33: Cisza Przed Burzą

110 21 6
                                    

Wooyoung miał koszmary. Od kiedy na własne oczy widział jak z bladej szyi małego chłopca tryska szkarłatna krew, nawiedzały go w podświadomości myśli,  których nie był z początku świadomy.
Widział i czuł jak gorąca, gęsta ciecz leje się mu na dłonie, a on nie może nic z tym zrobić.

Widział jak San umiera, jak zabija go własnymi dłońmi i patrzy jak z kolejnej ważnej dla niego osoby ucieka życie.
Obudził się biorąc w płuca gwałtowny haust powietrza. Zobaczył przed sobą znajome oczy i na sekundę myślał, że to nie był sen, a jawa.
Ale San żył, oddychał i nerwowo go obserwował, jednocześnie trzymając go za rękę i ściskając co chwilę, by pokazać, że wcale już nie śni.

- To tylko sen- powtarzał maniakalnie.- Tylko sen. Jesteś bezpieczny.

Wooyoung mu uwierzył, San w końcu nigdy go nie zawiódł, nie dał mu powodów do braku zaufania.

I jak on ma go zabić? Jak w obliczu ostatecznego starcia miałby wziąć broń i go uśmiercić? Coś co jeszcze niedawno zdawało się być dla niego oczywiste, teraz było powodem jego strachu i nienawiści do samego siebie. Nie po tym co San pokazał, co dla niego zrobił. Nie mógł go zabić.

- San?- Mamrotał w egipskich ciemnościach.

- Wszystko dobrze- w końcu podniósł go w pasie i przytulił do siebie i dopiero znajomy zapach jego skóry i potu sprawił, że zaczął normalnie oddychać.

- Miałem zły sen.

- Wiem- mówił w jego koszulkę.- Strasznie się szamotałeś.

- Zrobiłem ci krzywdę?- Spytał jakby to było najważniejsze.

Wyplątał się z jego objęć by móc spojrzeć mu w twarz i widzieć czy kłamie.

- Zrobiłem?- Powtórzył.

- Nie- odparł szczerze.- Nic mi nie jest, możesz sprawdzić jeśli chcesz.

Przytaknął niemrawo, wciąż oszołomiony. Nie wierzył mu, nie wierzył nawet samemu sobie, musiał sprawdzić i mieć absolutną pewność.
Po ciemku odsunął się od Sana i spojrzał ma niego nieśmiało. San zdjął z siebie cienką, nylonową kurtkę, ale też koszulkę pod spodem i rozłożył ręce by Wooyoung mógł mieć pewność.

- Widzisz? Jestem cały.

Wooyoung wyciągnął do niego dłoń, opuszkami palców dotknął jego klatki piersiowej. San był dobrze zbudowany, całe życie pracował, a takie rzeczy odbijają się na sylwetce. Zazwyczaj był też opalony, jego skóra przybierała odcień ciemnego miodu, podczas kiedy Wooyoung był niezdrowo blady. Zawsze to między nimi mocno kontrastowało.
San był ciepły. To ciepło biło od niego i docierało do dłoni Wooyounga, który czuł się zahipnotyzowany tym uczuciem. Noce, szczególnie w jamie były chłodne. Trząsł się, a San tak go kusił.

Nawet nie pytał go o zdanie, po prostu przyłożył chłodny policzek do jego piersi dmuchając mu na skórę.

- San- mówił wdychając jego znajomy zapach, który zawsze kręcił się koło niego gdy mijał go bez słowa na korytarzu.- Boję się San.

Nigdy nie powiedziałby mu tego w innej okoliczności. Nie umiałby tego zrobić, zdobyć się na coś takiego.

- Boję się, że umrzemy.

- Zrobię wszystko żeby nic ci się nie stało- zakrył go ramionami przyciskając do siebie mocno okrył ich kurtką rzuconą wcześniej na bok i starał się go jak najbardziej ogrzać.

- A kto ochroni ciebie?

- Ty to robisz każdego dnia będąc tu ze mną.

Czy mu się wydawało, czy Wooyoung płakał? Nie szlochał, ale to chyba nie w jego stylu. Mówił co prawda drżącym głosem, ale na tyle spokojnie, że dało się go zrozumieć. Mimo to San miał wrażenie, że czuje na skórze mokre łzy. Dlaczego wszystko musiało być takie słodko gorzkie?

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANWhere stories live. Discover now