Rozdział 11

6.3K 288 7
                                    

Moja praca nie zawsze była lekka i przyjemna. Często doprowadzała mnie do szału lub załamań nerwowych, a ostatnie tygodnie wręcz wyssały ze mnie całą chęć do życia. Czułam się, jak wrak człowieka.
Wyciągnęłam maść na oparzenia, którą kilka dni wcześniej kupiłam w aptece i z ogromną precyzją nałożyłam pierwszą warstwę na stopę. Odetchnęłam z ulgą, czując przyjemny chłód na skórze. Przynajmniej przez chwilę mogłam pomyśleć o czymś innym niż o rozmowie, którą musiałam odbyć z Eliasem. W zasadzie to nie tylko z nim, cała ekipa powinna znać prawdę o Christianie, ale na myśl o tym, że miałabym tłumaczyć się przed Sadie i Thomasem, dostawałam białej gorączki.
Jednego byłam pewna, czekała mnie najtrudniejsza rozmowa w życiu.
Wypisałam sobie najważniejsze informacje na kartce, żeby nie dać się zaskoczyć. Brałam pod uwagę, że mogę się pogubić podczas składania zeznań, a najbardziej zależało mi na tym, żeby wszyscy potraktowali mnie poważnie.
Przez całą drogę do pracy powtarzałam w myślach to, co chciałam wszystkim przekazać.
Byłam gotowa. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Nie byłam. Na to, co mnie spotkało, nigdy nie jest się gotowym.

Wślizgnęłam się do biura, delikatnie otwierając drzwi. Szparka, którą uchyliłam była na tyle wąska, że ledwo udało mi się przecisnąć. Nie wiem, dlaczego zachowywałam się tak, jakbym chciała ukryć się przed światem. Przyszłam do pracy. Jak miliony innych ludzi, po prostu pojawiłam się w pracy w poniedziałkowy poranek.
Nienawidziłam poniedziałków, tak samo, jak nienawidziłam tego uczucia, które rządziło moim ciałem. Próbowałam zahamować drżenie nóg, ale było to niemożliwe. Cholera.
Omiotłam wzrokiem wszystkie biurka, szybko zauważając, że większość z nich jest pusta. To akurat bardzo mnie ucieszyło, bo ostatnie na co miałam ochotę to towarzystwo ludzi, którzy tylko czekali, by mnie pogrążyć. No, przynajmniej Sadie. Właściwie to zdążyłam się już pogubić na jakim etapie konfliktu byłam z Thomasem. Odkąd udało mi się rozwiązać zagadkę i naprowadzić nas na właściwy trop, nie zamieniłam z nim nawet słowa. On sam nie wychylał się z rozmową, więc uznałam to za chwilowe zawieszenie broni.
Chwilowe...
Astrid uniosła na mnie wzrok, zostawiając na chwilę swoje notatki. Wyglądała inaczej niż zwykle, a kiedy mnie zobaczyła podniosła się z krzesła. Coś było nie tak. Podeszła bliżej i położyła mi dłoń na ramieniu. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, a całe ciało spięło się z przypływu nagłego stresu.
Astrid nigdy się tak nie zachowywała, no chyba, że stało się coś złego. A stało się?
– Tak mi przykro, Alice. – poklepała mnie delikatnie, a w jej oczach dostrzegłam współczucie, choć za wszelką cenę próbowała je ukryć.
Nie wiedziałam o co chodziło i tak bardzo bałam się zapytać.
Nie chciałam się dowiedzieć, nie chciałam tego usłyszeć. Potrzebowałam chwili, na przetworzenie informacji, ale Astrid nie dała mi nawet minuty, bym uspokoiła kołatanie serca i zebrała się do kupy.
– Elias już na ciebie czeka. – kontynuowała, ale widząc moje zaskoczenie zatrzymała się na chwilę. Zmierzyła mnie wzrokiem, jakby próbowała się upewnić, czy wiem o czym mówi. – Nie powiedział ci jeszcze? – zapytała poważnym tonem. Było to typowe dla Astrid, nie owijała w bawełnę i kiedy zrozumiała, że nie miałam o niczym pojęcia, po prostu musiała wszystko naprostować. – Za chwilę masz zebranie. Elias pewnie już cię szuka.
– Zebranie? – wydukałam, czując przypływ gorąca. Nie znosiłam tego uczucia, które coraz częściej mnie zalewało. Podeszłam do okna i otworzyłam je na tyle, by zimny powiew wiatru mógł wlecieć do biura. Oddychałam głęboko, zastanawiając się nad powagą sytuacji. – Jakie zebranie?
Astrid odchrząknęła, zakładając ręce na piersi. Wyglądała na naprawdę przejętą, czym stresowała mnie jeszcze bardziej.
– Grozi ci zawieszenie w czynnościach służbowych. – wyszeptała, jakby bała się, że gdy powie to głośniej, to kompletnie się załamię.
Miałam wrażenie, że moje serce nagle przestało bić, choć jeszcze kilka sekund temu uderzało mi w pierś niczym młot. Zacisnęłam usta i obróciłam głowę, żeby ukryć łzy napływające mi do oczu. Astrid była bardziej bystra niż przypuszczałam. Bez słowa podeszła do swojego biurka, wyciągając z kartonowego pudełka kilka chusteczek. Stanęła za mną i położyła je na parapecie, szanując, że chcę być sama z własnymi myślami.
Bo chciałam, prawda?
Sama tego nie wiedziałam. Stałam na środku biura, które kiedyś dobrze znane, teraz wydawało mi się obce.
Wcale nie chciałam być sama. Potrzebowałam wsparcia, chciałam znów poczuć rękę Astrid na moim ramieniu. Chciałam na nią spojrzeć, ale wstydziłam się swoich własnych emocji, które teraz zawładnęły moim ciałem. Potok łez wylał mi się spod powiek, a plecy trzęsły się pod wpływem spazm płaczu, nad którymi kompletnie nie mogłam zapanować. Czułam jej wzrok na sobie.
– Nie płacz, Alice. Musisz być silna. – powiedziała swoim sztywnym tonem, którego teraz nienawidziłam równie mocno, jak całej swojej pracy.
Szczerze nienawidziłam tej roboty. Wkładałam w nią całą energię i serce, byłam na każde zawołanie Eliasa, angażowałam się w każdą sprawę.
Eliasa też nienawidziłam. Nienawidziłam Sadie, Thomasa i wszystkich, którzy przez ostatnie tygodnie ciągnęli mnie w dół. Nienawidziłam tego biura i poniedziałku. Nienawidziłam dnia, w którym zawaliło się moje życie.
Astrid stanęła za mną, lekko dotykając moich pleców, nie zdobyła się jednak na to, by przytulić mnie choćby na sekundę.
– Dlaczego? – zapytałam przez łzy. Naprawę nie miałam pojęcia.
– Sadie i Thomas. – wymamrotała niepewnie, chyba zastanawiając się pośpiesznie, czy to dobry pomysł, by na nich donosić. Astrid na pewno się ich nie bała, ale być może rozważała czy był sens wtrącać się między nasze sprawy. Zawsze trzymała się z boku, a dzięki temu mogła bacznie się nam przyglądać. – Elias dowiedział się od nich o jakimś liście, który znalazłaś pod maską swojego samochodu. Ubzdurali sobie, że współpracujesz z Christianem Parkerem. – pokręciła głową, pokazując mi, że to niedorzeczna teoria.
Musiałam ugryźć się w język, kiedy usłyszałam te słowa. O mały włos jej nie przerwałam, by sprostować, że Christian wcale nie miał tak na nazwisko. Oblał mnie zimny pot i potarłam nerwowo dłonie. Żeby ukryć beznadziejny stan, w jakim się znalazłam, zaczęłam chodzić w tę i z powrotem. Astrid bacznie obserwowała każdy mój ruch, ale w jej spojrzeniu nie dostrzegłam nic niepokojącego. Nie podejrzewała mnie o kolaboracje z Christianem, a przynajmniej chciałam w to wierzyć.
Cały mój plan nagle legł w gruzach. Wszystkie przygotowania i tekst, który ułożyłam sobie w głowie, nie miały już żadnego znaczenia.
Oparłam się o ścianę, żeby ukryć drżenie wszystkich kończyn. Wydawało mi się, że straciłam panowanie nie tylko nad swoim ciałem, ale również nad całym życiem. Wpadłam w tak głębokie bagno, że nie wiedziałam jak z niego wypłynąć. Przy każdej próbie uwolnienia się, zanurzałam się jeszcze głębiej. Tonęłam. Tonęłam przez własną głupotę i źle podjęte decyzje. A może przez pecha, który jakby zaczął mnie prześladować.
Emocje wręcz rozsadzały mi głowę.
– Nie przejmuj się tym. – Astrid wyrwała mnie z przemyśleń. – Prawda jest taka, że Sadie zrobi wszystko, byleby cię zniszczyć. To żałosne, ale ona właśnie taka jest. Chce cię zawiesić i całkowicie przejąć tę sprawę, bo Elias obiecał wysoką premię za pomyślne przeprowadzenie śledztwa i dorwanie Parkera. – przystopowała na chwilę, patrząc na mnie uważnie. Przypuszczam, że czekała na jakiś mój komentarz odnośnie Sadie, ale wolałam milczeć. Czułam teraz złość i rozżalenie, więc moje słowa pełne żalu i nienawiści skończyłyby się jeszcze większym płaczem, a tego chciałam uniknąć. Byłam wręcz przesiąknięta negatywnymi emocjami i czułam ich toksyczne skutki.
Nienawidziłam Sadie. Nienawidziłam Thomasa. Nienawidziłam Elisa, za to, że tak po prostu im uwierzył.
Uwierzył im w coś, co właściwie było prawdą. Zdradziłam zespół, choć wcale tego nie chciałam, a już na pewno tego nie planowałam. Nie tak to wszystko miało wyglądać.
Jezu, Alice, co tu się dzieje...
Drzwi do biura otworzyły się, a w progu stanął Elias. Mój szef, który już niedługo przestanie być moim szefem. Zamarłam.
Popatrzył na mnie z dezaprobatą, zatrzymując spojrzenie na ciemnych plamach na policzkach. Próbowałam usunąć rozmazany tusz do rzęs, przejeżdżając dłońmi po twarzy, ale bez skutku.
– Może pójdziesz do łazienki się ogarnąć, zanim dotrzemy na zebranie z komendantem głównym? Sądząc po twoim wyglądzie... – gapił się na mnie z obrzydzeniem –... Astrid zdążyła ci wyjaśnić powagę sytuacji.
Pokiwałam głową, bo słowa uwięzły mi w gardle. Nie byłam w stanie się odezwać, a co za tym szło, nie mogłam się obronić.
Elias skrzyżował ręce na piersi.
– Zanim rozpocznie się zebranie i zrobisz cyrk przed komendantem, bo oboje wiemy, że go zrobisz... – przerwał na chwilę, podchodząc bliżej. Był spokojny, wyprostowany i pewny siebie. Cieszył się z tego, że byłam w takim stanie, bo złamaną osobą łatwiej jest gardzić. – Chciałbym tylko powiedzieć, że to nic osobistego.
– Nic osobistego? – powtórzyłam żałośnie – Sadie się na mnie uwzięła.
Zabrzmiał to źle. Wręcz tragicznie. W zasadzie to chyba najgłupsza rzecz, jaką mogłam powiedzieć teraz do szefa, który zarządził spotkanie po to, by mnie zawiesić.
Elias zareagował tak, jak się spodziewałam.
– Nie bądź dziecinna, Alice. I nie pogarszaj swojej, już i tak beznadziejnej sytuacji. Wszyscy doszliśmy do wniosku, że twoje zachowanie ostatnim czasem było niepokojące.
Popatrzyłam na Astrid, bo słowo „wszyscy" wbiło mi kolejny nóż w serce. Zastanawiałam się, ile takich ciosów jestem w stanie jeszcze znieść.
– Wszyscy? – zapytałam z wyrzutem, ale Astrid pokręciła przecząco głową. Nie chciała być w to wciągana, a ja ją rozumiałam. Nie oczekiwałam też, że nagle zacznie mnie bronić przed Eliasem. Nie byłyśmy przecież przyjaciółkami.
Ja nie miałam przyjaciół.
– Wszyscy. – odparł z satysfakcją. Ten dupek naprawdę chciał mieszać mnie z błotem. Popatrzył na mnie, jak na dziecko, któremu trzeba tłumaczyć podstawowe rzeczy. Znów próbował robić ze mnie idiotkę – Alice, nie możesz nam się dziwić. Ciesz się, że nie zostałaś oskarżona o nic konkretnego. Nie wylatujesz z pracy, zostajesz zawieszona, aż do zakończenia tej sprawy. Później zastanowię się, co z tobą zrobić. Idę się przygotować do zebrania, a ty w tym czasie zrób coś z... – zabrakło mu słów, ale gestem ręki wskazał na moją opuchniętą twarz, nie kryjąc odrazy.
Wyszedł. Nie czekał na moją odpowiedź, bo pewnie w ogóle nie był nią zainteresowany.
Właśnie świat mi się zawalił, a przecież przyjechałam tu z zamiarem opowiedzenia o wszystkim, by doprowadzić do zatrzymania Christiana i członków Malbatu. Jak to możliwe, że w przeciągu kilkunastu minut znalazłam się w tak opłakanej rzeczywistości. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, a jednak działo się to naprawdę.
– Alice, będzie dobrze. – odezwała się Astrid.
Nie wiedziałam, czy szczerze chciała mnie pocieszyć, czy tylko próbowała zachować resztki przyzwoitości i wypadało rzucić jakimś banalnym tekstem.
Uśmiechnęłam się resztkami sił. Nie miałam już nawet ochoty na użalanie się nad sobą. Właściwie to sama nie wiedziałam czego chcę. W tamtym momencie nie byłam pewna niczego. Moja kariera właśnie się skończyła i to w tak popieprzonych okolicznościach.
– Gdybym była na twoim miejscu – znów zaczęła, siadając za swoim biurkiem. – zrobiłabym wszystko, by Sadie nie uszło to na sucho. Możesz mi wierzyć, że będę się codziennie modlić o to, by nie doszła do prawdy w sprawie Christiana Parkera. Niech nie myśli, że pozbywając się ciebie, ma większą szansę na awans. – prychnęła i sięgnęła swoją teczkę z notatkami.
Zrobiło mi się odrobinę lepiej. To właśnie chciałam usłyszeć od Astrid. Nawet, jeżeli była ostatnią osobą, do której w normalnych okolicznościach zwróciłabym się o radę, teraz stała się moim jedynym wsparciem.
Astrid. Nie mogłam w to uwierzyć, bo dałabym sobie rękę uciąć, że nie przepadała za mną prawie tak bardzo, jak za Sadie.
Jej słowa otuliły mnie w jakiś dziwny sposób i mogę przysiąc, że poczułam się trochę pewniej. Żal powoli ustępował miejsca nowym emocjom, na które chyba nie byłam przygotowana.
Coś kotłowało się w mojej głowie, spychając smutek i strach na dalszy plan.
– Modlitwy nie wystarczą, Astrid. – powiedziałam, choć nie do końca brzmiałam jak ja. Jakieś dziwne stworzenie przemawiało przez moje gardło. – Muszę działać. – dodałam, czując nieodpartą chęć zemsty.
Astrid podniosła na mnie wzrok, przyglądając mi się niepewnie. Myślała nad tym, co przed chwilą usłyszała. Byłam tego pewna.
Uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie i pokiwała głową. Dała mi znak, że akceptuje moją decyzję, chociaż jeszcze nie wiedziała, co planowałam.
Nie mogła tego wiedzieć, bo ja sama zastanawiałam się, co właściwie powinnam zrobić, by dać upust wszystkim emocjom. W głowie przewijały mi się obrazy, przedstawiające wszystkie momenty, w których poczułam się zraniona. W ostatnim czasie było ich o wiele za dużo. Nie kontrolowałam już swoich myśli, a czarna chmura negatywnych emocji zasłoniła mi spojrzenie na świat. Niczego bardziej nie pragnęłam niż odpłacenia się za wszystkie zadane mi krzywdy. Choć zazwyczaj słowo „zemsta", budziło we mnie pewnego rodzaju odrazę, dziś byłam inną Alice.
Alice gotową na wszystko. Alice marzącą o tym, by Sadie upadła.
Skoro zdecydowała się zniszczyć moją karierę i odsunąć mnie od sprawy, kosztem głupiej nagrody pieniężnej, powinna była przewidzieć, że nikt nie będzie w stanie zaszkodzić jej bardziej, niż ja.
Elias wrócił do biura. Spojrzał na mnie z widocznym niezadowoleniem, bo wciąż stałam przy parapecie z rozmazanym makijażem i niechlujnie związanymi włosami. Tylko moje oczy nie były już tak opuchnięte, jak wcześniej. Teraz zamiast smutku, można było dostrzec w nich dzikie iskierki.
Niesamowite, jak w krótkim czasie rozżalenie potrafiło zmienić się w tak wojownicze nastawienie, że byłam gotowa rzucić się na własnego szefa, za to, jak patrzył na mnie z irytacją.
– Astrid, weź się do pracy. – burknął, zauważając, że patrzyła w naszym kierunku. – Sadie przejęła sprawę i teraz wszystkie szczegóły masz omawiać z nią. Lub z Thomasem, oczywiście. – dodał naprędce, pocierając nerwowo kark.
Nie wiedziałam, ile razy musiała pokazać mu cycki i dać dupy, że był w nią tak zapatrzony, ale przypuszczałam, że dużo.
Ciekawe co powiedziałby na to jej mąż. Pomyślałam, że jeżeli kiedyś będę miała okazję go spotkać, chętnie porozmawiam z nim o tym, jak jego żona walczy o awans, wchodząc szefowi do łóżka.
Astrid skrzywiła się lekko, pewnie na myśl o tym, że nie tylko będzie musiała rozmawiać z Sadie, ale również słuchać jej poleceń i sugestii.
– Powinniśmy się zebrać i podjąć decyzję o zamknięciu granicy. Jeżeli ludzie Parkera będą próbowali przewieźć ostatni bus z narkotykami, zrobią to możliwie jak najszybciej, by nie tracić czasu. Powinniśmy być przyszykowani na... – zacięła się w połowie zdania, widząc Eliasa, który podniósł palec do góry. Nakazał jej milczeć, bo sprawy, o których mówiła już mnie nie dotyczyły. Nie chciał, żebym wiedziała o czymkolwiek.
Byłam w szoku, choć nie w takim wielkim, jak mogłabym się spodziewać, że będę.
Wiedzieli o ostatnim busie, który nie zdążył przejechać przez granicę.
Wiedzieli?!
Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? Rozumiem, teraz miałam zostać zawieszona, ale wcześniej?
Cholera jasna!
Wbiłam wzrok w Eliasa, wcale nie kryjąc tego, że byłam wściekła.
Nie zrobiło to na nim wrażenia, chyba nawet czuł się z tym dobrze, więc opanowałam swoje emocje, nie dając mu tej satysfakcji.
– Przez kilka dni byłaś dość nieobecna, postanowiłem, że nie będziemy zawracać ci głowy takimi drobnostkami, jak narkotykowy biznes Christiana Parkera. – wzruszył ramionami, by pokazać mi jak bardzo ma mnie w poważaniu.
Oczywiście, że byłam nieobecna, bo moje myśli skupiły się na planie spotkania z Christianem. Na planie, którego koniec końców nie zrealizowałam, a tylko pogorszyłam swoją sytuację. Tak czy inaczej, głowiłam się nad nim przez kilka dni, przychodząc do pracy tylko po to, żeby jak najszybciej z niej wyjść. Ale czy to, że się nie udzielałam, było powodem, dla którego zataili przede mną tak ważne informacje, do kurwy nędzy?
Elias jakby czytał w moich myślach. Uśmiechnął się cynicznie, a mnie momentalnie przeszedł dreszcz.
– Swoją drogą, Alice, nad czym tak rozmyślałaś? Co było tak ważne, że postanowiłaś zapomnieć o dochodzeniu? – zrobił krok w moją stronę, a ja cofnęłam się, by nie stać tak blisko niego. – Jak mam rozumieć fakt, że raz jesteś wybitną policjantką, – gestem ręki wskazał na tablicę, stojącą w rogu pomieszczenia. Wciąż widniał na niej szkic pomieszczeń klubu, który narysowałam, przedstawiając im swoją wersję. – doznajesz cudownego olśnienia i nagle naprowadzasz zespół na właściwy trop. – zatrzymał się na chwilę, patrząc mi tak głęboko w oczy, że aż poczułam zawroty głowy. Panikowałam, a on dobrze o tym wiedział. Czekał tylko na jakiś gest z mojej strony, świadczący o przyznaniu się do winy.
Nie byłam winna. Nie byłam. Nikogo nie zdradziłam. A nawet jeśli, to wcale nie chciałam tego robić.
– Elias, co ty... – zaczęła Astrid, ale znów postanowił ją uciszyć.
To była gra między nami. Gra, w której tylko jedno z nas mogło wygrać.
– Sadie miała rację, Alice. Twoje zachowania od początku były irracjonalne. Rozcięłaś sobie nawet rękę!
Nie wiem co moja ranna dłoń miała wspólnego z całą sprawą, ale przerażała mnie wizja tego, że Elias tak poukładał sobie wszystko w głowie, że nawet takie rzeczy jak incydent z lustrem miały być moją winą i próbą sabotażu. Nie chciałam się nawet odzywać, bo wiedziałam, że i tak nie będę w stanie się obronić.
– Chodźmy na to spotkanie i miejmy to już za sobą. – stwierdził nagle, przestając się na mnie gapić jak wariat.
Po tym wszystkim myślał, że gdziekolwiek z nim pójdę? Właśnie oświadczył mi, że podejrzewa mnie o zdradę i tak po prostu chciał udać się na spotkanie? Jasne. Zwariował, zaśmiałam się w duchu.
I niestety nie tylko w duchu...
– Mój szef oszalał! – zaklaskałam w dłonie, nie patrząc ani na Eliasa, ani na Astrid. Mogłam się tylko domyślać, że byli w niemałym szoku. – Po tylu latach wspólnej pracy, mój szef okazał się być idiotą. No nieźle.
Roześmiałam się głośno, kierując się w stronę wyjścia. Elias chwycił mnie za ramię, kiedy próbowałam go minąć. Spojrzałam na niego i przypomniałam sobie identyczną sytuację, kiedy to Thomas złapał mnie w parku. Wtedy zostałam dźgnięta niewidzialnym nożem po raz pierwszy.
Wtedy byłam przerażoną Alice, która pobiegła z płaczem do łazienki, nie radząc sobie z własnymi emocjami. A teraz byłam inną wersją Alice.
Tą wersją, która przerażała nawet mnie samą.
Zapiekła mnie ręka. Nie wiedziałam, że to takie bolesne, na filmach wygląda to nieco inaczej. Zazwyczaj uderzona osoba syczy z bólu, a nie ta, która zdecydowała się oddać cios.
Trudno, niczego w życiu nie żałuj, Alice. A już na pewno nie tego.
Popatrzyłam na Eliasa, który z szeroko otwartymi oczami stał i kipiał ze złości. Wiedziałam już, że tan widok zapamiętam do końca życia, a pamięć fotograficzną naprawdę miałam znakomitą.
Odcisk mojej dłoni zasłaniał mu cały lewy policzek, wyglądał komicznie z tą otwartą paszczą, kiedy zdezorientowany nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Chyba miał ochotę mnie zabić, ale nie bardzo wiedział, jak to zrobić w obecności Astrid.
– Ty ku... – nie dokończył, bo uniosłam drugą rękę. Pierwsza wciąż za bardzo mnie szczypała, by przypieprzyć mu kolejny raz.
Wzdrygnął się i zacisnął usta, zgrzytając zębami. Na jego twarzy malowała się prawdziwa furia.
– Nawet nie myśl o tym, żeby mnie wyzwać. – zagroziłam.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy odrobinę się uspokoił, bo wcale nie miałam ochoty bić go lewą ręką.
Korzystając z okazji, że puścił moje ramię, odwróciłam się do Astrid, która przed chwilą zerwała się na równe nogi. Wpatrywała się we mnie z szerokim uśmiechem, ale kiedy Elias również przeniósł na nią spojrzenie, odchrząknęła i spoważniała. Nie umiała jednak opanować się na tyle, bym nie dostrzegła rozbawienia w jej oczach.
Takiej Astrid jeszcze nigdy nie widziałam, jak widać jej poczucie humoru sprowadzało się do oglądania, jak ktoś wymierza szefowi policzek.
Fajnie, zaczynałam ją lubić. Gdyby nie to, że nasze drogi musiały się rozejść, może połączyłaby nas wspólna pasja- obserwowanie puchnącej i obolałej gęby Eliasa.
– Do zobaczenia, Astrid. – rzuciłam przez ramię, wychodząc z biura. Nie wiem, dlaczego tak powiedziałam, bo w głębi duszy wiedziałam, że już się nie spotkamy. Może było mi trochę żal?
Zbiegłam po schodach, mijając inne działy. Wciąż wyglądałam dziwacznie z tuszem, który zasechł mi na twarzy, ale nie miałam teraz czasu, by się tym przejmować. Otworzyłam drzwi, czując, jak uderza we mnie lodowate powietrze. Wychodząc minęłam młodą kobietę, która popatrzyła na mnie zdezorientowana.
Przewróciłam oczami, bo kto jak kto, ale akurat inna kobieta powinna zrozumieć, czym są ciemne smugi na policzkach. Dobrze wiedziała, że to skutek płaczu, więc mogłaby mi współczuć, zamiast się na mnie gapić.
Cholera. Ale przecież ja znałam tę kobietę. Gwałtownie wciągnęłam powietrze, czując jak nogi się pode mną uginają.
– Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona, jakby była w większym szoku, niż ja. Ale było to chyba niemożliwe, moje zaskoczenie nie mogło się równać z niczym innym. Po prostu zamarłam.
Widząc moje przerażenie, rozłożyła ręce w geście bezsilności. Sama nie wiedziała, co tu się działo, a mój widok tylko dodatkowo ją przytłoczył.
– Posłuchaj, – zaczęła, kręcąc głową – nie mam pojęcia o co tu chodzi i dlaczego to robicie. Przyszłam złożyć zeznania, okej?
Zgłupiałam. Kompletnie mnie odcięło. Musiało minąć kilka sekund, nim zdołałam się odezwać.
Dorothy patrzyła na mnie jak na wariatkę i choć nienawidziłam tego typu spojrzenia, postanowiłam jej w pełni wybaczyć, bo ona akurat miała do tego prawo. Sama czułam się jakbym była nienormalna.
– Co robimy? My to znaczy kto? – wydukałam, nie wiedząc nawet o co mam zacząć pytać. Jakie zeznania? O czym ona mówiła?!
– Nie udawaj głupiej. – przewróciła oczami – Twoja znajoma z policji była u mnie w sklepie. Groziła mi... No wiesz.
Nie wiem, Dorothy. Na tym polega cały problem.
Pokręciłam przecząco głową. Upewniła się, że naprawdę nie o mam o niczym pojęcia, po czym zbliżyła się do mnie, ściszając głos.
– Już dawno skończyło mi się zezwolenie na sprzedaż alkoholu w sklepie. – wyszeptała, jakbym po tych słowach miała cokolwiek zrozumieć. Widząc, że nic mi nie świta, ciągnęła dalej: – Twoja koleżanka, policjantka, była u mnie i zagroziła, że jeżeli nie złożę zeznań będę miała poważne kłopoty. Dlatego tu jestem. Wybacz, ale nie mogę narażać się na karę. Po prostu mnie na nią nie stać. – tłumaczyła się gorączkowo.
– Dorothy, poczekaj – przerwałam jej, przykładając sobie ręce do skroni. Musiałam się skupić. – Jakie zeznania?
Obserwowała mnie chwilę w zamyśleniu. Przygryzła wargę ze zdenerwowania, a mnie ten gest wcale się nie podobał.
Jeszcze zanim usłyszałam odpowiedź, poczułam silny skurcz w brzuchu.
– Mam zeznać, że widziałam cię w sklepie z Christianem Parkerem. – odpowiedziała, sama nie wiedząc jak bardzo mnie tym zdruzgotała.
Zakręciło mi się w głowie i poczułam szum w uszach. Przypływ tak silnego stresu nie mógł skończyć się niczym innym niż atakiem paniki.
Widziałam, że było jej mnie żal, chociaż nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie miała pojęcia, że moje życie właśnie się posypało. Niczym zdeptany zamek z piasku lub domek z pieprzonych kart.
Więc Sadie posunęła się aż do tego...
Powinnam była klęknąć przed Dorothy, błagać, by tego nie robiła i obiecać jej zapłatę za milczenie. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Zamiast tego odwróciłam się i uciekłam.
Wiedziałam, że gdy tylko Dorothy wyzna prawdę, ja zostanę oficjalnie poszukiwana za współpracę z przestępcą.
Jedyna kobieta, która mogła zatrzymać to wszystko i sprawić, że miałabym jeszcze czas na wyjaśnienia, właśnie szła po schodach do biura, by złożyć obciążające mnie zeznania.
Pieprzona Dorothy.
Biegłam szybciej niż kiedykolwiek. Nikt mnie nie gonił, a jednak czułam na karku złowrogi oddech. Oddech porażki i strachu.
Zabrakło mi tchu. Nie wiedziałam, dokąd tak pędzę, zostawiając za sobą moją pracę i samochód. Oraz najważniejsze- moje dawne życie.
Stara, niewinna Alice właśnie umarła. Na jej miejsce narodził się ktoś nowy.

MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now