12: Utracone Życie

130 26 7
                                    

Gdy Wooyoung zobaczył Sana w drzwiach, nie potrafił ruszyć się ani o centymetr. Nie mógł wciąż do końca uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział na oczach milionów ludzi. Miał w tym jakiś cel? To była gra, czy może jakiś podstęp?

A co jeśli naprawdę tak myślał? Chciał poświęcić dla niego życie, a to już nie było zwykłe droczenie się, czy zabawa. Zastanawiał się też co czuje Roan, kiedy widział jak jego przyjaciel mówi takie słowa przed całym krajem. Zacisnął mocno pięści, aż paznokcie nie wbiły mu się boleśnie w skórę i wziął głęboki oddech. Nie powiedział jednak ani słowa. Gdy stanęli naprzeciw siebie, odczekał kilka sekund, a nie widząc z Sana strony żadnej reakcji, po prostu wyminął go zwinnie i uciekł do wyjścia, gdzie czekał już Orys i Irene.

Starał się nie słuchać co mają mu do powiedzenia, ale wyłapał zza pleców kilka pochwał i podziw jaki nagle do niego nabrali. Nie umiał powiedzieć czy się z tego cieszył, czy nie. To bardziej jak debatowanie nad sensem rzeczy kompletnie go pozbawionych. Taka decyzja niosła za sobą zarówno plusy, które mógł z niej wyciągnąć, ale i minusy. Przede wszystkim jeszcze bardziej skomplikowała wszystko w jego głowie. Teraz już nie czuł wobec Sana rywalizacji i zrezygnowania. Nie miał odruchu walki z nim, choć on od początku był dość słaby, bo myślał, że nie ma z nim szans.

I tu kolejna zmiana, nie czuł się już kompletnie bezsilny. To prawda, że za Sanem było jeszcze wielu innych trybutów, z którymi walka wydawała się należeć do z góry przegranych, ale to co innego, bo rywalizacja z Sanem miała podłoże emocjonalne związane z jego bratem. Teraz sytuacja się nieco prostowała.

Choć czy na pewno? Czy dobrowolna śmierć tego człowieka naprawdę sprawiała, że wszystko miało się od tak ułożyć?

San miał umrzeć. To brzmiało nienaturalnie.

Po wejściu do apartamentu zniknął w swoim pokoju. Nie zamierzał z nikim rozmawiać, wysłuchiwać rad czy nowo wymyślonych taktyk, to już nie miało większego znaczenia. Następnego dnia miał został wypuszczony na arenę ze zgrają zabójców, to co teraz usłyszy i tak nie zmieni jego położenia. A ćwiczenia? Siedział nad tym codziennie, lecz wcale nie stał się silniejszy. Jego głowa tak bardzo zajęta była rozmyślaniami nad niecodzienną sytuacją, że nie miał już siły na cokolwiek innego.

Usiadł jedynie przy wielkim oknie, przytulił się do zimnej szyby, aż od dotyku jego skóry nie zaczęła parować. Wzrok utkwił w panoramie miasta, a myśli w słowach jakie usłyszał.
Jeszcze jeden dzień, zaledwie kilkanaście godzin, zanim zostanie wystawiony na śmierć. Wtedy wszyscy to zobaczą, jego rodzice, Roan, cały dystrykt, nawet San bo będzie tuż obok.

Życie w Kapitolu jako ulubieniec ludzi nie było takie złe. Pewnie mógłby się do tego przyzwyczaić, głupio było przyznać, ale dobrze się w tym czuł. Nawet jeśli na początku drwił sobie ze wszystkich ludzi tu.  Ale Kapitol to nie to samo co arena, a to nie łatwo jest przeskoczyć.

Wiedział, że Orys będzie na niego wściekły, a może nawet zaraz po niego kogoś pośle, bo będzie chciał omawiać te mądre taktyki, ale mało go to obchodziło. Skoro i tak najpewniej umrze, to niewiele to zmieniało. On po prostu potrzebował ostatniej chwili ciszy i samotności w miarę bezpiecznym miejscu. Cichego kąta gdzie zaszyje się i odłączy od całego istniejącego świata.

Usłyszał szarpnięcie za klamkę, ale nawet się nie odwrócił. Jeśli to Irene, to będzie musiała się rozczarować, nie miał zamiaru zjawiać się na dole. Niespodziewany gość jednak się nie odezwał. Wooyoung wciąż wpatrzony w miejskie światła, nadstawił uszu by chociaż poznać go po krokach.
Cicho przemknął od drzwi, po jego małą kryjówkę, a to oznaczało po wielkiej gracji, że z pewnością był to San.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANWhere stories live. Discover now