Rozdział 19

5.1K 256 1
                                    

Siedziałam skulona, uderzając pięściami w drzwi. Szarpałam za klamkę, ale były zamknięte na klucz. Nie mogłam się uspokoić, a potok łez, który wylewał się z moich oczu, niczego nie ułatwiał. Nie widziałam kompletnie nic, na oślep waliłam to w drzwi, to w ścianę, czasami chyba również w miękki materac łóżka. Osunęłam się na podłogę, zdzierając sobie gardło.
To nie tak miało być.
Wszystko poszło nie tak.
Oparłam się o drewnianą szafę, próbując uspokoić oddech. Podciągnęłam kolana pod brodę i ułożyłam na nich głowę, a nadmiar myśli zaczął mnie wręcz przygniatać. Ostry ból zawładnął moim ciałem, jakby ktoś ściskał mi czaszkę imadłem.
Wychodziłam z najgorszego szoku, ale nie czułam się wcale lepiej- wręcz przeciwnie. Podbite oko swoim pulsowaniem doprowadzało mnie już do białej gorączki, a atak migreny był tak silny, że zastanawiałam się czy nie zwymiotuję na podłogę. A to z kolei oznaczałoby, że będę siedziała zamknięta w pokoju wypełnionym zapachem moich własnych wymiocin.
Jak długo chcieli mnie tu przetrzymywać?
Zamknęłam oczy, starając się przypomnieć sobie cokolwiek z ostatnich kilku godzin.


Nie wiem kto właściwie złapał mnie i wsadził do samochodu. Zanim odjechaliśmy z piskiem opon, zdążyłam zerknąć w stronę Sadie. Trzech innych policjantów rzuciło się na asfalt, krzyczeli coś. Może do siebie, a może do niej. A może do mnie?
To ostatnie, co udało mi się zobaczyć.
Christian siedział za kierownicą i jeżeli wcześniej uważałam, że jego wyraz twarzy był poważny i skupiony, w tamtym momencie wiedziałam już, że byłam w błędzie.
Nie odzywał się, koncentrując całą uwagę na drodze. Nawet nie mrugnął, nie rozpraszał się niczym i nie nawiązał ze mną żadnego kontaktu wzrokowego. Pędził niczym podczas wyścigów w grze komputerowej lub w jakimś niskobudżetowym filmie akcji, bowiem nasze auto wcale nie wyglądało, jakby stworzone było do uciekania przed pościgiem.
Oddychałam głęboko, starając się nie stracić przytomności. Było mi duszno, ale jednocześnie cała się trzęsłam, czoło miałam spocone, a dłonie lodowate.
– Zabiłaś ją. – jakimś cudem udało mi się popatrzeć w stronę kobiety, siedzącej obok mnie na tylnym siedzeniu.
Jezu, to nie mogła być Astrid.
Wyglądała jak Astrid, ale nie do końca. Coś było w nią nie w porządku. Jej twarz wyglądała jak jeden element układanki, który nie pasował do reszty.
Zupełnie, jakby ktoś podmienił jej oczy, usta. Astrid tak nie wyglądała. Astrid była zimną, sztywną koleżanką z pracy, która potrafiła tylko gardzić ludźmi głupszymi od siebie, czyli w zasadzie wszystkimi.
Teraz patrzyła się na mnie ze współczuciem wymieszanym z troską, a z jej spojrzenia wręcz biło ciepło.
Cholera, zaczynało mi odbijać. Przejechałam dłońmi po twarzy i aż syknęłam z bólu, kiedy natrafiłam na spuchnięte oko.
Christian wiedział, co właśnie zrobiłam, chociaż nie patrzył na mnie w lusterku. Wiedziałam o tym, bo to ja gapiłam się na niego niemal przez cały czas, z krótkimi przerwami, kiedy przenosiłam wzrok na Astrid lub plecy należące do Neila.
– Kto ci to zrobił? – zapytał ponuro.
Zignorowałam jego pytanie, bo po pierwsze wydawało mi się dość oczywiste, że nie pobiłam się sama, a przez ostatnie kilka dni byłam zatrzymana w areszcie, a po drugie nie skończyłam jeszcze rozmowy z Astrid.
– Zabiłaś ją. – powtórzyłam zdecydowanie głośniej, kiedy nie dostałam odpowiedzi. – Zabiłaś Sadie!
– Posłuchaj mnie, Alice... – uniosła dłonie w uspokajającym geście, czym tylko mnie rozwścieczyła.
– Nie było mowy o żadnych morderstwach! – wrzeszczałam, najwidoczniej dekoncentrując Christiana, bo mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. – Miałam pomóc wam w przemycie narkotyków, a skończę skazana za współudział w zabójstwie!
Wiedziałam do czego się zbliżałam i już tylko czekałam na wybuch. Gardło ścisnęło mi się tak bardzo, że nie byłam już w stanie wyartykułować jakichkolwiek myśli, wsunęłam paznokcie do ust, by zająć się czymkolwiek i odwlec w czasie to, co właściwie było nieuniknione- atak paniki.
– Robimy wszystko, żebyś właśnie nie została skazana. – parsknął Neil, zbyt wesoło, bym mogła to zignorować.
Naprawdę brzmiał, jakby był rozbawiony, a przynajmniej dość wyluzowany. Właśnie zginął człowiek! A może nawet dwóch, jeżeli strażnik w więźniarce faktycznie udusił się na moich oczach. Zresztą strzelanina wciąż trwała, skąd miałam wiedzieć, ile tak naprawdę osób musiało zginąć, bym ja zyskała wolność?
Boże, czy to działo się naprawdę?
– Neil, to nie jest zabawne! – załkałam, czując, że tracę panowanie nad sobą. – Ona zabiła Sadie! Ona ją zastrzeliła! – chaotycznie machałam rękoma.
– Dziewczyno, gdyby nie Astrid, teraz ty byłabyś na miejscu tej suki. Chciała cię zastrzelić, dociera to do ciebie? – warknął Neil, a ja zaczęłam płakać jeszcze głośniej.
Nie widziałam jego twarzy, ale byłam więcej niż pewna, że właśnie z irytacją przewracał oczami. Zaczynało do mnie docierać wszystko, co się stało.
Zrobiło mi się duszno. Nie wiedziałam już komu mogę ufać, a kto jest moim wrogiem. Ludzie, z którymi jechałam w samochodzie byli dla mnie obcy, nawet Astrid, bo okazało się, że wcale nie znałam jej prawdziwej twarzy.
Jednocześnie wiedziałam, że ryzykowali życie, by wyciągnąć mnie na wolność. Po co? Po co było to wszystko? Na to pytanie nie potrafiłam sobie odpowiedzieć.
Po dłuższej chwili zatrzymaliśmy się pod restauracją, Christian wręcz wyskoczył z auta, a mężczyzna, który kiedyś udawał kelnera, stał już na parkingu, najwidoczniej wyczekując naszego przyjazdu i podbiegł do niego z kluczykami.
Neil wysiadł, otwierając nam drzwi.
– Zmieniamy samochód, szybko. – rzucił w moją stronę, kiedy zauważył, że nie ruszyłam się z miejsca. – No zbieraj dupę, Alice! Nie mamy czasu.
Nie zdążyłam zareagować. Christian otworzył drzwi z drugiej strony i wyciągnął mnie z pojazdu, przerzucając sobie przez ramię. Pochylił się przed drugim autem i wsunął mnie na miejsce pasażera, niczym bezwładną szmacianą lalkę.
– Christian, ja już tak nie mogę... – wyszeptałam, by Neil mnie nie usłyszał. Nie potrzebowałam jego złośliwych uwag i jeżeli ktokolwiek miał mnie teraz zrozumieć, był to Christian.
Wszystko działo się tak szybko, a moje życie od kilku dni było ciągłym stresem. Przemyt, zatrzymanie, przesłuchanie, pobicie w areszcie, strzelanina... Wszystko to uderzyło we mnie z taką siłą, że brakowało mi tchu. Nie umiałam poradzić sobie z natłokiem tych popieprzonych zdarzeń.
– Wiem, już dobrze. – odpowiedział spokojnie, kładąc mi dłoń na głowie. Pogłaskał mnie po włosach i uśmiechnął się delikatnie, co podziałało na mnie uspokajająco. – Musisz się skupić, Alice. Teraz nie mamy czasu na rozmowy. Pojedziemy do domu i tam odpoczniesz, w porządku?
Zastanawiałam się co by było, gdybym odpowiedziała „nie". Jeszcze niedawno nie miałam prawa o sobie decydować, teraz być może było inaczej, ale nie miałam żadnego wyboru. Malbat albo więzienie.
Pokiwałam tylko głową.
Neil i Astrid usiedli z tyłu, czułam na sobie ich spojrzenia, ale nie miałam zamiaru się odwracać.
– Miałaś się nie ujawniać jeszcze przez parę tygodni. – mruknął Neil, stukając palcem w szybę. – Hammer nie będzie zadowolony.
– Mam to w dupie. Sadie by ją zabiła, czaisz?
Mam to w dupie?
Czaisz?

Czy to naprawdę Astrid? Ta sama, która straszyła swoją poważną, wiecznie nadąsaną miną i obrzydliwymi, wełnianymi swetrami? Najbardziej sztywna, rygorystyczna, pozbawiona jakiegokolwiek humoru kobieta, z którą od kilku miesięcy pracowałam?
Jakim cudem niczego nie zauważyłam?
– Wiem, że chciałaś dobrze. Po prostu musimy się przyszykować na bla, bla i bla. – Neil wydawał się być niewzruszony całą sytuacją i wykrzywiał twarz w różnych grymasach, parodiując Hammera.
Obserwowałam go w lusterku i nie umiałam pojąć jakim cudem był tak rozluźniony.
– Daj spokój, Neil. – Christian zmierzył go chłodnym spojrzeniem. – Astrid ma rację. Uratowała Alice, to wszystko.
– Nie próbuj nam wmówić, że Hammer się nie wścieknie.
– Niby dlaczego miałby to zrobić?
– Astrid, nie bądź naiwna. Przecież wiesz, że...
– Wystarczy. – warknął Christian, a ja aż skuliłam się w sobie.
Tej wersji mężczyzny jeszcze nie znałam. Nawet kiedy wcześniej irytowałam go pytaniami, nie wydawał się być tak rozdrażniony, jak teraz. Gdyby miał laser w oczach, w głowie Neila już dawno wypaliłby dziurę. Odwrócił gniewne spojrzenie dopiero, kiedy przekręcił kluczyk i ruszyliśmy do kryjówki.
Żołądek podszedł mi do gardła. Nie dowiedziałam się co tak naprawdę Neil miał na myśli, ale wnioski nasuwały się same- Hammer nie był zadowolony z faktu, że Astrid postanowiła się zdemaskować, nawet jeżeli zrobiła to po to, by ratować mi życie.

Weszliśmy do budynku, który tym razem nie wydawał mi się być tak piękny, jak ostatnio. Brzydził mnie i przerażał, ale nie mogłam nic zrobić. To była moja kryjówka, tu miałam mieszkać z ludźmi, których ledwo znałam.
Popełniłam błąd, wchodząc do salonu. Dom był prawie pusty, najwidoczniej pozostali nie zdążyli jeszcze wrócić. Na kanapie siedziała tylko Ashley i Mary.
Nie zdążyłam się nawet przywitać, mój wzrok od razu skierował się na duży telewizor, stojący w rogu pokoju. Stres spowodował, że zatraciłam zmysł słuchu, jednak wzrok maksymalnie się wyostrzył. Nie wiedziałam, o czym mówiła prezenterka, jej usta poruszały się energicznie, jednak całą moją uwagę przykuł czerwony pasek na dole ekranu. Moje nazwisko bez przerwy przewijało mi się przed oczami.
Kamerzysta chaotycznie kręcił miejsce strzelaniny, ślady krwi na jezdni i zmasakrowane radiowozy, a wysoka kobieta z mikrofonem machała rękoma na wszystkie strony, zawzięcie o czymś opowiadając.
Budowała napięcie przed tym, co zaraz mieli wyświetlić, a gdy wreszcie to zrobili, oparłam się o ścianę, czując jak nogi się pode mną uginają. Moje zdjęcie i ogromny napis „POSZUKIWANA".
Następnie pojawił się rysopis Hammera. Kolejną gwiazdą wieczornych wiadomości została Astrid. Na końcu znów pokazali mnie, tym razem z innym podpisem na pasku.
„Poszukiwana za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, porwania, zabójstwa i handel narkotykami. Nagroda za wskazanie miejsca, w którym ukrywa się poszukiwana: 1 000 000 USD.".
Osunęłam się na podłogę, wydając z siebie przeciągły jęk. Ashley od razu obróciła się w moją stronę.
– Co z tobą? – syknęła, jakbym swoim zachowaniem co najmniej ją denerwowała. – Czego się spodziewałaś, dziewczyno? To nie serial dla nastolatek, tylko prawdziwe życie. Jesteś poszukiwana, zresztą jak my wszyscy. Nie panikuj.
Nie wiem czego się spodziewała, wypowiadając te słowa, ale myślę, że nieco ją rozczarowałam, bo jeżeli myślała, że się uspokoję- myliła się.
Histeria, której początki czułam już w samochodzie, okazała się być tym razem napadem szału. Przestałam kontrolować swoje ciało i myśli.
Nie wiem, który to już raz przechodziłam podobny atak i było mi za siebie wstyd, ale nie potrafiłam opanować wściekłości i łez. Zdecydowanie zbyt często okazywałam słabość, ale było to silniejsze ode mnie.
Ktoś zaniósł mnie do sypialni na piętrze i posadził na łóżku. Przypuszczałam, że był to Christian, ale mogłam się mylić. Miałam zaciśnięte powieki, wrzeszczałam, by dać ujście emocjom i szarpałam się, jakbym brała udział w castingu do horroru o opętaniu przez demona.
Było w tym trochę prawdy. Serio czułam się jakby ktoś wszedł w moje ciało i podejmował wszystkie błędne decyzje. Nie mogłam jednak zrzucać winy na szatana i inne złe duchy- po prostu byłam idiotką, a brutalna rzeczywistość postanowiła mi to dosadnie uświadomić.

Nie wiem, jak długo trwał mój atak furii, ale czułam się wykończona. Odchyliłam głowę do tyłu, uświadamiając sobie, że wciąż siedziałam na podłodze. Poczłapałam do łóżka, opadając ciężko na materac. Głowa pulsowała mi od płaczu, oko niesamowicie mnie bolało, w brzuchu czułam ścisk i było mi niedobrze.
Kiedy odpływałam do krainy snów, która w tamtym momencie była dla mnie ukojeniem, ktoś wszedł do pokoju.
Zachowywał się tak cicho, że na pewno bym go nie usłyszała, ale uchyliłam delikatnie powieki.
Kucnął przy łóżku, dotykając dłonią mojego czoła.
– Nie ma gorączki. – szepnął do kogoś, kogo nie byłam w stanie zobaczyć.
Wzdrygnęłam się na myśl, że to Hammer pojawił się w pokoju razem z Christianem.
– To dobrze. – rzucił Mason przyciszonym głosem, a ja odetchnęłam z ulgą. – Znowu miała jakiś zjazd?
– To ataki paniki. Będzie musiała nauczyć się je kontrolować.
– Christian, myślisz, że ona się nadaje? Wszystko się pochrzaniło. – Mason zatrzymał się na chwilę, a ja czułam na sobie jego wzrok, choć ze wszystkich sił próbowałam udawać, że śpię. – Co dalej? Policja przejęła ciężarówkę, straciliśmy towar, jesteśmy spłukani, w wiadomościach trąbią o Malbacie i oferują bańkę za Alice i Hammera, a na nas wciąż polują. Jesteśmy na celowniku i jeżeli się stąd nie zwiniemy, wymordują nas jeden po drugim.
– Wiem. – Christian najwidoczniej nie miał ochoty rozmawiać, a może bał się, że mogłabym usłyszeć za dużo. – Hammer ma plan, wie co robi.
– Dobrze wiesz, że...
– Mason... – szepnął Christian, podniósł się cicho i podszedł do drzwi. – Nie możesz w niego wątpić. Tylko ten człowiek jest w stanie wyprowadzić nas na prostą. Przecież udowodnił nam to już niejednokrotnie, prawda?
– Prawda.
Usłyszałam westchnięcie, które wydał z siebie zrezygnowany Mason, a następnie dźwięk zamykanych drzwi. Po charakterystycznym odgłosie puszczania klamki, kroki zaczęły się oddalać, a ja zrozumiałam, że tym razem nie użyli klucza. Mogłabym otworzyć drzwi i uciec, ale dokąd? Co miałabym zrobić i gdzie się udać?
Pomyślałam o mamie, która pewnie widziała już wiadomości. Zastanawiałam się czy jej serce pęka równie boleśnie, jak moje. Zasnęłam twardym snem, jakby mój organizm postanowił się wyłączyć.

Usiadłam na skraju łóżka.
Mój pęcherz dawał mi jasno do zrozumienia, że czas na poszukiwania łazienki.
Delikatnie nacisnęłam na klamkę, upewniając się, że naprawdę nikt nie chciał mnie dłużej więzić.
Kiedy tylko wyszłam na długi korytarz, oświetlony jedynie kilkoma małymi lampkami, wciągnęłam gwałtownie powietrze.
Duże, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem. Uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale milczał, śledząc każdy mój ruch.
Nie ukrywałam zdziwienia i dezorientacji. Nie wierzyłam własnym oczom, a jedyne, co przyszło mi do głowy to sprawdzenie czy ta obrócona w moją stronę twarz i świecące, zaciekawione oczęta, były prawdziwe.
Najwidoczniej mój słaby stan psychiczny pozwolił mi przypuszczać, że to moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle, a wszystko co widziałam, było tylko zwidami.
Wyciągnęłam rękę w stronę jego drobnej buzi, czekając aż palce dotkną choć kawałka skóry, bym mogła w to wszystko uwierzyć.
Nie otrzymałam żadnego namacalnego potwierdzenia, ale werbalne- jak najbardziej.
Cofnęłam się o krok, kiedy pisk, wyrywający się z jego gardła, wypełnił cały korytarz.
– Pomocy! – krzyknął chłopiec, rzucając się biegiem w stronę schodów.
Wyglądał na nie więcej niż pięć lat.
Tak, w kryjówce Malbatu spotkałam dziecko i aż bałam się usłyszeć odpowiedź na moje pytanie: dlaczego je tu przetrzymywali?

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now