Rozdział 27

5K 236 2
                                    


– Możecie to odłożyć? – mruknął Christian, zerkając kątem oka na przyjaciół.
Stali na środku salonu odbijając paletkami małą, plastikową piłeczkę.
Powiedziałabym, że grali w ping ponga, ale nieco brutalniej, niż przewidywały to zasady.
Mason ciskał piłeczką w Neila, a ten odbijał ją z całej siły, nieraz celując na oślep. Kilka razy trafił w ścianę i lampę, aż wreszcie zamachnął się niebezpiecznie blisko Christiana. Kilka centymetrów brakowało, a oberwałby w oko.
– Wyluzuj trochę. – Neil wzruszył ramionami, nie przestając wymachiwać paletką. – Dziś urodziny Grubego, mógłbyś być nieco milszy.
– Wcale nie jestem gruby. Ostatnio nawet schudłem.
Mężczyźni wybuchli śmiechem, a ja wywróciłam oczami. Dziś szczególnie działali mi na nerwy.
Być może przez ich upierdliwe zachowanie i brak ogłady, a może przez to, że akurat wypadał mój pierwszy dzień okresu. Jeżeli miałabym wybrać trzy osoby, które chciałabym zamordować, nie zastanawiałabym się długo nad wyborem.
Kiedy już myślałam, że dzień nie może być gorszy, do salonu wkroczył Hammer. Musiałam przyznać z zadowoleniem, że po ostatnich dość trudnych wydarzeniach, zmieniłam do niego podejście. A przynajmniej bardzo starałam się traktować go normalniej, bez oblewania się potem na jego widok. Przestałam się telepać ze strachu za każdym razem, gdy chciał ze mną porozmawiać i nasze stosunki były dość poprawne, jeżeli wziąć pod uwagę, że poznaliśmy się w dziwnych okolicznościach, a on wciąż był moim szefem.
Szefem mafii, do której należałam.
Popieprzona sytuacja, ale chyba się z nią pogodziłam.
Dziś jednak Hammer wyglądał jak ktoś, z kim nie chciałabym zamienić choćby słowa. Coś było nie tak i aż bałam się dowiedzieć o co chodziło.
Na jego pobladłej twarzy dostrzegłam kilka nowych zmarszczek, a zaciśnięte usta i posępne spojrzenie nie wróżyły niczego dobrego.
Zrobiłam więc to, co uważałam za najbardziej stosowne- wymknęłam się do kuchni.
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Jeżeli miałam jakoś przeżyć dzisiejszy dzień, musiałam trzymać się z dala od wszelkich kłopotów, a niestety Christian, Mason, Neil i rozjuszony Hammer to nic innego jak tarapaty. Nie mogło obyć się bez jakichś nieprzyjemności.
Liam znów siedział przy stole. Grzebał palcami w stercie rozsypanych puzzli, próbując znaleźć odpowiedni element.
– Hej ciociu. – westchnął i oparł główkę na ręce. – Nie umiem tego ułożyć.
Chciałabym mieć problemy tego kalibru.
– Pomóc ci? – zapytałam łagodnie, przyciskając usta do jego jasnych włosów. Znów były postawione na żel.
– Nie. W sumie to już mi się nie chce bawić puzzlami.
– A co chciałbyś robić?
Chłopiec uśmiechnął się lekko i wyciągnął ramiona w moją stronę.
– O nie. – zaśmiałam się, kręcąc głową. – Jesteś za ciężki, nie będę cię nosić.
– Ale ja nie mam kapci. – odparł i wysunął do przodu dolną wargę, racząc mnie najsmutniejszą miną, jaką miał do zaoferowania. – Mama nie pozwala mi chodzić na bosaka.
Mały naciągacz, pomyślałam w duchu z rozbawieniem.
Nic dziwnego, że miał facetów w garści- mnie też okręcił sobie wokół palca i chociaż zdawałam sobie z tego sprawę, nie miałam zamiaru niczego zmieniać. Lubiłam tego dzieciaka, a on zasługiwał na namiastkę normalności, więc bez zawahania wzięłam go w objęcia.
– Ale z ciebie kłamczuch. – powiedziałam, opierając go sobie na biodrze, kiedy owinął ręce wokół mojej szyi. – Ty nigdy nie nosisz kapci.
Zachichotał i zostawił to bez komentarza.
Ciekawe kto nauczył go tak pięknie ściemniać. Chociaż w sumie, w domu Malbatu ta umiejętność nie była szczególnie trudna do załapania.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ile pracy czekało Ashley z wychowaniem syna. Te słodkie kłamstwa były niczym w porównaniu z tym, co siedziało w głowie tego malucha. Dzieci w tym wieku chłoną wszystko jak gąbki, a tu wulgarne słownictwo, morderstwa, ucieczki, ukrywanie się przed policją i wrogą mafią było codziennością... Ciężko uwierzyć, że Liam wychowywał się w takich warunkach, a był naprawdę uroczym i przyjemnym chłopcem.
Wróciłam z maluchem do salonu i aż przystanęłam zszokowana tym, co zastałam.
Christian i Neil klęczeli przed Hammerem, jakby błagali go o litość, a Mason zasłaniał usta ręką. Albo był niesamowicie przejęty, albo zbierało mu się na wymioty. A może jedno i drugie, bo zanim zabrali się za grę w ping ponga, wpieprzył osiem kawałków tortu urodzinowego.
Zdziwiłam się, że nie porzygał się już na starcie.
Szef patrzył na mężczyzn z poirytowaniem, a wszystko to wyglądało jak zbiorowa egzekucja.
No i fajnie! Po raz pierwszy tego dnia poczułam szczerą radość.
Może to podłe, ale podczas bolesnych i męczących kobiecych dni nie byłam sobą. A może po prostu przez te kilka tygodni pośród Malbatu zmieniłam się nie do poznania.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, wcześniej stawiając Liama na podłodze. Nie zwrócił większej uwagi na zamieszanie, bo bardziej zainteresował go tort czekoladowy. Usiadł cicho przy stole, wtykając palce w słodki krem.
– Nie rób nam tego. – jęknął Neil, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
Piękny widok.
– Wszystko tylko nie to... – ciągnął Christian słabym głosem. – Mogę sprzedać nerkę, ale nie te auta! – desperacko chwycił Hammera na brzeg koszulki.
Parsknęłam śmiechem, bo wyglądali komicznie.
Trzech dorosłych facetów i gość z wytatuowanym młotem na głowie znajdujący się w takiej dziwnej sytuacji... Miałam się nie mieszać, ale nie mogłam się powstrzymać.
– O co chodzi? – zapytałam, pochylając się odrobinę i opierając łokcie na kolanach.
– O samochody. – wyszeptał Neil i zrobił się blady jak ściana.
Nie rozumiałam o co ta cała panika, a już tym bardziej o jakie pojazdy chodziło, więc przeniosłam wzrok na Hammera. Może chociaż on mógłby mi to wytłumaczyć w jakiś cywilizowany sposób, bo na tych cymbałów nie miałam co liczyć.
– Policja odkryła jakimi autami dysponujemy. Nie wiem jakim cudem, bo uważaliśmy na każdym kroku, ale teraz to już nieważne. Musimy się ich pozbyć, sprzedać je, a przy okazji zarobić trochę pieniędzy, ale ci... – szef zacisnął zęby, jakby próbował powstrzymać się przed rzuceniem jakiegoś wymyślnego i niezbyt miłego określenia. Mruknął coś pod nosem i kontynuował, znów spoglądając na mnie. – Ci idioci panikują, jak sama zresztą widzisz.
– Serio, chłopaki? – przyłożyłam sobie rękę do skroni, nie mogąc już słuchać ich błagań i jęków. Gdyby posłuchał ich ktoś z boku, mógłby pomyśleć, że są poddawani jakimś bezlitosnym torturom. – Tyle szumu o zwykłe samochody?
– Zwykłe samochody? – zawył Neil, jakbym zrobiła mu największą krzywdę. Odwrócił głowę w moją stronę, mierząc mnie wzrokiem. Upewniał się chyba, czy się nie zgrywam, ale ja mówiłam całkiem poważnie.
– To nie są zwykłe samochody. – Christian ruszył przyjacielowi na pomoc w obronie ich godności. – To sportowe cacka.
Uniosłam brwi, bo żadne z aut, którymi woził mnie Christian nie przypominało auta sportowego. A już tym bardziej żadnego „cacka".
– Jaguar, Mercedes, BMW, Lamborghini... – wymieniał Neil ze ściśniętym gardłem.
Zaczęłam zastanawiać się, który pierwszy się popłacze z tak błahego powodu.
– Nigdy nie widziałam tych samochodów.
– Nie widziałaś, bo nie mogliśmy sobie nimi jeździć tak o, po mieście, kiedy byliśmy już poszukiwani przez policję. Wszystkie są dobrze ukryte.
– Po co nam auta, którymi nie możemy jeździć? – założyłam ręce na piersi i czekałam na odpowiedź, bo naprawdę nie wiedziałam jaki był sens tego wszystkiego. Jednak panowie postanowili mnie zignorować i skupić się na dalszym błaganiu szefa.
– Zostaw nam chociaż po jednym! – licytował się Neil.
Zachowywał się jak dziecko, któremu surowy tata miał zamiar zabrać ukochane zabaweczki.
– Chyba zgłupieliście do reszty. – Hammer popukał się w czoło. – Potrzebujemy pieniędzy. Naoglądaliście się durnych filmów o bogatych mafiach, czy jak? To tak nie działa. Kiedy było nas stać na luksusy, kupowaliśmy co nam się podobało. Teraz jesteśmy w dołku. Kurewsko głębokim dole! – ryknął, stawiając facetów do pionu.
I to dosłownie. Nawet nie zauważyłam, kiedy się podnieśli. Christian nerwowo pocierał kark, a Neil chodził po salonie przyciskając dłonie do ust, tak jak wcześniej robił to Mason.
A skoro o nim mowa, właśnie zabierał się za konsumpcję kolejnego kawałka tortu.
Jeżeli cokolwiek mogło go uspokoić, to tylko jedzenie.
Nie mogłam oderwać wzroku od przedstawienia, które rozgrywało się przed moim nosem.
Cholera, nigdy w życiu nie pomyślałabym, że tak to wszystko wygląda wewnątrz, a nasz Szef miał całkowitą rację- środki masowego przekazu zazwyczaj przedstawiały mafiosów jako obrzydliwie bogatych, zarozumiałych i bezwzględnych dupków.
Cóż, właściwie, jeżeli o Hammera chodziło, wszystko się zgadzało. Wszystko z wyjątkiem bogactwa.
Zabawa w gangsterów się skończyła, a nadeszły ciężkie czasy. Potrzebowaliśmy pieniędzy na podstawowe rzeczy, więc rozpaczanie z powodu kilku luksusowych samochodów było co najmniej niedojrzałe.
– Ty nie wiesz, jak to jest! – prychnął do mnie Neil oskarżycielskim tonem. Musiał zauważyć, że przyglądałam im się z rozbawieniem.
– Masz rację, nie mam pojęcia. – przewróciłam oczami.
– Koniec dyskusji. – Hammer popatrzył na nich gniewnie.
Ten wzrok oznaczał właśnie to, co powiedział.
– Jutro poproszę któregoś z naszych ludzi, żeby pozbył się samochodów i jak najszybciej przekazał nam pieniądze. Nie możemy dopuścić do tego, żeby policja się do nas dobrała. Cholerne psy są coraz bliżej. – zakończył, raz jeszcze popukał się w czoło, patrząc na mężczyzn z rozdrażnieniem i zaczął kierować się do wyjścia. Kiedy stał już w progu, odwrócił się szybko do Masona. – Wszystkiego najlepszego, dziś wieczorem będziemy świętować twoje urodziny. – zdobył się na lekki, niemal niezauważalny uśmiech. – I nie żryj tyle tego tortu, Mason. Porzygasz się, do cholery.
To najsłodsze życzenia urodzinowe, jakie usłyszałam w życiu.
Zaśmiałam się cicho, widząc przygnębione miny chłopaków i wcale nie było mi ich żal, każdy tu walczył o przetrwanie, a oni załamali się, że stracą kilka drogich aut.
– Żałosne. – stwierdziłam i otworzyłam szerzej oczy.
Serio powiedziałam to na głos? Cholera. Musiałam się nieco zapomnieć.
Mason wyciągnął z tortu świeczkę i rzucił nią w moją stronę. Oczywiście nie trafił, za to wybrudził ciemnym kremem ścianę znajdującą się za mną.
– Brawo, idioto. – rzucił Christian, marszcząc brwi. – Mary się wścieknie. Ostatnio tu sprzątała.
Neil machnął ręką, rozwalając się na kanapie tuż obok fotela, na którym miałam zamiar się relaksować, a ten człowiek był kompletnym przeciwieństwem słowa „relaks".
Trzymając w jednej ręce paletkę, zaczął odbijać piłeczkę, a dźwięk irytującego stukania rozległ się po salonie.
– Nie wścieknie się. – stwierdził pogodnie, uśmiechając się pod nosem. – Rano wychodziła z pokoju szefuńcia.
– Czekaj, co? – zastygłam z uchylonymi ustami.
Christian i Mason parsknęli śmiechem, a Neil puścił do mnie oko.
To chyba jakieś żarty.
– Chcesz mi powiedzieć, że Mary i Hammer...?
– Ehe. – przytaknął, skupiając całą uwagę na piłeczce. – Jak dla mnie to trochę obrzydliwe, bo...
– Neil.
– Nie no, serio. Wyobraźcie sobie Hammera, który...
– Neil. – powtórzył Christian jeszcze ostrzej, kiwając brodą w kierunku Liama.
Chłopiec siedział z przechyloną głową i bacznie obserwował wujka, a raczej piłkę, która coraz szybciej odbijała się od paletki. To stukanie stawało się coraz bardziej irytujące.
Miałam ochotę wyrwać mu te zabawki i wsadzić tam, gdzie on sam miał opinie wszystkich ludzi na świecie.
– Myślicie, że policja coś wywęszy? – zagadnął Christian, uznając, że temat poszukiwania Malbatu będzie lepszy niż rozmowa o seksie.
– Na pewno. – mruknął Neil i choć bardzo chciałam usłyszeć w jego głosie nutę ironii, tym razem mówił poważnie. – Jeżeli już wiedzą jakimi autami jeździliśmy, to tylko kwestia czasu aż znajdą restaurację. A później przyjadą tutaj.
Mason znów zakrył usta dłońmi i wydawał się być o wiele bardziej przejęty niż pozostała dwójka. W dodatku nieznacznie zbladł.
– Co z tobą? – zapytałam ze zdziwieniem.
Sytuacja może nie była dla nas zbyt korzystna, ale nie mogłam uwierzyć, że Mason tak bardzo wszystko przeżywał.
– Neil, przestań się tym bawić, do cholery.
Mężczyzna zignorował Christiana i dalej odbijał piłkę, wręcz zaangażował się w to jeszcze bardziej, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
– Mason, wszystko gra? – powtórzyłam, bo nie dostałam odpowiedzi.
– A jak myślisz? – rozłożył bezradnie ręce. – Mam przejebane.
Zamrugałam zdezorientowana. Wydawało mi się, że wszyscy jechaliśmy na jednym wózku.
– Martwisz się policją? – dopytywałam.
– Policją? W dupie mam policję. Martwię się więzieniem, Alice.
Próbowałam zrozumieć jego tok myślenia, a on widząc moją zamyśloną minę, pokręcił głową ze zniecierpliwieniem i ciągnął dalej:
– Jestem na przegranej pozycji, do kurwy nędzy. Nigdy nikogo nie zabiłem. Wciągnęłam powietrze przez nos, obserwując jego napinającą się twarz.
Gdybym nie była policjantką, pomyślałabym, że brak morderstwa na koncie to raczej powód do dumy, mniejszy wyrok i czyste sumienie, jednak doskonale wiedziałam, co Mason miał na myśli.
– Co ja ci będę tłumaczył. – machnął ręką w moim kierunku. – Przecież ty doskonale wiesz co mnie czeka.
– Mhm. – kiwnęłam głową. – Zostaniesz skazany za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Ale za to też mógłbyś dostać czerwone ciuchy. – zauważyłam. – Mafia, handel narkotykami, strzelanina, porwania... – wyliczałam, ale Mason nie wyglądał na przekonanego.
Nic dziwnego. W teorii faktycznie powinien zostać uznany za więźnia bardzo niebezpiecznego. Przewinienia, których się dopuścił klasyfikowały go jako osobę wysoce zdemoralizowaną, a to dawało duże prawdopodobieństwo, że skończy jako skazaniec w bordowym uniformie, tak jak inni więźniowie, odpowiadający za poważne przestępstwa, zbrodnie ze szczególnym okrucieństwem i tak dalej.
Na wolności nie byłby to powód do dumy, lecz za murami- wręcz przeciwnie. Osadzeni, do których przylgnęła łatka bardzo niebezpiecznych, budzili respekt wśród innych więźniów. Nikt normalny nie ryzykował na tyle, by podpaść komuś, kto odpowiadał za wielokrotne morderstwa czy inną makabryczną zbrodnię.
W hierarchii więziennej czerwone stroje były zdecydowanie na samym szczycie- bezwzględni kryminaliści, którzy nie mieli już nic do stracenia.
Komisja uznałaby większą część Malbatu, jako osoby nieludzkie, zepsute i okrutne, skazując ich na odsiadywanie kary w specjalnych restrykcjach.
Tyle, jeżeli chodzi o teorię. W praktyce działało to jednak inaczej.
Policja miała do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą, a co za tym idzie- dołożyłaby wszelkich starań, by utrudnić więźniom kontaktowanie się ze sobą.
„Czerwone uniformy" zostają oddzielone od reszty osadzonych. Cele, spacerniaki czy miejsca do nabożeństw są chronione i obserwowane niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę. W dodatku każde opuszczenie celi może odbywać się jedynie pod wzmocnionym nadzorem. Skontaktowanie się z kimkolwiek graniczy z cudem, jednak nie jest niemożliwe.
Strażnicy robią wszystko, by panować nad więźniami, mimo to wciąż dochodzi do pewnych nieprawidłowości, czy to przez nieuwagę, czy zastraszenie lub przekupienie klawisza.
Najlepszą metodą jest więc rozdzielenie członków jednej mafii do różnych zakładów karnych, a jeżeli nie ma takiej możliwości, ostatecznie rozmieścić osadzonych w taki sposób, by uniemożliwić im kontakty do absolutnego minimum. Oskarżonych o przestępstwa ogromnego kalibru trzeba odizolować, a tych z mniejszymi przewinieniami i możliwych do resocjalizacji, osadzić pośród innych więźniów na oddziale o mniejszej surowości.
Mason był członkiem Malbatu, jednak musiałby sporo się natrudzić, by udowodnić wszystkie swoje winy. Na większość z nich nie miałby pewnie nawet dowodów, bo każda mafia działała w taki sposób- jak zabijać, to po cichu. Jak przemycać narkotyki, to bez żadnych śladów. Jak porywać, to bez świadków. I tak dalej.
W innej sytuacji był Neil, który już wcześniej odpowiadał za morderstwo, Christian, będący prawą ręką szefa, czy właśnie Hammer- mózg całej operacji i bezwzględny kryminalista.
– Kurwa, jak to się stało, że nikogo nie zabiłem? – jęknął Mason, wyrywając mnie z przemyśleń.
– To nie powód do wstydu.
– To powód, kurna, do załamania. – odparł, marszcząc brwi. – Zobaczycie, wyląduje w celi z bandą degeneratów. A jak rozniesie się, że jako jedyny facet z gangu nie zostałem więźniem niebezpiecznym, będę miał przesrane.
– To fakt. – stwierdził Neil z widocznym obrzydzeniem. – Pod prysznicem nie będziesz mógł się schylić po mydło.
Mason przejechał dłońmi po twarzy, odchylając się na krześle. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, ale zdawał sobie sprawę, że przyjaciel miał rację.
– Przecwelą cię we wszystkie otwory. – dodał z niesmakiem, wciąż odbijając plastikową piłkę. Zmieniał tempo uderzeń, doprowadzając już wszystkich do białej gorączki.
– Jest jeszcze szansa. – mrugnął do niego Christian, uśmiechając się zaczepnie. – Możesz zabić Neila.
– Błagam, zrób to. – pokiwałam energicznie głową. – Mógłbyś rozwalić mu łeb tą jego paletką.
Próba rozbawienia Masona nie powiodła się. Tragiczne zakończenie historii, jakie mogło na niego czekać, odbijało się echem w jego głowie, najwyraźniej nie dając mu spokoju.
– Daj spokój, Mason, jeszcze nic nie jest przesądzone. – rzucił Christian niemrawo. – Na razie powinniśmy skupić się na tym, żeby policja nas nie namierzyła.
– Właśnie, po co martwić się zawczasu. Spójrz na Alice. – dodał Neil. – Czy ona zastanawia się, jak bardzo będzie miała przejebane? Nie. A przecież doskonale zdaje sobie sprawę, że...
– Neil! – warknął Christian, uciszając go po raz kolejny.
Mężczyzna zrobił zmieszaną minę, ale nie musiał kończyć wypowiedzi, bym wiedziała co chciał powiedzieć.
Nie byłam głupia. Cały czas odrzucałam od siebie negatywne myśli, spodziewając się, że wreszcie ktoś powie to na głos. Proszę, nie musiałam długo czekać.
W więzieniu istniała pewna grupa, która za murami przechodziła najgorsze piekło- dzieciobójcy, pedofile i oczywiście byli policjanci.
Nie trzeba było być wybitnie bystrym, by wiedzieć co działo się z takimi osadzonymi. Znęcanie się, brutalne gwałty, pobicia, zastraszanie. To tylko część atrakcji, jakie czekały na mnie w zakładzie karnym.
– On ma rację. – przyznałam. – Będę miała przechlapane, ale może odizolują mnie na tyle szybko, że nie zdążą mnie skatować na śmierć. – dodałam wzruszając ramionami.
Cóż, może moja reakcja była dość dziwna, ale naprawdę nie czułam wielkiego niepokoju. Czy to przez wydarzenia ostatnich tygodni stałam się tak zobojętniała i pewna siebie?
– I to jest pozytywne nastawienie. – pochwalił mnie Christian. – Mógłbyś wziąć z niej przykład.
– Mhm. – burknął Mason. – Powiedz mi coś, co poprawi mi humor.
– W porządku. – zamyślił się przez chwilę. – Na świecie istnieje bardzo mało osób, które chciałby cię wyruchać. Nawet więźniowie z dożywociem, który nie pieprzyli nikogo od lat, będą się zastanawiać czy na pewno chcą cię dotykać. To może być dla nich nieodwracalna trauma.
– Dla nich?! – zaskomlał Mason, ale kąciki jego ust powędrowały nieznacznie do góry.
Neil zarechotał głośno, odkładając zabawkę. Nareszcie!
– Ja na ich miejscu nie tknąłbym cię nawet końcem kija. – stwierdził z rozbawieniem.
Chryste, te popieprzone żarty wciąż były dla mnie niemałym szokiem, mimo, że słuchałam ich czarnego poczucia humoru prawie każdego dnia.
Najważniejsze było jednak to, że Mason wybuchnął szczerym śmiechem.
Naprędce spojrzałam na Liama, który był zbyt zajęty zlizywaniem kremu z reszty tortu, by skupiać się na naszej rozmowie. Całe szczęście...
– Jesteście najgorszymi przyjaciółmi na świecie. – stwierdził mężczyzna, nie przestając się szczerzyć.
– Wiemy, wiemy. Ale za to właśnie nas uwielbiasz, nie?
– Uwielbiam, a jednocześnie mam ochotę was zabić.
– To tak samo, jak my ciebie, grubasie. – odparł Neil, pokazując mu środkowy palec. – Ale jesteś zupełnie beznadziejnym materiałem na ofiarę. Gdzie mielibyśmy ukryć twoje spasione ciało.
– Moglibyście mnie zjeść.
Parsknęłam śmiechem, a Christian i Neil jęknęli z odrazą, krzywiąc się i imitując wymiotowanie.
– Co robicie? – zainteresował się Liam, widząc wygłupy mężczyzn.
– Nic takiego, myślimy o tym, co zrobilibyśmy z wujkiem Masonem, gdybyśmy go zamordowali. – odparł Neil bez owijania w bawełnę.
– Będziemy mordować wujka Masona? – chłopiec wyraźnie się ożywił, wpatrując się w nas wszystkich z niedowierzaniem.
– Nie, nie możemy zamordować wujka w jego urodziny. – rzucił Christian, podchodząc do malucha. Liam momentalnie wyciągnął do niego ręce, tak jak wcześniej do mnie.
– A jutro?
– Jutro już możemy. – parsknął śmiechem, biorąc go na ręce. – Ale twoja mama chyba nas wyręczy. To wujek Mason zrobił ci tego irokeza?
Liam z zadowoleniem pokiwał głową, szczerząc się od ucha do ucha.
– Jesteście okropni. – rzuciłam z rozbawieniem do Christiana, kiedy wychodził już z salonu.
Odwrócił się do mnie, puszczając mi oko. Nie próbował nawet zaprzeczać.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now