią planu Hammera. Nikt z nas nie zdawał sobie z tego sprawy, więc cokolwiek Sadie sobie teraz myślała, była w cholernym błędzie.
– Czy spoliczkowanie szefa, który okazał się być dupkiem, można nazwać aktem przemocy?
Joel przewrócił oczami. Najwidoczniej nie miał ochoty na żarty ani nawet na zwykłą rozmowę. Zapewne wolał skupić się wyłącznie na moich zeznaniach.
Nie rozumiałam po co zaczął opowiadać o moich współpracownikach. Chciał mnie nastraszyć lub zmieszać z błotem? Uświadomić mi jak nisko upadłam i podkreślić, że dożywotnio straciłam możliwość pracy w policji?
Próbowałam doszukać się w tym jakiegoś przekazu lub znaku, który mógłby potwierdzić moje wcześniejsze przypuszczenia, lecz im dłużej słyszałam jego beznamiętny, znudzony głos, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że źle zinterpretowałam jego zachowanie.
Joel nie był policyjną wtyczką. Był po prostu lekceważącym mnie, znudzonym chamem.
Cholera.
– Wystarczy na dziś. – wymamrotał, podnosząc się z miejsca.
Za długo pracowałam w tym zawodzie, żeby dać się tak łatwo spławić.
– Kiedy zostanę przeniesiona do zakładu karnego w Montgomery?
Popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, jakby z jakiegoś powodu moje pytanie go rozdrażniło.
– Skąd pewność, że w ogóle tam trafisz?
– To więzienie w moim rodzinnym mieście.
Prychnął, zakładając ręce na piersi.
- Jest coś takiego jak prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego... – nie dawałam za wygraną, ale już po chwili zrozumiałam, że powinnam była się zamknąć dla własnego dobra.
Nie rozmawiałam z Joelem na tych samych zasadach. On był policjantem, ja przestępcą i musiałam o tym pamiętać.
Podszedł do mnie i oparł się o blat stołu. Zbliżył się do mojej twarzy na tyle, że czułam jego obrzydliwy oddech i tanie perfumy wymieszane z potem.
– Jesteś jeszcze głupsza, niż myślałem, jeżeli liczysz na to, że tak po prostu odsiedzisz jakiś śmieszny wyrok, grzejąc dupę w zakładzie w Montgomery. Ty jebana wywłoko... – syknął, uderzając mnie wierzchem dłoni w lewy policzek. Poczułam piekący ból i zacisnęłam powieki, szykując się na następny cios. Byłam pewna, że zaraz nastąpi i nie myliłam się. – ... myślałaś, że tak po prostu możesz robić w chuja swoich ludzi? Bezkarnie współpracować z bandą degeneratów? – tym razem trafił w prawy policzek, a uderzenie było na tyle silne, że osunęłam się na podłogę.
Przez unieruchomione ręce nie mogłam się podnieść, ale starałam się uniknąć kolejnego spoliczkowania. Właściwie udało mi się, bo zamiast ciosu w twarz, poczułam kopnięcie w brzuch. Zabrakło mi tchu. Próbowałam złapać powietrze, ale miałam wrażenie, że moja przepona skurczyła się jak pęknięty balon.
Ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka.
Dziękowałam Bogu za ratunek, który nagle się pojawił, bo za nic w świecie nie chciałam dłużej przebywać sam na sam z Joelem. Jak długo chciał się nade mną znęcać?
Obróciłam zaczerwienioną twarz w stronę mężczyzny, który stał nade mną z podłym uśmiechem. Zerknął na Joela, kiwając głową, a później stało się to, czego najbardziej się obawiałam, odkąd zostałam zatrzymana.
Nie wiem, ile to trwało, ale modliłam się o utratę przytomności.
Któryś z nich kopnął mnie w oko. Czułam, jak puchło i łzawiło, ale nie mogłam go otworzyć. Gdybym tylko miała możliwość zasłonić się rękoma, być może uniknęłabym niektórych obrażeń.
Joel schylił się i złapał mnie za włosy, unosząc głowę do góry.
– Mam dla ciebie niespodziankę. Czeka cię wycieczka w rodzinne strony, wiesz? Chyba tego właśnie chciałaś? – zaczął ten drugi, wciąż złowrogo się szczerząc. – Będziesz sądzona w Alabamie. Mam nadzieję, że ostatni raz zobaczysz znajomą okolicę, bo zrobię wszystko, żeby wsadzili cię do najgorszego pierdla w całych Stanach Zjednoczonych. Zdechniesz tam, rozumiesz? – zaśmiał mi się w twarz, a potem zamknął usta. Wiedziałam co robił, kiedy tak mielił językiem.
Zbierał ślinę.
Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę chciał mi to zrobić. Poczułam obrzydzenie i łzy, płynące mi po policzkach. Między łzami zaczęła skapywać gęsta wydzielina.
Zrobił to. Napluł mi na głowę.
– Warto było zdradzać swoich, Alice? Odpowiesz za wszystko, dziwko. Za przemyt, porwania i morderstwa.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale nie wiedziałam czy to na skutek kolejnego uderzenia w twarz czy informacji, która spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Zdawało mi się, że zadławiłam się własnym powietrzem, które gwałtownie wciągnęłam. Nie miałam siły się odezwać i przekonywać ich do mojej niewinności.
Chciałam dowiedzieć się o jakich morderstwach mówili, ale zabrakło mi odwagi, by w ogóle się odezwać.
Czy chodziło o porwanie i wywiezienie do Meksyku, o którym opowiadał mi Christian, czy może tak naprawdę nic nie wiedziałam o Malbacie, którego częścią się stałam.
– Nikogo nie zabiłam. – wyszeptałam zanim urwał mi się film. – Nie jestem mord...

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now