Rozdział 36

4.2K 257 15
                                    


Odwracałam głowę za każdym razem, kiedy Neil wymierzał cios w twarz związanego mężczyzny.
Podczas pracy w policji wielokrotnie spotykałam się z brutalnymi morderstwami czy pobiciami, ale pierwszy raz w życiu byłam świadkiem takiego okrucieństwa.
Nie chciałam patrzeć, więc słysząc dźwięki pięści obijającej się o różne części szczęki, mocniej zaciskałam powieki.
Coś upadło na brudną od krwi posadzkę i potoczyło się wprost pod moje nogi.
Ząb. Kolejny ząb.
Pobladłam na twarzy, ale wzięłam głęboki wdech, by nie zwymiotować i czubkiem buta zgarnęłam, prawdopodobnie, górną dwójkę do pozostałych wybitych zębów.
– Neil. – szepnęłam, kiedy uderzenia stawały się coraz częstsze i bardziej brutalne. – Zaraz straci przytomność.
Mężczyzna zerknął na mnie z furią w oczach. Kostki miał zdarte i wyglądały, jakby pokrywała je gruba warstwa czerwonej farby.
Dopiero po kilku sekundach oprzytomniał, a jego spojrzenie złagodniało, bo dostrzegł lęk na mojej twarzy.
Splunął na więźnia, wytarł pot z czoła i przysunął się do mnie.
– Wiesz, że na to zasłużył.
– Hammer chce go żywego.
Westchnął i pokiwał głową. Rozejrzał się po opuszczonym budynku, szukając czegoś na czym moglibyśmy usiąść, ale nie znalazł niczego takiego. Stara fabryka była nieczynna od wielu lat i oprócz kilku pustych butelek i niedopałków papierosów, nie było tu żadnych rzeczy.
– Weź to i zadzwoń do Christiana. – podał mi komórkę, brudząc wyświetlacz świeżą krwią. – Zapytaj, czy już tu jadą.
– Okej. – skrzywiłam się lekko, odbierając od niego telefon. – A ty wstrzymaj się na chwilę z biciem tego padalca. – zerknęłam na zmasakrowanego mężczyznę.
Przed oczami momentalnie pojawiły mi się Ashley i Nancy.
Nieprzytomne, zmaltretowane, ledwo żywe.
Serce zakłuło mnie boleśnie, odtrącając na bok wszystkie ludzkie odczucia i zasady moralne. Nie byłam przecież już tą samą Alice. A nowa Alice była pozbawiona wyrzutów sumienia i nie żałowała kogoś, kto dopuścił się tortur na dwóch bezbronnych kobietach.
Być może nie wiedział, że Ashley osieroci syna. Ale ja o tym wiedziałam i nie mogłam mu tego wybaczyć.
– Przynajmniej postaraj się go nie zabić. – sprostowałam, patrząc znacząco na Neila.
Nie musiałam długo czekać. Już wychodząc z budynku słyszałam jęki i odgłosy silnych uderzeń.
Wybrałam numer Christiana.
Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci.
Nie odebrał, więc zaciągnęłam się świeżym powietrzem i spróbowałam ponownie. Miło było odetchnąć i poczuć zimny powiew wiatru na skórze, zamiast dławiącego zapachu stęchlizny w fabryce.
Pierwszy sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Schowałam telefon do kieszeni, wycierając go wcześniej o trawę, by pozbyć się resztek krwi i ruszyłam z powrotem do środka.
– Nie odbiera. – rzuciłam na wejściu, ale Neil prawdopodobnie mnie nie usłyszał. Widziałam tylko jego wielkie plecy, zakrywające, dzięki Bogu, faceta, którego okładał raz po raz. Znów zachowywał się, jak w transie, napędzany nieludzkim rozwścieczeniem.
Mężczyzna zacharczał kilka razy i wydał z siebie jeszcze kilka dziwnych dźwięków. Albo umierał, albo zaczynał współpracować. Ciężko było stwierdzić.
– Zaczniesz mówić? – zapytał Neil przez zaciśnięte zęby.
A więc to drugie, pomyślałam.
– Tak. – wychrypiał, kaszląc i opluwając się krwią. Wyglądał tragicznie, ale nie było mi go żal.
– Więc mów. – Neil jeszcze raz uderzył go w szczękę, tym razem nieco lżej. – Bo stracę cierpliwość. – padł kolejny cios. – Dlaczego napadliście na te dwie dziewczyny?
– Musieliśmy. – opuścił głowę, opadając z sił. Krew wymieszana ze śliną ściekała mu po brodzie i szyi.
– Ilu was było?
Nie odpowiedział. Zacisnął powieki, bo wiedział, że znów oberwie i wcale się nie mylił. Tym razem Neil złapał go za ramiona, a kolanem wycelował w jego nos. W pustym pomieszczeniu rozległ się dźwięk łamanej kości. Ohyda.
– Ilu was było? – powtórzył spokojnym głosem, ale były to tylko pozory. Cały wręcz płonął i gdyby tylko mógł, skatowałby go na śmierć.
Facet syczał z bólu, ale nawet się nie poruszył.
– Ilu. Was. Było. – zapytał po raz trzeci, a ja wiedziałam, że będzie to ostatnia próba nawiązania kontaktu w „łagodny" sposób.
Mężczyzna chyba też to zrozumiał, bo odkaszlnął, znów brudząc się krwią i zaczął:
– Nie pamiętam dokładnie, ale z ośmiu. – strasznie seplenił przez powybijane zęby.
– Nie pamiętasz? Mogę ci przypomnieć. – Neil uniósł pięść i był gotowy do ataku, ale facet nerwowo pokręcił głową.
– Ośmiu. Było nas ośmiu.
– Ośmiu chłopów na dwie kobiety. – splunął na podłogę. – Brawo. Tylko gnidy z Black Souls tak potrafią.
– Taki dostaliśmy rozkaz. – wymamrotał, obserwując z przerażeniem rozjuszonego Neila. Nie miał pojęcia, kiedy zostanie wymierzony mu kolejny cios, więc nieustannie zachowywał czujność.
– Od kogo? Z tego co pamiętam wasze szefostwo wyjechało do Meksyku na wakacje all inclusive, a tam zajęli się nimi jak należy. – uśmiechnął się złowrogo, a ja przypomniałam sobie o zdjęciach i odciętych głowach. Znów chciało mi się wymiotować. – Kto wami dowodzi?
– Nikt... – odparł, a jego głowa poszybowała do tyłu, gdy Neil uderzył go z całej siły w złamany nos. – Nikt, serio! – wyjęczał żałośnie.
– Kłamiesz.
– Nie kłamię, przysięgam! – zarzekał się i cholera, brzmiał jakby mówił prawdę.
– Nie macie dowódcy?
– Mieliśmy, zanim nie wysłaliście ich na śmierć. – wypluł krew, która ściekała mu z nosa, prosto do ust. – Później działaliśmy na własną rękę...
– Powiedziałeś, że dostaliście rozkaz.
– No tak, ale nie od naszego szefa...
– Więc od kogo?! – kopnął go w brzuch, a na jego czole pojawiła się pulsująca żyła. – Tracę, kurwa, cierpliwość!
Facet przez chwilę próbował złapać powietrze, miotając się jak ryba wyciągnięta z wody. Prawdopodobnie oberwał w przeponę.
Patrzyłam na niego niewzruszona, przypominając sobie, że Nancy i Ashley również miały ślady duszenia na szyi. Miałam nadzieję, że czuł to, co one.
– Nie mogę... – wysapał, łapczywie nabierając powietrze w płuca. – Zabije mnie, jeśli ci powiem...
Neil wybuchnął śmiechem, obracając się w moim kierunku.
– Słyszałaś tego idiotę? – nie czekając na odpowiedź, ponownie zwrócił się do mężczyzny. – Zabije cię? A myślisz, że na co ja czekam, hm? – popatrzył na niego z pogardą. – Tak czy inaczej, za kilka godzin będziesz gryzł piach. Od ciebie tylko zależy, ile potrwają twoje męki. Ja mam bardzo dużo czasu, a jeszcze więcej pomysłów. – uśmiechnął się, poklepując faceta po policzku. – Zapytam cię jeszcze raz, a ty dobrze się zastanów nad odpowiedzią. Od kogo dostaliście rozkaz? – ponownie wycelował kolanem w jego twarz, tym razem trafiając w podbródek. Nieusatysfakcjonowany wymierzył kilka dodatkowych ciosów pięścią.
– Po... – wycharczał, ledwo otwierając opuchnięte oczy. – ...powiem...
– Więc słucham.
– Hammer. – wyrzęził słabym głosem.
Świat zawirował mi przed oczami. Fabryka zaczęła się kurczyć, ściany zbliżały się do siebie, by zgnieść nas jak robaki. W panice spojrzałam na Neila. Stał z uniesioną pięścią, ale zastygł prawie że bez ruchu. Jedynie jego unosząca się i opadająca klatka piersiowa zdradzała, że wciąż oddychał.
Tępym wzrokiem wypranym z emocji wpatrywał się gościa, który jednym wyznaniem kompletnie go zniszczył. Domyślałam się, że wszystko to, w co wierzył, nagle przepadło. Mężczyzna, który od lat się nim opiekował, okazał się zdrajcą. Potworem.
„Potwór, który jakiś czas był uśpiony". Rachel miała rację.
– Hammer kazał wam pobić te dwie dziewczyny? – zapytał cicho, jakby bał się odpowiedzi.
– Zgłosił się do nas jakiś czas przed pobiciem. – wyjaśnił tamten, ale musieliśmy bardzo się skupić, bo brzmiał strasznie niewyraźnie. Cała twarz zaczęła mu puchnąć. – Dobrze zapłacił.
– Ale dlaczego? – po raz pierwszy włączyłam się do dyskusji i na miękkich nogach podeszłam bliżej. – Nie rozumiem...
– Żeby się was pozbyć. – sapnął, z trudem oddychając. – Jedna z waszych kobiet chciała spieprzyć do Szwecji, nie? Hammer się wściekł, że działa za jego plecami, nie chciał pozwolić jej odejść, bo to mogłoby być zbyt ryzykowane. Bał się, że złapią ją na jakimś lotnisku, zamkną ją i w końcu pęknie i się sprzeda psom. – ostatnie słowo powiedział niechętnie, krzywiąc twarz w grymasie. Gdyby miał siłę, pewnie splunąłby na samą myśl o policji, ale niechcący mógłby przy tym stracić kilka poluzowanych zębów. – Chciał, żeby trzymała mordę na kłódkę i nie próbowała już uciekać. My mieliśmy ją pobić, a on chciał zgrywać takiego bohatera co ją postawi po napaści na nogi, zaopiekuje się... – wyjaśnianie stawało się dla niego coraz cięższe. Głos miał zachrypnięty i słaby, ale musieliśmy dowiedzieć się wszystkiego.
– Ale przesadziliście, tak? Mieliście ją tylko pobić, ale Ashley zmarła na skutek obrażeń. – próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie.
Mężczyzna przejechał językiem po rozciętej wardze, zlizując krew.
– Nie... Po prostu pomyliły nam się dziewczyny.
– O czym ty, kurwa, mówisz? – Neil wyglądał, jakby miał stracić przytomność.
– Jedną mieliśmy tylko pobić, a drugą, taką młodszą, zabić. – jego dłonie zaczęły się trząść, a całym ciałem szarpnął silny dreszcz. Mieliśmy niewiele czasu.
– Dlaczego Hammer kazał ją zabić? – ciągnęłam, nie dając za wygraną. Musieliśmy znać prawdę. – Mów!
– Bo to siostra jednego z waszych ludzi. Hammer wiedział, że... – zatrzymał się na chwilę, kiedy znów zaczął drżeć. Wziął płytki oddech i kontynuował. – Hammer wiedział, że będziecie chcieli się zemścić. Powiedział, że brat tej dziewczyny będzie miał w dupie rozkazy i pojedzie z przyjaciółmi do naszej kryjówki. A my mieliśmy tam czekać i...
– Mieliście zabić ich wszystkich. – dokończyłam, a facet pokiwał głową, choć nie potrzebowałam potwierdzenia.
– Kurwa. – Neil wsadził sobie palce we włosy, roztrzepując na wszystkie strony blond kosmyki. – Hammer chciał zabić moją siostrę! – wrzasnął na całe gardło, a echo jego głosu rozniosło się po pomieszczeniu.
– To... To twoja siostra? – zapytał, a chwilę później jego głowa lekko opadła. Nie miał już siły trzymać jej w pionie, przestał walczyć z zamykającymi się powiekami. Zrozumiałam, że zemdlał, bo jego brzuch wciąż się unosił.
– Neil... – obserwowałam, jak pada na kolana i zakrywa sobie twarz dłońmi. Krzyczał, brzmiąc jak ranne zwierzę, by dać upust wszystkim emocjom.
– Zabiję go. Alice, ja go zabiję. – wydusił z siebie, podnosząc na mnie wzrok. Jego oczy nie przypominały lodowych sopli, tak jak zawsze, gdy się denerwował.
Nie, tym razem płonęły.
– Dzwoń do Christiana. Nie może spotkać się z Hammerem.
Nagle uświadomiłam sobie w jakim niebezpieczeństwie się znalazł i zamarłam.
– Dzwoniłam. – wydukałam. – Nie odbierał.
– Cholera! – wrzasnął, zrywając się na równe nogi.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now